Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2009, 21:08   #14
Shathra
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
Kiedy Wielki Jack Lee Huggins wypowiedział swoje słowa w kierunku Diericka, rzucając przy tym kilka szylingów, mały prawie zeszczał się w portki z wrażenia. Spojrzał na swoje dłonie. Nie śmiał nawet sprawdzać czy monety są prawdziwe i chyżo poleciał na zaplecze karczmy.

Szczęściem do kuchni wleciał właściciel „Bukanerskiej Doli”. Nie w smak mu było, że chłopak ma jakieś inne plany niż wspinanie się po szczebelkach kariery w jego zachlanym kurwidołku.
- Tyyyy.... - rozpoczął swoją złośliwą wypowiedź ściszonym głosem, zbliżając się powoli do chłopaka. Ale Dierick nie mógł już sobie pozwolić na takie traktowanie. W końcu nie kto inny jak Jack Lee Huggins zaprosił go na swój statek! Mały wskoczył raptem na stół i zdzierając z siebie fartuch wypowiedział wzniośle oto takie słowa:
- Jeszcze świat usłyszy o wielkim Portuguesie! - narobił wiatru, rzucając fartuch staremu pod kikut nogi. Sięgnął na najwyższą półkę po najdroższe wino i w to miejsce ustawił stosik monet. - A ty se sam siedź w tej obrzyganej kupie pirackiego szumowijstwa. Wypływam w M-O-R-Z-E!!!

Wybiegł jak opętany z zaplecza, doganiając grupkę nowych przyjaciół i od razu wręczył Kapitanowi butelkę wina.
- To najlepsze jakie miał stary, panie Kapitanie! - wypowiedział trochę zdyszany.

W trakcie przechadzki w kierunku statku, Dierick nawet nie miał czasu przyglądać się towarzyszom, choć nie umknęła jego uwadze, pewna młoda dama taszcząca kufer z seksownymi pierdołami. Przez myśl mu tylko przeszedł jakiś frazes, który wykręcił jego oczami. Żaden porządny dżentelmen nie sprawił sobie kłopotu jej bagażem.

Wszystko szło całkiem nieźle, dopóki nie znaleźli się na owym wysławionym statku. Dierick choć może młody był i ledwo co matka odstawiła go od piersi, znał się na rzeczy. Wyczuwał co się święci a święciło się nie najlepiej. Z daleka cuchnęło pokładowym buntem a to zawsze oznaczało bijatykę.

Dierick wiedział co w takiej sytuacji robić. Były dwa wyjścia. Albo się schować, albo uciekać. Albo... spojrzał w kierunku najokazalej wyglądającego murzyńskiego wojownika. Tak, to było trzecie wyjście i Dierick upatrzył sobie w nim swoją szanse na przeżycie. Wszyscy przecież wiedzieli, że murzyni mieli wielkie... doświadczenie. Byli zaprawieni w bojach. Przełknął ślinę, bo nie wiedział czy to co zrobi, wywoła w czarnoskórym gniew i przy okazji zarobi po głowie. Podobno dla nich wszyscy biali wyglądali tak samo. Sam nie wiedział skąd o tym wie, ale zamierzał w końcu się o tym przekonać

.
Juba, bo tak jego chwilowy sojusznik się nazywa, sam w sobie był ciekawym obiektem. Ale kiedy afrykańczyk rzucił w przeciwnika włócznią i wydał z siebie wrzask, Dierik o mało co nie zemdlał stojąc tuż za nim. Oj, źle wybrał.... Na szczęście kiedy ten zrzucił z siebie okrywającą jego piersi szatę, perspektywa stała się ciupeńkę milsza. Jego nasączone krwistym płynem mięśnie, wprost lśniły w blasku księżyca a ruchy były tak zwinne i szybkie, że z ledwością udawało się chłopakowi skryć za jego ogromnym, żylastym ciałem. Nie sposób było trzymać rączek przy własnej pupie, mając u boku taki kawał pysznego steku. Z resztą sytuacja tego wymagała i tego Dierick starał się trzymać, jak tonący brzytwy. Juba stał w samym środku szalejącej walki jedynie w szarych, podwiniętych ponad kolana spodniach. Każdy jego mięsień, każde ścięgno, każda żyła, pulsowała jak szalona. Dierick z przejęcia otworzył usta.

Wtedy rozpętało się prawdziwe piekło. Strzały, krzyki, wrzaski. Trupy jeden po drugim padały na pokład statku. O dziwo panna z kuferkiem też ukatrupiła jednego. Chłopak oniemiał z wrażenia, cierpiąc wewnątrz olbrzymie katusze, że po tym wszystkim, kiedy statek będzie już ich, cały ten bajzel on, własnymi rękami będzie musiał wysprzątać.
 
Shathra jest offline