Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2009, 22:10   #22
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
W momencie, gdy ciało elfa używane przez niego jako tarcza dotknęło ziemi Grimr wyprostował się na całą swoją wysokość. Moc płynąca ze słów w zapomnianym przez bogów i ludzi języku wypełniała jego ciało, wzmacniania przez jego własną, wrodzoną magię. Delikatne zaburzenia ostrości widzenia, spowodowane interferencją pola poteleportacyjnego oraz wzrostem potencjału magicznego spowodowały, że zamierzanie w karczmie stało się przez krótką chwilę tylko skupiskiem barwnych plam, przemieszczających się z miejsca na miejsce. Po trzech sekundach wszystko się ustabilizowało, a moc przepływająca na dłonie Grimra zwizualizowałą się w postaci zielonych płomieni. Przekrzywiając lekko głowę, jakby zainteresowany efektem wyciągnął dłoń przed siebie i wypuścił moc

Pierwszy trafiony został dosłownie ścięty z nóg. Zdołał wykonać jeszcze dwa chwiejne kroki, po czym padł przygnieciony własnym ciężarem. Grimr przesunął dłoń lekko w lewo, kierując strumień energii w opancerzonego wojownika. Ten miał mniej szczęścia, gdyż upadkowi towarzyszył suchy trzask łamanych kości. Cóż, jego wina - mógł nie brać udziału w bójce tylko inteligentnie się wycofać. Trzeci trafiony został w połowie skoku. Opadł na ziemię, zachwiał się i bez jęku stracił przytomność. Grimr starał się być delikatny, jednak czwarta ofiara oberwała nieco mocniej niż planował. Zakończyło się to tym, że biedny człowieczek upadając zawadził o róg stołu. Nieprzyjemny trzask mógł świadczyć, ze biedaczyna tego nie przeżył. Grimr żałował, że nie był na to przygotowany. Mógłby na tej śmierci skorzystać... trudno. Sądząc po tym, jak zaczynała się ich wyprawa okazji będzie jeszcze wiele. Jakby od niechcenia skosił swoja mocą jeszcze dwie osoby, po czym uznał że czas się zbierać. Mógłby się jeszcze trochę pobawić, ale nie chciał tak wcześnie mieć zatargów ze strażą miejską. Poza tym zaczynał robić się głodny

W trakcie zabawy widział działania pozostałych. Dwoje zdołało się wycofać, pozostali włączyli się do walki. Niestety, byli w tej robocie po prostu beznadziejni, by nie powiedzieć żałośni. Mores i Sonnillon zaczęli dobrze, jednak ich duet szybko się rozpadł. Mores najwyraźniej jednak niezbyt był doświadczony w przypadku walki w ścisku bo już po chwili został wyłączony z zabawy. Sonnillon jako jedyny pokazał conieco, kwalifikując się w rankingu Grimra na pozycję przywódcy. Walki Silvana nie miał nawet ochoty komentować - chłopaczyna po prostu się przeliczył

Każda zabawa ma jednak swój koniec. Grimr ruszył do wyjścia, a dzięki wcześniejszej małej demonstracji nie miał problemów z natarczywymi pijakami. Prawdę mówiąc ci, którzy widzieli jak skończyli zaczynający z nim teraz omijali go szerokim łukiem. Po drodze widząc, że jeden z obdarzonych zaklęciem próbuje się podnieść zakończył jego zamiary kopniakiem. Jeden z uchodzących przed nim potknął się o leżące ciało i wyłożył się jak długi na ziemi. Grimr zastanawiał się, czy nie podarować mu kopniaka tam, gdzie najbardziej boli, uznał to jednak za nieetyczne. W końcu nic poważnego mu nie zrobili, nieprawdaż?

Po drodze natknął się na leżące działo Silvana. Początkowo chciał go przekroczyć, jednak leżący elf wyglądał na tak bezbronnego, że Pozyskiwacz schylił się po niego i zarzucił go sobie na ramię. Do wyjścia był kawałek, jednak jedynego pijaka który próbował zasłonić mu drogę odstraszył krwawy poblask, wydobywający się spod maski Podróżnika. Na tyłach karczmy także lepiej było się nie zatrzymywać, więc wraz z pozostałymi wycofał się poza miasto, na tereny nadrzeczne. Tam położył elfa na ziemi, a sam usiadł obok na wystającym z ziemi korzeniu. Zastanawiał się, co by tu z nim zrobić. Dzięki swoim umiejętnością miał naprawdę wiele możliwości, jednak po krótkiej analizie doszedł do wniosku, że żywy elf jest przydatniejszy od martwego elfa. Ocucił go więc zimną wodą z rzeki, a następnie wypowiedział pojedyncze słowo wezwania

Po krótkiej chwili ziemia zadrżała, gdy sługa Grimra przedzierał się przez zarośla. Wcześniej oczekiwał za miastem, by nie wzbudzać sensacji. Teraz jednak, gdy był w gronie ,,swoich" więc mógł sobie na to pozwolić



- Panowie, pani... pozwólcie że przedstawię Wam mojego sługę. Nie obawiajcie się, nie krzywdzi swoich jeśli tylko oni nie próbują skrzywdzić jego

O tak... wielkie, umięśnione i cholernie niebezpieczne bydle. Niewielu adeptów było na tyle odważnych, by pozwolić sobie na wezwania czegokolwiek silniejszego niż chochlik. Grimr od zawsze uwielbiał ryzyko i dlatego udało mu się nagiąć do swojej woli o wiele silniejsze istoty. Gdy tylko sługa stanął za plecami Podróżnika, ten zabrał głos

- Czas chyba dokończyć wybieranie przywódcy dla naszej wesołej gromadki. Po wydarzeniach w karczmie jestem za kandydaturą Sonnillona, pod warunkiem że nieco poprawi się w ogładzie

Następnie wstał i zbliżył się do wojownika tak, że jego twarz od stalowej maski dzieliło około pięć centymetrów. Następnie szturchnął go lekko stalowym palcem w pierś i powiedział

- Skrót od twojego imienia to Son, nieprawdaż? Nie podoba mi się to. W jednym ze znanych mi języków oznacza to syna, więc od dziś będziesz się nazywał Synek

Rozejrzał się po pozostałych, czy ktoś nie wyraża sprzeciwu, a następnie zasiadł z powrotem na swoim miejscu. Z torby podróżnej wyjął kawałek sera, chleba oraz niewielki bukłak i przystąpił do jedzenia tego skromnego posiłku. A miał nadzieję na porządne pieczyste...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline