Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2009, 15:47   #109
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Przenośnia jest bardzo cennym narzędziem nie tylko dla artystów, pod którymi rozumiemy poetów oraz powieściopisarzy. Jest przydatna na co dzień dla każdego, nawet szarego człowieka. Każdy potrafi jej użyć, ale nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Wiele powszechnych stwierdzeń ma swoje powiązanie z przenośnią.

Przykładowo wśród ludzi istnieje takie sformułowanie jak: "Są ludzie i taborety" lub "Są ludzie i parapety", a także "Pieprzony ciemniak".

Oczywiście dosłowna interpretacja tych słów daje jeden, bezsensowny bełkot, lecz rozpatrując przenośne znaczenie, wielu się z nim zgodzi.

Zadziwiające jest, że słowo "taboret" i "parapet" może mieć tyle znaczeń, pomijając dosłowne. Może oznaczać głupców, idiotów, kretynów, imbecyli, gburów, prostaków, a także wszelki margines umysłowo-osobowościowy.

Jeszcze bardziej dziwne było to, iż niektóre osoby mocno przyciągają takich osobników. Nie jest to szczególnie emocjonujące, a także budzi negatywne emocje u "magnesu".

Zdecydowanie Dantlan do takich indywiduów należy. Czasami porażała go ciemność niektórych towarzyszy.

Powiadają, że organ nieużywany, zanika. Wolał nie wiedzieć ile czasu te bezrozumne persony nie używały mózgu, jednakże wiele by oddał za wiedzę, jak z takim poziomem intelektualno-emocjonalnym udało im się przeżyć.

Słowa Keitha jedynie potwierdziły domysły Lisa. Kot był czymś więcej niż tym, na co wyglądał. Wszystko było bardzo niepokojące. Kot przechodził przez drzwi, był nieśmiertelny pod względem śmierci naturalnej, a także bardzo niepokojąco szybki.

Z jego punktu widzenia, pozycja obronna była bardzo wskazana. Krasnoludowie dostosowali się bez słowa sprzeciwu, choć zapewne nie widzieli w tym większego sensu. To się chwaliło.

Kotraf, Zahreg i Tatro ustawili się w pierwszym rzędzie, przed Dantlanem, Averre, Patrem i Halgiem.

Przybyli wcześniej towarzysze nie w pełni wykazali taką chęć. Zachowywali się różnie.

Wilk postanowił dostosować się i stanął wraz z Krasnoludami oraz innymi siłami dystansowymi, w drugim rzędzie, lecz była to jedyna osoba, która zgodziła się z nim.

Lenard stał i nic sobie z tego nie robił, zaś Vanya odeszła kawałek.

-Już raz miałem rację-syknął do Elfki, mrużąc oczy. Przesłanie było jasne. Poprzednim razem miał rację z tym, że nie powinna iść. Nie posłuchała i mało brakowało, a zginęłaby. Tym razem znowu go nie posłuchała, ale była ostrożna.

Vaelen, który najpierw powiedział mu coś o śmierci, teraz zamierzał podejść do kota. Cóż, Elf Słoneczno-Wodny z pewnością nie wiedział, czemu nazywano go Lisem.

Dantlan za pierwszym razem, na słowa Elfa Wodno-Słonecznego miał ochotę roześmiać się, teraz miał ochotę trzepnąć go kosturem w pusty łeb. Był niemal pewien, że dałoby się wtedy usłyszeć echo.

Najgłupszym okazał się Honogurai. W konkursie na największego kretyna, byłby niekwestionowanym królem. Aż dziw brał, że jeszcze żył, gdyż za niebezpieczne, zapewne, uważał to, co wielkie, brzydkie i szczerzy się na niego.

Myślenie w tych kategoriach bardzo szybko kończyło się zgonem, co jest najprostszym przykładem tego, iż ciemnota umysłowa zabija.

