Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2009, 21:31   #201
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Błysk (to słowo od dziś będzie mu się źle kojarzyło) i teleportacja. Wylądowali wszyscy tak jak stali. W jego przypadku oznaczało to, że stał ubabrany w błocie i krwi, tylko w podartych spodniach. Cóż... niektórzy mieli więcej szczęścia... Is z Nizzre stali właśnie namiętnie przytuleni.
"A uważałem Was za rozsądniejszych, szczególnie Ciebie Aniele. Dajesz komuś doskonałą broń do ręki."
Elf postanowił parce nie przeszkadzać i nie oddawać jeszcze klingi Isowi.
-Dobra ferajna sprawdźmy ten nowy budynek.
Jednak nim zdążyli dojść do budynku czyjś ptak przyczepił się do elfa. Szamil jak to Szamil odganiając się od ptaszyska poczęstował go niezłą wiązanką.
-A pójdziesz Ty! Ktoś z Was nie stracił ptaka bo tu jeden do mnie się przyczepił.
To były chyba jedyne dwa cenzuralne zdania wypowiedziane przez niego.
-Nie wiedziałem, że Berithi gustuje teraz w ptakach!
W końcu dotarli do budynku, który okazał się pustym sklepem, w tym czasie elf ciągle walczył z krukiem.
-Barbak pilnuj lepiej swego ptaka!
W końcu ferajna weszła do karczmy, Szamil wszedł jako ostatni, tryumfalnie zatrzaskując drzwi przed ptasim dziobem.
Jakaś dwójka spojrzała się na nich krzywo. Dwójka musiała być niedorozwinięta jeśli patrzyła się krzywo na orka w pełnej płycie. Nim karczmarz do nich podszedł rozmawiał z jakimś mężczyzną, elf mimowolnie wsłuchiwał się w ich konwersację.
Rozejrzał się upewniając, że nikt go nie usłyszy.
-Słuchajcie ferajna, ta cała Vari gra w przeciwnej drużynie, trza przejąć ten przedmiot. No ale ja mam zamiar się wykąpać, Wy w tym czasie kombinujcie.
Karczmarz właśnie do nich podszedł i grzecznie zapytał się czy czegoś nie potrzeba.
-Przygotuj mi kąpiel do pokoju dwu osobowego włącznie z posiłkiem dla jednej osoby i kieliszkiem czerwonego wina. Uważaj by woda z wanny cudownie nie znalazła się w winie. A co do pokoju to weźmiemy dwu osobowy z Barbakiem, tym orkiem. Nie przeszkadzają Ci głośne krzyki? Barbak w nocy czasem zachowuje się nieznośnie głośno.
Szamil starał się przybrać swój najbardziej kochający inaczej wyraz twarz (starał się wyglądać jak ork), ba nawet mrugnął do karczmarza.
-A jakbyś chciał do nas dołączyć...
Miał bardzo dobry humor, sam nie wiedział czemu. A gdy miał dobry humor uwielbiał żartować, oczywiście kosztem innych.
-Słuchaj macie może jakieś ubranie z pomocy dla powodzian albo ofiar samozapłonu?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 19-04-2009 o 21:46.
Szarlej jest offline  
Stary 20-04-2009, 00:41   #202
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Kall'eh stał, zdyszany i mokry. W skroniach czuł pulsowanie adrenaliny. W uszach szum złości. Ręce kurczowo zaciśnięte na opuszczonym toporze. Stał wpatrzony w ziemię. Nie w Barbaka, który wspomógł go "drabinką". Nie na Uzjela, który tak chytrze i sprytnie zarazem zagrał. Lecz na ziemię, czarny grunt usiany liśćmi, kępkami trawy i wieloma śladami. Śladami walki. Zdeptaną, zoraną i ugniecioną. Bez kszty poszanowania dla niej. Padł na kolana. Ze zmęczenia i z litości.
Klęczał tak ze spuszczoną głową, żeby po chwili zacząć się śmiać. Spojrzał wreszcie na Uzjela. Wstał. Wyprostował się. Zarzucił Topór na barki i ruszył w stronę rycerza.

- Graetuluję, chwalebne jest jak ktuś łumie dokonać swego zamierzenia. - rzekł Kall'eh podając prawicę Uzjelowi. - ino, mężniejszego pokonać ni mogłeś. - Wskazał Barbaka.

Zaiste. Rycesz pokonał dzisiaj wielu przeciwników. Kilku nawet nie świadomych zagrożenia. Te miejsce ukazało wiele złego ale i wiele dobrego. Teraz każdy będzie miał zaufanie do uzjela. A grono podejrzanych będzie o jedną osobę mniejsza. Zaś co jest najważniejsze, wszystko zdawało się mieć swój sens.

Błysk, dziwna światłość. Krasnolud odruchowo padł na kolana. W przeszłości świadczyło to o czymś co z czasem znienawidził. Ale to było za czasów jego watahy. Otworzył oczy. Pola, las w oddali i karczma z domkiem. Przenieśli się. Dobrze, że w ostatniej chwili wrócił się po torbę i kusze. Co za domek? Nie wiedział. Może będzie tam można w przyszłości jakąś gorzałkę kupić? Miał taką nadzieję. Z tym że musiał pierw na nią zarobić w jakiś sposób ogólnie przyjęty.

Pojawili się wszyscy. Nawet drow na fufim. Ten to ma dobrze. Cały czas jazda. Z całego tego zamieszania nie zauważył kiedy kruk się zbliżył. Zauważył go dopiero gdy ten przemówił. Ale czego można się było spodziewać. Ile byli w tamtym miejscu? Ile zdołali przejść? Ile przepłynąć? Ile wycierpieć? Utrata nóg, świadomości, chęci do walki. Złość, żal, gorycz i smutek. Wszystko to spowodowało, że szli do karczmy ostatkiem sił. I nie dziwne zatem, że mógł nie zauważyć zbliżającego się kruka.

- Do karczmy przybędzie kobieta – odezwał się głośno łopoczący skrzydłami kruk. - Kobieta ta wie, że ma spotkać siedmiu, w tym jedną kobietę. Ale Oni pozostali.

Zdziwiło to trochę krasnoluda. Nie był biegły w takie łamigłówki. Kto pozostał? Jaka kobieta? Spojrzał się na resztę.

- Muże cuś ło tym wicie? Łona nas szuka? - zapytał

****

Domek koło karczmy nie zachwycił wnętrzem. A szkoda. Na krechę na pewno by coś wycyganili... wygnomili znaczy. Karczma. Zdawała się troszkę inna niż poprzednim razem. Ale zmęczenie wiele może zdziałać. W środku było cudownie ciepło, cudownie przytulnie, cudownie aromatycznie i do tego lekka muzyczka. Orkiestry nie widać ale może gdzieś jest. Karczma duża a przecież muzyka z pudełka nie może pogrywać. Odrazu w oczy rzucił się gliniany gąsior na ladzie. A także przyzwoicie pijani klienci. (O ile można ich tak nazwać.) Karłowi momentalnie zaschło w gardle. Bał się że straci głos. A wiadomo co może taka długa susza spowodować? Rozglądał się jeszcze kiedy podszedł bliżej Szamil i przemówił.

