Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2009, 00:41   #202
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Kall'eh stał, zdyszany i mokry. W skroniach czuł pulsowanie adrenaliny. W uszach szum złości. Ręce kurczowo zaciśnięte na opuszczonym toporze. Stał wpatrzony w ziemię. Nie w Barbaka, który wspomógł go "drabinką". Nie na Uzjela, który tak chytrze i sprytnie zarazem zagrał. Lecz na ziemię, czarny grunt usiany liśćmi, kępkami trawy i wieloma śladami. Śladami walki. Zdeptaną, zoraną i ugniecioną. Bez kszty poszanowania dla niej. Padł na kolana. Ze zmęczenia i z litości.
Klęczał tak ze spuszczoną głową, żeby po chwili zacząć się śmiać. Spojrzał wreszcie na Uzjela. Wstał. Wyprostował się. Zarzucił Topór na barki i ruszył w stronę rycerza.

- Graetuluję, chwalebne jest jak ktuś łumie dokonać swego zamierzenia. - rzekł Kall'eh podając prawicę Uzjelowi. - ino, mężniejszego pokonać ni mogłeś. - Wskazał Barbaka.

Zaiste. Rycesz pokonał dzisiaj wielu przeciwników. Kilku nawet nie świadomych zagrożenia. Te miejsce ukazało wiele złego ale i wiele dobrego. Teraz każdy będzie miał zaufanie do uzjela. A grono podejrzanych będzie o jedną osobę mniejsza. Zaś co jest najważniejsze, wszystko zdawało się mieć swój sens.

Błysk, dziwna światłość. Krasnolud odruchowo padł na kolana. W przeszłości świadczyło to o czymś co z czasem znienawidził. Ale to było za czasów jego watahy. Otworzył oczy. Pola, las w oddali i karczma z domkiem. Przenieśli się. Dobrze, że w ostatniej chwili wrócił się po torbę i kusze. Co za domek? Nie wiedział. Może będzie tam można w przyszłości jakąś gorzałkę kupić? Miał taką nadzieję. Z tym że musiał pierw na nią zarobić w jakiś sposób ogólnie przyjęty.

Pojawili się wszyscy. Nawet drow na fufim. Ten to ma dobrze. Cały czas jazda. Z całego tego zamieszania nie zauważył kiedy kruk się zbliżył. Zauważył go dopiero gdy ten przemówił. Ale czego można się było spodziewać. Ile byli w tamtym miejscu? Ile zdołali przejść? Ile przepłynąć? Ile wycierpieć? Utrata nóg, świadomości, chęci do walki. Złość, żal, gorycz i smutek. Wszystko to spowodowało, że szli do karczmy ostatkiem sił. I nie dziwne zatem, że mógł nie zauważyć zbliżającego się kruka.

- Do karczmy przybędzie kobieta – odezwał się głośno łopoczący skrzydłami kruk. - Kobieta ta wie, że ma spotkać siedmiu, w tym jedną kobietę. Ale Oni pozostali.

Zdziwiło to trochę krasnoluda. Nie był biegły w takie łamigłówki. Kto pozostał? Jaka kobieta? Spojrzał się na resztę.

- Muże cuś ło tym wicie? Łona nas szuka? - zapytał

****

Domek koło karczmy nie zachwycił wnętrzem. A szkoda. Na krechę na pewno by coś wycyganili... wygnomili znaczy. Karczma. Zdawała się troszkę inna niż poprzednim razem. Ale zmęczenie wiele może zdziałać. W środku było cudownie ciepło, cudownie przytulnie, cudownie aromatycznie i do tego lekka muzyczka. Orkiestry nie widać ale może gdzieś jest. Karczma duża a przecież muzyka z pudełka nie może pogrywać. Odrazu w oczy rzucił się gliniany gąsior na ladzie. A także przyzwoicie pijani klienci. (O ile można ich tak nazwać.) Karłowi momentalnie zaschło w gardle. Bał się że straci głos. A wiadomo co może taka długa susza spowodować? Rozglądał się jeszcze kiedy podszedł bliżej Szamil i przemówił.

- Słuchajcie ferajna, ta cała Vari gra w przeciwnej drużynie, trza przejąć ten przedmiot. No ale ja mam zamiar się wykąpać, Wy w tym czasie kombinujcie.

Co? Kąpać? Spojrzał na swoje ubranie, zaciągnął powietrza z pod pach. Obejrzał się na zad. Po co odrazu kąpać? Tylko ino buty umyć i ciuch przeprać. Bo krwią upaprany. No i nowe spodnie trzeba by jakieś, bo od kolan w dół poszarpane są. Natomiast bardziej ciekawił go sam przedmiot, który ten pan miał przekazać uszatej kobiecie. Ciekawe przedmioty mają ciekawe wartości i zastosowania. A może to list? Może coś co zbliży ich do tamtej drużyny? Nie było narazie czasu tego roztrząsać ale trzeba będzie złapać kiedy tego gadatliwego kruka. Na sznurku więcej powie niżli tylko zagadki swoje.

Po usłyszeniu oferty karczmarza nie był wielce zadowolony. No ale i tak mogło być gorzej. Po wysłuchaniu Szamila zaśmiał się gromko. Kieliszek wina. To chyba tylko elfy potrafią. Do czego ten kieliszek? Chyba, żeby muchy wabił.
-... no ale ło gustach si ni dyskuci....- mruknął śmiejąc się dalej.

- A jakbyś chciał do nas dołączyć... - kontynuował Elf a Krasnolud, jak by mu tylko siły na to pozwoliły, tarzałby się, tupał nogami i głośno rżał ze śmiechy. Niestety. Starczyło mu tylko na krótki parsk. Lecz humor miał o niebo lepszy niż przed wejściem do zajazdu.

- piffo płatnę rzeczesz? To mi daj pokój na trzech panów i uszykuj na dole stół zastawiony jadłem... i niechaj bedzie te wino. Z dfa dzbany, take ło - wskazał ten z lady - albo tszy. Ino tyko żeby pieczystego cuś było.

Zwrócił się potem do reszty.
- Zatem za siakiś czas na wieczerze zejdzta. Ło przy stole, tamoj. Łobgadamy se, zezjemy i wymijem. I ktu bedzie chciał spać we trzy z krasnoludem tło zapraszam. - Patrzył pytająco chwilkę po czym wziął jabłko z lady i ruszył na zewnątrz za potrzebą.
Po powrocie spytał się o swoją izbę poszedł tam zrzucić z siebie torbę i broń. (sztylety zawsze ma przy sobie). Zszedł na dół usiąść do stołu.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline