Rodecki siedział przy stole w barze. Splótł ręce na piersiach i zadarł nos wysoko w górę, unikając patrzenia na kogokolwiek z zebranych, a zwłaszcza na Mirka.
Zawiódł się na nim, oj, bardzo zawiódł. Takie miłe, słodkie, grzeczne dziecko. Taki uroczy, niewinny chłopiec. Tak o nim myślał do tej pory, za takiego go miał i traktował go tak, jakby rzeczywiście taki był.
Więc czemu to słodkie dziecko siedziało tutaj, w tym barze przepełnionym seksem, tytoniem i alkoholem, czemu spędzał czas w tej jaskini rozpusty, czemu?! Czy nie było innych miejsc, w których mógł się znaleźć? Czy wszystkie lodziarnie, biblioteki, parki, wesołe miasteczka i salony gier w całym Wrocławiu były zamknięte?
Nie. A mimo to Mirek był tu. Z własnej, wolnej, nieprzymuszonej woli, która nakazała mu także uraczyć się sporym łykiem piwa.
Rozpusta i patologia, ot co! Ahhhh, gdyby tak mama to widziała…
Paweł czuł się za to odpowiedzialny. Sumienie mówiło mu, ze powinien natychmiast chwycić Mirka za rękę i choćby siłą wyprowadzić z klubu, nawet, gdyby oznaczało to zrobienie wielkich oczu przez całe towarzystwo. Wiedział, że powinien tak zrobić, dla dobra innych, swojego, a przede wszystkim Mirka. Wiedział o tym. Wystarczyła niezapowiedziana kontrola policji by chłopak miał nieprzyjemności. Nie wspominając o tym, że Pawłowi jako jego opiekunowi mogła grozić kara.
Mimo to, pozwolił chłopakowi zostać. Czuł się dobrze, jak na razie wypił „zaledwie” jedno piwo, a pod czujnym okiem Rodeckiego nie powinien liczyć na więcej. Była to też okazja, by zapoznał się z paroma osobami. Ostatni powód był najważniejszy.
I wszystko by szło dobrze gdyby nie pewna parka, tańcząca w najlepsze swój perwersyjny taniec za plecami Magdy. To sprawiło, że Pawłowi skończyła się cierpliwość.
Rodecki wstał i z wyjątkowo zaciętą miną chwycił Mirka stanowczo, ale delikatnie za rękę.
- Chodź Mirek, idziemy. To nieodpowiednie miejsce dla dziecka. Wybacz, to wszystko wina mojej nieodpowiedzialności i ulegania wpływom innych ludzie. Ale nie bój się, już więcej nie popełnię tych błędów. Idziemy.
O ile wszystkie słowa, jakie powiedział, były przesycone spokojem i czuć było w nich przepraszający ton, o tyle ostatnie było nieznoszącym sprzeciwu stwierdzeniem.
- Nie martw się, wiem, że liczyłeś na rozrywki. Tu niedaleko jest taka naprawdę dobra lodziarnia…
Parę osób z naprawdę zaskoczonymi minami obserwowało, jak Paweł kieruje się w stronę wyjścia, ciągnąc za sobą Mirka. Szczęście w nieszczęściu, że było to bardziej ponaglenie niż użycie siły.
W końcu, Eteryta nie był brutalem. |