Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2009, 00:07   #14
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

- Letycja Kountouriotis, bardzo mi miło, ojcze - zapewniła Lete i wyciągnęła do księdza wąską dłoń o perfekcyjnie wypielęgnowanych i pomalowanych na mleczny błękit paznokciach.

A ksiądz zamiast się przedstawić z imienia i nazwiska, złapał tę dłoń i uścisnął wylewnie. Na jego ruchliwą twarz wylała się fala uczuć - entuzjazm, zachwyt, radość i... szacunek? Trzymał jej rękę w swoich i niewymownie zadowolony, zapomniał o uprzejmościach, potrząsał tylko głową radośnie w takt kroków przesuwających się właśnie kolejkowiczów. Lete uśmiechnęła się cokolwiek zaskoczona, wyswobodziła delikatnie swoją dłoń i przesunęła się o krok w kolejce.

- Ekhm, kto powiadomił wielebnego o moim przyjeździe?
Duchowny spojrzał na nią trochę zdziwiony.
- Jak to kto? Kardynał...

Lete nie byłaby żoną znanego hotelarza, gdyby takie perełki, wyskakujące znienacka z szarych wód codzienności, zbijały ją z pantałyku. Zaskoczenie nie dotknęło jej delikatnie uśmiechniętej twarzy.

- Kardynał... - i zamilkła wymownie, czekając na uzupełnienia, a wyraz jej twarzy świadczył otwarcie o tym, że kimkolwiek jest zwierzchnik księdza, Lete spotka się z nim z niewysłowioną radością i dołoży wszelkich starań, aby hierarcha nie wyszedł z tej rozmowy zawiedziony.

- ...Kardynał Petrus - dokończył duchowny, odwracając wzrok w stronę małego zamieszania, wywołanego przez witającą się z włoską wylewnością rodzinę. - Kardynał Petrus - powtórzył, i znowu wpatrzył się w twarz Lete z takim niewyobrażalnym... uwielbieniem.

Letycja poprawiła na ramieniu wrzynający się pasek torby. "Wiedział, że przyjadę, choć jeszcze wczoraj sama tego nie wiedziałam. Możliwe, że to...
Spotkasz podobnych do siebie - powiedziała harpia". A o sprawach osób podobnych sobie Lete nie zamierzała dyskutować na pełnym ludzi lotnisku.

- Oczywiście! Kardynał Petrus - Letycja uśmiechnęła się przepraszająco. - Ojciec wybaczy, pierwszy lot w życiu, tyle wrażeń. Proszę mi przypomnieć, o której Jego Ekscelencja chciał mnie widzieć... nie chciałabym się spóźnić, a muszę odebrać jeszcze swój bagaż.
- Wybacz, lecz kardynał życzył sobie aby spotkanie odbyło się natychmiast po formalnościach z lotniskiem - głos mężczyzny przycichł wraz z brakiem pewności i drobnym pochyleniem głowy ku dołowi. Wnet wybuchnął kolejną falą entuzjazmu, mniej doniosłą już. Wyprostował się, uśmiechnął: - Oczywiście zapewnimy lokum i warunki bytu podczas pani pobytu tutaj.
- To doprawdy bardzo uprzejme z ojca strony, i ze strony Jego Ekscelencji, że zechciał się kłopotać...
Kiedy Lete widziała przed sobą cel, parła do niego niepowstrzymanie. Skoro kościelny hierarcha chciał się z nią widzieć, skoro mógł być podobny do niej, mógł też wiedzieć coś o Glauke. Lete nie zamierzała kazać czekać człowiekowi, który mógł być świadomy losu jej córki i chętny do dzielenia się tą wiedzą.

- Przepraszam na chwilę.

Lete wyszła z kolejki i bezwstydnie zajęła pierwsze miejsce, uśmiechnąwszy się do biznesmena o podkrążonych oczach.
- Tylko o coś zapytam, to zajmie chwilę.
Nachyliła się do pracownicy lotniska i zagaiła uprzejmie, wskazując na duchownego:
- Ksiądz ma ważne spotkanie i nie może czekać. Obsłuży nas pani poza kolejką?
Młoda kobieta ze sztucznym, przyklejonym uśmiechem spojrzała na księdza potem na Letycję, na księdza i na Letycję, w jedną stronę i w drugą.
- Zasady obowiązują nawet papieża.
I w tym momencie wyciągnęła otwartą dłoń na blat.
Lewa brew Lete podskoczyła do góry. A potem Greczynka położyła na tej bezwstydnie wołającej o łapówkę ręce swoje dokumenty.
- Jaka pani miła! Jesteśmy z ojcem dozgonnie wdzięczni - słowa wystrzeliły z ust Lete z szybkością pikującej na ofiarę harpii. Pracownica lotniska skrzywiła się lekko, jakby zastanawiając się, czy rozmówczyni była aż tak bezczelna, czy też głupia. Po czym mimo wszystko niechętnie zabrała się za procedurę.
Lete pochylała się nad nią z uśmiechem, od którego słodyczy wszystkim w promieniu kilkunastu metrów powinny popsuć się zęby. Och, to nie to, że uważała dawanie łapówek za naganne. Uważała ten proceder za właściwy, a nawet wręcz nieodzowny, aby osiągnąć to, czego się chciało. Ale Lete obracała się w środowisku znacznie większych ryb, a co za tym idzie - operowała na o niebo większych kwotach niż małe lotniskowe zachciewajki, i przywykła do większej... elegancji niż nachalnie wyciągnięte łapsko. A brak klasy i elegancji był tym, co Lete szczególnie drażniło. Koniec końców pracownica lotniska ze skwaszoną miną dopełniła formalności.
- Dziękuję pani - Lete skinęła jej z godnością królowej i wróciła do księdza Giampaolo.

- Ojciec pozwoli, to zajmie tylko chwilę.


***

Lete nie byłaby sobą, gdyby nie poprosiła o otwarcie skrzyni, w której podróżowała szklana syrena. Dzieło jej rąk i jej oddechu. Być może zostawi ją w najbliższych dniach gdzieś w ciemnym magazynie i zapomni o niej, ale... ta jedna chwila, jedno spojrzenie, czy jest cała, czy kruche piękno nie ucierpiało w transporcie. Delikatnie rozchyliła pakuły i prześlizgnęła dłońmi po znajomych kształtach.

"Doskonała. Piękna. Słodka. I niebezpieczna. Służebnica sztormu"


"Agave. Ta, której imię znaczy Świetna"

Jak się śmiała, jak się pyszniła między towarzyszkami, kiedy Lete zaproponowała, że uwieczni jej urodę, którą będą podziwiać śmiertelnicy. Będą podążać łakomym wzrokiem po smukłym ciele, bujnych kędziorach włosów... I poczują pierwotny, wszechogarniający strach przed tajemnicą i grozą głębi, kiedy ich spojrzenia sięgną zmysłowych ust, wypełnionych wąskimi, nieludzkimi zębami.

Potęgę morza zawsze dzierżyli bogowie-mężczyźni. Ale jego słodycz i groza od wieków miały kobiecą twarz.

Lete otuliła rzeźbę pakułami. Nadzorowała robotników zabijających na powrót skrzynię. I ruszyła wzdłuż długiego ciągu samochodów. Zatrzymała się przed jednym, którego kierowca obserwował ją czujnie, z papierosem zamarłym w pół drogi do ust. Spisała starannie numery wozu w notesie i skinęła na robotników.
- Tutaj, panowie pozwolą.
Podała kierowcy kartkę z adresem magazynu.
- Proszę jechać wolno i ostrożnie, to krucha i delikatna rzecz. I proszę się upewnić, że na miejscu postępują z nią delikatnie. Wiem, że to zajmie panu więcej czasu - wydobyła z portfela plik banknotów - ale to powinno panu wynagrodzić straconych klientów. Gdyby były jakieś problemy, proszę dzwonić - podała Włochowi swoją wizytówkę, którą kierowca wyjął z jej palców niemal jak relikwię.
- Piękna pani nie musi się obawiać - błysnął w uśmiechu złotą górną dwójką.

***
Obciągnęła spódnicę na kolanach i uśmiechnęła się do księdza. Limuzyna ruszyła.
Lete delikatnie i kurtuazyjnie podpytywała wielebnego o miejsce swojego noclegu i zdrowie kardynała. Powoli narastało w niej przeczucie, że Giampaolo nic nie wie, ale był na razie jedynym dostępnym źródłem informacji.
- Oczywiście będzie pani mieszkać w apartamencie. Zaś kardynał miewa się wyśmienicie, dużo mi o pani mówił. Jest małomowny, a o pani potrafi się rozwodzić, musi być pani kimś wielkim...
- Nigdy tak o sobie nie myślałam - Lete autentycznie się zawstydziła. - A może mi ojciec powiedzieć, co kardynał mówił?
- Wiele, o pani wyprawach o których w wolnej chwili posłucham od pani. Mówił o pani misjach i nowej, którą pani zamierza zorganizować i o tych setkach nawróconych.
"Giampaolo nic nie wie"
- Jego Ekscelencja jest dla mnie zbyt łaskawy.
Ksiądz uśmiechnął się promiennie i pokiwał entuzjastycznie głową na te słowa, które według niego musiały być dowodem nadzwyczajnej pokory.

"Czego chce Jego Ekscelencja? Władzy? Siły morza? Mężczyźni zawsze byli tymi, którzy wyprawiali się w morze, darli kadłubami jego taflę. Kobiety czekały na nich cierpliwie na brzegu. Dlatego kobiety rozumieją...

Morzem nie da się zawładnąć.
Nie można nad nim panować.
Nie da się go oszukać.
Można tylko liczyć, że oczy wodnych istot będą patrzyły w inną stronę.
Można tylko pozwolić, by łagodne fale opływały twój żywot, a gdy rozpęta się sztorm, wbić się pazurami w skałę i przeczekać, i modlić się, by gniew morza przetoczył się nad tobą, pozostawiając cię żywym"
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 24-04-2009 o 01:03.
Asenat jest offline