Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2009, 14:28   #86
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Jako że psycholog, Klara i Piotrek nie zdecydowali się ruszyć z Markiem, Krzysiek postanowił zostać z nimi i bronić kościoła dopóki grupa nie wróci. Marek, Aiden i kapral Arwiński ruszyli w poszukiwaniu jakiegoś pojazdu i może trochę świeżej żywności. Na zewnątrz było zimniej niż w środku. Oddech zamieniał się w parę, a śnieg chrzęścił pod stopami. W sumie od dawna nie było tak srogiej zimy w Polsce, jak teraz. Na oko było gdzieś minus 15 stopni. Grupa nie przeszła daleko. Za rogiem kościoła napotkała dziwnego osobnika. Mimo zimna miał na sobie tylko czarne spodnie i czerwoną, skórzaną kurtkę. U pasa miał przytroczone dwa potężne pistolety, a na plecach wielki miecz. Jego włosy były niemalże tak samo białe jak śnieg. Stał z pochyloną głową. Marek trzymając cały czas broń w pogotowiu zapytał:
-Hej, Ty tam. Kim jesteś? - Aiden także przygotował broń. Kapral tylko obserwował dziwnego człowieka jakby gdzieś już go widział. Z kościoła wybiegł Krzysiek i reszta, zaniepokojeni okrzykiem doświadczonego żołnierza.
Postać podniosła powoli głowę i przyjrzała się im. Uśmiechnęła się i odparła:
- Jestem tym który wędruje i niszczy. Jestem ten który widzi i ucisza. Jestem ten który słyszy i oślepia. U was zobaczyłem i usłyszałem wielki potencjał i olbrzymią misję jaką na was nałożono. Nie jesteście jednak gotowi...Niespodziewanie postać zaczęła biec w waszą stronę z nieprawdopodobną szybkością. Błyskawicznie pokonywał dzielące was metry.
Marek szybko nacisnął oba spusty obrzyna i wyszarpnął pistolety. Reszta także otworzyła ogień, a kobiety schowały się do kościoła. Punk stał jak zamurowany przyglądając się napastnikowi.

Kule nie wyrządziły wielkiej krzywdy nieznajomej postaci. Wykonując niezwykły obrót, zszedł z linii pocisków i tylko jego kurta została przedziurawiona. Kanonada nie powstrzymała go przed dotarciem do Marka. Tam uśmiechnął mu się prosto w twarz i zanim żołnierz uczynił jakikolwiek ruch, uderzył go w brzuch pozbawiając przytomności. Ostatnie co zapamiętał to wyraz twarzy napastnika. Nie wyczuł, żeby chciało go skrzywdzić. Często sam miał taki wyraz twarzy, gdy musiał kogoś obezwładnić, ratując jego własne życie. Krzysztof zaklął szpetnie i odrzucił pusty magazynek z karabinu szybko ładując nowy. Aiden jeszcze nie zdążył dokładnie poznać swojej broni, dlatego nie widział co ma zrobić by znowu móc strzelać. Nawet próba skupienia magii spełzła na niczym. Aidenowi wydawało się jakby cała moc z niego odpłynęła. Napastnik zgrabnie przeskoczył nad nim, wykonując obrót w powietrzu i w ostatniej chwili kopnął go w tył głowy. Oczy czarodzieja zaszły mgłą, a wkrótce stracił przytomność. Kapral rzucił się z bronią na przeciwnika, nie widząc sensu w przeładowywaniu broni. Został szybko obezwładniony i dołączył do towarzyszy leżących na ziemi. Został już tylko Krzysiek, który skończył wreszcie ładować broń. Wystrzelił kolejną serię. Przeciwnik odbił się i przebiegł kilka metrów po ścianie budynku. Na jego pięty następowała bruzda powstała z pocisków wystrzelonych przez żołnierza. Dźwięk metalu rozniósł się w powietrzu, gdy miecz został wyszarpnięty ze swojej pochwy. Nieznajomy odbił kilka pocisków wymierzonych w niego. Rykoszet uszkodził Krzyśkowi nogę i spowodował jego upadek. Nim się obejrzał, na jego piersi spoczywała noga napastnika, a jemu samemu brakowało tchu. Zemdlał.

Kobiety w kościele z przerażeniem słuchały strzelaniny i odgłosu ciał upadających na śnieg. W końcu wszystko ustało. Nieznajomy ruszył w ich stronę. Na jego twarzy malowała się życzliwość.
- Nie bójcie się. Nie zrobię wam krzywdy - powiedział spokojnie i uniósł rękę do góry. Klara poczuła nagle wielkie zmęczenie. Jej powieki zaczęły się zamykać, a nogi ugieły się pod jej ciężarem. Poczuła, że jakieś silne ramiona chwytają ją i powoli kładą na ziemię. Wkrótce zasnęła głębokim snem. Tak samo jak psycholog i dziewczynka. Pozostał tylko Piotrek. Postać w czerwonej kurtce zwróciła się w jego stronę i z mieczem w ręku ruszyła do niego...

Obudziliście się wszyscy w kościele. Leżeliście na jakichś wiązkach z liści i trawy. Drzwi nadal były otwarte na oścież, a wasz sprzęt leżał obok was w nienaruszonym stanie. Nie czuliście żadnego bólu, a jedynie niepokój związany z tym co się stało oraz kim był ten niesamowity mężczyzna. Nie pamiętaliście nic od momentu gdy zemdleliście do teraz, ale u każdego z was w głowie kołatały się słowa "Teraz jesteście już gotowi. Z Bogiem"
Słońce było już wysoko, a przyroda była w pełni rozbudzona z nocnego snu
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline