Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2009, 23:21   #553
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Anzelm, poczyniwszy spustoszenia w bibliotece zszedłeś schodami na dół, rozglądając się równocześnie po okolicy. Fosth'ki nigdzie nie widać, pewnie nadal penetruje "swoje" drzewo. Ty w bibliotece spędziłeś zapewne kilka godzin, czarodziejka musiała się więc natknąć na równie interesujące pomieszczenia, skoro jeszcze jej nie ma. W zamyśleniu przyglądasz się znakom na drzewach. Technika wykonania nie jest Ci znana; najbardziej przypomina to farbę, która precyzyjnie wsiąkła w korę tworząc misterne malowidła. Znaki nie przypominają alfabetu tei'ner jaki widziałeś w bibliotece; są dużo bardziej złożone i jako litery byłyby wysoce niepraktyczne. Zauważasz, że znaki ewoluują; przynajmniej od pierwszego w trzeci. Czwarty zaś wygląda, jakby był zupełnie niezależny. Masz nadzieję, że inni będą mieć jakieś pomysły jak rozwikłać oznaczenia na drzewach, bo nie uśmiecha Ci się przeszukiwanie kilkudziesięciu - jeśli nie kilkuset - obszernych vallen w poszukiwaniu czegoś, co może wyprowadzić Was z niewiedzy. Chociaż... wyruszyliście z Rangaard w zasadzie na ślepo, kierując się głównie własnymi pobożnymi życzeniami. Może to i lepiej, że znaleźliście puste miasto? Nie wiadomo przecież jak Was - a zwłaszcza Ciebie - przyjęli by tei'ner, skoro z opisu Sylwana wyglądali oni na jeszcze bardziej fanatycznych czcicieli Zivilyn niż sam kapłan. Czy przyjęli by pokojowo Ciebie takiego, jakim byłeś... jakim stałeś się po śmierci Maureen? Przed oczami staje Ci blada, martwa twarz Łowczyni, lecz szybko odganiasz od siebie jej widok. Czas skupić się na teraźniejszości... przyszłości... zemście... Poznałeś już kiedyś słodki smak zemsty i teraz znów czujesz, że na myśl o niej drży całe Twoje jestestwo... podobnie jak medalion wiszący znów bezpiecznie na Twojej szyi.

***


Seleno
, wielość wydarzeń ostatnich kilku dni sprawiła, że ponowny widok Miee'sitil wywarł na Tobie mniejsze wrażenie, niż mogłaś się tego spodziewać. Bardziej skupiona byłaś na bluźniercach, bezprawnie panoszących się wśród majestatycznych vallen, oraz własnych nowych przeżyciach, niż na przerażającej ciszy i pustce wypełniających ulice miasta.

Z ukrycia obserwujesz poczynania przybyszów, nieświadomych zapewne tragedii, jaka rozegrała się tu jeszcze niedawno. A może to było już dawno? Z przerażeniem stwierdzasz, że nie masz pojęcia ile czasu minęło od chwili Twojej haniebnej ucieczki. Dni? Tygodnie? Mie... chyba nie... miesiące...? Rozkładające się potrawy nie zniknęły jeszcze doszczętnie, ale być może dziwna atmosfera miasta paradoksalnie temu nie sprzyjała? W panice rozglądasz się dookoła próbując jak najdalej wytchnąć ze swojej kryjówki. Te kilkanaście godzin odpoczynku w trakcie podróży dobrze Ci zrobiło; czujesz się mniej śpiąca i o wiele silniejsza. Masz wrażenie, że każda minuta spędzona w Twoim rodzinnym mieście dodaje Ci energii. A może to nie miasto. Może to Matka, która nie odrzuciła Cię zupełnie i przez swoje źródło dodaje Ci sił? Chwytasz się tej myśli, starając się odegnać od siebie wizje klęski Miee'sitil, jednak na próżno - w oczy rzuca Ci się kształt ciała Elsei utrwalony w korze jej ukochanego drzewa i w tym momencie zalewa Cię niekontrolowana fala wspomnień, zwłaszcza to jedno, najstraszniejsze...

... oszalała ze strachu biegniesz alejami szukając swych bliskich. Jak w zwolnionym tempie widzisz mgłę pochłaniającą Kylvena, który ostatkiem sił odpycha od siebie płaczącą Mayleen. Nie mogąc wykonać żadnego ruchu – bo też nie ma czasu na ruch – widzisz, jak czarna śmierć obejmuje stopy Twojej córki, która w panice próbuje odpełznąć jak najdalej, małymi rączkami starając się zrzucić z siebie zabójczy twór... A w kilka sekund później nie ma już na co patrzeć a Ty, otępiała z bólu, stoisz pośrodku piekła...


***


Tymczasem w innej części lasu...

Ponura postać dyszała ciężko, słaniając się na niby-nogach. Chociaż płuca i cały system oddechowy nie będąc do niczego potrzebne dawno przestały funkcjonować, mężczyzna nie mógł pozbyć się odruchu pobierania powietrza. Teraz, po odprawieniu długich i wyczerpujących rytuałów czuł, jakby miał się zaraz udusić, a serce (albo raczej to, co z niego pozostało) chciało wyskoczyć z jego piersi. Z trudem odwrócił się od stołu z preparatami i wyszedł z sali. Ze zdumieniem stwierdził, że na dworze zapada już zmierzch; dawniej praca nie zajmowała mu tyle czasu. Teraz sam rytuał ożywienia kilku trupów pochłonął większość dnia - a pozostawała przecież jeszcze żmudna, niemal zegarmistrzowska robota: wplecenie w na wpół zgniłe ciała magicznych (tak, magicznych... - potwór z lubością przeżuł to słowo) więzów i katalizatorów, które przywiązywały resztki duszy do dawnej, ziemskiej powłoki.

Tymczasem jednak stwór poczłapał na balkon i z dumą rozejrzał się po swojej niedawno odzyskanej domenie. Po barierach wzniesionych przez pięć ras nie było nawet śladu. Wyczuwał jeszcze ich fragmenty głęboko w zalanych, podziemnych korytarzach, lecz tamte przejścia nie były mu do niczego potrzebne. Najważniejsze było, że tu - na lądzie - cieszył się nieograniczoną swobodą. Prawie nieograniczoną - dwa przyczółki Imil nadal broniły się przed jego mocą i wzrokiem: zrujnowana świątynia, która (o ironio) w czasie wojny padła jako pierwsza, oraz samotny, wytworny budynek, zalany teraz światłem zachodzącego słońca. Mężczyzna zmierzył je nienawistnym wzrokiem, po czym skierował się do wnętrza swojej fortecy. Cokolwiek w nich jeszcze pozostało nie było w stanie mu już zagrozić.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 20-04-2009 o 21:21. Powód: poprawka przesunięcia czasowego
Sayane jest offline