Honogurai już raz wysunął jedno, bardzo głupie rozwiązanie, lecz to przebiło wszystko. Chwycenie banana i rzucenie nim w kota, który jest silniejszy od Śmierci, było pomysłem arcydurnym, na który stać jedynie króla idiotów.

Potknięcie się, prawdopodobnie o własne nogi i przewrócenie się, nadawało lekkiego akcentu klowna z cyrku, zaś odbicie się banana od sufitu i wylądowanie obok cyrkowca, nadawało bardzo komiczny wyraz.

Całe zdarzenie Dantlan skomentował jednym, pogardliwym prychnięciem, zabarwionym przez irytację.

Uważał, że Honogurai, razem ze swoją porażającą błyskotliwością i zręcznością, nie jest wart spojrzenia ani słów komentarza. Przynajmniej na chwilę obecną, kiedy w domu Śmierci, przyjdzie im się stawić z czymś doprawdy silnym.

Tymczasem kot zastygł w bezruchu i siedział tak nawet wtedy, kiedy Vaelen podszedł do niego! To zdecydowanie nie był dobry znak.

Nagle, kiedy Elf chciał wziąć kota na ręce, w jego środku zaczęło coś pukać, jak w skorupie wykluwającego się jaja, co było jeszcze gorszą wiadomością.

Informacje dalej pogarszały się, gdyż ze skorupy miłego, ładnego kotka, wyłoniło się coś pokroju Wilkołaka!

Dantlan od razu przyjrzał się przeciwnikowi, który miał siedem stóp wzrostu, zaś jego klatka piersiowa miała dwie do trzech stóp, zaś cały był koloru rudego.

Ponadto Lis dalej nie widział oznak starzenia się, co pogarszało ich sytuację, zważając na to, iż był istotą magiczną, co dawało mi prawie całkowitą niewrażliwość na magię. Tylko na magię, ale na jej skutek już nie.

-Co za cholerstwo?!-krzyknął Krasnolud.

-Nie chcesz wiedzieć-syknął na widok Wilkołaka, zaś Patro wypuścił bełt, który trafił w klatkę piersiową stworzenia, które nic sobie z tego nie robiło.

W umyśle Dantlana kształtowały się już dwa zaklęcia. Każde zawierało w sobie kilka elementów i każde było w pewnym stopniu niebezpieczne dla drużyny. Gdyby nie zadziałały osłony, oni również padną ich ofiarą, gdyż zamierzał użyć do ataku nieco większej siły.

-Nikt nie może poznać Sekretu-powiedział, zaś oczy Lisa zabłysły niebezpiecznie.

Gdy tamten zaczął wypowiadać pierwsze słowo, Dantlan już skoncentrował się, zaczynając odpowiednio kształtować zaklęcie, którego musiał określić każdy element.

Na początku należało określić miejsce, w którym wszystko zacznie się tworzyć.

Dłoń Maga zaczęła drżeć w kontrolowany sposób.

Pierwsza część zaklęcia traktowała o zgromadzeniu sporej ilości wodoru w powietrznej izolacji, po czym ścisnąć to do granic możliwości. Nie było to trudne, a nawet wręcz przeciwnie, proste i szybkie.

Drżenie wzmogło się tak, że przeszło w trzęsienie się.

Druga część traktowała o zgromadzeniu tlenu, wokół powietrznego izolatora wodoru, w izolatorze od pozostałej części powietrza. Po tym trzeba było ścisnąć tak, by utworzyło grot.

Trzęsienie przeszło w regularne obroty kosturem.

Trzecią częścią zaklęcia było wystrzelenie go do celu, który w tym wypadku był Wilkołakiem.

Obroty przeszły w gwałtowny ruch kosturem, z pozycji pionowej do pozycji, w której kąt nachylenia między drewnem, a podłogą, wynosił czterdzieści pięć stopni.

Wszystko to trwało kilka sekund, kiedy to wraz ze sprężeniem się Wilkołaka do skoku, trzeci element wszedł w fazę działania.

Zaklęcie było o tyle dobre, iż grot był ostry i niewidzialny, a jednocześnie zrobiony z powietrza, a raczej jego elementów. Po rozpadzie nie zostawiał żadnych śladów.

Zaklęcie miało się utworzyć przed Tatrem, potem wystrzelić ku klatce piersiowej Wilkołaka, gdzie miało się wbić w ciało na długość grotu, czyli około dziesięciu centymetrów, nie przebijając się na drugą stronę ciała.

Grot miał utkwić w ciele, zaś jego tył miał być dokładnie na równi z ciałem, zasklepiając ranę swoją tylną częścią. Wtedy powinien uwolnić się tlen, gdyż Mag chciał pozwolić izolacji na rozpad.

Uwolnienie tlenu miało być pierwszą częścią, wzmacniającą i inicjującą drugą część, polegającą na uwolnieniu wodoru.

Połączenie powinno spowodować wybuch, wzmocniony tlenem, zaś ilość dwóch składników, powinna wystarczyć do rozsadzenia Wilkołaka dwa razy bardziej wytrzymałego pod względem ciała i kości, na strzępy.

Nie mniej jednak jego uwaga pozostała również przy drużynie.

Feliks wykazał się przytomnością umysłu, zaś jego pomysł nie był zły, przeciwnie, kwalifikował się do kategorii dobrych pomysłów.

Vanya ściągała na siebie uwagę, wyprowadzając swój atak, na który Lis miał szczerą nadzieję, iż nie spowolni, ani nie zatrzyma Wilkołaka.

Keith wystrzelił z kuszy, zapewne w kierunku głowy.

Vaelen zaczął rzucać zaklęcie.

Lenard chciał zaatakować z zaskoczenia.

Tymczasem on był gotów korygować lot pocisku, ponieważ on znał jego aktualne położenie. Był gotów wprowadzić korektę lotu, gdyby tamten wykonał jakiś ruch, który pomógłby mu uniknąć pocisku.

Energia kinetyczna Wiolkołaka i grotu, były naprawdę duże, więc szanse wbicia się, były ogromne.

Taki cios powinien być zdolny nawet do odrzutu Wilkołaka lub całkowitego zatrzymania go, więc mniej-więcej w połowie drogi pomiędzy miejscem startu, a Krasnoludami, powinien stanąć.

Jeżeli jednak Wilkołak przeżyje i dalej będzie agresywny, postanowił uszkodzić mu zmysł słuchu.

Zaklęcie drugie polegało na wytworzeniu bariery powietrznej przy małżowinach usznych stworzenia, a wewnątrz chciał wytworzyć, za pomocą poruszających się cząsteczek, fale dźwiękowe liczące sobie około stu pięćdziesięciu decybeli do dwustu decybeli. Jednocześnie bariera powinna zatrzymać fale, by nie rozchodziły się poza małżowiny uszne stworzenia.

Jeśli i to nie zatrzyma Wilkołaka, wykona obrót wokół własnej osi, po czym gwałtowne nachylenie kostura względem ziemi do czterdziestu pięciu stopni i wystrzelenie ognistego pocisku wprost na łeb stworzenia.

Pierwsze zaklęcie mogło mu zużyć około ćwiartki tego, co miał w sobie, czyli około ósmej części całej magii, którą mógł pomieścić.

Drugie zaklęcie mogło pochłonąć piątą część aktualnej magii, czyli dziesiątą część całej jego pojemności magicznej.

Trzecie było w stanie ująć mu dziesiątą część tego, co miał w sobie, jednocześnie będąc dwudziestą częścią całej pojemności.

W sumie jego magia, względem całej swojej pojemności, mogła mu zabrać o czterdziestą część więcej niż ćwierć tego, co może w sobie pomieścić. Było to uczciwą ceną za destrukcję Wilkołaka.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline