Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2009, 07:06   #18
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Zostali sami. Wiatr smętnie zawiał podnosząc lekko pelerynę Sonnillona. Ukazała się rękojeść jego miecza. Mały promyczek załamał się w kamieniu zdobiącym głownię. Son naprężył ciało gotowy na wszystko. Wyszczerzył uśmiech tak by widać było jego pewność siebie. Był przygotowany na wszystko.
To co zrobił mogło by zaskoczyć potencjalnego obserwatora. Wojownik opuścił ramiona i westchnął głośno.

-Ehhhh... chyba nas zostawili... będziemy tak stać i się na siebie gapić czy wypijemy Bruderszaft? - ręce uniósł lekko w geście zapytania.

-Racja. Pierwsze wrażenie nie było zbytnio najlepsze.- Rzekłszy to kapral odwrócił się w stronę karczmy. Sonnillon został jeszcze na chwilę. Szczerze to oczekiwał bardziej ciętej riposty po wcześniejszym wybuchu paladyna. Musze rozgryźć tego człowieka... ale później... - Ja stawiam! - to były słowa których nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wojownik ochoczo ruszył za nim.

Gdy poszli kawałek niespodziewanie tak pięknie zapowiadający dzionek stał się jeszcze piękniejszy. Okrzyki które usłyszeli a brzmiały one mniej więcej tak:
- Hejj! Zostaw moją nogę! Oddawaj ją!
- Aaarrrgggghh! Moje PIWO!!! Zapłacisz za nie!
- DUUUUUPCZYĆ!!!!
- Huzia na Ju.... Mój nos! Złamałeś mi....
I towarzyszyły im przeróżne dźwięki takie jak "trzask", "prask" i "odgłos łamanych kości". Oznaczało to tylko jedno. Karczemną bijatykę. Son od dawna był w podróży. Nie pamiętał już kiedy ostatnio mógł rozprostować kości w takiej zabawie. Zawsze lubił uczestniczyć w wszelakich walkach, czy to pojedynkach na śmierć i życie, czy w karczemnych bójkach, czy nawet w zwykłych porannych sparingach na kije drewniane. Jak ja bym chciał się tam znaleźć. Pewnie zaraz usłyszę: "Poczekajmy na straż, nie powinniśmy się w to angażować! Jednak to co usłyszał miło go zaskoczyło.

-Widzę że w karczmie rozpoczęła się burda. Może warto było by to sprawdzić.

- Chmmm... w sumie? lepiej połamać nos jakiemuś elfowi... obcemu elfowi, niż towarzyszowi. Czemu nie? Szybko bo nam zabiorą najlepsze kawałki. - odpowiedział uradowany mężczyzna, zaciskając dłonie w pięści. Czy wygra, czy przegra nie miało znaczenia. Ważna jest zabawa!

Gdy stanęli przed drzwiami tawerny trzeba było wymyślić dobrą strategię. Ale szybko. Son nie zastanawiając się zaproponował taktykę którą często używał w latach swej młodzieńczej aktywności "społeczno-karczemnej" wraz ze swym starym towarzyszem. Jednak jego już nie było wraz z nim...

- Robimy tak: wchodzę pierwszy. Trzymaj się moich pleców i osłaniaj je. Automatycznie ja będę chronił twoje tyły. Gotowy? - zaproponował wojownik zacierając dłonie. Nie było widać po nim strachu czy zdenerwowania. Jakby bardzo długo praktykował podobne rzeczy. Jakby robił to całe swe życie. Jego trzydziestoletnia twarz uśmiechnęła się szelmowsko, a oczy...

-Na trzy… TRZY! - zakrzyknął paladyn, po czym wparowali do budynku. Mores osłaniał plecy Sona, a Son Moresa. Była to dobra taktyka polegająca na współpracy i zaufaniu. Pierwsze kroki do dobrej współpracy między nowymi towarzyszami drogi i miecza.

Sonnilion spróbuje po wejściu chwycić jakąś nogę od stołka, ewentualnie coś innego nadającego się do walki w karczmach.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 21-04-2009 o 21:04.
andramil jest offline