Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2009, 22:27   #16
Korbas
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Irak, Bagdad, Rejon Al-Karamah
6 Września, godzina 19.16
John Williams, Jack Hollyfield, Thomas Anker, Harve Loodstone

Williams i jego żołnierze kryli się za swoim Strykerem AZ77, próbując
wymyślić jakąś drogę do atakowanego budynku. Partyzantów z minuty na minutę przybywało, jakby wszystkie oddziały zebrały się właśnie tu w Al-Karamah przed budynkiem tajemnego laboratorium partyzantów. Lars wybiegł w bok chowając się za niewielkim murkiem, oddając kilka strzałów. Z drugiej strony Anker przetoczył się z pod kół Strykera za ścianę budynku laboratorium i rozbijając bronią okno wszedł do środka.
-Loodstone ogień zaporowy! Lars biegnij do Ankera! - krzyknął Williams, zza samochodu.
Lars również pobiegł do okna i wskoczył przez nie do budynku. Williams zmienił magazynek na pełny i wychylił się zza AZ77 oddając 3 strzały i zabijając jednego partyzanta.
-Loodstone, teraz Ty! Biegnij do okna i pomóż chłopakom.
Abrams bardzo pomógł przy tym ataku, w zaskakująco krótkim czasie rozproszył połowę sił partyzantów, ale wciąż ich przeważające siły atakowały z wielką zawziętością.
Chwilę później wszyscy z oddziału Williamsa byli już w środku. Korytarz był zniszczony przez liczne eksplozje, ale dało się jeszcze nim przejść, jednak trzeba było bardzo uważać by nie oberwać kulki. Cała piątka przeszła przez korytarz i wbiegła na wyższe piętro zastając tam sześciu Amerykańskich żołnierzy. Troje strzelało z okna, jeden opatrywał rannego żołnierza, a jeden patrzył jak Williams i jego oddział wchodzi po schodach.
- Miło że wpadliście! - rzekł, wstając i podchodząc do Williamsa. - Kpt. Alan Lorca - zasalutował żołnierz.
-Srż. John Williams - odpowiedział - zabieramy was stąd.
-Macie jakieś dodatkowe wsparcie? - spytał Lorca, podczas gdy jego podwładni powoli osłaniając się nawzajem wycofywali się w głąb pokoju, w kierunku schodów.
-Niestety nie. Nawet nie mamy transportu, nasz Stryker został uszkodzony. - odparł Williams - Ale oddalimy się od miejsca bitwy i zabiorą nas stamtąd do bazy.
-No dobra. Idziemy za wami.
Williams spojrzał po swoich szeregowych i kiwnął głową na znak żeby szli za nim. Potem ruszył schodami w dół, powoli, trzymając broń w pogotowiu.
Zeszli na dół i trzymając się ściany ruszyli do tylnich drzwi budynku.
Prawdopodobnie partyzanci w większości się rozproszyli, bo nie było już ciągłego ognia, tylko pojedyńcze serię co kilka sekund.
Oddziały Williamsa i Lorci zatrzymały się przed drzwiami. Williams wyważył je kopniakiem i żołnierze wybiegli na zewnątrz.
Jak można się było spodziewać była to zasadzka, ale mało skuteczna bo zaraz po wybiegnięciu żołnierzy z budynku zastrzelili troje partyzantów, reszta chybiła i uciekła.
-Do przodu, nie zatrzymywać się, trzymać się ścian, ubezpieczać dookoła, uważać na dachy i okna - wydał szybko rozkaz Williams i pobiegł między dwoma lekko uszkodzonymi domami, a reszta za nim.
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline