Irak, Bagdad, Rejon Al-Karamah
6 Września, godzina 19.16
John Williams, Jack Hollyfield, Thomas Anker, Harve Loodstone
Williams i jego żołnierze kryli się za swoim Strykerem AZ77, próbując
wymyślić jakąś drogę do atakowanego budynku. Partyzantów z minuty na minutę przybywało, jakby wszystkie oddziały zebrały się właśnie tu w Al-Karamah przed budynkiem tajemnego laboratorium partyzantów. Lars wybiegł w bok chowając się za niewielkim murkiem, oddając kilka strzałów. Z drugiej strony Anker przetoczył się z pod kół Strykera za ścianę budynku laboratorium i rozbijając bronią okno wszedł do środka.
-
Loodstone ogień zaporowy! Lars biegnij do Ankera! - krzyknął Williams, zza samochodu.
Lars również pobiegł do okna i wskoczył przez nie do budynku. Williams zmienił magazynek na pełny i wychylił się zza AZ77 oddając 3 strzały i zabijając jednego partyzanta.
-
Loodstone, teraz Ty! Biegnij do okna i pomóż chłopakom.
Abrams bardzo pomógł przy tym ataku, w zaskakująco krótkim czasie rozproszył połowę sił partyzantów, ale wciąż ich przeważające siły atakowały z wielką zawziętością.
Chwilę później wszyscy z oddziału Williamsa byli już w środku. Korytarz był zniszczony przez liczne eksplozje, ale dało się jeszcze nim przejść, jednak trzeba było bardzo uważać by nie oberwać kulki. Cała piątka przeszła przez korytarz i wbiegła na wyższe piętro zastając tam sześciu Amerykańskich żołnierzy. Troje strzelało z okna, jeden opatrywał rannego żołnierza, a jeden patrzył jak Williams i jego oddział wchodzi po schodach.
-
Miło że wpadliście! - rzekł, wstając i podchodząc do Williamsa. -
Kpt. Alan Lorca - zasalutował żołnierz.
-
Srż. John Williams - odpowiedział -
zabieramy was stąd.
-
Macie jakieś dodatkowe wsparcie? - spytał Lorca, podczas gdy jego podwładni powoli osłaniając się nawzajem wycofywali się w głąb pokoju, w kierunku schodów.
-
Niestety nie. Nawet nie mamy transportu, nasz Stryker został uszkodzony. - odparł Williams -
Ale oddalimy się od miejsca bitwy i zabiorą nas stamtąd do bazy.
-
No dobra. Idziemy za wami.
Williams spojrzał po swoich szeregowych i kiwnął głową na znak żeby szli za nim. Potem ruszył schodami w dół, powoli, trzymając broń w pogotowiu.
Zeszli na dół i trzymając się ściany ruszyli do tylnich drzwi budynku.
Prawdopodobnie partyzanci w większości się rozproszyli, bo nie było już ciągłego ognia, tylko pojedyńcze serię co kilka sekund.
Oddziały Williamsa i Lorci zatrzymały się przed drzwiami. Williams wyważył je kopniakiem i żołnierze wybiegli na zewnątrz.
Jak można się było spodziewać była to zasadzka, ale mało skuteczna bo zaraz po wybiegnięciu żołnierzy z budynku zastrzelili troje partyzantów, reszta chybiła i uciekła.
-
Do przodu, nie zatrzymywać się, trzymać się ścian, ubezpieczać dookoła, uważać na dachy i okna - wydał szybko rozkaz Williams i pobiegł między dwoma lekko uszkodzonymi domami, a reszta za nim.