Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2009, 01:01   #265
John5
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Krople deszczu wartko spływały po szkle, łącząc się w niewielkie strugi zmierzające ku ziemi. Mężczyzna w zadumie wpatrywał się w żywioł za oknem. Obserwował jak wiatr przygina niemal do samej ziemi drzewa. Jak woda oczyszcza plac, na którym jeszcze godzinę temu stały wierzchowce jego oraz współtowarzyszy.
Ciężkie westchnienie wydobyło się z piersi blisko czterdziestoletniego żołdaka, kiedy przypomniał sobie powód jego tutejszej wizyty. Obecnie znajdował się w jednym nienaruszonym budynku; miasto zostało ciężko doświadczone w ostatnich dniach i wyglądało na to, że odbudowa zajmie dużo czasu. Tylko, że nie było czasu na to by martwić się o niewiele znaczącą mieścinę, kiedy gra toczyła się o wiele większą stawkę.

Kto by się spodziewał? Na takim odludziu? A może to dlatego… tutaj nikt nie zwrócił wagi na coś takiego, a przez to sytuacja przybrała obrót jaki widać. Do licha i to mnie wyznaczyli, żebym rozplątał całą tą aferę. Sigmarze dodaj mi sił, bo bez twej pomocy nie sądzę bym podołał temu zadaniu.

Deszcz przestał padać, lecz wiatr ani myślał ustać, wyjąc potępieńczo idealnie wpasowując się w nastrój panujący w Hammerheim. Widocznie strapiony usiadł przy niewielkim stole, którego połowę powierzchni zajmowała spora mapa. Sytuacja nie była dobra a na jego barkach spoczywała odpowiedzialność za powodzenie całej sprawy.

Do drzwi niespodziewanie ktoś zapukał. Nie podnosząc głowy znad raportu rozkazał wejść.
- Znaleźliśmy ich.
Mężczyzna spojrzał na podwładnego z błyskiem w oku.
- Natychmiast wprowadzić.
Do pokoju weszło dwóch mężczyzn. Brudni i wyraźnie zmęczeni wyglądali jak strzęp człowieka.
- Tylko dwóch? Z raportu wynika, że było ich więcej.
- Wygląda na to, że reszta zginęła przed lub w trakcie ataku.
- Dobrze. Możesz wyjść.
Zamykane drzwi lekko zaskrzypiały, chwilę później zapadła denerwująca cisza. Mężczyzna za stołem taksował wzorkiem dwójkę znalezioną na jego wyraźne polecenie.
- Podejrzewam iż wiecie, czemu przyprowadzono was tutaj? Ostrzegam nie opłaci się wam kłamać. Oczekuję pełnej i bezwarunkowej współpracy a co więcej chcę, żebyście … - dalsze słowa utonęły w krzykach, które od dobrej chwili dochodziły z korytarza. Drzwi otworzyły się i do pokoju wpadł jakiś rycerz, zaraz za nim wszedł adiutant, chwytając go za ramię.
- Przepraszam panie Bergow, mówiłem żeby zaczekał ale nie dał się przekonać. Panie von Heine nie godzi się… -
- Nie mów mi co się godzi a co nie! Nie mam czasu czekać.
Bergow westchnął i uniósł ręce w uspokajającym geście.
- Dobrze niech będzie. – wskazał na wolne krzesła – Niech wszyscy usiądą. A ty Hern wracaj do obowiązków. A teraz najpierw pan von Heine o ile się nie mylę? O co chodzi? Wybaczy mi waść to drobne grubiaństwo, lecz czas nagli.
Rycerz uśmiechnął się ponuro.
- Rozumiem, więc przejdę do rzeczy. Ludzie w mieście szepczą, że oddział pod twym dowodzeniem panie Bergow przybył, by pojmać sprawcę tych wszystkich nieszczęść. A ja już miałem z piekielnikiem do czynienia. – zaciśnięte usta i wzrok wyraźnie pokazywały nienawiść rycerza – Długo by gadać jak i kiedy, ważne że mam z nim na pieńku. Chcę się dołączyć, by mieć udział w upadku mordercy mojej rodziny.
Mężczyzna długo spoglądał na rycerza, po czym w zastanowieniu spojrzał na jeden ze swych pierścieni.
- Zgoda, być może przyda mi się ta wiedza. Ostrzeżenia o tym, że może nam się nie powieść… że śmierć jest wysoce prawdopodobna chyba nie zrobią większego wrażenia?
- Nie.
-Świetnie, tedy możemy przejść do następnej sprawy. Przedstawcie się panowie jeśli łaska, bo choć znam imiona całej waszej kompani to jednak wiem, jak który wygląda.
Dwaj mężczyźnie spojrzeli po sobie, po czym jeden z nich wzruszył ramionami ze zrezygnowaniem.
- Louis
- Balius
- Dobrze, a teraz powiedźcie mi w skrócie co tu się działo od kiedy otrzymaliście… nie… zostaliście zmuszeni do wykonania swojego zadania. Nie interesuje mnie kim jesteście i czym się zajmowaliście wcześniej. obchodzą mnie tylko ostatnie dni... Tylko w skrócie proszę.

Bergow wpatrywał się w was bez cienia skrępowania, zupełnie jakby oceniał nową część garderoby.




----------------------------------------------------

Kilka ostatnich dni przyniosło wiele niespodzianek. Złych niespodzianek… Wróciliście do Hammerheim z głowami pełnymi ponurych myśli, ale nawet najgorsze przewidywania nie odwzorowały rzeczywistości. Teraz kiedy minęło już parę dni, zdaliście sobie sprawę, że wasze początkowe zadanie było tylko wierzchołkiem góry. Góry, z której zeszła potężna lawina niszcząc i zabijając wszystko na swojej drodze.
Otrucie opata tutejszego klasztoru. Biorąc pod uwagę, skąd wzięto ludzi mających znaleźć winnego sytuacja zdawała się być nie tyle niesamowita co wręcz śmieszna. Garstka osadzonych w areszcie miała znaleźć truciciela, by uniknąć niepotrzebnego rozgłosu i ośmieszenia klasztoru. Sam fakt, że nie uciekliście zaraz po uwolnieniu był dziwny i choć każdy miał jakiś powód to mimo wszystko… było to absurdalne.
Brak jakichkolwiek śladów bynajmniej nie pomagał. Ogromna liczba tropów. Fałszywych, wymyślonych w większości lecz między nimi było kilka nici wiodących do kłębka. Tylko, że nie zadawaliście sobie do końca sprawy z tego czym ów kłębek był.

Miasto po burzy przedstawiało się żałośnie. Kilka niewielkich pożarów wznieconych przez pioruny, zerwane dachy i wszechobecny chaos. Ale to było nic w porównaniu do tego, co działo się potem. Bez większego zdziwienia przyjęliście fakt, że magazyn przeznaczony na wasz nocleg spłonął razem ze wszystkim w środku. Śmierć deptała wam po piętach od dawna a to był jedynie kolejny incydent. Z przymusu wybraliście nocleg w jednej z karczm, gdzie pomimo ciasnoty znaleźliście wolny kąt. Właściciel nie żądał zapłaty, bo zgodnie z obwieszczeniem rady miejskiej musiał przenocować każdego, kto stracił dom. Zresztą wspominając o pieniądzach zapewne wydałby na siebie wyrok, a tak głupi nie był.
Kłopoty zaczęły się już dnia następnego. W całym miasteczku słychać było stukot młotków i odgłosy pił. Ludzie z typową dla siebie upartością naprawiali zniszczenia. Wtedy nieoczekiwanie dla wszystkich rozległ się dźwięk rogu od strony jednej z bram. Strażnicy dostrzegli podejrzanie wyglądającą, liczną grupę zmierzającą ku miastu. Bramy zostało szybko zamknięte, a gdy tylko ujrzano światło odbijające się od broni i pancerzy ogłoszono stan oblężenia.
Z początku sądzono, że do miasta zbliża się banda zwierzoludzi, ale gdy tylko wróg zbliżył się dostatecznie na twarzach mieszczan pojawił się prawdziwy strach.
Zwierzoludzie choćby najstraszniejsi mimo wszystko są żywymi istotami, bestialskimi ale jednak. Z kolei to co zbliżało się nieskładnym szykiem było tym czego ludzie bali się najbardziej. Nieumarli byli w oczach pospólstwa gorsi od najstraszniejszej bestii. Coś co wstaje z grobu by zabijać zdecydowanie nie mieściło się w światopoglądzie zwyczajnego człowieka, a przez to stawało się jeszcze gorsze.

