Niezbyt dobrze radziła sobie z tempem narzuconym przez wampiry a zmęczenie, o wiele za duże buty i śnieg nie ułatwiały jej zadania.
Mimo wszystko wreszcie poczuła się w miarę dobrze. Było jej ciepło, a przynajmniej cieplej niż dotychczas, więc obrzydzenie wywołane myślami o zakrwawionym mundurze, który miała na sobie i jego „tragicznie” zmarłym właścicielu odchodziło na drugi plan. Czułą się też bezpieczna, nie wiedzieć czemu, ale tak właśnie było. No i przede wszystkim mieli wreszcie jakiś cel: znalezienie Stada Białej Róży, którego członkowie byli prawdopodobnie jedyną grupą ludzi w tym dziwnym miejscu.
Zastanawiała się chwilę, z kogo w takim razie składają się pozostałe stada. Doszła do wniosku, że zapewne z wampirów, a czy coś poza tym? Elfy, krasnoludy, czarodzieje, gadające zwierzęta…? Uśmiechnęła się pod nosem rozbawiona swoimi idiotycznymi pomysłami rodem z książek fantasty, kiedy usłyszała pytanie wampira i złośliwe wtrącenie jego towarzyszki. Już chciała odszczeknąć się swojej niedoszłej zabójczyni, ale ubiegł ją Rzeźbiarz. Odwróciła się w stronę mężczyzny.
- Co Ci jest?! – zapytała gdy zawył z bólu i ruszyła w jego stronę. Zatrzymała się gwałtownie widząc światło, prześwitujące przez spodnie, w które był ubrany.
Kiedy usłyszała głos wydobywający się z ...nogi towarzysza otworzyła szerzej oczy. Na jej zaróżowionej od mrozu twarzy malował się najpierw zdezorientowanie, później zaskoczenie, panika, które po usłyszeniu cichego piknięcia ustąpiły miejsca strachowi i niedowierzaniu.
Licznik ruszył…
Spojrzała na wampiry. Z ich twarzy można było wyczytać poirytowanie i zniecierpliwienie, więc pewnie nie usłyszeli tego…czegoś. „Może to i lepiej…chociaż…nie, nie wiem…” – przeszło jej przez myśli.
Jej wzrok spoczął na chwilę na mężczyźnie, którego twarz wykrzywiał grymas przerażenia.
- Chodźmy - zaproponowała, aby nie drażnić krwiopijców i uśmiechnęła się do Rzeźbiarza w sposób mówiący „nie martw się, zaraz coś wymyślimy”, choć tak naprawdę samej trudno było w tu uwierzyć.
Zerknęła pytająco na Michała, mając nadzieję, że zdążył już coś wymyślić. „Trzeba obejrzeć jego nogę i sprawdzić, co tak właściwie się stało…co błyska kolorowym światłem i…mówi, może się czegoś dowiemy” –tłumaczyła sama sobie żałując, że jej towarzysze nie potrafią czytać w myślach.
Dobry nastrój zniknął tak samo szybko i niespodziewanie, jak się pojawił. |