- Słuchajcie ferajna, ta cała Vari gra w przeciwnej drużynie, trza przejąć ten przedmiot. No ale ja mam zamiar się wykąpać, Wy w tym czasie kombinujcie.

Co? Kąpać? Spojrzał na swoje ubranie, zaciągnął powietrza z pod pach. Obejrzał się na zad. Po co odrazu kąpać? Tylko ino buty umyć i ciuch przeprać. Bo krwią upaprany. No i nowe spodnie trzeba by jakieś, bo od kolan w dół poszarpane są. Natomiast bardziej ciekawił go sam przedmiot, który ten pan miał przekazać uszatej kobiecie. Ciekawe przedmioty mają ciekawe wartości i zastosowania. A może to list? Może coś co zbliży ich do tamtej drużyny? Nie było narazie czasu tego roztrząsać ale trzeba będzie złapać kiedy tego gadatliwego kruka. Na sznurku więcej powie niżli tylko zagadki swoje.

Po usłyszeniu oferty karczmarza nie był wielce zadowolony. No ale i tak mogło być gorzej. Po wysłuchaniu Szamila zaśmiał się gromko. Kieliszek wina. To chyba tylko elfy potrafią. Do czego ten kieliszek? Chyba, żeby muchy wabił.
-... no ale ło gustach si ni dyskuci....- mruknął śmiejąc się dalej.

- A jakbyś chciał do nas dołączyć... - kontynuował Elf a Krasnolud, jak by mu tylko siły na to pozwoliły, tarzałby się, tupał nogami i głośno rżał ze śmiechy. Niestety. Starczyło mu tylko na krótki parsk. Lecz humor miał o niebo lepszy niż przed wejściem do zajazdu.

- piffo płatnę rzeczesz? To mi daj pokój na trzech panów i uszykuj na dole stół zastawiony jadłem... i niechaj bedzie te wino. Z dfa dzbany, take ło - wskazał ten z lady - albo tszy. Ino tyko żeby pieczystego cuś było.

Zwrócił się potem do reszty.
- Zatem za siakiś czas na wieczerze zejdzta. Ło przy stole, tamoj. Łobgadamy se, zezjemy i wymijem. I ktu bedzie chciał spać we trzy z krasnoludem tło zapraszam. - Patrzył pytająco chwilkę po czym wziął jabłko z lady i ruszył na zewnątrz za potrzebą.
Po powrocie spytał się o swoją izbę poszedł tam zrzucić z siebie torbę i broń. (sztylety zawsze ma przy sobie). Zszedł na dół usiąść do stołu.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 20-04-2009, 15:28   #203
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Błysk, teleport, łąka, wieczór. Koniec walki, koniec morza nieumarłych. Koniec zadania. Wygrana Uzjela. Jego porażka.
Barbak wziął bardzo głęboki oddech, potem drugi. Uspokajał się. Robił to czego większość jego plemienia zrobić nie potrafiła. Wyciszał demony swej duszy. Uspokajał się. Raz za razem wciągał do swych płuc hektolitry powietrza. W końcu ukląkł. Nie bacząc na towarzyszy, nie przejmując się docinkami, spływającym z jego ciała błotem, smrodem i wszystkim tym, czym teraz był on sam. Ukląkł i pogrążył się w modlitwie:

Sacrament of Wilderness
Naked in midwinter magic
Lies an angel in the snow
The frozen figure crossed by tracks of wolves
An encounter symbolic yet truthful
With a hungry choir of wood
An agreement immemorial to be born

Dulcet elvenharps from a dryad forest
Accompany wall the charming tunes
Of a sacrament by a campfire
A promise between the tameless
And the one with a tool
Tonight the journey from a cave begins

I want to hunt with the tameless heart
I want to learn the wisdom of mountains afar
We will honor the angel in the snow
We will make the streams for our children flow

Wrapped in furs beneath the northern lights
From my cave I watch the land untamed
And wonder if some becoming season
Will make the angel melt in shame


Powstał.
Z dużo lżejszym sercem. Z wolnym umysłem. Wolny od wszystkich trosk, pewien swego kolejnego celu. Pewien tego gdzie skieruje swe kroki. Pewien tego co zrobi, gdy kolejny dzień przyniesie kolejne wyzwania. Pewien tego w co wierzy. Pewien, że światło zawsze wyznaczy mu właściwą drogę.

Palladine. Jeśli mnie słyszysz... nie proszę o wiele.
Nie o jakieś światłe towarzystwo, bo to, jak nic innego pasuje do mego chamskiego bytu.
Nie proszę o bogactwa, ani sławę.
Spraw jeno tylko, aby me ścieżki prowadziły mnie tam, gdzie mogę nieść chwałę Światła....
... i ześlij mi MALEŃSTWO! Bardzo mi go brakuje.


Spojrzał na Uzjela. Kiwnął mu głowę, uderzył pancerną pięścią w swe opancerzone serce. Nie miał żalu. Teraz gdy wyszedł już z szału bitewnego nie miał pretensji. Uzjel zrobił to co powinien był uczynić. Zrobił to co pewnego dnia ork będzie musiał zrobić samemu. Barbak nie osądzał, bowiem pewnego dnia nie chciał zostać osądzony.