Szkielety jednak nie robiły sobie z przerażenia obrońców. Na moment przystanęły w nieskładnym szyku, po czym wznowiły marsz w kierunku klasztoru, skąd już po chwili odezwał się dzwon bijący na alarm. Wyglądało na to, że braciszkowie w porę spostrzegli niebezpieczeństwo. Pomimo zaskakująco zażartej obrony, której odgłosy słychać było z oddali, klasztor nie miał najmniejszych szans na ocalenie. Nad ranem wszelkie odgłosy umilkły, tylko dym bijący w niebo gęstym i ciemnym słupem dawał świadectwo tragedii jaka miała tam miejsce. Tragedii tym straszliwszej, że w oddalającej się grupie truposzy dopatrzono się kilku mniszych habitów.
W ciągu kolejnych dwóch dni nie dopatrzono się żadnych nieumarłych w pobliżu Hammerheim. Trzeciego dnia do bram miasta zbliżył się mały, ciężko uzbrojony oddział, który po krótkiej wymianie słów z dowódcą straży został wpuszczony za bramy miejskie.
Już sam fakt bezproblemowego wejścia do miasta dał pole do popisu plotkarzom. Wymyślane na temat tajemniczej piątki historie były tak niedorzeczne, że wręcz wydawały się prawdziwe. Część mówiła, że jest to grupa potężnych magów wysłanych by zniszczyć nekromantę, inni uznali ich za podwładnych piekielnika, którzy mają od radnych wyłudzić haracz za pozostawienie Hemmerheim w spokoju. Najmniejszą popularnością cieszyła się opowiastka, że jest to banda zwykłych najemników przejeżdżających tylko przez okolicę.
Zresztą wszystko wyjaśniło się już w południe następnego dnia, kiedy na rynku herold obwieścił, że każdy mieszkaniem ma obowiązek udzielenia wszelkiej pomocy nowo przybyłym pod groźbą kary śmierci.
A okazało się, że dowódca oddziału wymaga od mieszczan wiele. Bez ceregieli zajął najlepszy budynek w mieście, gdzie na jego polecenie sprowadzano ludzi, którzy mogli cokolwiek wiedzieć o wydarzeniach ostatnich dni. Gdy tylko pogłoski o tym rozeszły się po mieście Louis, Balius oraz Adelbert bez słowa postanowili opuścić miasto, każdy na własną rękę. Nawet jeśli groźba spotkania z truposzami wydawała się mniej nieciekawa niż przesłuchanie.
Choć starali się wymknąć oddzielnie, żadnemu się nie powiodło. Ostatecznie dwóch pierwszych schwytała straż, od której przejęli ich ludzie Bergowa. Los trzeciego z nich nie był znany nikomu.
Kompletnie inaczej sprawa miała się z Rudigerem von Heine. Od chwili, gdy na murach miejskich odkryto kto lub raczej co jest wrogiem, aktywnie udzielał się przy przygotowaniach do obrony. Pomoc dobrze kogoś kto zna się na wojaczce zawsze jest mile widziana w takich czasach, toteż nie miał on problemów z przekonaniem do siebie odpowiednich ludzi. Jednak kiedy z ust samego kapitana straży miejskiej usłyszał, że Bergow wraz z ludźmi ma za zadanie pojmać nie wahał się ani chwili. Czekał na ten moment zbyt długo, by zaprzepaścić taką okazję. Wróg mógł być silny, ale drugi raz szansa na zemstę mogła się już nie przydarzyć.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline