Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2009, 15:27   #21
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Madlen i Goran
Unikając walki uciekliście z karczmy. Droga nie była trudna, gdyż Wasi nowi towarzysze oczyścili Wam dojście do drzwi. Wybiegliście. Przed karczmą leżały już trzy obezwładnione ciała. Próbowaliście się przebić przez tłum gapiów, kiedy usłyszeliście dźwięk pękającego okna. Odruchowo spojrzeliście w tamtą stronę. Z okna na pierwszym piętrze wyleciał Elf. Wylądował on na plecach. Próbował się jeszcze podnieść ale nie dał rady i położył się na ziemi. W oknie ujrzeliście twarz swojego towarzysza Sonnillona, chyba Jego, gdyż natychmiast obrócił się i zniknął z pola widzenia. Po dłuższej chwili udało Wam się stanąć za tłumem gapiów. Z daleka zauważyliście jak nadbiega straż. Madlen, szybko. Podeślicie do karczmy od strony zachodniej. Znajdowało się tam małe okienko. Madlen spokojnie dawała radę obserwować co się działo wewnątrz. Od czasu do czasu na jej twarzy było widać niesmak. Gorion pełnił rolę strażnika.

Mores i Sonnillon
Wbiliście się do środka. Koło Was przebiegła kobieta i człowiek. Przepuściliście ich bo rozpoznaliście w nich członków waszej drużyny. Na dzień dobry powitał Was Grimr. Sonnillon chwycił krzesło stojący przy najbliższym stoliku. Okazja do jego pierwszego użycią nadeszła bardzo szybko. Człowiek ubrany na czerwono dusił innego człowieka. Stali oboje przy ścianie. Sonnillon nie mógł się oprzeć i z całej siły uderzył krzesłem w plecy 'czerwonego' człowieka. Tamten uderzył głową o ścianę i osunął się po niej. Człowiek, który był duszony podziękował Tobie za pomoc. Nieszczęsny nie wiedział jednak, że ty miałeś inne plany. Nim tamten zdążył podnieść się z kolan oberwał z twojego kolana. Mores, który osłaniał twoje plecy zniknął w grupie pijaków. Teraz pozostałeś Sam na placu boju.
Mores osłaniałeś plecy Sonnillona. Pod rękę wpadł ci jako pierwszy Elf. Nie musiał długo czekać na Twój cios. Wymierzyłeś mu nie prostego lecz podbródkowego. Osunął się on na stół. Z lewa niespodziewanie nadeszło kopnięcie. Pozbawiło Cię ono tchu. Kiedy udało się Tobie złapać oddech. Chwyciłeś najbliższego człowieka za fraki i rzuciłeś nim w tłum po czym sam się na niego rzuciłeś. Zapomniałeś o towarzyszu. Teraz rządziła Tobą chęć zemsty. kiedy skończyłeś okładać człowieka, oberwałeś w plecy...krzesłem. Upadłeś nieprzytomny na ziemię.
Sonnilon zauważyłeś jak Mores obrywa krzesłem w plecy. Ostatnio ta broń jest często tutaj używana. W szale bitwy dotarłeś aż pod same schody. Również na nich trwały walki. Wyrwałeś belkę tworzącą poręcz i ruszyłeś ku górze atakując każdego kto ci podszedł pod zasięg twojego ataku. Będąc na górze wbiłeś się w grupkę walczących.Twoją ofiarą stał się Elf. Wyszarpałeś go z grupki. Następnie poniewierałeś nim jak psem po ścianach. Kiedy splunął ci krwią w twarz nie wytrzymałeś. Chwyciłeś bydlaka za ubrania i biegłeś z nim prosto na okno. Kiedy go wyrzuciłeś Rozejrzałeś się szybko po okolicy. Kątem oka spostrzegłeś strażników. Obróciłeś się na pięcie. Przy okazji uderzyłeś jakiegoś Orka z łokcia w twarz. Zrzuciłeś ze schodów trzy nieznane ci osoby. Mores zaczął się budzić. Podbiegłeś do niego pomogłeś mu się podnieść. Wzrokiem namierzyłeś swoich towarzyszy po czym wskazałeś głową na tył karczmy. Grimr zrozumiał o co chodzi i szybko podązył za wami. Kiedy podążaliście ku tylnemu wyjściu zauważyłeś ciało swojego towarzysza Silvana. Kazałeś Grimrowi aby go podniósł i dalej ruszyliście ku drodze do wolności.
Grimr
Znalazłeś miejsce, które było chwilowo bezpieczne. Zbierałeś energię aby obdarzyć swoim podarunkiem wszystkich zgromadzonych, albo raczej większość. Kiedy doszedłeś do ostatniego słowa inkantacji szybko zauważyłeś efekt. Sześciu humanoidów upadło na ziemię. Rozbawiło Cię to, że o cih ciała potykali się awanturnicy. Jeden z nich miał takiego pecha że jego czoło "odwiedziło" kant stołu. Pośród bijących się zauważyłeś jak twój towarzysz Sonnillon trzyma słabego Moresa. Pokazał Ci głową na tylnie wyjście z karczmy. Ruszyłeś za nim. Po drodze znaleźliście ciało elfa z waszej drużyny. Sonnillon kazał je podnieść. Uczyniłeś to co kazałi ruszyłeś dalej za nim.
Silvan
Chwyciłeś butelkę po winie. Uderzyłeś nią w głowę dwumetrowego Orka. Kiedy obrócił się w Twoją stronę zrozumiałeś, że atak na niego to był błąd. Wiedząc co się zaraz stanie zamknąłeś oczy. Poczułeś tylko jak twoje nogi odrywają się od podłoża. Przez chwilę czułeś się jakbyś potrafił latać. Nie myliłeś się. Leciałeś niestety z lądowaniem było gorzej. Odbiłeś się od stołu i wylądowałeś na ziemi tracąc przytomność.
Wszyscy
Spotkaliście się na tyłach karczmy. Dokonaliście szybkiej wymiany spojrzeń i jak najszybciej oddaliliście się od karczmy. Powędrowaliście do rzeki, która płynęła 30 metrów za miastem. Tam opatrzyliście rany. Po wymianie słów jaka między Wami wynikła zostaliście zmuszeni do wybrania nowego kapitana. Wiecie, że jest godzina 10.00. I dobrze by było opracować jakiś plan działania...
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824

Ostatnio edytowane przez Buzon : 22-04-2009 o 16:05.
Buzon jest offline  
Stary 22-04-2009, 22:10   #22
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
W momencie, gdy ciało elfa używane przez niego jako tarcza dotknęło ziemi Grimr wyprostował się na całą swoją wysokość. Moc płynąca ze słów w zapomnianym przez bogów i ludzi języku wypełniała jego ciało, wzmacniania przez jego własną, wrodzoną magię. Delikatne zaburzenia ostrości widzenia, spowodowane interferencją pola poteleportacyjnego oraz wzrostem potencjału magicznego spowodowały, że zamierzanie w karczmie stało się przez krótką chwilę tylko skupiskiem barwnych plam, przemieszczających się z miejsca na miejsce. Po trzech sekundach wszystko się ustabilizowało, a moc przepływająca na dłonie Grimra zwizualizowałą się w postaci zielonych płomieni. Przekrzywiając lekko głowę, jakby zainteresowany efektem wyciągnął dłoń przed siebie i wypuścił moc

Pierwszy trafiony został dosłownie ścięty z nóg. Zdołał wykonać jeszcze dwa chwiejne kroki, po czym padł przygnieciony własnym ciężarem. Grimr przesunął dłoń lekko w lewo, kierując strumień energii w opancerzonego wojownika. Ten miał mniej szczęścia, gdyż upadkowi towarzyszył suchy trzask łamanych kości. Cóż, jego wina - mógł nie brać udziału w bójce tylko inteligentnie się wycofać. Trzeci trafiony został w połowie skoku. Opadł na ziemię, zachwiał się i bez jęku stracił przytomność. Grimr starał się być delikatny, jednak czwarta ofiara oberwała nieco mocniej niż planował. Zakończyło się to tym, że biedny człowieczek upadając zawadził o róg stołu. Nieprzyjemny trzask mógł świadczyć, ze biedaczyna tego nie przeżył. Grimr żałował, że nie był na to przygotowany. Mógłby na tej śmierci skorzystać... trudno. Sądząc po tym, jak zaczynała się ich wyprawa okazji będzie jeszcze wiele. Jakby od niechcenia skosił swoja mocą jeszcze dwie osoby, po czym uznał że czas się zbierać. Mógłby się jeszcze trochę pobawić, ale nie chciał tak wcześnie mieć zatargów ze strażą miejską. Poza tym zaczynał robić się głodny

W trakcie zabawy widział działania pozostałych. Dwoje zdołało się wycofać, pozostali włączyli się do walki. Niestety, byli w tej robocie po prostu beznadziejni, by nie powiedzieć żałośni. Mores i Sonnillon zaczęli dobrze, jednak ich duet szybko się rozpadł. Mores najwyraźniej jednak niezbyt był doświadczony w przypadku walki w ścisku bo już po chwili został wyłączony z zabawy. Sonnillon jako jedyny pokazał conieco, kwalifikując się w rankingu Grimra na pozycję przywódcy. Walki Silvana nie miał nawet ochoty komentować - chłopaczyna po prostu się przeliczył

Każda zabawa ma jednak swój koniec. Grimr ruszył do wyjścia, a dzięki wcześniejszej małej demonstracji nie miał problemów z natarczywymi pijakami. Prawdę mówiąc ci, którzy widzieli jak skończyli zaczynający z nim teraz omijali go szerokim łukiem. Po drodze widząc, że jeden z obdarzonych zaklęciem próbuje się podnieść zakończył jego zamiary kopniakiem. Jeden z uchodzących przed nim potknął się o leżące ciało i wyłożył się jak długi na ziemi. Grimr zastanawiał się, czy nie podarować mu kopniaka tam, gdzie najbardziej boli, uznał to jednak za nieetyczne. W końcu nic poważnego mu nie zrobili, nieprawdaż?

Po drodze natknął się na leżące działo Silvana. Początkowo chciał go przekroczyć, jednak leżący elf wyglądał na tak bezbronnego, że Pozyskiwacz schylił się po niego i zarzucił go sobie na ramię. Do wyjścia był kawałek, jednak jedynego pijaka który próbował zasłonić mu drogę odstraszył krwawy poblask, wydobywający się spod maski Podróżnika. Na tyłach karczmy także lepiej było się nie zatrzymywać, więc wraz z pozostałymi wycofał się poza miasto, na tereny nadrzeczne. Tam położył elfa na ziemi, a sam usiadł obok na wystającym z ziemi korzeniu. Zastanawiał się, co by tu z nim zrobić. Dzięki swoim umiejętnością miał naprawdę wiele możliwości, jednak po krótkiej analizie doszedł do wniosku, że żywy elf jest przydatniejszy od martwego elfa. Ocucił go więc zimną wodą z rzeki, a następnie wypowiedział pojedyncze słowo wezwania

Po krótkiej chwili ziemia zadrżała, gdy sługa Grimra przedzierał się przez zarośla. Wcześniej oczekiwał za miastem, by nie wzbudzać sensacji. Teraz jednak, gdy był w gronie ,,swoich" więc mógł sobie na to pozwolić



- Panowie, pani... pozwólcie że przedstawię Wam mojego sługę. Nie obawiajcie się, nie krzywdzi swoich jeśli tylko oni nie próbują skrzywdzić jego

O tak... wielkie, umięśnione i cholernie niebezpieczne bydle. Niewielu adeptów było na tyle odważnych, by pozwolić sobie na wezwania czegokolwiek silniejszego niż chochlik. Grimr od zawsze uwielbiał ryzyko i dlatego udało mu się nagiąć do swojej woli o wiele silniejsze istoty. Gdy tylko sługa stanął za plecami Podróżnika, ten zabrał głos

- Czas chyba dokończyć wybieranie przywódcy dla naszej wesołej gromadki. Po wydarzeniach w karczmie jestem za kandydaturą Sonnillona, pod warunkiem że nieco poprawi się w ogładzie

Następnie wstał i zbliżył się do wojownika tak, że jego twarz od stalowej maski dzieliło około pięć centymetrów. Następnie szturchnął go lekko stalowym palcem w pierś i powiedział

- Skrót od twojego imienia to Son, nieprawdaż? Nie podoba mi się to. W jednym ze znanych mi języków oznacza to syna, więc od dziś będziesz się nazywał Synek

Rozejrzał się po pozostałych, czy ktoś nie wyraża sprzeciwu, a następnie zasiadł z powrotem na swoim miejscu. Z torby podróżnej wyjął kawałek sera, chleba oraz niewielki bukłak i przystąpił do jedzenia tego skromnego posiłku. A miał nadzieję na porządne pieczyste...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 23-04-2009, 10:32   #23
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
Gdy całe zamieszanie z tawernianą burdą dobiegło końca , cała drużyna zebrała się nad rzeką za miastem. Goran mógł wreszcie odetchnąć czystym powietrzem. Zaraz po przekroczeniu murów miasta na jego ramieniu zawitała Vesta - sokół , który towarzyszył mu w wędrówce. Eh , już zaczynało mi ciebie brakować. - uśmiechnął się sam do siebie w myślach druid.
Całą drużyna była w nie najgorszym stanie , Grimr i Madlen wyszli bez szwanku , a z reszty tylko Silvan wyraźnie przeżył bardziej nieprzyjemne sytuacje. Ogólnie nie było jednak tak źle.
Czarownik , bo tylko takie określenie pasowało do Grimra , przywołał jakiegoś chowańca , czy też sługę jak sam go nazwał. Nie wywoływał on przypływu zaufania , wręcz przeciwnie. Całą postać Grimra zaczynała coraz bardziej intrygować Gorana , toteż był pewien , że gdy tylko napotka jakiegoś mędrca czy kapłana zasięgnie języka na temat okutych w metal czarowników. Myślał nawet nad wysłaniem zapytania do przełożonego Arcydruida za pośrednictwem Vesty , jednak stwierdził , iż nie ma ku temu specjalnych powodów w tym momencie. Po prezentacji przywołanego stwora , Grimr przywołał temat wyboru dowódcy.

No tak , musimy podjąć decyzję. A ja coraz słabiej dostrzegam ducha lidera w Moresie , Sonnillon nie nadaje się w mojej ocenie całkowicie. Silvan i Madlen są poza kandydaturą. Grimrowi nie ufam... Kogoż niby miałbym poprzeć. Pozostaje mi podtrzymanie mojego zdania odnośnie paladyna , ewentualnie zgłoszenie własnej kandydatury... Jednak moje wytyczne dotyczące zachowania neutralności w sprawach ludzi krępują moje ruchy. Eh...

Goran widząc , że Grimr zakończył przemowę i wziął się do jedzenia , wstał i spojrzał na Moresa.
- Znacie moją opinię na temat wyboru lidera. - zaczął swoim spokojnym głosem. - Od początku skłaniałem się ku paladynowi jako dowódcy. Istotnie , fakt iż zachował sie jak wybuchowy najemnik w okolicznościach obrazy , czy też walczył niczym dziki ork w tłumie bogu ducha winnych pijaczyn i wojaków nie przekonuje mnie do jego kandydatury. Nie widzę jednak innych możliwości. Nie poprę Sonnillona na dowódcę , jest młodym i jak na swój wiek typowo porywczym wojownikiem , z którego powodu może nas spotkać wiele nieprzyjemności. Madlen i Silvan nie zgłaszali takich chęci , a Grimr... wydaję się zbyt nietypowy jak na prostego najemnika , ratującego za trochę złota kontynent od zagłady. - spojrzał na czarownika. - Nie jest to jednak moja sprawa , dopóki mamy wspólny cel. Zresztą sami nie wiemy co czeka nas jutro o 7:00 , gdy odbierzemy rozkazy. - czując , że chyba lekko przeciąga wypowiedz , spojrzał ponownie na Moresa i zakończył. - Służę jedynie naturze, pozwolę się reprezentować Moresowi , podróżować mogę z każdym z Was.

Po zakończeniu usiadł blisko rzeki , sokół usiadł na jego ramieniu i zbliżył dziób do jego ucha. Wydawało się , że coś mu przekazuje. Twarz druida zasłonięta kapturem nie pozwala jednak wyczytać czegokolwiek z jego twarzy.
Gdy tak siedział tyłem do drużyny rzucił tylko przez ramię.
- Wybór wyborem , miło by było jednak Silvanie gdybyś wyjaśnił nam co i dlaczego ukrywasz. Myślę , że oszczędzi nam to nie jednego zaskoczenia. - zniżył ton po czym dodał. - Zresztą , jeśli podzielisz się z nami tymi informacjami , ja podzielę się z tobą ciekawymi obserwacjami Vesty odnośnie przekraczających mury miasta zakapturzonych ludzi wypytujących o elfa...
W tym momencie uciął , oczekując już tylko wyjaśnień ze strony Silvana.
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk

Ostatnio edytowane przez Raincaller : 23-04-2009 o 10:42.
Raincaller jest offline  
Stary 23-04-2009, 21:36   #24
 
Keitaro's Avatar
 
Reputacja: 1 Keitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znany
- Ech... to był jednak błą...
Nie zdążyłem wypowiedzieć ostatniego słowa, a już leciałem ponad podłogą karczmy. W powietrze wysłał mnie oczywiście potężny cios Orka, który najwyraźniej zezłościł się moim atakiem. Już na samym początku z reki wypadła mi szyjka butelki po winie która roztrzaskała się o głowę Orka. Nagle poteżnie łupnąłem w jeden ze stołów i świat przed mymi oczyma zupełnie się rozpłynął.

Zerwałem się pobudzony czymś zimnym. Jak się okazało tym czymś była woda bowiem po twarzy spływały mi jeszcze krople. Przetarłem dłonią twarz i nagle poczułem jakieś drżenia. Rozejrzałem się dookoła i okazało się, że siedzę przy drzewie, a najbliższą osobą jaka się obok mnie znajdowała był Grimr. Zrozumiałem, że to najwyraźniej on wyniósł mnie z Karczmy więc postanowiłem przynajmniej mu podziękować, bo w końcu nie mogłem zrobić jak na razie nic innego.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się odwdzięczyć.
Z obolałymi po upadku kośćmi podniosłem się z ziemi otrzepując resztki trawy które przyczepiły mi się do ubrania po czym spojrzałem na Grimra i z lekkim skinieniem głowy otworzyłem swoje usta.
- Dzięki...

Jednakże zaraz po tych słowach totalnie mnie zamurowało. Jakieś nieznane mi monstrum stało niedaleko mnie i nie wiedziałem zupełnie skąd się tu wzięło. Dopiero słowa Grimra uspokoiły mnie i miałem jedynie nadzieję, że jest na tyle potężny by to coś opanować, bo nie miałem zamiaru się z tym walczyć.

Ach tak przywódca. Prawie o tym zapomniałem... No ale na kogo zagłosować? - Sam zadałem sobie pytanie po czym znów jak na dziedzińcu odłączyłem się od rzeczywistości poddając się całkowicie swym rozmyśleniom. - No cóż nie pozostaje mi chyba nic innego jak nie utrudniać wyboru i nie dodawać kolejnego kandydata. Więc...
- Ja również tak jak Grimr jestem za wyborem Sonnillona. Powinien poradzić sobie z tym zadaniem, przynajmniej według mnie, a czemu tak uważam wolę pozostawić dla siebie. Jednakże to czy wybór będzie zgodny z moim głosem jest mi obojętne ważne, aby osoba która zostanie wybrana na kapitana podołała temu obowiązkowi...

Tu znów przerwałem i zacząłem rozglądać się po okolicy wyłapując kolejne słowa kompanów. Nagle znów usłyszałem swe imię wychodzące z ust Goran'a i od razu odwróciłem wzrok w jego stronę, aby wysłuchałem tego co ma do powiedzenia.
- No cóż już w karczmie miałem zamiar opowiedzieć wam po krótce moją historię, ale jak sami wiecie wszystko potoczyło się niezbyt przyjemnie...
Tu na chwilę przerwałem, aby złapać oddech i zacząłem opowiadać swe niezbyt przyjemne przeżycia.
- Zapewne kilku z was, choć nie mogę być tego pewien, pomyślało że jestem jakimś bandytą poszukiwanym za naruszenie jakiegoś prawa. Nie zaprzeczam że jestem zamieszany w bardzo poważne przestępstwo, ale jestem raczej jego niedoszłą ofiarą. Urodziłem się w bardzo szanowanej w moich stronach rodzinie i nigdy nie narzekałem, bowiem moja rodzina była dość zamożna, choć mój dotychczasowy wygląd na to nie wskazuje. Nie będę was jednak zanudzał i przejdę od razu do sedna. Kilka lat temu, gdy jeszcze mieszkałem z rodziną jeden z jej członków dopuścił się straszliwego czynu. Mój wuj od zawsze bardzo zazdrościł memu ojcu dobrobytu i majątku jaki posiadał. Kiedy jego zazdrość i nienawiść którą w sobie trzymał przez tyle lat dotarła do punktu kulminacyjnego zaczął działać. Skutkami jego działalności była śmierć mych rodziców, bowiem jak się okazało to właśnie on ich zamordował... Cudem udało mi się uniknąć śmierci, gdyż miałem zostać zamordowany w innych okolicznościach, jednakże udało mi się uciec i teraz muszę ukrywać się przed swym stryjem, bowiem tylko ja jeden znam prawdę, a wuj zapewne obawia się że pewnego dnia powrócę i upomnę się o swoje dziedzictwo, którym zapewne jak na razie zarządza. Tak więc już wiecie czemu się ukrywam... w każdym miejscu mogę natrafić na wysłanników wuja i dlatego tak bardzo uważałem na placu, bowiem na wyprawę przybyło bardzo wiele osób z różnych stron świata i nie mogłem być do końca pewien czy nie ma wśród nich nieprzyjaciela. Mam nadzieję że teraz wybaczycie mi moje początkowe zachowanie.

Po dość długiej przemowie, po której zaschło mi w gardle przeleciałem wzrokiem po twarzach wszystkich kompanów w oczekiwaniu, aż któryś zabierze głos.
 
Keitaro jest offline  
Stary 24-04-2009, 13:22   #25
 
Mroczusia's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodze
Madlen spojrzała na stwora. "Nie wyglądał za przyjemnie" to zdecydowanie za mało powiedziane. Skrzywiła się lekko. Tak.. przydałoby się coś takiego sobie załatwić, hehe Pomimo zapewnień, że jest nie groźny i działa tylko pod przymusem, wolała się trzymać od niego z daleka. Zbyt duży, zbyt silny, zbyt straszny. Tak mogła by go opisać, no i jakoś źle mu patrzyło ze ślepi.

Na szczęście wszyscy byli i można powiedzieć, że jako tako się trzymali Ledwo co opuściliśmy mury miasta, a już są pierwsze ofiary, boję się wiedzieć co będzie dalej, jak każdy tak ochoczo będzie się brał do walki. Na pewno daleko na tym nie zajedziemy - pomyślała, jednak nie dała żadnego znaku, że owa sytuacja ją martwi. Po prostu wywróciła oczami.

- Również jestem za Sonnilonem, myślę że podobnie jak mój przedmówca nie muszę się z tego tłumaczyć, wystarczyły mi obserwacje do tego momentu, by jak myślę podjąć właściwą decyzję .

Co by ten elf nie robił, to nawet w połowie nie wygląda tak podejrzanie jak właściciel owego chochlika, jednak nie przyznam, że nie ciekawi mnie dlaczego tak mu zależało, żeby nie pokazywać twarzy w mieście - Skomentowała w myślach wypowiedź Gorana

Nie dość nam kłopotów, to jeszcze najprawdopodobniej, jeden z nas jest poszukiwany.. ludzie...

Przysiadła na trawie, bo spodziewała się, ze historia Silvana, będzie należała do tych dłuższych. Pogładziła jeszcze ręką trawę i wbiła spojrzenie w elfa.
Wymordowana rodzina, wuj furiat, rzeczywiście nie za ciekawie. Oj ile bym dała by móc zobaczyć jak miewa się Erald. Ciekawe czy znalazł sobie już kogoś do pomocy - Westchnęła na wspomnienie, o starym, poczciwym magu, który ją wychowywał. Była to jedyna osoba do której była przywiązana, jednak nie aż tak bardzo, by móc porzucić to co ją satysfakcjonowało i to w czym się po części spełniała, jednak miała małą nadzieję iż kiedyś spotka maga, a on zaakceptuje to, że nie jest ona taka, jaką chciałby żeby była. Położyła rękę na amulecie ze słońcem który wisiał na rzemyku i spojrzała na małe słońce jakby wycięte z kawałka metalu. Powiał lekki wiatr, a skóra jej szyi pokryła się ciarkami. Miała wrażenie jakby ktoś obok niej był, lecz nie mogła go dostrzec. Schowała z powrotem pod warstwę ubrań wisiorek. Pozostało jej tylko wrócić z powrotem myślami do towarzyszy i postarać się wymazać z pamięci ten moment słabości, który jak czuła, jeszcze nie raz będzie do niej powracał podczas tej wyprawy.

Z powrotem zwróciła wzrok na Silvana, nie za ciekawie to wyglądało. Otworzyła skórzaną torbę, w której miała spakowany cały swój ekwipunek i zaczęła ją przeszukiwać, mając nadzieję, ze znajdzie w niej coś co mogło by pomóc. Coś co uśmierzy ból, bądź zwykły kawałek materiału by przetrzeć mokrą twarz, jednak nic takiego się w niej nie znajdowało.

- Mogę Ci jakoś pomóc? - Powiedziała do elfa i uśmiechnęła się przyjaźnie.
 
Mroczusia jest offline  
Stary 24-04-2009, 15:02   #26
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Drzwi nie stawiły żadnego oporu. Weszli. Taktyka była prosta. Każdy powinien ją zrozumieć. Wojownik uchwycił krzesło. Jego szorstka faktura nieoszlifowanego drewna wywołała w nim masę wspomnień. Ileż to już lat? Ileż to już lat podróżuję bez Ciebie?... Pierwsza krew dla Ciebie mój ukochany dowódco! Jego uśmiech poszerzył się od ucha do ucha. Nieokiełznana chęć walki nie powstrzymała go od niehonorowego ciosu w plecy. Mężczyzna w czerwonym kubraku który niefortunnie stał plecami do Sona, nie spodziewał się takiego obrotu spraw. On, zwykły karczemny tubylec, zwyczajnie w świecie dusił jakiego młokosa. Cios drewnianym meblem zaskoczył go zupełnie. Nie zdążył nawet powiedzieć słowa protestu. Osunął się na podłogę. Pierwsza krew! Tak mistrzu, nie zniesławię twojej szkoły! Tak jak mnie uczyłeś.

-Dziękuję Ci, panie. Oj jak ja ci dzięku... - kolano wojownika dosięgło nosa
ofiary. Trysnęła posoka. Chłop stracił przytomność.

- Nigdy nie ufaj obcym...

Z tyłu Mores wymierzył uderzenie jakiejś istocie. Może się przyda w walce. Byle tylko... Obawy Sona szybko urzeczywistniły się. Kapral, jak zwykły w świecie szczeniak co go z wojska dopiero wypuścili z oddziału, nie mógł się powstrzymać przed wskoczeniem w rozentuzjazmowany tłum. I tyle było go widać. Echh... dzieci...

Son rozejrzał się dookoła. Bijatyka wrzała w najlepsze. Ludziska okładali się czym wlezie. Ktoś kogoś wziął z dyni, inny tulipankiem oberwał. Jakiś dzieciak przez talerz zaliczył glebę, a jeszcze inny paladyn oberwał krzesłem po plecach. Jakbyś nie uciekał to bym Ci je obronił... A tak... Niedaleko stał jego towarzysz Grimr. Wokół niego legło pokosem kilka ciał. Uchh... ma więcej punktów niż ja!
- Aaargghhhh! Ja wam dam! - wściekłość jaka ogarnęła wojownika nie wynikała z faktu utraty kaprala zza pleców. Nie wynikała z tego, iż kapral oberwał po własnych plecach. Jakiś mag lepiej sobie radził w karczmie! Być tak nie może. Son chwycił dwurącz krzesło i dziko nim wymachując ruszył w kierunku schodów. Nieszczęsny mebel roztrzaskał się na szczęce jeszcze bardziej pechowego orka.

Strata broni nie przeszkadzała wojownikowi. Najbliżej znajdujący się elf oberwał z łokcia. Krew tryskała potokami. Jednak łokieć też zabolał. Chmmm... rozejrzał się dokoła brak krzeseł... Wszystek stołki były roztrzaskane bądź używane przez innych uczestników zabawy.
- Z braku laku i balustrada dobra... - wymruczał pod nosem i chwyciwszy jedną z podpór balustrady wyrwał go z trzaskiem.

Przed nim znajdowały się schody. Gwiezdne schody do nieba. Do raju... Do większej rozróby. Na drodze stało kilku nieszczęśników stojących plecami do Sona. Odpierali ataki od jakiegoś elfa na samym szczycie. Chłop stał i zrzucał każdego który zbliżył się zanadto. Za nim toczyła się niewielka bitewka podpitych tubylców. Sonnillon nie czekając na nic więcej rzucił się do przodu. Miał szczęście. Większość ludzi albo została podkoszona przez drewniany fragment poręczy dzierżony w dłoni białowłosego bądź sami, na jego widok, zeskakiwali na parter. Długouchy przygotował się na przyjęcie szarży. Nie spodziewał się jednak, że jego przeciwnik rzuci w niego swą broń! Drewniana belka z głuchym odgłosem odbiła się od czachy nie-ludzia. Mężczyzna w czarnym płaszczu chwycił go w locie i dość brutalnie rzucił o ścianę. Podbiegł dość szybko, chwycił za fraki i szurał po nierównej fakturze boazerii. Elf jednak nie stracił charta ducha. Splunął swą własną krwią w pierś swego prześladowcy.

-No nie! kto mi to teraz wypierze?! Zapłacisz za to!

Zamachnął się okazale i wyrzucił prze pobliskie okno.

- Naucz się latać! Psia mać. Oooo... Strażnicy! Dość szybko przybyli. A już się rozkręciłem... - odwrócił się na pięcie, przez lewe ramie,by jak najszybciej opuścić lokaj. Przed oczyma zamajaczył mu ork wznoszący obie, masywne i splecione ręce by jednym ciosem zdruzgotać czerep niedoszłej ofiary. Jednak Son był szybszy. Jego prawy łokieć siłą rozpędu wbił się w szczękę zielonoskórego. Cichy trzask i człowiek biegł dalej.

Na schody znów gramoliły się trzy osoby. Chyba zawarły jakiś rodzaj paktu gdyż jak jeden mąż rzucili się na przybysza z piętra. Niestety dla nich byli na straconej pozycji. Będąc wyżej wojownik po prostu zeskoczył na nich, uderzając pierwszego z nich nogami w pierś. Rękami chwycił się krawędzi deski na schodami i jeszcze raz poprawił obiema nogami swój atak. Trio spadło na dół.

Na dole powoli Mores wracał do siebie. Sonnillon niewiele myśląc podbiegł do niego. Niektórzy śmiałkowie na widok czarnej peleryny i białych włosów szybko cofnęli się o krok. Człowiek pomógł swemu nowemu towarzyszowi wstać i zarzucił sobie jego ramię na barki.
- No chodźcie kapralu. To jednak nie miejsce dla ciebie. Towarzysze! Zabieramy swe manatki i... naszych towarzyszy - wskazał Głową Grimrowi Silvana - wychodzimy. Szybko. - ruszył w stronę tylnego wyjścia. Na zewnątrz kręcił się Kuń. Chyba nie wiedział co ze sobą zrobić, lub był zbyt głupi by uciec od swego pana.

***

Niedaleko miasta płynęła rzeka. I to przy niej drużyna D12 postanowił zmyć swe rany. Sonnillon nie wiele miał do opatrywania, jednak nie omieszkał zmyć plam czerwonej cieczy ze swej zbroi i przeprać choć trochę swój płaszcz. Mocząc materiał w wodzie wyczuł lekkie drżenie ziemi. Coś się zbliżało.

Wielki, umięśnione coś stanęło za człowiekiem w żelaznej masce. Przedstawił to jako swojego sługę. Dziwny materiał na służącego. Przyjrzał mu się uważnie. Powinien czuć strach jak każdy człowiek. Ten jednak zbliżył się bliżej bestyji.

- Eeech... śliczny... jak się wabi?

- Hctib

- Hc... Hct... nie mogłeś czegoś łatwiejszego?

- Po co? I tak nie reaguje na nikogo poza mną

- No dobra...

Odszedł od monstrum uważając je za coś normalnego i oczywistego. W końcu dziwny jegomość powinien mieć dziwnego sługę. Zresztą pozostała sprawa wybrania dowódcy. Właśnie ów jegomość zabrał pierwszy głos.

***

Zdziwiło to bardzo Sona acz owy człowiek wybrał właśnie jego na przywódcę. Pochlebiło to zbrojnemu lecz także zasiało małe ziarenko wątpliwości. Druid nie był za jego kandydaturą. Nadal popierał kaprala Moresa. To akurat nie zdziwiło człeka. Zaskakujący jednak był fakt, ze dwaj pozostali towarzysze również poparli kandydaturę białowłosego. Son uśmiechnął się lekko.

- Naprawdę miło mi, że we mnie wierzycie. Postaram się nie nie zawiść waszego zaufania. - odpowiedział lekko się kłaniając. Odrabiał zaległości w wizerunku co mu polecił Grimr.

***

Opowieść elfa nie przeraziła zbytnio awanturnika. Często takie rzeczy się działy. Zresztą jak może zaszkodzić im jego wuj? Teraz gdy stanowią drużynę D12?

- Nie martw się. Masz teraz kompanów, którzy pomogą Ci obronić się przed wujem. Jeśli Cię będzie nękał, na pewno zasmakuje mego miecza. A gorzki będzie to dla niego smak.

***

Czarnoksiężnik podszedł do człowieka o mlecznobiałych włosach. Szturchnął go palcem i zbijając go z tropu orzekł:

- Skrót od twojego imienia to Son, nieprawdaż? Nie podoba mi się to. W jednym ze znanych mi języków oznacza to syna, więc od dziś będziesz się nazywał Synek

- Synku? Synku?! Son? - Zdziwił się bardzo człowiek - Nie używam tego zdrobnienia. Zawsze ludzie... i inni nazywali mnie Sonnillon. A w oddziale wyjący Sonnillon, zresztą nie wiem czemu. - dodał nieco ciszej - Nigdy Son. A co dopiero Synek!

- Więc od dzisiaj ja nazywam Cię Synek. Urocze, prawda? - niewinność w głosie rozmówcy była naprawdę nieoczekiwana.

- Urocze? Czy ty sobie zdajesz sprawę ze znaczenia nazywania mnie "Synkiem"? Już nie "synem", ale "Synkiem"? Mnie?! - Takiej rozmowy jeszcze nie miał w życiu. Nikt nie był na tyle odważny by go tak nazywać.

Grimr przekrzywił lekko głowę, jakby dziwił się skąd ta cała rozmowa.

- No przecież nie córka, prawda? Jesteś Synkiem jeśli mnie wzrok nie myli.

- Nie, nie myli. - powiedział cichym głosem, w którym brzmiała lekka nutka gniewu. - Ale tylko jedna osoba mogła nazywać mnie synem. I z szacunku do niego - a był to wielki człowiek - nie nazywaj mnie tak.

- Jak? Córka?

- Nie. Syn.

- Dobrze. Będziesz Synek.

- Do stu zgniłych dem... Śmierdzących butów, lekceważysz mnie? Mówiłem, nie chcę być twoim synkiem! - odpowiedzi Sonnillona towarzyszyło tupnięcie nogą.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 24-04-2009 o 15:17.
andramil jest offline  
Stary 24-04-2009, 19:46   #27
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Po wkroczeniu do karczmy walka od razu nabrała tępa. Kilku kompanów o których martwił się Mores właśnie wyszło, dając swobodę do działania, by zrobić przedpole dla nadciągającej straży. Burda pijacka była przejawem złym, lecz aczkolwiek miała też dobre cechy. Ten kto chciał się wyzbyć kilku zębów i od stresować się zawsze mógł z tej opcji skorzystać. Szyk jaki opracowali z Sonem szybko się załamał. On wybrał własny cel, a paladyn własny. Pierwszym który przejawiał sporą dozę agresji był elf. Wymierzony podbródkowy sprawił, że ów przeciwnik został unieszkodliwiony. Z boku nadeszło szybkie i niespodziewane kopnięcie które pozbawiło tchu. ‘Tego już za wiele’ . Następny człowiek nie był już oceniamy w standardach „zagrożenie” i „spokojniejszy”. Pierwszy lepszy człek powędrował w tłum a paladyn razem z nim. Potem było tylko krzesło…

Po, chyba krótkim omdleniu poczuł jak zostaje wyprowadzany z karczmy przy lekkiej pomocy Sona.
Zawierucha która toczyła się w jego głowie nie gasła ,lecz zdaje się że rosła. Stanął pewnie na nogach, lecz jego myśli nie mogły się scalić. Wybrali się wszyscy kawałek za miasto, tam gdzie swobodnie przepływała rzeczka. Ignorując bez mała kompanów przyklęk przy niej by schłodzić głowę. Zdjął najpierw jedną, a potem drugą rękawice po czym zanurzył obie ręce.

-Co za ulga- Wymamrotał sam do siebie.

Potem zaczął z wolna przemywać twarz przysłuchując się rozmowie drużyny. Widząc że jego pozycja jako przywódcy niknie, postanowił zabrać głos. Stanął i zakładając obie rękawice rzekł:

-Musze wam coś wyjaśnić. Jak zapewne wiecie nie jestem stereotypowym paladynem i nie chce nim być. Świat się zmienia, a ja nie zostaje w tyle. Każdy musi jakoś zarabiać na życie. Znalezienie księdza który czuje powołanie i pełni misję tylko dla dobra, graniczy z takim cudem jak znalezienie dziewicy. I nie mówię tu o noworodkach i dzieciach. Może i nie jestem święty, lecz czynie dobro własnymi drogami. Bez względu na cenę. Doceniam poparcie ze strony Gorana...- Wzrok paladyna spoczął na demonie i za tym za którym stoi. ‘Demonolog?! Od razu było wiadomo że jest z nim coś nie tak. Maska jest efektem konszachtów z samym diabłem. Zaprzedał zapewne sam siebie. Plugawy. Jedynymi który pałają się tą magią są podwładni Shiboza. A więc szpieg! Warto rozprawić się z nim. Najlepiej na osobności. ‘- Widzę że popieracie słowa Grimra, człowieka o ile nim jest pałającego się zdradliwą magią podwładnych Shiboza. Osobiście nie zgadzam się z wybraniem Sona na przywódcę. Kapitan musi umieć nie tylko walczyć, lecz także dowodzić i mieć posłuch wśród ludu. Sprzeciwiam się temu, gdyż neutralność doprowadza do słabości które żrą dusze. Zgłaszam twardo własną kandydaturę na kapitana, lecz to tylko od was zależy na kogo oddacie głos. Skorzystałem z mojego prawa wyboru.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 24-04-2009, 20:32   #28
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Synek z nieznanych powodów nie był zadowolony ze swojego nowego imienia. Sonnilion... Przecież to brzmiało po prostu szkaradnie. Synek było o wiele ładniejsze. Często tak bywało, że ludzie nie rozumieli że wszystko co robi dzieje się dla ich dobra. Ludzka psychika była potwornie skomplikowana, a choć studiował ludzkie mózgi dokładnie, praktycznie co do każdej bruzdy nie udawało mu się jej zrozumieć. Nieważne ile sfer przebył w swoich poszukiwaniach, ilu ludzkich adeptów przyszło mu w akademii szkolić, każdy z nich był inny. Ten potworny czynnik losowości w nich zachodzacy nie pozwalał się zbadać w logiczny sposób. Dlatego właśnie byli tacy fascynujący - Grimr obiecał sobie, że kiedyś zbada ich sekrety i odkryje, czym są ludzie. Miał ku temu bardzo ważny powód: sam Mistrz mówił mu, że zanim trafił do akademii był człowiekiem. Nie pamiętał tego, co było przed postrzałem ale wiedział, że zrozumienie ludzkiej natury mogło być do tego kluczem. Ta rozmowa z Synkiem była do tego doskonałą okazją

- Do stu zgniłych dem... Śmierdzących butów, lekceważysz mnie? Mówiłem, nie chcę być twoim synkiem! - odpowiedział mu synek, tupiąc nogą. Grimrowi podobał się ten gest, ukazywał że Synek był stanowczy!
- Nie ,,mój synku". Po prosty Synek.
- Po jaką cholerę nazywasz mnie Synkiem? Czy ty wiesz co to oznacza, Tatuśku?


W Synku wzrastała irytacja, a Grimr był coraz bardziej zadowolony z siebie. Dyskusja z człowiekiem... Fascynująca!

- O, Tatusiek. Podoba mi się to. Dobrze, ze to ustaliliśmy. Widzisz, jak to ładnie razem brzmi? Tatuś i Synek.
- Oj, Ojczulku. Widzę, że się nie dogadamy... ta rozmowa dalej nie ma sensu... Świat stanął na głowie... On moim ojcem... a kto ma być mamuśką?! -
Powiedział Synek nerwowym głosem. Rozmowa widocznie go denerwowała, choć Grimr za nic nie mógł zrozumieć dlaczego - To bedzie baaaardzo patologiczna rodzina...
- Rodzina?


Rodzina... Skąd mu świtał ten termin. W Akademii wszyscy adepci byli rodziną, a Mistrz był ojcem dla nich wszystkich. To pod jego patronatem studiowali sekrety zapomnianej wiedzy. Czy to oznaczało, że Synek chce się uczyć pod jego okiem? Ale poza osobistym grimuarem nie miał przy sobie prawie nic. W takim razie naukę musieli odłożyć na później. Obiecał sobie w duchu, że zabierze nadgorliwego Synka ze sobą do akademii, jak tylko wykona zadanie

- A dlaczego w ogóle ,,Synek"?
- Głupie pytanie. Bo Cię lubię


Sonnilion wyglądał, jakby miał ochotę podciąć sobie żyły własnym mieczem. Grimr mógł być z siebie dumny, bo udało mu się rozszyfrować emocje targające Synkiem. Najwyraźniej był zadowolony z wybrania go na przywódcę!

Mores mówił coś o nim. Grimr przechylił lekko głowę słuchając, a następnie zbliżył się do paladyna i szturchnął go palcem w pierś, tak samo jak wcześniej Sonniliona

- Ciebie też lubię. Masz swoje zdanie. Co prawda mój Mistrz nie nazywa się Shiboz, ale i tak cię lubię. Nie jestem jednak demonologiem, nie obrażaj mnie. Jestem dumnym Pozyskiwaczem Akademii, i pracuję dla uniwersytetu Edwina. Nie zmienia to faktu, że twoja postawa mi się podoba. W nagrodę możesz pobawić się z Synkiem albo Hctibem
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 24-04-2009, 23:04   #29
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
Goran siedział nad rzeką skupiony na tym co miała mu do przekazania Vesta. Kątem oka obserwował tylko wydarzenia za jego plecami. Najpierw wysłuchał historii Silvana , która nie zaskoczyła go w żadnym aspekcie. Na bandytę to ty od początku mi nie wyglądałeś. - pomyślał rozbawiony lekko druid. Obserwował Grimra przekomarzającego się z Sonnillonem. Zachowanie wojownika utwierdzało go jedynie w przekonaniu , iż jest to osoba porywcza i niepoważna. Dla niego Synek pasowało do niego idealnie , pasowało idealnie dla dziecka , jakim jawił się on w oczach Gorana.