W karczmie znaleźli się zanim jeszcze ork zdążył powiedzieć cokolwiek. Jacyś ludzie patrzyli na orka spode łbów, Barbak nie był pewien czy czegoś chcieli. Był jeszcze jednak nie dość pijany aby wszczynać awanturę. Miał jednak nadzieję że szybko uda mu się to zmienić.
Karzeł zamówił sporą ilość wina... Wina? Ork spojrzał nań z dezaprobatą.
- Rozumiem, przyjacielu że za browar trza tu płacić. Ale żeby winem niszczyć swe delikatne podniebienie? BARBAN! Gorzały!
- Barbak pilnuj lepiej swego ptaka! Samael odezwał siê gdzieś nieopodal.
Ork złapał pierwsze z przyniesionych naczyń, powąchał, uśmiechnął się, przechylił... osuszył, zagryzł.
- Mocne! Karczmarzu z czego to pędzicie? Ze sznurówek czy rudych myszy? Synek gdzie ty jesteś? A! Jesteś. Nie obawiaj się o mnie. Dam sobie rade. Nie mam inklinacji do pozbywania się części swego ciała.
-Słuchajcie ferajna, ta cała Vari gra w przeciwnej drużynie, trza przejąć ten przedmiot. No ale ja mam zamiar się wykąpać, Wy w tym czasie kombinujcie.
Barbak spojrzał na Samaela jak co najmniej na trędowatego... KĄPAĆ Siê??!!??!!?? Przecież już się kąpał w tym tygodniu! Dziwni byli ci elfowie. Jedynym rozumiejącym jego zmieszanie był karzeł. Barbak usiadł koło brodacza i nadstawił kolejne naczynie wznosząc toast.
- Za tych, którzy w halach Reorxa znaleźli wieczny odpoczynek!
Kolejne naczynie zostało osuszone.
Przygotuj mi kąpiel do pokoju dwu osobowego włącznie z posiłkiem dla jednej osoby i kieliszkiem czerwonego wina. Uważaj by woda z wanny cudownie nie znalazła się w winie. A co do pokoju to weźmiemy dwu osobowy z Barbakiem, tym orkiem. Nie przeszkadzają Ci głośne krzyki? Barbak w nocy czasem zachowuje się nieznośnie głośno.
Samael przybrał dziwną minę. Starał się w niej wyrazić coś pomiędzy drwiną i potrzebą wyżycia się fizycznego... i jeszcze czegoś. Ork nie wiedział do końca czego. Synek wyglądał komicznie, zatem ork zdecydował się prowadzić tę grę.
Spojrzał na karczmarza, na Samaela, na karczmarza, Samaela. Po czym przybrał wyraz twarzy zawstydzonej dziewicy.
- OCh! Przestań! Ork w pełnym pancerzy płytowym zatrzepotał rzęsami. Jego prawa dłoń z chrzęstem zbroi płytowej powędrowała do pozy "czajniczek", podczas gdy lewa pozostała w pozie "imbryczek".
-A jakbyś chciał do nas dołączyć... Samael perorował dalej. Gdy twarz orka się zmieniła.
- Przestań! Głos Orka stał się narazi zimny. ON JEST MÓJ! stwierdził, po czym karczmę wypełniło głośnie [plask]. Wbrew pozorom celem ataku nie była twarz Karczmarza, a siedzenie elfa. Ork pomiział potem elfa za uchem i coś mu szepnął. Następnie szczerze ubawiony sytuacją i własnymi żartami dodał:
- Leć no Synek na górę i przygotuj się jak trzeba, a Tatuś Barbak posiedzi tu z Panem Karłem i opróżni jeszcze z kilka głębszych. Barbak zasiadł w najlepsze za stołem zabierając się za co większy kawałek dziczyzny. Był głodny. Topór wraz z młotem pozostały gdzieś w zasięgu ręki. Nie ważnym było której... były i to było najważniejsze.
- Smacznego! Głośne odgłosy ćmakania wypełniły karczmę.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 20-04-2009, 17:06   #204
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Wtuliła się w niego. Najzwyczajniej w świecie wtuliła się. Nie wiedział co miał uczynić. Dawno nie był w takiej sytuacji. Ręce nie wiedziały co czynić...
Przytulił ją. Chciał to zrobić od czasu gdy go uratowała. Chciał jej podziękować. Nie mógł. Głos uwiązł mu w gardle. Czuł jej delikatny dotyk. Jakby nie odbył przed chwilą walki. Jakby nie uciekali przed chmarą nieumarłych.
Ile trwał ten uścisk? Zaledwie chwila to była ale Isowi wydawało się że całą wieczność tak stoi. Otarł się "przypadkowo" o jej włosy...
Szepnęła coś. Może jego imię... Nie miał czasu by się nad tym zastanawiać- przylgnęła swymi ustami do jego. Zmieszał się kompletnie. Co miał uczynić, co uczynić?! Poddał się chwili i... odwzajemnił pocałunek. Niemożliwa do opisania rozkosz rozeszła się po jego ciele. Chciał zatopić swą dłoń w jej cudnych włosach. Chciał chwycić i nie pozwolić odejść... Powstrzymał się.
Grunt pod nimi zniknął. Kolejna sztuczka kruka?
Pojawili się na przepięknej łące. Zachód słońca. Is westchnął. Nagle zorientował się co się działo. Cały czas "wlepiony" w Nizzre... Wnerwił się. Nie na żarty! Nie na nią. Na siebie...
Delikatnie "wyszedł" z pod jej rąk i spojrzał na innych. Nikt chyba tego nie zauważył. Nikt prócz...
"Szamil... Nic przed wzrokiem elfa się nie ukryje"
- Echhh...
Is zmieszał się kompletnie. Na twarzy pojawiły się dwa wielkie szkarłatne place.
Spojrzał na Barbaka, na Uzjela. Nie wyglądali na wypoczętych. Chociaż... kto wyglądał? Dopiero teraz, w tym nieskazitelnie czystym miejscu, mógł poczuć jak... cuchnie. Bleee...
"To lepiej nie podchodzić za blisko Kall'eha i Barbaka..."
Przed nimi była karczma. To chyba...
"Ta sama co przedtem, na początku! W niej się spotkaliśmy po raz pierwszy. W niej poznałem trady... no, to nie było zbyt miłe."
Uśmiechnął się jednak. Wspomnienia- jedyna rzecz którą uzyskał po Pierwszym Miejscu. Chociaż nie! Jest jeszcze Elir! Ten wspaniały wilk który był tam gdzie on! Przyszedł go ratować... No i te ostatnie pięć minut... Poco mu ta krucza szabla? On już wygrał!
Weszli do karczmy. A raczej weszliby gdyby nie ptak. Kruk? Zaczął atakować Szamila by po chwili przemówić.
Is słysząc to zaczął trochę główkować.
"Kobieta? A co nam z takiej informacji że kobieta? Oj, kruku, kruku... Nie interesuje mnie twoja informacja!"
Weszli w końcu do karczmy. Była... większa niż poprzednio! I nie taka pusta! Był karczmarz, jacyś miejscowi leżący już jak kłoda.
"Leżą jak kłoda... więc trunek jakiś może być. Byle nie to wino które wypiłem podczas naszej ostatniej wizyty..."
Wtem odezwał się Szamil:
-Słuchajcie ferajna, ta cała Vari gra w przeciwnej drużynie, trza przejąć ten przedmiot. No ale ja mam zamiar się wykąpać, Wy w tym czasie kombinujcie.
Is nie wiedział skąd on się dowiedział o czymś nowym. Może ma... no, nie wiem... czyściejsze uszy?
"Zaraz, zaraz! Vari? Jak i ona to i blondasek powinien być! Szykuje się niezła noc!"
Dopiero teraz jednak doszła do niego dalsza część wypowiedzi Szamila. Kąpiel! Taaaak... tego mu trzeba było! Tylko... nie pod natrsykiem i nie z... Uzjelem. Ma inny gust niż co niektórzy!
Karczmarz powiedział... że za piwo się płaci? Wszystko inne za darmoche ale piwo? A Is dawno nie pił tego trunku...
Spojrzał na dwarfa. Widocznie wiadomość o płatnym browarze nie zepsuła mu dobrego humoru. Szamil jednak pokazał się od tej strony jak go Is zapamiętał podczas poznania. Samozapłon... Powodzian...
Elf nie miał siły aby się roześmiać ale przyjazny uśmiech znowu zagościł mu na twarzy. Był członkiem przezwariowanej drużyny.
Kąpiel mogła poczekać. Żarcie i wszelkie trunki wyskokowe też. Wyszedł na świeże powietrze.
Wiatr lekko przewiał mu twarz. Elir ciągle tu był. Szepnął mu szybko do ucha aby wszedł do karczmy i poczekał na górze przy schodach. Chciał być sam. Przemyśleć wszystko... i poczekać. Chciał być gotowy na przyjście kocicy i może blondaska. Oparł włócznie o kolano. Zapadał zmierzch. Gwiazdy świeciły tak pięknie...
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 20-04-2009, 19:00   #205
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Nie chciała zbytnio się z nim spoufalać. To by go zabiło. Chciała tylko aby wiedział jak wielką odwagą i charyzmą wykazał się darując drowowi życie.
Ale jego ciało... to ciepło... Zmieszanie w jego oczach przeraziło ją. Znienawidziła siebie za myśli które nagle zaprzątały jej umysł. Tak bardzo chciała teraz wziąć siłą to czego nie dostała całe życie. Tak bardzo znienawidziła siebie, że zagubiła gdzieś swoją siłę. Isendir był taki wspaniały. Powinna mu pomagać, powinna nad sobą panować.
„Dla niego to pewnie naturalne – pomyślała, zrobiło się jej głupio. – Dotykać kogoś, być przy kimś”.
Zrozumiałą ze zgrozą.
„On kogoś ma!”
Nie chciała przecież... Skarciła się w myślach. Chciała tylko podziękować za to co zrobił, za to że puścił drowa wolno, nie każdy przecież... ręce jej drżały... jego ciepło... nie każdy przecież...! Skupiła wszystkie myśli. Bądź silna. Masz zadanie. Bronić. Bronić, bronić, bronić! Po to jesteś. Po to żyjesz. Nie po to, żeby...
Odetchnęła z ulgą. Nie mogła z tym wygrać. Bronić. Nic innego się nie liczyło. Nowa siła wstąpiła w nią, poczuła się znów szczęśliwa i powstrzymała łzy. Był ktoś, kto jej potrzebował!

