Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2009, 21:21   #118
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Pomieszczenie było dość ciemne, choć po przechadzce pod przesłoniętym chmurami niebem i tak wydawało się jasne. Stojące na środku stołu świece oświetlały chropawe ściany, zwisające z powały pęki ziół i wiszące na ścianie radła. Siedzący po przeciwnej stronie stołu starszy mężczyzna, widząc otwierające się drzwi, wstał na powitanie.

- Witam wszystkich. Siadajcie – powiedział, gestem ręki wskazując ławę i kilka ustawionych przy stole stołków.

Za przemawiającym goście zauważyli majaczącą w półmroku, stojącą postać młodzieńca, który obserwował ich z pewną dozą nieufności. Oprócz niego, pod ścianą stało dwóch ludzi, którzy wyglądali, jakby przed chwilą mieli ciężką przeprawę ze świniami. Unoszący się zapach nie pozostawiał złudzeń, że jeszcze niedawno musieli przebywać w chlewie ... i nie tylko.

Gnomowi na widok czarodzieja, mina zrzedła. Postać Garreta wywoływała wiele wspomnień, wiele nieprzyjemnych wspomnień. Niemniej samego czarodzieja nie znał. Zasiadł więc kryjąc dłonie w płaszczu, wybierając odpowiednio duże krzesło, by jak najlepiej się zaprezentować.

Gdy inni wymieniali powitania, Kathryn położyła pod ścianą swój plecak i torby alchemika. Ściągnęła mokry płaszcz, wycisnęła wodę z włosów i lekko pochylona, opierając przedramiona na kolanach, siadła nie przy stole a na jednej z prycz.

Turgas poczekał chwilę, aż gnom wybierze sobie miejsce i podszedł do stojących pod ścianą gwardzistów.

- Pilnujcie okien, żeby nikt nie przeszkadzał i... – postawił na podłodze plecak i ściszył głos, żeby tylko oni go usłyszeli - ... nikt nie wyszedł . Ty to... - kiwnął głową w stronę najbliższego - ...a ty tamto. – Wskazał okno po drugiej stronie izby. Wojownicy przez chwilę stali niezdecydowani, ale widok srogiej miny i postury półorka zrobiły swoje. – No już! – dodał ponaglająco kapłan. Aby uratować resztki godności, spojrzeli w kierunku Garreta i jeden z nich już otwierał usta, żeby zaprotestować. Mag jednak machnął w ich stronę, jakby odpędzał natrętną muchę, dając do zrozumienia, że mają wykonać polecenia. Sam Turgas przysunął jeden ze stołków do drzwi wyjściowych z izby i zajął na nim miejsce.

- Nazywam się, jak zapewne większość z was już wie, el Garret Karfen. Mam zaszczyt pełnić obowiązki śledczego, któremu gwardia Ostrogarska powierzyła obowiązek ostatecznego rozwiązania sprawy Rzeźnika Kurta. - Machinalnie zaczął gładzić srebrny wisior. - Powody obecności Kenny są mi znane. Rozmawiałem również z panem Turgasem. - Skinął uprzejmie głową w stronę wspomnianych osób. - Reszty z was nie znam. Co sprowadza was do wioski w tak... interesująco dobranym czasie?

- Sprawy Rzeźnika el Kurta? Przybyliście go osądzić? Gdzież więc zatem jest? - rzekł el Arteghar. - Jam jest...-tu dramatyczna przerwa, by podkreślić kolejne słowa. - ...ten el Arteghar ibn Sarchani... - kolejna przerwa, by zebrany ludek mógł popaść w zdziwienie. - A el Kurt jest moim sługą. Skoro jednak narozrabiał, pozwalam wam go ukarać. - Wszystkie te słowa mówił głośno i wyraźnie, starając się skupić uwagę zgromadzonych. Następnie gnom dodał. - Wpierw jednak chciałbym wiedzieć, o co się go oskarża.

- Pozwalasz go ukarać ? Widzisz, el Artegharze, Kurt zostałby ukarany z twoim pozwoleniem lub bez. Dopuszczając się grabieży na moim mentorze stał się poszukiwanym. - rzekł Tan Walnar do gnoma. Spojrzał po tym na śledczego. - Jestem Tan Walnar Razorge, a przybyłem by sprawiedliwości stało się zadość i Kurt zapłacił głową swój czyn. Przy okazji odzyskałbym skradziony przedmiot.

El Turqasa nie przedstawiał, widząc, że już się znają. Siadł przy stole postawiwszy uprzednio pod ścianą swój plecak. Czekał na nowinki, którymi ponoć miano ich uraczyć.

Ironiczny uśmieszek wykwitł na twarzy gnoma, gdy usłyszał te słowa. Butna mowa miała ukryć smutny fakt, którym bynajmniej chwały rycerzowi nie przysparzał. Był on tylko chłopcem na posyłki silniejszego od siebie.

- Panowie, bez kłótni proszę. - Garret przerwał, stukając w blat stołu. - Jesteśmy wszyscy obytymi ze światem inteligentnymi istotami. Zachowajmy porządek. - wypraktykowany latami, machinalnym ruchem uczony wyciągnął z kieszeni fajkę. Wskazując nią na Walnara rozpoczął.

- Po pierwsze. Panie Razorge, mogący szczycić się tytułem rycerza, jak mniemam sądząc po ekwipunku, choć nie słowach. Sprawiedliwość której poszukujesz znaleźć można w wydanych zgodnie z wolą Katana wyrokach osób reprezentujących władzę. - Garret przerwał na moment uważnie spoglądając na Walnara a następnie kontynuował bez wrogości, lekko afektowanym głosem profesora wykładającego zapamiętaną wiedzę - Muszę przypomnieć, że władza Katana jest na Orkusie absolutna, podobnie jak władza osób którym powierzono obowiązek jej reprezentowania. Odnosząc to do obecnej sytuacji, w momencie ustanowienia śledczego mającego zająć się ta sprawą, życie lub śmierć Kurta oraz jego dalszy los przestał znajdować się w twoich rękach, oraz w istocie, rękach jakiejkolwiek osoby prywatnej.

Podczas przydługiego monologu uczony machinalnie nabijał fajkę tytoniem. Teraz na wpół nabity cybuch pomknął nad stołem wskazując otwierające się ponownie usta gnoma - Panie Artegharze, wrócimy do Pana za chwilę. - Zwracając się do rycerza Garret zakończył z delikatną nutą przeprosin – Przykro mi, ale takie jest prawo.

- Sprawa Rzeźnika el Kurta? Sprawiedliwość? Odzyskanie przedmiotu?- el Arteghar znowu odezwał się wtrącając swoje trzy grosze.- Mniemam po twych słowach el Garrecie, żeś człek uczony i znasz wartość faktu. Bo odkąd tu przybyłem, wiele słyszałem słów niechęci wobec el Kurta, wiele słów o jego zbrodniach...Tyle, że jak dochodziło do szczegółów, to jakoś... żadnego nikt mi podać nie potrafił. Przez to nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż wszelkie zbrodnie mego sługi, to tylko niepotwierdzone plotki.

- O dowodach porozmawiamy za chwilę. – Garret na wpół ignorował szybko i podniośle wygłaszaną mowę gnoma, nie odrywając oczu od milczącego posępnie czarnego rycerza. Czy odezwie się? Czy zaprotestuje? Czy zacznie podważać glejt i władzę śledczego? Uniesie się gniewem? Przez moment mierzyli się wzrokiem. Nie, nie odezwał się. Na szczęście. Przenosząc wzrok i uwagę na gnoma Garret poczuł jak kamień spada mu z serca a gniotący żołądek skurcz strachu rozluźnia się częściowo. Rycerz milczał nie wyrażając sprzeciwu!

- Pierwszą sprawą jaką należy omówić, panie Artegharze, sprawą której jak mniemam wszyscy tu obecni są ciekawi, jest dokładna natura relacji łączących cię z czarnym magiem. – Głos uczonego był nieco bardziej przepełniony pewnością siebie i jakby nieco mniej zmęczony.

Artegharowi uniosła się w irytacji prawa brew, czarodziej śmiał mu rozkazywać... jemu?! Prawdziwemu Władcy?! Ale cóż, taka dola wielkich, że muszą się tłumaczyć maluczkim. El Arteghar przywykł już do licznych niedoskonałości nie tak wielkich (w przenośni oczywiście) jak on.

- El Kurt jest moim sługą, sługą nie służącym. Prowadził dla mnie pewne badania, składał regularnie daniny i raporty z postępu prac... poprzez swego ludzkiego sługę. Miał sporą, że tak powiem, swobodę działań... Jak pan zapewne wie el Garrecie, nie należy zbytnio kontrolować badaczy. To kiepsko wpływa na ich, jak wiadomo wszem i wobec, efektywność.

Garret słuchał gnoma uważnie, starając wyrobić sobie miarę tej istoty. Pan Kurta. Oczywisty fałsz. Pozostało pytanie czy pod przykrywką fantastycznych idei nie kryło się ziarno prawdy. Jak najlepiej ukryć prawdę? Oblec ją w legendę i nadać jej pozory oczywistego kłamstwa. Jak najlepiej odwrócić uwagę od swojej osoby i ukrywanego sekretu? Właśnie tak. Przez przybranie maski osoby na której nikt nie traktuje poważnie. Oczy gnoma były zbyt trzeźwe. Zbyt pełne żywej, błyskotliwej inteligencji.

Uczony zapalił fajkę od płomienia świecy pozwalając innym mówić.

- Nie da się zatem ukryć, że ta swoboda była mu wielce na rękę. Popuszczony z łańcucha przełożonego, jak to pozwolę sobie określić, dość śmiało sobie poczynał - rzekł w końcu Tan Walnar, przerywając swe milczenie. To, że nic nie powiedział odnośnie praw sędziego z woli Katana nie znaczyło, że zgadza się ze wszystkim co tutaj jest czy też było mówione. - Jeśli nie kontroluje się tych, którzy tobie służą, łatwo to może doprowadzić do sytuacji niepokojących i niepożądanych. Takich, które mogą zaszkodzić tobie i innym przy okazji.

-Niestety... inne sprawy przykuły mą uwagę - westchnął el Arteghar dość teatralnie. - Mam sługi i interesy w wielu miejscach, mam też wielu wrogów. Mimo mej potęgi, nie mogę być wszędzie jednocześnie. Poza tym el Kurt należy do ostrogarskiej Gildii Czarnych Magów. Dziwne, że nie masz panie ze sobą ich przedstawiciela. W końcu chcesz sądzić jednego z nich.

Siedzący po drugiej stronie stołu starszy uczony skinął na Helmuta prosząc go o trochę kubek wody. Interesującym faktem było to, że zarówno on, jak Kenna i Turgas obserwowali przebieg rozmowy uważnie, mając dość rozsądku nie dążyć do konfrontacji z wierzeniami gnoma. Walnar natomiast zdawał się traktować je poważnie i prowadzić z nim poważną dyskusję.

Garret pokręcił leciutko głową. Najwyraźniej zdobywszy umiejętności mieczem, Walnar nie zdołał nabyć umiejętności prawidłowej oceny sytuacji.

- Sądzić w imieniu mojego mentora, który to utracił swoją własność za sprawą działania Kurta. Nie miałem informacji, by należał do jakiejkolwiek organizacji, zatem nie uważałem, aby mieć czyjekolwiek pozwolenie na sądzenie czy też ciągnąć ze sobą jakiegoś przedstawiciela, by przed nim dochodzić praw - odparł Razorge z ironią w głosie.