Gdy do głosu doszła Madlen i wskazała Sonnillona na swojego kandydata na lidera , druid zasmucił się w głębi ducha. A miałem o tobie zgoła inne zdanie droga damo... Wydawało mi się , że bliższa Ci jest sztuka subtelnego kamuflażu i spokojnej podróży. Widać myliłem się... - zachodząc w głowę obserwował młodą kobietę. Silvan zresztą także zaskoczył go z tego samego powodu , po kimś kto ukrywa się przed prześladowcami wskazanie na lidera awanturnika , a nie królewskiego rycerza było czymś niepojętym. Na końcu głos zabrał Mores , przynajmniej ten członek drużyny nie rozczarował Gorana. Brawo... - skwitował w myślach wypowiedz paladyna i delikatnie przekręcił się , tak by widzieć dobrze cała piątkę. Sokół wzbił się ku niebu , a głos zabrał Grimr. Tak samo jak Silvan , czarownik średnio go zaskoczył historią o Pozyskiwaczu. Nie podejrzewam cię o dobre i czyste zamiary... Nawet nie podejrzewałem cię o bycie człowiekiem. Zachowujesz się niczym bestia , która pewna swej siły bawi się wśród zagubionych owieczek. Oczywiste jednak jest to , iż tak silny nie jesteś... Pozyskiwacz? Robisz co ci każą , jesteś więc tylko sługą. Ciekaw jestem co masz pozyskać... - gdy tak rozmyślał , Vesta ponownie usiadła na jego ramieniu i zbliżyła dziob do jego ucha. Po chwili druid wstał.
- Silvanie , mam dla ciebie dobre nowiny. Zakapturzeni , którzy wypytywali o elfa , dla którego mieli ważne informację od rodziny opuścili już Rumar. Ponoć odwiedzili jedynie plac , lecz zastając już tylko rozchodzących się najemników i spłoszeni licznymi oddziałami straży na ulicach , biegających z powodu burdy w karczmie odpuścili poszukiwania. Możesz więc odetchnąć z ulgą.. na razie. - gdy skończył mówić do elfa , spojrzał na Moresa. - Niestety wydaje się , iż sprawa dowodzenia jest przesądzona. Cztery do dwóch , demokracja wygrała... i po raz kolejny okazała się być ułomnym systemem. Nie przejmuj się jednak , myślę że kilka wybuchów mądrości Sonnillona zmieni zdanie pozostałych. Przyznam szczerze , że nawet mnie to trochę bawi. - uśmiechnął się lekko do paladyna , po czym spuścił głowę i usiadł z powrotem blisko rzeki.

W głębi duszy zaczynał żałować przybycia do Rumar , a kocia natura coraz mocniej pchała go ku ruszeniu własną ścieżką...
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk
Raincaller jest offline  
Stary 25-04-2009, 09:54   #30
 
Keitaro's Avatar
 
Reputacja: 1 Keitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znany
Po swej opowieści wodziłem wzrokiem po kolei po twarzach wszystkich zgromadzonych obok mnie. Zdziwiła mnie reakcja większości z nich bowiem myślałem, że będą bardziej zaskoczenie.
Hmm... może nie podejrzewali mnie o bycie zbójem. To nawet dobrze, bo nie zawsze poprzez wyjaśnienia można pozbyć się nieprzyjemnego pierwszego wrażenia.

Słysząc wybór Madlem ucieszyłem się w duchu, bowiem większość zapewne będzie zachodziła w głowę, dlaczego wybrałem właśnie tak, a nie inaczej.
- Dziękuję Ci, ale jeżeli masz coś co potrafi leczyć i uśmierzać ból to lepiej zostaw to na lepszą okazję niż moje drobne stłuczenia. Poradzę sobie, ale doceniam twój gest...
Mówię z lekkim skinieniem głowy i odwzajemniając uśmiech kompanki.

Słowa Madlen bardzo mnie uszczęśliwiły, gdyż wiedziałem że nie widzi we mnie nikogo złego czy też dziwnego. Stałem przez chwilę w milczeniu oparty o drzewo wsłuchując się w wypowiedzi innych. Bardzo zdziwiła mnie determinacja paladyna w dojściu do kapitaństwa.
Hmm... mam nadzieję że pogodzi się z wyborem i nie będzie do niej ślepo dążył. Nie mam nic do niego, ale takie dążenie na siłę może nam zaszkodzić. No nic... o problemy będę się martwił, jeżeli się pojawią. Trzeba być dobrej myśli

- Dziękuję Ci Goran'ie. Być może to właśnie mnie szukali i dlatego właśnie unikam odkrywania twarzy w tłumie. Gdyby widzieli mnie Ci wszyscy poszukiwacze przygód na pewno w jakiś sposób naprowadziliby najemników mego wuja na mój trop.

Będzie chyba lepiej jeżeli wyjaśnię im swój tym na kapitana.
- Przepraszam, że się wtrącę w wasze przemowy, ale najlepiej będzie jeżeli sprostuję swój wybór. Myślałem trochę nad tym od samego spotkania na placu i postanowiłem nie wybierać na kapitana spokojnej osoby. Mimo iż się ukrywam to jednak jest to tylko środek ostrożności, który zachowuje aby nie musieć ciągle uciekać. Jak na razie nie jest mi to potrzebne bo wątpię, aby wuj zaatakował mnie w tak licznej grupie i mimo iż zabrzmi to tak jakbym posługiwał się wami jak tarczą, to jednak nie to jest moim celem, ani nie to miałem na myśli. Chodzi o to, że jakiś czas temu zmęczony niekończącym ukrywaniem się postanowiłem zacząć żyć w normalny sposób tak jak to robiłem nim zginęli moi rodzice. Od zawsze lubiłem przygody i tym razem przekonania jakie wpojono mi za czasów dzieciństwa i także moje własne pragnienia przeżycia czegoś interesującego wzięły górę nad moim własnym dobrem, czyli bezpieczeństwem...
Przerwałem na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza i pozwolić poukładać sobie wszystko innym i ciągnąłem dalej.
- Oczywista jednak będzie moja tajemniczość w bardzo tłocznych miejscach, ale staram się raczej jak już mówiłem funkcjonować normalnie. W końcu zwykłe osoby zwracają na siebie mniejszą uwagę niż zakapturzone postacie prześlizgujące się w słoneczny dzień między tłumami ludzi.
 
Keitaro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172