Przypadła do drowa, kucając przy nim rzuciła Uzjelowi mordercze spojrzenie co musiało wyglądać jeszcze paskudniej ze świeżymi bliznami po szponach drowa. Ostrożnie zbadała czy drow nie ucierpiał i nie był ranny, wsunęła ramię pod jego plecy i dźwignęła go do pozycji siedzącej opierając jego głowę na swoim barku. Fufi zjawił się i asekurował. Nizzre oceniła że drow jest cały i w miarę z-drowy, spojrzała znów spode łba na Uzjela, wrogo i groźnie, ale już spokojniej i jakby z wdzięcznością. Rozumiała, że rycerz mógł się nie cackać i rozszarpać drowa swoją halabardą gdyby chciał. On jako Stwórca chciał tylko pustego kręgu. Uznała sprawę za zakończoną. Wsadziła drowa na grzbiet wielkiego pająka i zapięła Fufiemu różową smycz.
Zjawił się Szamil z łodzią, bez Błysku i elfka z żalem i zgrozą pomyślała o tym jak skończyło biedne zwierzę.

Przenieśli się. Nizzre jechała na Fufim, siedząc obok drowa. Na widok oświetlonej karczmy rozradowała się. Suche, ciepłe, oświetlone miejsce, cywilizacja po cuchnącej głuszy!
- Grzeczny bądź tym razem! - nakazała Fufiemu.
Weszli do knajpy. Ciepło i przyjemnie. Nie pasowali tu, ubabrani błotem. Elfka padała z nóg.
- Popieram, Szamil, kąpiel i wyro... - westchnęła. - Darujcie, ja wymięłam. Idę spać.
Podeszła do karczmarza.
- Pokój dwuosobowy dla mnie i tego pana - wskazała drowa rozwalonego wygodnie na wielkim pająku. - Również z kąpielą poproszę i kolacją, elficką jakąś taką. I melisę - dorzuciła, po czym dodała szybko - Wiesz pan, co drowy jadają? To weź pan coś dla niego przygotuj, grzybową może albo co... Może jak piękny zwęszy żarcie to się ocknie. I jeszcze jakieś mięsko dla pająka, jakiekolwiek, kiełbaski made in hell na przykład bardzo lubi... No i nam też jakaś pralnia albo wypożyczalnia ciuchów by się przydała...
Obejrzała się na drużynę, ziewając i chwiejąc się na nogach.
- Zabieram drowa do wyra znaczy idziemy spać znaczy nie idziemy spać tylko do wyra... tylko gah, no wiecie o co mi chodzi... znaczy idziemy odpocząć, no! Nieważne... Chodźmy!!! Dobranoc!!!
Pociągnęła za smycz i pająk wspiął się za nią po schodach na piętro.

Weszła do pokoju.


Nie był duży ale stały tam elfickiego kształtu lampki oliwne i kilka roślinek. Wszystko czego mógłby chcieć elf. Pomyślała że ciemność, ciemne zasłony i pościel w tym kolorze spodobałyby się drowowi.
- Małe, drewniane, z kwiatem i wyrem. Wszystko gra, mogę tu egzystować! – oceniła Nizzre, ziewając niemiłosiernie. – Jak ci się podoba, Piękny?
Drow już chrapał. Czy raczej nadal chrapał.

W małym pomieszczeniu obok stała już wielka drewniana balia z parującą wodą. Nizzre ze zdumieniem odkryła coś na kształt małej pompy sterczącej ze ściany. Okazało się że z pompy leciała czysta, zimna woda.
„Sprytne”.
Nosiła wiadrem wodę do balii, zimną, sprawdzając łokciem temperaturę mieszanki. Kiedy kąpiel była gotowa uśmiechnęła się do Fufiego.
- Proszę cię tylko o jedno, Piękny... – jęknęła błagalnie. - Nie obudź się teraz!!!
Wzięła głębszy wdech i rozpięła pierwsze guziki koszuli drowa. Zdjęła mu płaszcz i koszulę. Narastała w niej zgroza.
- O Lolth, nie karz mnie za to! – pisnęła, zatrzymując ręce przy pasku od spodni drowa. – Nie patrzę, nie patrzę...!
Zacisnęła powiekę, czerwona jak burak mocowała się ze sprzączką, Fufi popiskiwał, nieźle ubawiony.
- Przestaniesz?! Od dear gods I can`t believe I`m doin this oh god ooooh argggh...!!!
“Jakim cudem faceci nosząc coś takiego mają problem z rozpinaniem staników?! – żachnęła się, wściekła, szarpiąc rozpaczliwie niesforny pasek. – Co to jest do diabła, pas cnoty?!”
Udało się w końcu.
„Chwała bogom!!!”
- Nie patrzę, nie patrzę!!!... O GAH!!! – zdała sobie sprawę, że aby zorientować się w sytuacji bez patrzenia musiała pomacać, inaczej nie da rady zedrzeć z niego tych cholernych, starganych i brudnych spodni! – Może ty to zrób?! – jęknęła błagalnie do Fufiego. – Lolth na pająka nie zrzuci kowadła!
Fufi pisnął pomocnie.
- To no łap za spodnie i... Złapałeś?! – czerwona, zasłaniała twarz dłońmi. - Błagam, zanim pociągniesz, upewnij się, że złapałeś za to co należy!!!
Fufi potwierdził, że operacja zakończyła się sukcesem.
- No to wodujemy!
Fufi wlazł nad balię i opuściwszy odwłok osunął drowa do balii. Całość operacji była równie zabawna co poważna. Drow kąpał się w najlepsze, a raczej siedział sobie w balii z ciepłą wodą, oparty o brzeg plecami, a Nizzre z Fufim pilnowali, by siedział grzecznie oparty, w łepkiem ponad wodą. Nizzre z rozkoszą wsypała do balii całe znalezione opakowanie płatków mydlanych i podziwiała teraz drowa siedzącego w gęstej pianie i wśród fruwających baniek mydlanych.
- Koniec z zapachem bagna – obiecała jemu i sobie, łapiąc gąbkę i szorując.
Kilka razy zdarzyło się jej opiekować towarzyszami ciężko rannymi, rannymi na tyle, że nie byli w stanie sami się sobą opiekować. Cała ta kąpiel kojarzyła się jej jednak zupełnie z czymś innym.

Pamiętała, jak nalewała wody do balii, a on ciekawsko złapał rączkami za brzeg balii i podciągnął się do góry, zaglądając z fascynacją na pianę i bąbelki. Miał wtedy trzy lata, ale długo jeszcze, do szóstego roku życia, reagował w ten sam sposób na szykowaną dla niego kąpiel. Zawsze miał rozbrajający uśmiech i niegasnącą, pocieszną ciekawość, bo Nizzre wsypywała za każdym razem inny rodzaj płatków mydlanych i bańki i piana zawsze były inne. Bardzo lubił wodę, uwielbiał się chlapać i pływać, ale czasem piszczał w kąpieli, woląc właśnie chlapanie od szorowania gąbką. Nie raz Nizzre była na koniec bardziej mokra od swego małego synka zażywającego kąpieli.
„Dlaczego on...?”
Miał równie miękkie włosy. Może o to chodziło...? Starannie myła srebrne kosmyki, pieczołowicie wybierając z nich resztki glonów i grudek bagnistego błotka. Miała nadzieję że drow obudzi się w końcu, ale najwyraźniej kąpiel nie przeszkadzała mu w drzemce. W międzyczasie Fufi zgrabnie prał rzeczy drowa, zadziwiające jak pająki potrafią prać jeśli się je tego wyuczy! Fufi wyciągnął wyszorowanego drowa z balii i elfka wodą z wiadra spłukała pianę.
„Szorowałam a on nadal cały czarny!” - zachichotała w myślach.
Opatuliła drowa w ręcznik robiąc z niego czystą, pachnącą mumię, która na grzbiecie Fufiego zawędrowała do pokoju obok. Tam ubrała go w czystą piżamę i położyła go do łóżka.
- Wreszcie wygląda jak drow a nie jak grudka błotka! – westchnęła, zmęczona. – Teraz ja idę się uprać!
Zabrała czyste rzeczy dla siebie, Fufi został, pilnując drowa, ona przygotowała sobie balię ze świeżą wodą. Kąpiel poszła błyskawicznie, Nizzre była tak padnięta że marzyła o kolacji i wyrku. Ubrała się w czyste ciuchy, stare szybko uprała i rozwiesiła razem z drowimi.
- Jemy, Fufi! Czekaj tu.
Zeszła na dół i zgarnęła żarcie. Dla pająka zabrała pieczonego kurczaka, pieczoną karczkę i kilka kiełbasek, więcej nie uniosła. Chłopaki bawili się przy stole, ona nie miała już siły.

Wróciła do pokoju, zamknęła drzwi na klucz i podstawiła krzesło blokując oparciem klamkę.
- Na wszelki wypadek...
Sprawdziła czy okna są zamknięte. Zjadła, Fufi też. Podstawiła obok łóżka drowa zupę dla niego, pachniała potwornie... mocno... Ale drow nie był chyba głodny, bo spał nadal.
- Otwórz oczy... – warknęła, zła na niego. – Otwórz oczy, do cholery! Powiedz coś!!!
Westchnęła. Fufi zwinął się w kłębek na podłodze. Przysiadła na swoim łóżku i w półmroku patrzyła na drowa śpiącego na łóżku obok.
„Co się z tobą stało? – pomyślała z rozpaczą. – Dlaczego mnie zostawiłeś?”
Weszła pod kołdrę, kładąc się na boku, wciąż obserwując drowa. Miała wrażenie że lada moment drow się poruszy i czekała na to z nadzieją. Zamknęła oczy, nasłuchiwała. Odgłosy dziczy za oknem. Trzepotanie ćmy pod sufitem. Spokojny, miarowy oddech drowa. Otworzyła oczy. Zastanawiała się, czy aby na pewno nadal leżał tak jak poprzednio, czy może się poruszył...? Nie była pewna.

Odrzuciła kołdrę i wstała. Cichutko przemknęła przez pokój, ciekawsko pochylając się nad drowem. Leżał na plecach, z prawą ręką złożoną na piersi. Głowę miał odchyloną do tyłu na poduszce, oczy zamknięte. Piękne, białe rzęsy. Oddychał ze świstem przez usta.
„Jest taki piękny... I nie ma nikogo!” – pomyślała mimowolnie, z radością i bólem zarazem.
Co w nim było pięknego? Ta gładka skóra koloru obsydianu? Te białe rzęsy? Delikatne usta? Ten spokojny oddech, ten obezwładniający spokój i niewinność? Ta tajemnica?

Dotknęła jego ramienia. Westchnęła z żalem, przysiadła ostrożnie na brzegu jego łóżka.
„Może się obudzi, nie chcę wtedy spać!”
Pochyliła się nad nim, pogłaskała go po policzku. Był taki ciepły i miękki.
„I guess you won’t wake up as well...”
Uśmiechnęła się lekko i troskliwie, wzbraniając się przed nadejściem łez. Ileż piękna miała w sobie śpiąca istota. Istota z zamkniętymi oczami, ze spokojem wymalowanym na twarzy, wolna od wszystkiego. Nizzre nie rozumiała tego piękna, ale wiedziała jedno. Niektóre istoty już nie otwierają oczu. Pozostają wolne.

- Nawet nie znam twojego imienia... Ray`... gi...? – uśmiechnęła się sarkastycznie.
Pogłaskała go powoli po głowie, delektując się własnymi odczuciami, wspomnieniami, miękkością jego włosów. W jej zielonym oku zabłysły łzy. Jak cudownie było wtedy. Mieć kogo kochać. Mieć o kogo dbać. Mieć kogoś, kto był przyszłością. Kto miał pozostać, pozostać po niej, po jej śmierci. Jak cudownie było ofiarować swe siły, swą wiedzę, swój czas i patrzeć, jak druga istota żyła dzięki nim. Drugi elf. Jej syn. Nizzre starała się być dzielna, szukała sensu w dalszej walce, ale w głębi duszy zawsze czuła, że wraz ze śmiercią swego ukochanego, jedynego syna sama dla siebie stała się niepotrzebna. Wiedziała, że nie odzyska swego pierworodnego, oraz że nikt go nigdy nie zastąpi, nie wypełni bolesnej pustki jaką czuła. Do końca życia będzie z tym sama.
W chwili jasności umysłu zdziwiła się własnym postępowaniem, postrzegała podobieństwo między obcym nieprzytomnym drowem a jej konającym synem... podobieństwo tak daleko idące, że niemal czuła podobny ból co wtedy. Tak bardzo chciała, aby wrócił, że mogła uwierzyć we wszystko, byle tylko poczuć, chociażby ulotnie i nieprawdziwie, że on jest blisko... Nie chciała, żeby umierał. Nie chciała tego wtedy, nie chciała tego teraz. Nadzieja, że drow obudzi się była tak ogromna i pokrzepiająca... Nie rozumiała dlaczego, ale czuła, że jeśli drow otworzy oczy, ona zatryumfuje, udowodni... komuś... światu, sobie...? że nie wszystkie śpiące istoty już się nie budzą. Że zawsze w to wierzyła choć zadano jej tak potworny cios odbierając jej jedyną rodzinę i że świat przegrał z jej wiarą.
- Obudź się, piękny, nie zostawiaj mnie...! – szepnęła przez łzy, bezradnie dotykając czołem do jego czoła. – Proszę, obudź się, skarbie...!



Oddychał tak spokojnie. Osunęła się na posłanie, ostrożnie układając się obok drowa, opierając głowę na jego piersi. Objęła go jedną ręką, przytulając się do niego. Czuła się bezpiecznie. W bezruchu, ciszy i spokoju jego oddechu, Nizzre poczuła się bezpiecznie. Potrzebna. Ona, nikt inny tylko ona, miała być tu, teraz, z tym drowem. Miała go chronić. Tak jak chroniła swego syna w latach jego dzieciństwa. To było dziwne skojarzenie, drow, wojownik i bezbronny dziewięciolatek, elf. Ale Nizzre, pozbawiona brutalnie i gwałtownie roli matki i opiekunki, poszukiwała rozpaczliwie swego przeznaczenia, jakim było chronić, chronić życie.
Przytuliła drowa mocniej, omal nie szepnęła „ćśśś...”, choć jedyną rzeczą mącącą cisze w pokoju było jej pochlipywanie. Wycierała łzy w jego koszulę. Głaskała go po głowie, po długich uszach, gładkiej szyi. Bała się, że przestanie oddychać. Podniosła się na moment nad niego, jej łzy skapnęły na jego policzek. Wpatrzona w jego usta pragnęła zasnąć. Zasnąć Tak Jak On.
- Dlaczego nie mogę iść z tobą...? – szepnęła z rozpaczą.
Zamknęła oko, schyliła się i pocałowała go w czoło.
- I am eternally cursed now, Ray`gi...! – załkała.
Położyła się obok niego, z głową na jego piersi. Nie myślała o tym jak by zareagował, ani o tym, czy drow umrze w jej ramionach tej nocy. Chciała być przy nim i czuć się jak dawniej, czuć się potrzebną. Wierzyła, że on był świadomy tego co działo się wokół choć nie mógł otworzyć oczu ani się odezwać, chciała, żeby wiedział, że nie jest sam.
Jeśli ktoś nie stracił wszystkiego, nie zrozumie, w jak dziwnych miejscach i sytuacjach elf potrafi szukać utraconego siebie.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 21-04-2009, 19:06   #206
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Młot ciśnięty przez Barbaka przeleciał tuż obok niego. Uzjel jednak nie odwrócił się nawet, całkowicie pochłonięty swoim dziełem. Hak zaczepił się o koszulę elfa, a gwałtowne szarpnięcie bronią wyrzuciło go poza krąg. Próba dobiegła końca. Zwyciężył. Odwrócił się do pozostałych, ale jedynym co ujrzał był lecący na niego dwarf. Odruchowo zasłonił się rękami, a ostrze jego topora z głuchym uderzeniem wgniotło płyty jego zbroi. Niewiele brakowało a podobnie wyglądałaby jego głowa. Nie był w tym stanie długo, dzięki natychmiastowej interwencji Flafie, ale ryzyko było zawsze. Tyle dobrze, że drużyna rozsądnie nie przejawiała chęci do dalszej walki, gdy próba dobiegła końca.

Gdy Kall'eh wyciągnął prawicę rycerz uściskał ją, skłaniając lekko głową. Walka była naprawdę dobra, a przechytrzenie drużyny było trudne. Gdyby tylko nie dali się tak łatwo rozdzielić byłoby o wiele trudniej. Od początku pozował na o wiele słabszego niż był w rzeczywistości, co znacznie pomogło mu w walce z Barbakiem. Techniki, których nauczył go Pan Zbroi sprawdzały się doskonale. Nie było w sumie w tym nic dziwnego - w końcu dzięki nim Astaroth doszedł na sam szczyt

- Dziękuję za tą walkę, Kall'ehu. Przykro mi, że musiałem tym razem stać po przeciwnej stronie barykady. Ufam, że przy następnej próbie dane nam będzie połączyć siły we wspólnym działaniu

Odpowiedział także skinieniem głowy Barbakowi, nieco głębszym niż wymagała tego zwykła uprzejmość względem przeciwnika. Nie byli wrogami, po prostu los przez chwilę ustawił ich po przeciwnych stronach. Zdarzało się tak często, nawet wśród przyjaciół. Wiedział jednak, że nie wpłynie to negatywnie na jego relacje z orkiem. Na naganę w spojrzeniu Nizzre odpowiedział tylko zdegustowanym wzruszeniem ramion. Powinna mu być wdzięczna, że zamiast ukatrupić drowa tylko wyniósł go poza okrąg. A jeśli naprawdę aż tak jej na nim zależało, to mogła go pilnować osobiście. Nie było to jednak dla niego ważne

Zwyciężył

W chwilę później otoczyła go światłość i znalazł się na powrót przed karczmą, w której po raz pierwszy spotkał drużynę. Był wycieńczony, całymi tymi podchodami, brnięciem przez wodę i błoto, pogoniami i walką. Miał ochotę na trochę spokoju i odpoczynku, a karczma była miejscem, w którym mógł tego zaznać. Ignorując słowa kruka zbliżył się do baru

- Przygotój mi solidną flaszkę wódki, zabiorę ją ze sobą do pokoju jak wrócę. Daj mi także klucze do jednoosobowego pokoju

Nie miał zamiaru brać kąpieli, gdyż nie wiedziedział jak jego nowe ciało zareaguje. Zbroi nie mógł zdjąć, bo do cholery sam nią teraz był, a kąpać się w niej nie miał zbytnio ochoty. Dlatego używając szczotki i mokrej szmaty, oraz płatków mydlanych wyczyścił sobie zbroję od zewnątrz, szczególnie uważając by błoto nie zostało w szczelinach. Następnie odebrał od karczmarza swoje zamówienie i poszedł odpocząć do pokoju
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 22-04-2009, 17:27   #207
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Nizzre;
Wykąpana, uprana, zrozpaczona, ale na swój sposób szczęśliwa i spełniona, usypiasz w ramionach drowa. Ostatni rzut zmęczonego oka na pokój pogrążony w ciemnościach - na podłodze przy łóżku coś stoi, niewielki pakunek!


Oceniasz, że poprzedni lokator o nim zapomniał, ignorujesz, wobec ważniejszych, obsydianowoskórnych spraw. Wtulona w drowa, zasypiasz.
YouTube - Nightwish-Sleepwalker

Szamil; Docierasz do pokoju. Kąpiel gotowa. Winko stoi. Kąpiesz się, woda jest przyjemnie ciepła, zmywa brudek, zmęczenie, rozluźnia przyjemnie mięśnie...



Agh...?! Khym, trochę ci się przysnęło w tej kąpieli... Na szczęście mroczne siły dbały o to, żebyś głowę miał nad wodą podczas gdy zacząłeś już śnić o... Hm...? – zauważasz nagle coś na łóżku [gasp!]. Na łóżku leżą... złożone rzeczy - czerwona kurtka, identyczna jaką miałeś! Jest i kamizelka! I [chwała bogom] świeże skarpety rozmiar Barbaka [drużyna już nie będzie mieć -10 do rzutów przebywając w jego okolicy]. Zauważasz bystrym elfim okiem, że na łóżku leży też niewielki podejrzany pakunek! Prezent..? Ktoś zapomniał czegoś? Oglądasz.


Jest karteczka! "For Samael from RS”. Hmmm, co to jest?! Na łóżku orka leży podobny pakunek, z karteczką "from V with love;3"!


I... uhh...?!
http://images34.fotosik.pl/205/187acd39337a04c1med.jpg
To jakiś naszyjnik czy diadem o magicznej mocy...? Tylko dlaczego różowy?!
http://th.interia.pl/30,g2ae2ba0a2798137/i809136.jpg
[i para na zmianę...] [gdzieś w Mgłach; ...damn it, gdzie moje gacie?! Ver...?!-_-‘]

Barbak
; Zajadasz dziczyznę jak prawdziwy gall, znaczy ork, kiedy wraca Rodriges! Powiadamia o paczuszce dla ciebie w pokoju i o magicznym różowym diademie [pewnie od Paladina!].

Isendir; Przysiadasz na drewnianej ławie przed karczmą. Podziwiasz gwiazdy i odgłosy dziczy nocą. Jest ciepło. Elir układa się obok. Czas mija powoli...
Huhco...?! Zieew... Omal nie przysnąłeś. Ciężka głowa chyli ci się na piersi. Gwiazdy...

Co to...? Chyba obraz zamglił ci się przed oczami albo...

Jakie piękne!
Aura borealis image by hoganfe on Photobucket
Zorze?! Poprzez biel, odcienie złota, czerwieni, błękitu, zieleni i fioletu! Patrzysz w zachwycie jak rozjaśniają niebo i niestety, rychło znikają. Zdałeś sobie sprawę, że nagle wokół zrobiło się bardzo cicho. Elir nadstawił uszu, ale po chwili położył znów sennie głowę na łapach. W oddali znów wyły wilki i porykiwały jelenie.
...hm? Zauważasz że nieopodal, pod drzewem, coś leży. jakaś paczka!

Rozglądasz się wokół, nikogo nie ma! Chyba leżała tu od początku ale dopiero teraz ją zauważyłeś! Jest niewielka, bezpańska. Zauważasz dołączoną karteczkę. "For Isendir from RS". Dla ciebie? Ktoś zostawił tu prezent dla ciebie...? Skąd wiedział, że... to znajdziesz...?!

Kall`eh; Poszedłeś do pokoju. Zrzuciłeś z siebie torbę. Uf, nieco lepiej. Pokój wygląda nieźle. Jakby nigdy nie używany!
PAC!!!
Kopnąłeś coś przypadkiem. Coś jest pod łóżkiem! Zaglądasz dyskretnie. Paczka! Oglądasz. Pakunek jest lekki. Jest też karteczka! "For Kall`eh from RS"!


Wracasz na dół. Żarcie i popitka stoi. Stoi nawet dodatek – deser!!!


Jest nawet miejscowe danie szefa kuchni!


Uzjel;
- Przykro mi, jednoosobowy jest już zajęty, jak mówiłem mamy tylko dwu i trzyosobowe wolne – odparł zmartwiony karczmarz. – Coś... po... dać...?
Obejrzałeś się. Flafie machała do karczmarza na powitanie, zwinęła właśnie banana z kosza z owocami i wcinała go radośnie tak jak pochwyciła, razem ze skórką. Szybko uporałeś się z kąpielą. Wróciłeś by wlać coś nie na siebie tylko w siebie.
http://www.spirituosenworld.de/produ.../danzka_gr.jpg
Flafie zwinęła coś w ładniejszej butelce.
http://spirituosenworld.de/produkte/...a_vodka_gr.jpg
[Minutę później]
http://www.bankier.pl/static/att/480...dynawskie1.jpg
Yaaaay fajnie jest! ^_^ - Flafie pląsa radośnie po sali, chichocząc i wymachując lizaczkiem. Ujzel trzyma się twardo i idzie po schodach na górę. Flafie wpełza/sturluje się/wpełza za nim.
[kilka minut później]
Wszyscy; Dobiegł was rozpaczliwy wrzask-jęk zgrozy i rezygnacji Uzjela []
Uzjel;
O nie... O nienienienie!!!
http://zagroda.agro.pl/uploads/image...ment%20122.jpg
Łoże małżeńskie?!
[Flafie czkając spazmatycznie chichocze, rzuca się na ciebie z czułym uściskiem i zjeżdża po twojej zbroi/tobie na podłogę z błogim uśmieszkiem na mordce. Próbujesz rozlokować się w swoim pokoju kiedy naraz dobiega pukanie do drzwi!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 23-04-2009, 17:56   #208
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Krasnolud na zewnątrz nie wyszedł tylko dla załatwienia potrzeb. Miał zamiar napotkać Kruka. Tego co tak ochoczo o jakiejś niewieście donosił. Nie było łatwe go znaleźć, zatem Kall'eh postanowił sprawdzić inny sposób.
- Kruku, kruku! Co tło za panna bedzie szukała siedemiu? Co łod tych siedemiu bedzie chcieć? Nu, dobry ptaszyk, ziren i okruszków dłostaniesz jak rzekniesz.
[milczy]
- I czemu te piffo łodpłatne?
- bo miałeś Barbakowi postawić kolejkę.
- Odezwał się tym razem. W głowie Karła zagrały werble. Ta noc będzie nie przespana. Trzeba się będzie pobawić. W końcu Barbak wygrał a honor ponad wszystko. Trzeba mu obstawić.
Na temat drugiej grupy, Kruk także nie chciał nic powiedzieć. Żaden z niego pożytek, wręcz odwrotnie.
Poszedł za winkiel w celu załatwieniu swoich fizjologicznych spraw. Wzdychnął głośno i beknął. Spojrzał w górę. Stał właśnie pod oknami wychodzącymi z Karczmy. To pewnie sypialnie na piętrze. Ktoś w w tych pokojach, usłyszawszy to, mógłby pomyśleć, że to odgłosy przyrody...

Wrócił do karczmy, poszeł do Siebie, umył pyska i dłonie. Zmierzając do zamówionego stołu, lecz bedąc jeszcze w pokoju trącił jakiś pakunek. Rozłożył go. Przyjrzał się ciekawsko...

Zszedł na dół gdzie przywitało go miłe lico orka. Reszta się rozeszła. Co za...
Usiadł, napił się wina z gąsiora. Zielony zaczyna od czegoś mocniejszego. I na ten widok Karłowi pociekła ślinka. Dwarf raptem zapragnął porządnego trunku. Podszedł do lady poprosił o gąsiorek przepalanki. Gdy wrócił do stołu jego współbiesiadnik zaczynał już rozparcelowywać dziczyznę. Dobrze się składa. Kall'eh nałożył sobie jeszcze kaszy ze skwarkami i smażoną kapustę. Urwał kawał pieczystego i jadł co róż popijając, to gorzałą to winkiem. Niebo w jego mniemaniu tak powinno wyglądać. Tylko piwo powinno być też za free.
Zjadł, beknął gromko. Spojrzał na jeszcze pałaszującego orka. Tego jegomościa raczej nie przebije ani w piciu anie w jedzeniu. Ale i tak ma zamiar sprawdzić swoje przypuszczenia.

- Takoj zyrkam na te jadło to mi się humoretka przypomina. Zatem wsłuchaj się kamracie.
Jak zachowajom się: człek, łelf i krasnolud, gdy im mucha wpadnie dło szklanki ze napojem? - Człek głośno przeklina i wylwali napoj, łelf dylikatnie wyciąga owada, Karł birze muche do łapy i wrzeszczy: "łoddaj, cuś wyrzłopała.!".


***
Parę garnców i parę pieczystych później usłyszeli dziwny odgłos dochodzący z góry. Jęk, radości a może jednak zgrozy. To na pewno głos Uzjela. Jednak Kall'eh był zbyt spragniony, jeszcze, żeby ruszyć na ewentualny ratunek. Po zatym Uzjel da se radę. Powinien...
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 24-04-2009, 12:59   #209
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
To, że ork pociągnie grę było pewne, ale w taki sposób?! Gdy ork z siłą tarana uderzył go w tyłek (prawie łamiąc mu kość ogonową) prawie mu oddał. Prawie zdzielił go krzesłem w twarz. No ale show must go on! Uśmiechnął się (chociaż w oczach miał żądze mordu) i kołysząc tyłkiem wszedł na górę.

***

Gdy tylko wszedł do pokoju odrazu zamknął drzwi na klucz, kto wie czy karczmarz nie potraktował jego słów uważnie. Odpiął pas z mieczem i położył go przy bali z wodą. Zdjął podarte spodnie i jeden but (drugi był pewnie na dnie jeziora razem z Błyskiem) i wlazł do wody. Woda była przyjemnie ciepła, w kontakcie z jego z lewym ramieniem zasyczała, Szamil odetchnął z ulgą. Przyjrzał się uważnie swojej ręce, czerwone żyłki pokonały już połowę drogi z łokcia do ramienia.
"Nie dobrze, za często jej używałem."
Zanurzył się cały w balii mocząc włosy. Rozwalił się w balii i zamyślił.
"Berithi czyta w myślach to powszechnie znany fakt, który dzisiaj został potwierdzony. Jeśli ma to cały czas włączone to musi być szalony, słyszeć tyle głosów. Bardziej prawdopodobną wersją jest 'włączanie' tej mocy i nakierowywanie jej na konkretną osobę. Wtedy zakres mocy i zasięg musi zależeć od koncentracji. Trzeba będzie wypróbować. Dalej... Są zasadniczo dwa sposoby na odesłanie demona egzorcyzm i rytuał. Odprawia się je inaczej ale mają ten sam skutek wygnanie z danej płaszczyzny demona. Tylko czy działają na tej płaszczyźnie? Do tego potrzebne jest doświadczenie i znajomość danych rytuałów. Odpada. Pozostaje walka wręcz, mówi się, że żaden człowiek czy elf nie podoła demonowi w walce, cóż... Na całe szczęście nie jestem ani człowiekiem ani elfem."
Rozmyślając powoli przysnął, a przyśniła mu się długonoga, o jedwabistych, kręconych, białych włosach... Owca! Otrząsnął się.
"Co ja Barbak jestem, że mi owce się śnią?"
Sięgnął po kostkę mydła i zaczął się szorować, myjąc szczególnie dokładnie włosy. Gdy skończył i spłukał się dokładnie wyszedł z balii. Sięgnął po ręcznik i zaczął się wycierać. Jego wzrok przebiegł po ubraniu, tajemniczych prezentach.
„Pokój był zamknięty, niemożliwe bym wcześniej przegapił, aż tak zmęczony nie jestem.”
Ubrał się szybko, ktoś znał jego gust, dostał nawet zapasowe rękawiczki.
-A miecz?
Cóż... Miecza nie dostał. Ubrany podszedł do swego łóżka i otworzył tajemniczy pakunek. Potem zjadł powoli, popijając posiłek winem. Wino było nawet dobre, prawie bez wody. Jedzenie... Karczmarz pomylił go chyba z królikiem bo dostał jakąś zieleninę. Po posiłku spojrzał na nóż do krojenie. Tępy o dość cienkim ostrzu, złamie się przy pierwszej wytrzymalszej przeszkodzie. Elf schował go do kieszeni.

***

Na dole było trochę ludzi (w zasadzie to nie tylko ludzi) głównie pijanych. Kalle, Jędrzej i Barbak byli już chyba nieźle wcięci, Szamil zignorował ich i podszedł do karczmarza.
W jego ruchach znów pojawiła się obietnica, tym razem ta obietnica zawierała żelazo, krew i płomień w dowolnej kolejności. Ktoś chyba chciał rzucić jakiś żarcik, rozmyślił się gdy napotkał wzrok elfa.
Szamil podszedł do karczmarz, górował nad nim wzrostem, cała jego sylwetka wyrażała agresje, chęć wtłuczenia komuś. Widząc go ludzie byli skłonni uwierzyć, że elfy są złe.
-Który pokój ma elfka? Ta która ze mną przyszła?
Poszedł za wskazówkami karczmarza.
***
O ile Szamila pamięć nie myliła (i wzór rozkładu pomieszczeń) Nizzre zajmowała dwuosobowy pokój.
„A jak nie jest sama? To Is będzie miał fajną minę.”
Zapukał.
-Szamil.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 25-04-2009 o 09:28.
Szarlej jest offline  
Stary 25-04-2009, 14:05   #210
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Choć silna iluzja sprawiała, że wyglądał jak dawniej, to jednak zmiany jakie w nim zaszły były nieodwracalne. Wódka, najpewniej dzięki demonicznej mocy znikała w momencie, gdy wlewała się w sine usta upiora. Nie czuł jednak nic, tak jakby pił powietrze. Flafie także piła, jednak na nią najwyraźniej trunek działał z podwójną mocą. Uzjel zastanawiał się co będzie dalej. Nie chodziło tutaj o to, że najpewniej przyjdzie im się wkrótce udać do nastepnego miejsca po dusze. Problemem było co się stanie, gdy cała ta gra się skończy. Do normalnego życia nie wróci już nigdy, więc jednym co mu pozostawało była służba demonowi. Nie przeszkadzało mu to, zdawał sobie sprawę że była to dla niego szansa zdobycia siły. Czuł jednak, jakby stracił coś bardzo ważnego, nie potrafił jednak określić co.

Dalsze picie po prostu nie miało sensu, a i lepiej było nie przeciągać tej iluzorystycznej gierki z drużyną. Nie miał ochoty, by pełnia jego przemiany wyszła na jaw. Chciał zachować to tylko dla siebie. Niech będzie to jego egzaminem

Pokój... no cóż. Gdyby był w lepszym humorze uznałby to za świeny żart. Nie był jednak zły na karczmarza - czuł, że nie potrafi. Emocje znikały w zastraszającym tempie, zostawiając po sobie ssącą pustkę. Halabardę oparł o szafę, gdy rozległo się pukanie do drzwi

Było to conajmniej dziwne. Flafie dalej chichocząc usiłowała wczołgać się na łóżko. Jeśli ktoś postanowił wymierzyć mu sprawiedliwość za poprzednią próbę to wybrał moment idealny. Nie był przygotowany do walki, nie oznaczało to jednak że pozostanie bezbronny. Lewą rękę oparł na ułomku miecza, zakrywając go iluzją - wyglądało to tak, jakby po prostu opierał rękę na pasku. Prawą ręką nacisnął natomiast na klamkę, otwierając drzwi
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172