- Zaprawdę, w godny szacunku i respektu sposób reprezentujesz swego pana. Równie godny szacunku i pochwały jest cel, jaki ci przyświeca - w cichym głosie Kathryn słychać było brzmienie całych mórz podziwu i rwących strumieni zachwytu. - W końcu każdego, komu udało się z taką łatwością okraść czarnego rycerza należy ukarać. Zgodnie z prawem oczywiście. Z całą pewnością, Walnarze, posiadasz więc przy sobie pismo potwierdzające roszczenia twego pana oraz określające przedmiot straty, lub może pełnomocnictwo wystawione przez pana tych ziem? Tak, by literze prawa stało się zadość. Bo inaczej, ktoś nieżyczliwy, mógłby ów sąd nazwać samosądem.

-Dokładnie... - el Arteghar skinął z uznaniem głową spoglądając na półelfkę i kontynuował. - Poza tym... el Kurt nie jest twym poddanym rycerzu... nie masz żadnego prawa, by oćwiczyć go batogiem jak byle chłopa. Co więcej, nie sądzę byś miał ze sobą dość zbrojnych, aby to uczynić.

- Ależ oczywiście droga el Kathryn. Posiadam odpowiednie pismo, na mocy którego miałem wyegzekwować ów przedmiot. - rycerz spojrzał na dziewczynę z lekkim uśmiechem i zwrócił się do gnoma - Mylisz się El Artegharze. Dla mnie Kurt nie jest równą mi osobą. A że postępuję zgodnie z prawem, twój sługa nie ma żadnych podstaw by się temu sprzeciwić. Chyba, że chce zostać odpowiednio ukarany.

El Arteghar wybuchł śmiechem. Dziecinna naiwność rycerza w jego sprawę, bezbrzeżna wiara w świstek papieru, którym na miejscu el Kurta gnom podtarłby sobie pośladki. To wszystko wzbudzało w nim rozbawienie.... Po chwili dopiero, przestał się śmiać. - Zakładam że to ty masz zamiar go ukarać za nieposłuszeństwo. Dobrze by było więc, gdyby ów kapłan, który ci towarzyszy, zdołał odwieźć twe zwłoki do domu... O ile mu się uda je odzyskać. Bo jeśli mam stawiać na wynik walki pomiędzy tobą tan Walnarze Razorge, a el Kurtem. To obstawiam zwycięstwo czarnego maga.

Uczony palił fajkę słuchając rozmowy. Paląc, siedział prawie nieruchomo, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Rzecz dziwna, zarówno gnom jak i rycerz pochłonięci zaostrzającą się coraz bardziej rozmową wydawali się zapominać gdzie i z kim przebywali.

- Zbytnio ufasz w moce Kurta Artegharze. I uważaj na to co mówisz w stosunku do mnie i jakim tonem mówisz do mnie - warknął Walnar do gnoma, jego cierpliwość kończyła się w stosunku do kurdupla. - Nie jesteś niewiadomo kim a zwykłym mieszczuchem o wysokim mniemaniu o sobie, więc bacz na słowa. Dobrze ci radzę.

-Moce Kurta znam. Twoich zaś nie... ani ty moich -rzekł el Arteghar złowróżbnym tonem. - Natomiast ty rycerzu zapominasz, gdzie jesteś. A jesteś na terenie posiadłości el Kurta, ma tu swe sługi, swe zaklęcia i swe nieumarłe stwory. Nawet kiepski strateg potrafi dostrzec ową przewagę po jego stronie. Ale ty zdajesz się tego nie widzieć... Co może cię kosztować twą głowę.

Tan Walnar uśmiechnął się złowieszczo.

- Czyżbyś mi groził ? Jeśli tak, to załatwimy to zaraz jak tylko skończy swoją robotę katański śledczy. Ty jednak również nie widzisz tego, że Kurt również posiada słabe strony. Jego słudzy, nieumarli to nie jest zbyt dobra ochrona, gdy braknie odpowiedniego pokierowania nimi. Wiem, co może na nas czekać. Rzadko bywa tak, aby sprawy od początku szły po naszej myśli. Wszystko jednak zależy od podejścia do sprawy.

- Załatwimy to? I co zrobisz? Wyzwiesz na pojedynek kogoś, kto ma połamane palce i jest dwa razy mniejszy od ciebie? To będzie niezwykle rycerskie... - Kathryn skrzywiła usta w nieładnym grymasie.

- Wyzwać? Jego? - Walnar pokręcił tylko głową. - Nie jest godzien byle mieszczuch walczyć w pojedynku. Postąpiłbym z nim tak, jak by mu się należało, czyli użył batogu i porządnie go obił.

El Arteghar wybuchł śmiechem... znowu. Ten rycerz był zabawny.

- Grozić ci ? A po co miałbym ci grozić? Mam ważniejsze sprawy na głowie niż zabijanie rycerzy. Po prostu robię ci przysługę wskazując fakty, o których zdajesz się zapominać. Iluś nieumarłych pokonał, iluś nekromantów zabił, że tak łatwo idzie ci niedocenianie ich? Poza tym... - gnom uniósł dłonie w geście poddania. - Nie moja sprawa. I tak wykazałem dość wspaniałomyślności ostrzegając cię. A co do batogu, uważasz mnie za słabego, bo kobieta połamała mi palce. Inna sprawa, że użyła sprytu, by to zrobić. Ja nie doceniłem jej, a ty najwyraźniej nie doceniasz mnie... rycerzu. Więc gróźb poniechaj, bom nie tak słaby jak ci się wydaje... ani nie tak wyrozumiały.

- Zobaczymy zatem. Pozwólmy więc kontynuować śledczemu i dobieraj odpowiednio swe następne słowa. El Garret ma moje pełne poparcie w swoich działaniach przeciw Kurtowi. Takoż stanowi prawo. - rzekł tan Walnar przyglądając się gnomowi. Z pewnością ta rozmowa nie zakończyła się i miał zamiar ją dokończyć.

Kathryn tylko pokręciła w milczeniu głową. Gnom spojrzał w kierunku rycerza i... uśmiechnął się złośliwie, po czym jego uwaga skupiła się na Garrecie. Czarodziej odłożył wysłużoną fajkę na blat stołu i wyprostował się na pełna wysokość biorąc głęboki oddech.

Nasłuchaliśmy się wielu gróźb i sporej ilości spekulacji, lecz niewiele w tym było faktów. Panie Artegharze, pozwól, że zadam moje pytanie ponownie, formułując je w inny sposób – Garret uniósł dłoń odginając kolejno palce. - Czy Kurt złożył ci przysięgę lenną? Jak mu płacisz? Kiedy go spotkałeś? Kiedy ostatni raz otrzymałeś od niego wiadomość? I jakie dokładnie badania prowadził dla ciebie? – otwarta dłoń ponownie została zaciśnięta w pięść i oparła o blat stołu. Lekko zirytowany głos profesora i ciężkie spojrzenie ciemnych oczu wskazywało jednoznacznie, że Garret ma już dość mówienia o niczym - Prosiłbym o jednozdaniową odpowiedź na każde z tych pytań – zakończył z naciskiem.

- Nie pamiętam. Niestety moi... wrogowie w panicznej próbie uniknięcia mej zemsty, okryli mój umysł mgłą. I obecnie niewiele szczegółów pamiętam - odparł gnom, ignorując badawcze spojrzenie Garreta. - Wypytaj o to el Kurta przy okazji sądzenia go. A co badań... dopóki nie poznam zarzutów wobec mego sługi, nie widzę powodu wyjaśniać tej sprawy. I jeszcze jedno. Ani sąd, ani ewentualnie skazanie el Kurta mnie nie dotyczą. To jest sprawa między tymi, których reprezentujesz i el Kurtem... No i może tym rycerzem. Nie moja zaś. Nie zamierzam się w to mieszać ni interweniować. Nie widzę też powodu, by opowiadać po którejś ze stron. Ale chętnie obejrzę, jak skuteczne jest prawo i sprawiedliwość w twym wydaniu el Garrecie.

Co on ukrywa? – Garret miał wrażenie uczestniczenia w spektaklu w którym aktorom podłożono niekompatybilne teksty. Noc, wioska w zapomnianej części świata, zgromadzenie niepasujących do siebie istot, niebezpieczeństwo, spisek i przeznaczenie. Archetypiczna chłopska chata, będąca kameralnym tłem dramatu - wszystko to pasowało jak ulał do dekoracji teatralnych. Byli nawet zainteresowani widzowie - profesor rzucił lekko ironiczne spojrzenie na Kathryn, Turgasa i stojących przy oknach gwardzistów. Ludzi, którzy doskonale wiedzieli, że Kurt jest martwy a pozorny wydźwięk rozmowy jest diametralnie odmienny od rzeczywistego. Kurt był detalem w porównaniu całością problemu! Tylko Walnar w swej nieświadomości kwalifikował się jako postać grająca na scenie swą rolę. W końcu prawdziwe, nieznane mu pytanie brzmiało: kim jest gnom w większej grze obejmującej Bogenhofen? Agentem? Ofiarą? Jednym z manipulatorów? Gnom posiadał maskę dobraną idealnie do sytuacji. Szaleństwo pozwala zachować się dowolnie, mówić cokolwiek, tłumaczyć wszystko i przeczyć samemu sobie. Arteghar mógł słyszeć o śmierci Kurta – choćby podczas posiłku. Mógł też nie słyszeć. Ale motywację do ukrywania tej wiedzy posiadałby tylko ktoś kto pojawił się tutaj nieprzypadkowo.

Garretowi nie chodziło tutaj o dokładne odpowiedzi, nie chodziło o wykrycie kłamstwa - zbyt wiele na świecie dobrych kłamców. Chodziło raczej o sposób w jaki odpowiada i efekt jaki wywierać będą kolejne pytania.

Pora na kolejny akt dramatu.

Uczony westchnął ciężko – Przykro mi z powodu amnezji. Mogę polecić Ci kilku Ostrogarskich specjalistów, którzy powinni poradzić sobie z rekonstrukcją zatartych, lub uszkodzonych wspomnień. Niemniej – Garret skrzywił się przepraszającą - wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytania. A w tych okolicznościach zmuszony jestem nalegać na jasną odpowiedź. Zacznijmy od pierwszego: kiedy poznałeś Kurta? Jeśli nie pamiętasz odpowiedz po prostu: ‘nie wiem’. Jeśli pamiętasz, podaj datę, rok. Pomińmy na razie inne okoliczności.

-Dziękuję za twe współczucie, jednak ma pamięć nie została zniszczona, a jedynie ukryta. I powoli...

Słysząc początek kolejnej perrory Garret uniósł rękę i przerwał stanowczo, z naciskiem.

Panie Artegharze. Prosiłem.

- ... wraca. Pamiętam sługę el Kurta i listy jakie przynosił - kontynuował protekcjonalnym tonem gnom.- Co jednak było w tych listach zachowam dla siebie. El Garrecie, przybyłeś...

Nie zdołał skończyć. Siedzący naprzeciw uczony uderzył otwartą dłonią o blat stołu w hukiem, od którego pilnujący okien gwardziści mimowolnie podskoczyli w miejscu.

- Panie Arthegarze – zaczął powoli, z hamowaną frustracją - Usiłuję prowadzić tą rozmowę jak przystało na inteligentnych, wykształconych ludzi. Spokojne i w kulturalnej atmosferze. W której nie powinno być potrzeby podkreślania praw, obowiązków, okoliczności i konsekwencji. Nie ułatwia mi pan tego z uporem unikając odpowiedzi na najprostsze nawet pytanie.

Uczony popatrzył z niejakim zdziwieniem na swoje własne zaciśnięte pieści i rozluźnił się opadając z powrotem na krzesło.

- Zadam moje pytanie raz jeszcze. Kiedy poznałeś Kurta. Poproszę o datę.

- Nie pamiętam - burknął urażony gnom.

Przez chwilę w chacie panowała cisza w której echem niosło się tylko nocne ujadanie wioskowego psa. Garret przez długa chwilę obserwował gnoma, by w końcu skinąć głową akceptując odpowiedź.

Jeśli tylko gnom nie kłamał... to przyznanie się przed sobą samym do słabości nie mogło być łatwe. Zwłaszcza do tego typu słabości.

- Rozumiem. – Uczony machinalnie masował łuki brwiowe starając się pozbyć bólu głowy wywołanego zmęczeniem i emocjami. – Dziękuję za szczerość – dodał głosem z którego przebijało zmęczenie. - Wiem, że naciskam mocno i jest mi przykro z tego powodu. Ale sytuacja nie pozostawia mi wyboru. Badania Rzeźnika Kurta były... – Garret pokręcił głową, krzywiąc się na wspomnienie Ostrogaru. – Jeśli weźmiesz pod uwagę przydomek jakim go określam, nietrudno będzie Ci domyślić się jak brzmi oskarżenie, prawda? – zakończył cicho, podnosząc na gnoma zamglone wspomnieniami spojrzenie.

-Znaczy, że zabija ludzi, zabija chłopów? Ta akurat część jego działalności, nigdy mnie nie interesowała- odparł el Arteghar.- Jestem alchemikiem, nie bawią mnie takie eksperymenty i nie ich dotyczyła ma korespondencja. Zabija... smutne, ale nic w tym niezwykłego. Wielu potężnych magów zabija i uchodzi im to na sucho. Nikt ich za to nie ściga, nie wspominając o rycerzach zabijających swych poddanych. Kogo więc zabił el Kurt, że zwrócił waszą uwagę?

Garret patrzył na gnoma oczami mimowolnie rozszerzonymi zdziwieniem, czując pod czaszką łupiący nawrót bólu głowy. Słowa gnoma były jak wylany na głowę kubeł zimnej wody i teraz profesor przeklinał się w duchu za utratę obiektywizmu. Wygląd nie świadczy o człowieku. Pomimo wszystkich swych podejrzeń, pomimo braku wiary dał się zwieść powierzchowności. Mały. Niegroźny. Połamane palce. Bezbronny. A co za tym idzie łagodny. Jeśli nawet agent sterujący wydarzeniami, przeciwnik w rozgrywce, to nie pozbawiony wrażliwości. Ktoś, kto może działać na szkodę innych, będzie jednak żałował takiej konieczności.

Ktoś, w istocie rzeczy pod wieloma względami podobny do samego Garreta.

Teraz patrząc w małe oczka gnoma z jego słowami wciąż dźwięczącymi w uszach. Garret pośpiesznie rewidował swoją opinię i kierunek rozmowy. Gnom bynajmniej nie był niewinny. Bynajmniej nie był bezbronny. Nie w sytuacji gdy mimochodem, naturalnie i obojętnie, lekceważy możliwość masowych rytualnych mordów na bezbronnych. Gdy przyznaje wprost, że nie obchodzi go jeśli jego podwładny rzeczywiście urządził tu tego typu piekło na ziemi.

Najbardziej doprowadzające do wściekłości było to, że gnom miał rację. Takie rzeczy zdarzały się – i uchodziły na sucho. Często. A działo się to właśnie przez tego typu podejście. Tego typu obojętność. Akceptację. Przez wszystkich tych „panów”, którzy finansowali swych podwładnych chroniąc ich przed konsekwencjami ich zbrodni.

Nieważne czy Arthegar był faktycznie panem Kurta. Kimkolwiek był, gnom nie zasługiwał na współczucie Garreta.

- Badania Kurta, Arthegarze. Natychmiast.

- Pomagał mi w badaniach na miksturami alchemicznymi, dostarczał próbki tutejszych ziół i minerałów, płacił daninę -wzruszył ramionami gnom. - Nic, co mialoby związek nekromancją i tym wszystkim, co się wiąże z demonami. Mnie osobiście, brzydzą takie praktyki. Owszem, zdaję sobie sprawę z tego, iż para się czarną magią. Jest członkiem ostrogarskiej gildii czarnych magów, a oni nie słyną z dobroduszności, prawda?

- Owszem, nie słyną. – Gnom najwyraźniej wiedział o przynależności kurta do gildii. Co było interesującym faktem. – Czy Kurt złożył ci przysięgę lenną? Nie jesteś panem tych ziem. Jakie były skłaniające mieszkającego tutaj człowieka do płacenia ci daniny?

- Tego powiedzieć nie mogę, jako że...cóż..tego pamiętam. Pamiętam jednak jego sługę przynoszącego listy do mej twierdzy.-odparł el Arteghar.- I daninę i zioła...też. Widać woli utrzymywać stosunki między mną, a sobą w tajemnicy przed kolegami z gildii. Cóż, zwykła ludzka pycha nie pozwala el Kurtowi pokazać, że jest zależny od kogoś. Nie oczekuj że powiem ci wiele o el Kurcie, miałem ważniejsze sprawy niż utrzymywanie z nim częstych kontaktów. Dopóki korespondencja i pozostałe rzeczy dochodziły do mnie regularnie, nie interesowałem się specjalnie samym el Kurtem. A teraz jeszcze dochodzi ta zamglona pamięć.

- A więc zostawmy to na razie. – zaproponował uczony. Odpowiadając, Arthegar zdawał się wahać mówiąc się mniej pewnie niż przedtem. Co mogło świadczyć, że albo naprawdę nie pamięta, albo też używa amnezji jako maski dopracowując swoją historię. W obu przypadkach dalsze drążenie tego tematu pozbawione było sensu. Na razie. – Wróćmy natomiast do tego co pamiętasz. Kilka minut temu zacząłeś barwnie i z pewnością siebie opisywać środki ochronne posiadłości Kurta. Jeśli pamięć służy: „jego sługi, zaklęcia i nieumarłe stwory”. Skoro ten zakątek twej pamięci pozostał najwyraźniej nietkniętym, rozwiń ten temat.

- Mylisz się el Garrecie. Nie znam zabezpieczeń el Kurta. Nie byłem dotąd w jego obecnej siedzibie. Moje wypowiedzi to efekt prostej dedukcji. El Kurt jest magiem, nie szlachcicem. Jeśli zabijał chłopów, to nie dla pustej rozrywki, tylko by użyć ich energii życiowej w nekromanckich lub demonologicznych praktykach. Łatwo się domyślić iż musi mieć na swe usługi nieumarłych lub coś bardziej paskudnego. Co zaś do zaklęć... - gnom spojrzał wprost w oczy czarodzieja mówiąc.- Widziałeś kiedykolwiek siedzibę maga nie zabezpieczoną zaklęciami ochronnymi? Znałeś kiedykolwiek maga, który opowiada o sekretach swej siedziby każdemu, kogo spotka? Bo ja nie.

- Skoro czarodziej zgiął nisko kark, uznając innego mieszczanina swoim panem, cóż... - Kathryn przerwała na moment przeszukiwanie swojego plecaka w poszukiwaniu zagubionego jabłka. - Jeśli pan jest silny, powinien wiedzieć o takich rzeczach, powinien potrafić je wydrzeć. Jeśli jest silny i jeśli jest panem. Inna sprawa, że sam fakt nekromanty klękającego przed alchemikiem jest delikatnie frapujący.

- Raczej śmieszny. Prędzej bym się spodziewal alchemika klękającego przed nekromantą. - dodał jakby od niechcenia Walnar - Tym samym znalazło by się rozwiązanie amnezji. Kurt po tym jak cię wykorzystał jako swego "pana", chciał cię usunąć, ale nie do końca mu wyszło, czego skutkiem są luki w pamięci. O ile naprawdę są.

Turgas wydawał się nieobecny w czasie tej całej wymiany zdań i stanowił dla niej tło, dokładnie jak ochroniarze uczonego. Siedział na stołku w pobliżu drzwi tak, jak usiadł na nim niedługo po wydaniu rozkazów gwardzistom Garreta. Nawet, jeśli miał ochotę na jakiś komentarz, powstrzymywał się, zaś na jego twarzy nie widać było żadnych uczuć. Jedynie wzrok miał nieustannie wbity w plecy siedzącego przed śledczym gnoma.

El Arteghar słysząc te uwagi podniósł do góry brwi z irytacją, a potem uśmiechnął zaś po chwili dodając.- Śmieszny? Równie śmieszny jak bycie chłopcem na posyłki silniejszych od siebie? Możliwe...Pewnie dlatego el Kurt wolał trzymać zależność ode mnie w tajemnicy. -Po czym spojrzał w kierunku el Kathryn i dodał.- Pani...nie jestem rycerzem, ni głupcem. Owszem mogłem z niego wydrzeć wszelkie tajemnice na torturach, ale po co? Służył mi dotąd dobrze, a nie widzę wiec sensu w atakowaniu sprawnego narzędzia. A jego tajemnice, zabezpieczenia, sługi... Sprawy błahe dla mnie, bo mnie nie dotyczące.

Iluzjonistka machnęła lekceważąco ręką.

- Tortury? A kto tu mówi o torturach? - skrzywiła kpiąco usta, powstrzymując się, by nie zerknąć na siedzącego z boku kapłana, wiedząc, że niektórzy z całą pewnością o nich pomyśleli.

Na ustach el Arteghara wystąpił kpiący uśmieszek, spojrzał w kierunku rycerza...Po czym zaśmiał się głośno. Gdy już przestał się śmiać, rzekł do czarodzieja.- El Garrecie, może przejdźmy do sedna sprawy. Śmierć wielu ludzi to niewątpliwie okrutna zbrodnia. Jest to jednak zbrodnia, za którą przedstawiciele prawa rzadko się uganiają. Jaki jest prawdziwy powód twego przybycia tutaj, pomysłu z sądzeniem el Kurta i tego...-tu gnom wskazał dlonią dookoła.-...wszystkiego? Kto za tobą stoi, to wydał ci takie polecenie? I jeśli wiesz...dlaczego je wydał?

No i co teraz? – Gdyby tylko było to możliwe Garret zatrzymałby czas na piętnaście minut. Wyszedłby na zewnątrz, przewietrzył się, zapalił fajkę i pomyślał spokojnie. Gdyby mógł choć zamknąć na chwilę oczy i pomasować brwi, uspokajając choć na chwilę łupiący ból głowy.

Co teraz zrobić? Prawda była taka, że sam nie miał na to wielkiego pomysłu. Wiedział czego zrobić mu nie wolno. Nie można ufać gnomowi. Nie można ufać rycerzowi. Nie można okazać słabości i niepewności. Nie można także zmarnować okazji jaką dawało to przesłuchanie. Gdyby tylko mógł mieć pewność odnośnie niewinności gnoma... ale nie miał. Niczego nie zmieniałoby nawet jeśli gnom faktycznie wierzył, że jest niewinny. To była zbyt duża sprawa, rozciągająca się na Bogenhofen, w kręgi czarodziei, zapewne arystokracji i bóg raczy wiedzieć gdzie jeszcze. Biorąc pod uwagę że skala problemu przekłada się na ilość środków a następnie na umiejętności iluzjonistów, to co >myślał< gnom nie musiało przesądzać o czymkolwiek.

Nie mógł szukać w gnomie sojusznika.

- El Artegharze, patrzysz, ale wciąż nie widzisz powagi sytuacji. – Garret nie oparł się pokusie i zaczął masować brwi. – Jako jedyny tutaj jesteś silnie powiązany z Kurtem. Jako jedyny deklarujesz związek z nim. Gdybym był inną osobą, byłbyś już w łańcuchach. Gdybym był inną osobą, nie miałbyś śmiałości zadawać takich pytań, gdyż wiedziałbyś jakie konsekwencje może pociągnąć za sobą nadmierna śmiałość. I tak, gdybym był inną osobą, w tym momencie twoim problemem mogłoby być już coś więcej niż uszkodzone dłonie. – uczony patrzył na gnoma poważnie, starając się pochwycić jego spojrzenie. - Niemniej udzielę odpowiedzi. – kontynuował powoli nie odwracając spojrzenia ciemnych oczu. Dłoń dotknęła tuby zawierającej opatrzony pieczęciami pergamin - Jestem tu z upoważnienia tana Karsa Garwerda, Komandora Garnizonu Gwardii Ostrogarskiej, protektora Dzielnicy Południowej Ostrogaru. Jednej z czterech wielkich dzielnic stolicy.

Przez chwilę panowała cisza. Którą następnie przerwał ponownie ostry, podniesiony głos gnoma, który najwyraźniej nie przejmował się zupełnie ani Garretem, ale władzą śledczego Katana, ani nawet komandorem gwardii stolicy.

- Czy, jeśli koniuszy, w czasie wolnym od pracy zabije człowieka, to jego pan jest współwinny zbrodni? Czy, jeśli koniuszy zamiast wykonywać swe obowiązki, zabije człowieka to jego pan jest temu winny? Nie. Jakim więc prawem oskarżasz mnie o zbrodnie el Garrecie...

Jakim prawem? Jakim prawem?!? Otwierający już usta do ostrej reprymendy profesor zamarł kompletnie zaskoczony. Gnom otwarcie i wprost w twarz kwestionował władzę urzędnika katańskiego! Otwarcie i wprost ignorował sytuację. Stając twarzą twarz ze śledczym miał czelność naskakiwać na niego jakby wspomniany śledczy winien był mu czołobitny szacunek.

Garret nie wiedział czy podziwiać odwagę gnoma, pogardzać jego głupotą, czy żałować utraconych resztek zdrowego rozsądku. A także jego perspektyw na przyszłość. Bo jakkolwiek nie chciałby tego uniknąć, jako śledczy nie mógł zignorować takiego podejścia i takiego tonu. Nie jeśli chciał zachować choć trochę autorytetu. Gnom tymczasem kontynuował wykopywanie swego własnego grobu, pogrążając się coraz głębiej.

- ...zbrodnię która popełnił el Kurt na własny rachunek i bez mojej wiedzy? Tak, to prawda...el Kurt służył mi. Ale ja byłem jego panem, nie niańką...I zostawiłem mu dużo swobody. Twierdzisz, że gdybyś był inną osobą to byś mnie skuł, a ja twierdzę, że gdybym był tobą, to bym skuł el Kurta, a nie przesłuchiwał ludzi i nieludzi, którzy dopiero co przybyli do wioski. Jakimże my możemy być świadkami? Jak możemy być złoczyńcami, skoro w chwili popełnienia zbrodni, nie byliśmy w tym... grajdołku? A co do powiązań...- tu el Arteghar wskazał na Walnara.-... mentor tego rycerzyka zapewne ma jeszcze większe powiązania niż ja. W końcu, wątpię by el Kurt go okradł, tylko po to by wykazać jego nieporadność.

Garret wysłuchał perrory do końca. Następnie kręcąc lekko głową przeniósł wzrok na siedzącego z tyłu orka i przełamując wewnętrzny opór skinął w jego kierunku, mając nadzieję, iż ten zrozumie o co został poproszony. – Panie Turgasie?

Kathryn wyraźnie zainteresowała się rozmową od momentu, w którym padło imię ostrogarskiego komandora, ciekawa reakcji przesuwała spojrzeniem pomiędzy Walnarem a półprofilem gnoma. Gdy alchemik mówił, kiwała lekko głową, jakby potwierdzając samej sobie jego słowa. Gdy Garret z wyraźnym napięciem malującym się na twarzy, zwrócił się do półorka, ona sama wstała i przeciągnęła się z lubością, prostując zmęczone całodzienną podróżą plecy.

Turgas, pomimo wrażenia braku zainteresowania prowadzonym przesłuchaniem, uważnie słuchał każdej wypowiedzi. Pyskówka pomiędzy Walanrem i Arthegarem zakończyła się niczym, czego właściwie się spodziewał. Troszkę bardziej zdziwił się postępowaniem Garreta, który zamiast po prostu wyegzekwować należne mu prawa, wdał się w dyskusję z gnomem. Dyskusję, która prowadziła donikąd, gdyż podejrzany z uporem godnym lepszej sprawy zasłaniał się swoją amnezją. A może nie była to taka zła taktyka, biorąc pod uwagę okoliczności. Za chwilę gotów był krzyknąć, że nie odpowie na żadne pytanie więcej, dopóki nie skontaktuje się ze swoim adwokatem. Absurdalność całej sytuacji wywołała cień uśmiechu na twarzy półorka. I w tym momencie zauważył wzrok śledczego, który przeniósł z alchemika na niego i usłyszał swoje imię. To mogło oznaczać tylko jedno.

Nie spuszczając wzroku z gnoma, gwardzista wstał, jakby został wezwany do odpowiedzi, zrobił szybki krok do przodu i chcąc bez zbędnych ceregieli chwycić gnoma za kark, kiedy sytuacja zmieniła się dramatycznie.

Echo słów śledczego nie zdążyło jeszcze dobrze odbić się od ścian chaty, kiedy gnom zareagował. Zareagował nieprawdopodobnie szybko i w sposób całkowicie sprzeczny z dotychczasowym pewnym siebie i swych racji zachowaniem. W ciągu dosłownie mgnienia powieki zsunął się pod stolik przy którym odbywała się rozmowa. Co zamierzał zrobić z tak zabandażowanymi rękami, Garret nie miał pojęcia.

Turgas zdążył zrobić jeden krok i położyć rękę na rękojeści broni, gdy chatę wypełnił stłumiony, ale mdląco bulgoczący chrupot trących o siebie kości i powietrza zasysanego go wnętrza palców, gdy kostne fragmenty przebijały się na zewnątrz. Gnom nawet nie zmienił wyrazu twarzy. Półork mógł tylko patrzyć ze zdumieniem, jak ręce gnoma poruszające się z rozmytymi prędkością ruchami wyciąga ukrytą pod ubraniem buteleczkę a następnie wyciąga korek.

Zajęło mu to jedno uderzenie serca.

Arthegar rzucił szybkie, trudne do odczytania spojrzenie w stronę Turgasa a następnie przytknął buteleczkę do ust. Jak gnom, alchemik, był w stanie dokonać tego wszystkiego nim Turgas, wyćwiczony gwardzista zdążył zareagować było tajemnicą która miała dręczyć wszystkich obecnych przez wiele kolejnych dni. Kontem oka widział Walnara który siedząc bliżej także przymierzał się do pochwycenia alchemika.

Półork postawił kolejny krok.

Ręce gnoma zaczęły poruszać się jeszcze szybciej. Rozwiązywał supły na bandażach i wyciągał drewienka unieruchamiające od spodu każdy palec z osobna. Jeden...drugi...trzeci... nikt w chacie nigdy nie widział nikogo choć w potrafiącego działać choćby w połowie... w jednej czwartej tak szybko.

Półork sięgnął po krawędź stolika.

Gnom, z twarzą zaciętą w koncentracji zaczął wykonywać rękami gesty i szeptać słowa zaklęcia. Kończąc odrzucać stół Turgas poczuł na twarzy coś co przypominał uderzenie rozgrzanym pogrzebaczem – lub cięcie noża. Nie było sensu chować gnoma przy życiu. Przymierzając się do ciosu i wykonując uderzenie Turgas zaobserwował z oszołomieniem, że Arthegar skulony w niewielkiej przestrzeni i niczym już nie osłonięty usiłował uniknąć obu ciosów, jego i Walnara - co omal mu się udało. Niemniej jednak oba pchnięcia dosięgły celu...

Garret patrzył na scenę szeroko otwartymi oczami, nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Upłynęło tylko kilka sekund, a coś co miało być prostym przesłuchaniem przestało nim być. Arthegar niespodziewanie zmrużył oczy i zsunął się pod stół, a Garret spojrzał w dół na blat stołu przy którym siedział czując niemal fizycznie niebezpieczeństwo w którym nagle się znalazł. Cios sztyletu w podbrzusze, zatruta igła w nogę... Kurczowo podkulił nogi mając nadzieję, że Turgas obezwładni Arthegara zanim ten zdąży wziąć śledczego jako zakładnika. Teraz nie był już wątpliwości. Gnom >był< agentem, który znalazł się w wiosce nieprzypadkowo.

Słysząc wypowiadane zaklęcie Garret jęknął tylko głucho, przez głowę przelatywały mu możliwości, jedna gorsza od drugiej. Każda tragiczna. Gdy Turgas odrzucił stół, Garret zeskoczył z krzesła usiłując zwiększyć rozpaczliwie niewielką odległość dzielącą go od gnoma, do przynajmniej półtora metra. Cofając się tyłem widział zaciętą, wykrzywioną twarz gnoma. Pomimo sytuacji nie było w niej strachu. W świetle leżących teraz na podłodze świec kojarzył się Garretowi raczej z jadowitym wężem sprężonym do ataku. Turgas i Walnar widzieli chyba to samo bo usiłowali przyszpilić go do podłogi. Garret nigdy nie uważał się za człowieka żądnego krwi i nigdy na serio nie życzył komukolwiek śmierci, ale w tym wypadku był wdzięczny czarnemu rycerzowi i kapłanowi Morglita.

Sekundę później śledczy drgnął ze zdziwienia. Zarówno półork jak i rycerz w ostatniej chwili zatrzymali pchnięcia. W momencie, gdy ostrza zagłębiały się już w ciało. Czemu to zrobili, Garret nie był w stanie zgadnąć. Będąc na ich miejscu skończyłby tylko słysząc drapanie ostrza o deski... choć może przemawiała przez niego adrenalina. W końcu nie znalazł się w podobnej sytuacji od ponad półwiecza. Nie był przyzwyczajony.

Spoglądając w dół, Turgas zawarczał groźnie - "Mrugnij, a wypruję Ci flaki." Groźba nie odniosła skutku. W leżącym na podłodze gnomie nie było nawet odrobiny strachu. Patrząc w górę na swoich niedoszłych katów gnom wydawał się drwić z nich i całej sytuacji. - "Gdzie ta lina? Skrępować go, ale już!" - Turgas nie spuszczał alchemika z oczu.

Twarz na wpół przybitego do podłogi gnoma wykrzywiła się w nieprzyjemnym na wpół szalonym, na wpół drwiącym grymasie. Do tej pory wydawał się czekać spokojnie na dalszy rozwój sytuacji, jednak słysząc o linie najwyraźniej zmienił zdanie. Patrząc z pogardą na kapłana Morglitha gnom wciągnął przez zęby powietrzy i zaczął tyradę... - I tak mam większe... Dalsze słowa zmieniły się w bulczący charkot, gdy półork dokończył pchnięcie, ostatecznie przyszpilając go do podłogi.

Czerwona plama krwi w cicho rozlewała się coraz szerzej i szerzej po podłodze chaty.
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 23-04-2009 o 21:48.
Smoqu jest offline