Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2009, 19:00   #205
Kejsi2
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Nie chciała zbytnio się z nim spoufalać. To by go zabiło. Chciała tylko aby wiedział jak wielką odwagą i charyzmą wykazał się darując drowowi życie.
Ale jego ciało... to ciepło... Zmieszanie w jego oczach przeraziło ją. Znienawidziła siebie za myśli które nagle zaprzątały jej umysł. Tak bardzo chciała teraz wziąć siłą to czego nie dostała całe życie. Tak bardzo znienawidziła siebie, że zagubiła gdzieś swoją siłę. Isendir był taki wspaniały. Powinna mu pomagać, powinna nad sobą panować.
„Dla niego to pewnie naturalne – pomyślała, zrobiło się jej głupio. – Dotykać kogoś, być przy kimś”.
Zrozumiałą ze zgrozą.
„On kogoś ma!”
Nie chciała przecież... Skarciła się w myślach. Chciała tylko podziękować za to co zrobił, za to że puścił drowa wolno, nie każdy przecież... ręce jej drżały... jego ciepło... nie każdy przecież...! Skupiła wszystkie myśli. Bądź silna. Masz zadanie. Bronić. Bronić, bronić, bronić! Po to jesteś. Po to żyjesz. Nie po to, żeby...
Odetchnęła z ulgą. Nie mogła z tym wygrać. Bronić. Nic innego się nie liczyło. Nowa siła wstąpiła w nią, poczuła się znów szczęśliwa i powstrzymała łzy. Był ktoś, kto jej potrzebował!

Przypadła do drowa, kucając przy nim rzuciła Uzjelowi mordercze spojrzenie co musiało wyglądać jeszcze paskudniej ze świeżymi bliznami po szponach drowa. Ostrożnie zbadała czy drow nie ucierpiał i nie był ranny, wsunęła ramię pod jego plecy i dźwignęła go do pozycji siedzącej opierając jego głowę na swoim barku. Fufi zjawił się i asekurował. Nizzre oceniła że drow jest cały i w miarę z-drowy, spojrzała znów spode łba na Uzjela, wrogo i groźnie, ale już spokojniej i jakby z wdzięcznością. Rozumiała, że rycerz mógł się nie cackać i rozszarpać drowa swoją halabardą gdyby chciał. On jako Stwórca chciał tylko pustego kręgu. Uznała sprawę za zakończoną. Wsadziła drowa na grzbiet wielkiego pająka i zapięła Fufiemu różową smycz.
Zjawił się Szamil z łodzią, bez Błysku i elfka z żalem i zgrozą pomyślała o tym jak skończyło biedne zwierzę.

Przenieśli się. Nizzre jechała na Fufim, siedząc obok drowa. Na widok oświetlonej karczmy rozradowała się. Suche, ciepłe, oświetlone miejsce, cywilizacja po cuchnącej głuszy!
- Grzeczny bądź tym razem! - nakazała Fufiemu.
Weszli do knajpy. Ciepło i przyjemnie. Nie pasowali tu, ubabrani błotem. Elfka padała z nóg.
- Popieram, Szamil, kąpiel i wyro... - westchnęła. - Darujcie, ja wymięłam. Idę spać.
Podeszła do karczmarza.
- Pokój dwuosobowy dla mnie i tego pana - wskazała drowa rozwalonego wygodnie na wielkim pająku. - Również z kąpielą poproszę i kolacją, elficką jakąś taką. I melisę - dorzuciła, po czym dodała szybko - Wiesz pan, co drowy jadają? To weź pan coś dla niego przygotuj, grzybową może albo co... Może jak piękny zwęszy żarcie to się ocknie. I jeszcze jakieś mięsko dla pająka, jakiekolwiek, kiełbaski made in hell na przykład bardzo lubi... No i nam też jakaś pralnia albo wypożyczalnia ciuchów by się przydała...
Obejrzała się na drużynę, ziewając i chwiejąc się na nogach.
- Zabieram drowa do wyra znaczy idziemy spać znaczy nie idziemy spać tylko do wyra... tylko gah, no wiecie o co mi chodzi... znaczy idziemy odpocząć, no! Nieważne... Chodźmy!!! Dobranoc!!!
Pociągnęła za smycz i pająk wspiął się za nią po schodach na piętro.

Weszła do pokoju.


Nie był duży ale stały tam elfickiego kształtu lampki oliwne i kilka roślinek. Wszystko czego mógłby chcieć elf. Pomyślała że ciemność, ciemne zasłony i pościel w tym kolorze spodobałyby się drowowi.
- Małe, drewniane, z kwiatem i wyrem. Wszystko gra, mogę tu egzystować! – oceniła Nizzre, ziewając niemiłosiernie. – Jak ci się podoba, Piękny?
Drow już chrapał. Czy raczej nadal chrapał.

W małym pomieszczeniu obok stała już wielka drewniana balia z parującą wodą. Nizzre ze zdumieniem odkryła coś na kształt małej pompy sterczącej ze ściany. Okazało się że z pompy leciała czysta, zimna woda.
„Sprytne”.
Nosiła wiadrem wodę do balii, zimną, sprawdzając łokciem temperaturę mieszanki. Kiedy kąpiel była gotowa uśmiechnęła się do Fufiego.
- Proszę cię tylko o jedno, Piękny... – jęknęła błagalnie. - Nie obudź się teraz!!!
Wzięła głębszy wdech i rozpięła pierwsze guziki koszuli drowa. Zdjęła mu płaszcz i koszulę. Narastała w niej zgroza.
- O Lolth, nie karz mnie za to! – pisnęła, zatrzymując ręce przy pasku od spodni drowa. – Nie patrzę, nie patrzę...!
Zacisnęła powiekę, czerwona jak burak mocowała się ze sprzączką, Fufi popiskiwał, nieźle ubawiony.
- Przestaniesz?! Od dear gods I can`t believe I`m doin this oh god ooooh argggh...!!!
“Jakim cudem faceci nosząc coś takiego mają problem z rozpinaniem staników?! – żachnęła się, wściekła, szarpiąc rozpaczliwie niesforny pasek. – Co to jest do diabła, pas cnoty?!”
Udało się w końcu.
„Chwała bogom!!!”
- Nie patrzę, nie patrzę!!!... O GAH!!! – zdała sobie sprawę, że aby zorientować się w sytuacji bez patrzenia musiała pomacać, inaczej nie da rady zedrzeć z niego tych cholernych, starganych i brudnych spodni! – Może ty to zrób?! – jęknęła błagalnie do Fufiego. – Lolth na pająka nie zrzuci kowadła!
Fufi pisnął pomocnie.
- To no łap za spodnie i... Złapałeś?! – czerwona, zasłaniała twarz dłońmi. - Błagam, zanim pociągniesz, upewnij się, że złapałeś za to co należy!!!
Fufi potwierdził, że operacja zakończyła się sukcesem.
- No to wodujemy!
Fufi wlazł nad balię i opuściwszy odwłok osunął drowa do balii. Całość operacji była równie zabawna co poważna. Drow kąpał się w najlepsze, a raczej siedział sobie w balii z ciepłą wodą, oparty o brzeg plecami, a Nizzre z Fufim pilnowali, by siedział grzecznie oparty, w łepkiem ponad wodą. Nizzre z rozkoszą wsypała do balii całe znalezione opakowanie płatków mydlanych i podziwiała teraz drowa siedzącego w gęstej pianie i wśród fruwających baniek mydlanych.
- Koniec z zapachem bagna – obiecała jemu i sobie, łapiąc gąbkę i szorując.
Kilka razy zdarzyło się jej opiekować towarzyszami ciężko rannymi, rannymi na tyle, że nie byli w stanie sami się sobą opiekować. Cała ta kąpiel kojarzyła się jej jednak zupełnie z czymś innym.

Pamiętała, jak nalewała wody do balii, a on ciekawsko złapał rączkami za brzeg balii i podciągnął się do góry, zaglądając z fascynacją na pianę i bąbelki. Miał wtedy trzy lata, ale długo jeszcze, do szóstego roku życia, reagował w ten sam sposób na szykowaną dla niego kąpiel. Zawsze miał rozbrajający uśmiech i niegasnącą, pocieszną ciekawość, bo Nizzre wsypywała za każdym razem inny rodzaj płatków mydlanych i bańki i piana zawsze były inne. Bardzo lubił wodę, uwielbiał się chlapać i pływać, ale czasem piszczał w kąpieli, woląc właśnie chlapanie od szorowania gąbką. Nie raz Nizzre była na koniec bardziej mokra od swego małego synka zażywającego kąpieli.
„Dlaczego on...?”
Miał równie miękkie włosy. Może o to chodziło...? Starannie myła srebrne kosmyki, pieczołowicie wybierając z nich resztki glonów i grudek bagnistego błotka. Miała nadzieję że drow obudzi się w końcu, ale najwyraźniej kąpiel nie przeszkadzała mu w drzemce. W międzyczasie Fufi zgrabnie prał rzeczy drowa, zadziwiające jak pająki potrafią prać jeśli się je tego wyuczy! Fufi wyciągnął wyszorowanego drowa z balii i elfka wodą z wiadra spłukała pianę.
„Szorowałam a on nadal cały czarny!” - zachichotała w myślach.
Opatuliła drowa w ręcznik robiąc z niego czystą, pachnącą mumię, która na grzbiecie Fufiego zawędrowała do pokoju obok. Tam ubrała go w czystą piżamę i położyła go do łóżka.
- Wreszcie wygląda jak drow a nie jak grudka błotka! – westchnęła, zmęczona. – Teraz ja idę się uprać!
Zabrała czyste rzeczy dla siebie, Fufi został, pilnując drowa, ona przygotowała sobie balię ze świeżą wodą. Kąpiel poszła błyskawicznie, Nizzre była tak padnięta że marzyła o kolacji i wyrku. Ubrała się w czyste ciuchy, stare szybko uprała i rozwiesiła razem z drowimi.
- Jemy, Fufi! Czekaj tu.
Zeszła na dół i zgarnęła żarcie. Dla pająka zabrała pieczonego kurczaka, pieczoną karczkę i kilka kiełbasek, więcej nie uniosła. Chłopaki bawili się przy stole, ona nie miała już siły.

Wróciła do pokoju, zamknęła drzwi na klucz i podstawiła krzesło blokując oparciem klamkę.
- Na wszelki wypadek...
Sprawdziła czy okna są zamknięte. Zjadła, Fufi też. Podstawiła obok łóżka drowa zupę dla niego, pachniała potwornie... mocno... Ale drow nie był chyba głodny, bo spał nadal.
- Otwórz oczy... – warknęła, zła na niego. – Otwórz oczy, do cholery! Powiedz coś!!!
Westchnęła. Fufi zwinął się w kłębek na podłodze. Przysiadła na swoim łóżku i w półmroku patrzyła na drowa śpiącego na łóżku obok.
„Co się z tobą stało? – pomyślała z rozpaczą. – Dlaczego mnie zostawiłeś?”
Weszła pod kołdrę, kładąc się na boku, wciąż obserwując drowa. Miała wrażenie że lada moment drow się poruszy i czekała na to z nadzieją. Zamknęła oczy, nasłuchiwała. Odgłosy dziczy za oknem. Trzepotanie ćmy pod sufitem. Spokojny, miarowy oddech drowa. Otworzyła oczy. Zastanawiała się, czy aby na pewno nadal leżał tak jak poprzednio, czy może się poruszył...? Nie była pewna.

Odrzuciła kołdrę i wstała. Cichutko przemknęła przez pokój, ciekawsko pochylając się nad drowem. Leżał na plecach, z prawą ręką złożoną na piersi. Głowę miał odchyloną do tyłu na poduszce, oczy zamknięte. Piękne, białe rzęsy. Oddychał ze świstem przez usta.
„Jest taki piękny... I nie ma nikogo!” – pomyślała mimowolnie, z radością i bólem zarazem.
Co w nim było pięknego? Ta gładka skóra koloru obsydianu? Te białe rzęsy? Delikatne usta? Ten spokojny oddech, ten obezwładniający spokój i niewinność? Ta tajemnica?

Dotknęła jego ramienia. Westchnęła z żalem, przysiadła ostrożnie na brzegu jego łóżka.
„Może się obudzi, nie chcę wtedy spać!”
Pochyliła się nad nim, pogłaskała go po policzku. Był taki ciepły i miękki.
„I guess you won’t wake up as well...”
Uśmiechnęła się lekko i troskliwie, wzbraniając się przed nadejściem łez. Ileż piękna miała w sobie śpiąca istota. Istota z zamkniętymi oczami, ze spokojem wymalowanym na twarzy, wolna od wszystkiego. Nizzre nie rozumiała tego piękna, ale wiedziała jedno. Niektóre istoty już nie otwierają oczu. Pozostają wolne.

- Nawet nie znam twojego imienia... Ray`... gi...? – uśmiechnęła się sarkastycznie.
Pogłaskała go powoli po głowie, delektując się własnymi odczuciami, wspomnieniami, miękkością jego włosów. W jej zielonym oku zabłysły łzy. Jak cudownie było wtedy. Mieć kogo kochać. Mieć o kogo dbać. Mieć kogoś, kto był przyszłością. Kto miał pozostać, pozostać po niej, po jej śmierci. Jak cudownie było ofiarować swe siły, swą wiedzę, swój czas i patrzeć, jak druga istota żyła dzięki nim. Drugi elf. Jej syn. Nizzre starała się być dzielna, szukała sensu w dalszej walce, ale w głębi duszy zawsze czuła, że wraz ze śmiercią swego ukochanego, jedynego syna sama dla siebie stała się niepotrzebna. Wiedziała, że nie odzyska swego pierworodnego, oraz że nikt go nigdy nie zastąpi, nie wypełni bolesnej pustki jaką czuła. Do końca życia będzie z tym sama.
W chwili jasności umysłu zdziwiła się własnym postępowaniem, postrzegała podobieństwo między obcym nieprzytomnym drowem a jej konającym synem... podobieństwo tak daleko idące, że niemal czuła podobny ból co wtedy. Tak bardzo chciała, aby wrócił, że mogła uwierzyć we wszystko, byle tylko poczuć, chociażby ulotnie i nieprawdziwie, że on jest blisko... Nie chciała, żeby umierał. Nie chciała tego wtedy, nie chciała tego teraz. Nadzieja, że drow obudzi się była tak ogromna i pokrzepiająca... Nie rozumiała dlaczego, ale czuła, że jeśli drow otworzy oczy, ona zatryumfuje, udowodni... komuś... światu, sobie...? że nie wszystkie śpiące istoty już się nie budzą. Że zawsze w to wierzyła choć zadano jej tak potworny cios odbierając jej jedyną rodzinę i że świat przegrał z jej wiarą.
- Obudź się, piękny, nie zostawiaj mnie...! – szepnęła przez łzy, bezradnie dotykając czołem do jego czoła. – Proszę, obudź się, skarbie...!



Oddychał tak spokojnie. Osunęła się na posłanie, ostrożnie układając się obok drowa, opierając głowę na jego piersi. Objęła go jedną ręką, przytulając się do niego. Czuła się bezpiecznie. W bezruchu, ciszy i spokoju jego oddechu, Nizzre poczuła się bezpiecznie. Potrzebna. Ona, nikt inny tylko ona, miała być tu, teraz, z tym drowem. Miała go chronić. Tak jak chroniła swego syna w latach jego dzieciństwa. To było dziwne skojarzenie, drow, wojownik i bezbronny dziewięciolatek, elf. Ale Nizzre, pozbawiona brutalnie i gwałtownie roli matki i opiekunki, poszukiwała rozpaczliwie swego przeznaczenia, jakim było chronić, chronić życie.
Przytuliła drowa mocniej, omal nie szepnęła „ćśśś...”, choć jedyną rzeczą mącącą cisze w pokoju było jej pochlipywanie. Wycierała łzy w jego koszulę. Głaskała go po głowie, po długich uszach, gładkiej szyi. Bała się, że przestanie oddychać. Podniosła się na moment nad niego, jej łzy skapnęły na jego policzek. Wpatrzona w jego usta pragnęła zasnąć. Zasnąć Tak Jak On.
- Dlaczego nie mogę iść z tobą...? – szepnęła z rozpaczą.
Zamknęła oko, schyliła się i pocałowała go w czoło.
- I am eternally cursed now, Ray`gi...! – załkała.
Położyła się obok niego, z głową na jego piersi. Nie myślała o tym jak by zareagował, ani o tym, czy drow umrze w jej ramionach tej nocy. Chciała być przy nim i czuć się jak dawniej, czuć się potrzebną. Wierzyła, że on był świadomy tego co działo się wokół choć nie mógł otworzyć oczu ani się odezwać, chciała, żeby wiedział, że nie jest sam.
Jeśli ktoś nie stracił wszystkiego, nie zrozumie, w jak dziwnych miejscach i sytuacjach elf potrafi szukać utraconego siebie.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline