Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2009, 01:10   #261
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Chłopiec nie odwracając się szedł dalej.
- Nazywam się Borys. A prowadzę Panie zgodnie z twym życzeniem do przyzwoitej gospody, gdzie nie ma łotrów, a napitki nie są rozcieńczane zanadto. To już niedaleko za chwilę dotrzemy na miejsce. Zadbają tam też o wierzchowca, jeśli trzeba.
Zgodnie ze słowami, nie musiałeś długo czekać by ujrzeć szyld karczmy. Budynek choć nie najnowszy, był dobrze utrzymany i prezentował się raczej godnie. Przed wejściem oddałeś wodze chłopcu stajennemu, równocześnie uczulając go na to by się nie obijał. W tym samym czasie Borys wszedł do karczmy, by zawczasu zamówić coś do jedzenia. Kiedy w końcu wszedłeś do środka ujrzałeś przestronne i w miarę czyste wnętrze, gdzie zgromadziło się kilkanaście osób. Po chwili dostrzegłeś chłopaka przy jednym ze stołów, na którym stał już dzban. Chwilę później znalazła się tam także misa z kaszą, spośród której dość często wyglądały kawałki mięsa. Bez słowa zabrałeś się za posiłek. Borys w tym czasie bez słowa obserwował innych ludzi, raz czy dwa krzywiąc się z degustacją. Nagle w pomieszczeniu pociemniało i gdyby nie blask paleniska zapadłyby ciemności. Za oknami zawył wiatr a w chwilę potem spadły pierwsze krople deszczu za którymi zaraz podążyły kolejne. W mgnieniu oka na zewnątrz rozpętała się istna ulewa. Wtedy ujrzałeś błysk. Grzmot, który przetoczył się przez salę w chwilę później niemal cię ogłuszył. Z wewnątrz wyglądało to jakby na zewnątrz toczyli walkę dwaj bogowie. Co i rusz niebo rozświetlały błyskawice, wprawiając ziemię we wstrząsy. Gdy już sądziłeś, że nigdy się to nie skończy, wszystko zaczęło się uspokajać. Chmury pchane silnym wiatrem oddalały się od miasta.
Kiedy wyszedłeś na zewnątrz ujrzałeś obraz nędzy i rozpaczy. Ulice zalane były wodą, w wielu domach wiatr poodrywał okiennice i uszkodził dachy. Z kilku stron biły w niebo słupy dymu. Nagle z wnętrza karczmy usłyszałeś przeraźliwy bólu. Kiedy spojrzałeś za siebie zobaczyłeś kilku mężczyzn podtrzymujących ciężarną kobietę. Zaraz potem z gospody wybiegła jedna z dziewek służebnych. Z zakłopotaniem przypatrywałeś się tej całej scenie, znałeś się na wojaczce ale na leczeniu ni w ząb. Twoja wiedza ograniczała się do omotania rany tym co było pod ręką i modlenia się o życzliwość bóstw o ile była poważna.
Po niedługim czasie dziewka wróciła prowadząc starego mężczyznę niosącego torbę. Od razu skierował się do rodzącej, już od progu wydając tonem nie znoszącym sprzeciwu polecenia odnośnie, tego co potrzebuje. W chwilę później większość gości opuściła miejsce kierując się do domów. Pozostali tylko przyjezdni i co bardziej ciekawscy.

**************************************************

Szliście po drodze mijając zabieganych ludzi. Duża ich liczba zmierzała w stronę gdzie miały miejsce pożary. Zauważyliście też paru takich, którzy korzystając z okazji wynosili kosztowności z domu, gdzie upadająca latarnia wyłamała drzwi. Na progu leżało ciało mężczyzny, nie byliście w stanie ocenić czy żył.
Po zalanych ulicach szło musieliście iść powoli o ile nie zamierzaliście złamać sobie jeszcze czegoś. Powyrywane okiennice, pozrywane dachy. Miasto wyglądało jakby przed chwilą odpierało szturm licznej armii. Skala zniszczeń była ogromna i już na pierwszy rzut oka było pewne, że kataklizm zrujnuje ogromną rzeszę ludzi.
W końcu dotarliście przed dom medyka. W porównaniu do reszty miasta okolica nie ucierpiała zbytnio. Nie skupialiście się jednak zbytnio n
Detalach, chcieliście mieć to już jak najszybciej za sobą. Do drzwi załomotał Louis. Po dłuższej chwili otworzył wam pomocnik cyrulika. Przez chwilę patrzył na was pytającym wzrokiem, po czym nie usłyszawszy niczego pomocnego zapytał wprost o co wam chodzi. Poinformowany odpowiedział, że mistrz udał się do pobliskiej karczmy wezwany do rodzącej tam kobiety, po czym kulturalnie pożegnał was i zatrzasnął drzwi przed nosem.
Zgrzytając zębami, powstrzymaliście się przed daniem zarozumialcowi lekcji pokory i ruszyliście w ślad za pracodawcą. Droga nie była długa i wkrótce dostrzegliście szyld, a raczej na wiszące na jednym łańcuchu zgruchotane deski. Z wewnątrz dochodziły was nieliczne ściszone głosy.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 02-03-2009, 18:36   #262
 
Doerner's Avatar
 
Reputacja: 1 Doerner ma wyłączoną reputację
Natura gwałtownej burzy, która właśnie przetoczyła się za oknami gospody była co najmniej niezwykła. Rudiger nie przypominał sobie aby kiedykolwiek był świadkiem podobnego zjawiska. Nic dziwnego, że zawierucha sprowokowała poród kobiety – najwyraźniej przedwczesny. Rycerz miał nadzieję, że dziecko przeżyje, choć oczywiście wszystko mogło się zdarzyć. Może burza stanowiła omen? Cóż, z pewnością były to sprawy przerastające jego wiedzę i doświadczenie.

Szlachcic wyszedł z karczmy. Warto sprawdzić co z koniem, burza taka jak ta, która właśnie przetoczyła się nad miasteczkiem z pewnością przeraziła zwierzęta w stajni. Rycerski rumak był właśnie jedyną pamiątką dawnego życia, nicią łączącą go z przeszłością. Poza tym autentycznie przywiązał się do zwierzęcia przez te wszystkie lata.
 
Doerner jest offline  
Stary 09-03-2009, 10:47   #263
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Pożary w mieście spowodowały zamieszanie, któremu dorównywało jedynie zgiełk oblężonego miasta. Krzyki, wrzaski i nawoływania wypełniły powietrze. Smród spalenizny mieszał się dymem i zapachem wydobywającym się z rynsztoków. Louis oddychał płytko, by nie zaciągać się tym odorem. Był osłabiony i nie chciał zemdleć z powodu fetoru panującego dookoła. Słabo utwardzone ulice rozmiękły. Wszędzie było błoto. Stopy grzęzły w nim i każdy kolejny krok wydawał się rannemu i osłabionemu banicie coraz cięższy. Nie zatrzymywał się jednak. Brnął na przód w kierunku karczmy, w której mieli znaleźć cyrulika.

Przez chwilę pomyślał o pomocniku starca, który pogardliwie zatrzasnął przed nimi drzwi. Ta myśl wzbudziła w nim złość. Mięśnie Bretończyka napięły się niczym cięciwa myśliwego przygotowanego do strzału. Louis zacisnął pięść ze złości. Jednak nie było nikogo w pobliżu, kto mógł by mu pomóc w rozładowaniu gniewu. Z chęcią by komuś wybił zęby. Pragnął by ktoś ich zaczepił. Złość musiała być wynikiem skumulowania się napięcia z całego dnia. Zwykle takie zachowanie jakiegoś podrostka nie wpłynęłoby tak na skazańca. Jednak ten dzień był wyjątkowy.

W reszcie po kilku minutach dotarli do gospody. Zza drzwi wydobywały się jakieś odgłosy. Nie czekając, nadal opanowany przez zły humor, wierny wyznawca Taala pchnął drzwi. Zawiasy zaskrzypiały.

- Podobno jest tu cyrulik! - powiedział głośno wchodząc do karczmy.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 06-04-2009, 07:01   #264
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Gonitwa od domu do domu nie bardzo przypadała do gustu blondyna. Przyrównywał podobne czynności do tych, które wykonywali chłopcy na posyłki. Pójdź tu, potem tam i tam by na końcu wysłać go w z powrotem do miejsca początkowego. Co jednak miał innego zrobić skoro grupa raczej nie kwapiła się do tego by zuchwałemu czeladnikowi dać nauczkę. A to takie proste w grupie szubrawców. Takie myśli zaczęły go bawić. Ot ktoś zdenerwował go i poznaje się wtedy takiego kogoś z ostrzem pod żebrami.

"Może innym razem."

Szedł w stronę karczmy gdzie mieli znaleźć cyrulika i gdzie to zadanie miało się już zakończyć. Cały czas w głowie miał jednak plan rozegrania spotkania ze szlachcicem. Wiedział, że owe spotkanie nie będzie należało do prostych jednak widząc swoich nieokrzesanych toważyszy nie sądził by dali by radę sprostać intrygom i dworskim zagrywkom. Nagle dotarło do niego, że są już w karczmie a Louis już wywołuje cyrulika. Zbliżając się do toważysza powiedział przyciszonym głosem.

-Szybko załatw z nim to co trzeba i spadamy do magazynu, aby się wyspać. Nogi mi już pomału odmawiają posłuszeństwa.

Stanął za wojownikiem wspierając go niczym ochroniarz pomimo, że postura nie wskazywała na to by mógł kiedykolwiek się parać podobnym zajęciem. Miało to na celu jedynie sprawić jak największe wrażenie na wiejskiej społeczności. Ot czysto psychologiczne zagranie.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline  
Stary 25-04-2009, 01:01   #265
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Krople deszczu wartko spływały po szkle, łącząc się w niewielkie strugi zmierzające ku ziemi. Mężczyzna w zadumie wpatrywał się w żywioł za oknem. Obserwował jak wiatr przygina niemal do samej ziemi drzewa. Jak woda oczyszcza plac, na którym jeszcze godzinę temu stały wierzchowce jego oraz współtowarzyszy.
Ciężkie westchnienie wydobyło się z piersi blisko czterdziestoletniego żołdaka, kiedy przypomniał sobie powód jego tutejszej wizyty. Obecnie znajdował się w jednym nienaruszonym budynku; miasto zostało ciężko doświadczone w ostatnich dniach i wyglądało na to, że odbudowa zajmie dużo czasu. Tylko, że nie było czasu na to by martwić się o niewiele znaczącą mieścinę, kiedy gra toczyła się o wiele większą stawkę.

Kto by się spodziewał? Na takim odludziu? A może to dlatego… tutaj nikt nie zwrócił wagi na coś takiego, a przez to sytuacja przybrała obrót jaki widać. Do licha i to mnie wyznaczyli, żebym rozplątał całą tą aferę. Sigmarze dodaj mi sił, bo bez twej pomocy nie sądzę bym podołał temu zadaniu.

Deszcz przestał padać, lecz wiatr ani myślał ustać, wyjąc potępieńczo idealnie wpasowując się w nastrój panujący w Hammerheim. Widocznie strapiony usiadł przy niewielkim stole, którego połowę powierzchni zajmowała spora mapa. Sytuacja nie była dobra a na jego barkach spoczywała odpowiedzialność za powodzenie całej sprawy.

Do drzwi niespodziewanie ktoś zapukał. Nie podnosząc głowy znad raportu rozkazał wejść.
- Znaleźliśmy ich.
Mężczyzna spojrzał na podwładnego z błyskiem w oku.
- Natychmiast wprowadzić.
Do pokoju weszło dwóch mężczyzn. Brudni i wyraźnie zmęczeni wyglądali jak strzęp człowieka.
- Tylko dwóch? Z raportu wynika, że było ich więcej.
- Wygląda na to, że reszta zginęła przed lub w trakcie ataku.
- Dobrze. Możesz wyjść.
Zamykane drzwi lekko zaskrzypiały, chwilę później zapadła denerwująca cisza. Mężczyzna za stołem taksował wzorkiem dwójkę znalezioną na jego wyraźne polecenie.
- Podejrzewam iż wiecie, czemu przyprowadzono was tutaj? Ostrzegam nie opłaci się wam kłamać. Oczekuję pełnej i bezwarunkowej współpracy a co więcej chcę, żebyście … - dalsze słowa utonęły w krzykach, które od dobrej chwili dochodziły z korytarza. Drzwi otworzyły się i do pokoju wpadł jakiś rycerz, zaraz za nim wszedł adiutant, chwytając go za ramię.
- Przepraszam panie Bergow, mówiłem żeby zaczekał ale nie dał się przekonać. Panie von Heine nie godzi się… -
- Nie mów mi co się godzi a co nie! Nie mam czasu czekać.
Bergow westchnął i uniósł ręce w uspokajającym geście.
- Dobrze niech będzie. – wskazał na wolne krzesła – Niech wszyscy usiądą. A ty Hern wracaj do obowiązków. A teraz najpierw pan von Heine o ile się nie mylę? O co chodzi? Wybaczy mi waść to drobne grubiaństwo, lecz czas nagli.
Rycerz uśmiechnął się ponuro.
- Rozumiem, więc przejdę do rzeczy. Ludzie w mieście szepczą, że oddział pod twym dowodzeniem panie Bergow przybył, by pojmać sprawcę tych wszystkich nieszczęść. A ja już miałem z piekielnikiem do czynienia. – zaciśnięte usta i wzrok wyraźnie pokazywały nienawiść rycerza – Długo by gadać jak i kiedy, ważne że mam z nim na pieńku. Chcę się dołączyć, by mieć udział w upadku mordercy mojej rodziny.
Mężczyzna długo spoglądał na rycerza, po czym w zastanowieniu spojrzał na jeden ze swych pierścieni.
- Zgoda, być może przyda mi się ta wiedza. Ostrzeżenia o tym, że może nam się nie powieść… że śmierć jest wysoce prawdopodobna chyba nie zrobią większego wrażenia?
- Nie.
-Świetnie, tedy możemy przejść do następnej sprawy. Przedstawcie się panowie jeśli łaska, bo choć znam imiona całej waszej kompani to jednak wiem, jak który wygląda.
Dwaj mężczyźnie spojrzeli po sobie, po czym jeden z nich wzruszył ramionami ze zrezygnowaniem.
- Louis
- Balius
- Dobrze, a teraz powiedźcie mi w skrócie co tu się działo od kiedy otrzymaliście… nie… zostaliście zmuszeni do wykonania swojego zadania. Nie interesuje mnie kim jesteście i czym się zajmowaliście wcześniej. obchodzą mnie tylko ostatnie dni... Tylko w skrócie proszę.

Bergow wpatrywał się w was bez cienia skrępowania, zupełnie jakby oceniał nową część garderoby.




----------------------------------------------------

Kilka ostatnich dni przyniosło wiele niespodzianek. Złych niespodzianek… Wróciliście do Hammerheim z głowami pełnymi ponurych myśli, ale nawet najgorsze przewidywania nie odwzorowały rzeczywistości. Teraz kiedy minęło już parę dni, zdaliście sobie sprawę, że wasze początkowe zadanie było tylko wierzchołkiem góry. Góry, z której zeszła potężna lawina niszcząc i zabijając wszystko na swojej drodze.
Otrucie opata tutejszego klasztoru. Biorąc pod uwagę, skąd wzięto ludzi mających znaleźć winnego sytuacja zdawała się być nie tyle niesamowita co wręcz śmieszna. Garstka osadzonych w areszcie miała znaleźć truciciela, by uniknąć niepotrzebnego rozgłosu i ośmieszenia klasztoru. Sam fakt, że nie uciekliście zaraz po uwolnieniu był dziwny i choć każdy miał jakiś powód to mimo wszystko… było to absurdalne.
Brak jakichkolwiek śladów bynajmniej nie pomagał. Ogromna liczba tropów. Fałszywych, wymyślonych w większości lecz między nimi było kilka nici wiodących do kłębka. Tylko, że nie zadawaliście sobie do końca sprawy z tego czym ów kłębek był.

Miasto po burzy przedstawiało się żałośnie. Kilka niewielkich pożarów wznieconych przez pioruny, zerwane dachy i wszechobecny chaos. Ale to było nic w porównaniu do tego, co działo się potem. Bez większego zdziwienia przyjęliście fakt, że magazyn przeznaczony na wasz nocleg spłonął razem ze wszystkim w środku. Śmierć deptała wam po piętach od dawna a to był jedynie kolejny incydent. Z przymusu wybraliście nocleg w jednej z karczm, gdzie pomimo ciasnoty znaleźliście wolny kąt. Właściciel nie żądał zapłaty, bo zgodnie z obwieszczeniem rady miejskiej musiał przenocować każdego, kto stracił dom. Zresztą wspominając o pieniądzach zapewne wydałby na siebie wyrok, a tak głupi nie był.
Kłopoty zaczęły się już dnia następnego. W całym miasteczku słychać było stukot młotków i odgłosy pił. Ludzie z typową dla siebie upartością naprawiali zniszczenia. Wtedy nieoczekiwanie dla wszystkich rozległ się dźwięk rogu od strony jednej z bram. Strażnicy dostrzegli podejrzanie wyglądającą, liczną grupę zmierzającą ku miastu. Bramy zostało szybko zamknięte, a gdy tylko ujrzano światło odbijające się od broni i pancerzy ogłoszono stan oblężenia.
Z początku sądzono, że do miasta zbliża się banda zwierzoludzi, ale gdy tylko wróg zbliżył się dostatecznie na twarzach mieszczan pojawił się prawdziwy strach.
Zwierzoludzie choćby najstraszniejsi mimo wszystko są żywymi istotami, bestialskimi ale jednak. Z kolei to co zbliżało się nieskładnym szykiem było tym czego ludzie bali się najbardziej. Nieumarli byli w oczach pospólstwa gorsi od najstraszniejszej bestii. Coś co wstaje z grobu by zabijać zdecydowanie nie mieściło się w światopoglądzie zwyczajnego człowieka, a przez to stawało się jeszcze gorsze.

Szkielety jednak nie robiły sobie z przerażenia obrońców. Na moment przystanęły w nieskładnym szyku, po czym wznowiły marsz w kierunku klasztoru, skąd już po chwili odezwał się dzwon bijący na alarm. Wyglądało na to, że braciszkowie w porę spostrzegli niebezpieczeństwo. Pomimo zaskakująco zażartej obrony, której odgłosy słychać było z oddali, klasztor nie miał najmniejszych szans na ocalenie. Nad ranem wszelkie odgłosy umilkły, tylko dym bijący w niebo gęstym i ciemnym słupem dawał świadectwo tragedii jaka miała tam miejsce. Tragedii tym straszliwszej, że w oddalającej się grupie truposzy dopatrzono się kilku mniszych habitów.
W ciągu kolejnych dwóch dni nie dopatrzono się żadnych nieumarłych w pobliżu Hammerheim. Trzeciego dnia do bram miasta zbliżył się mały, ciężko uzbrojony oddział, który po krótkiej wymianie słów z dowódcą straży został wpuszczony za bramy miejskie.
Już sam fakt bezproblemowego wejścia do miasta dał pole do popisu plotkarzom. Wymyślane na temat tajemniczej piątki historie były tak niedorzeczne, że wręcz wydawały się prawdziwe. Część mówiła, że jest to grupa potężnych magów wysłanych by zniszczyć nekromantę, inni uznali ich za podwładnych piekielnika, którzy mają od radnych wyłudzić haracz za pozostawienie Hemmerheim w spokoju. Najmniejszą popularnością cieszyła się opowiastka, że jest to banda zwykłych najemników przejeżdżających tylko przez okolicę.
Zresztą wszystko wyjaśniło się już w południe następnego dnia, kiedy na rynku herold obwieścił, że każdy mieszkaniem ma obowiązek udzielenia wszelkiej pomocy nowo przybyłym pod groźbą kary śmierci.
A okazało się, że dowódca oddziału wymaga od mieszczan wiele. Bez ceregieli zajął najlepszy budynek w mieście, gdzie na jego polecenie sprowadzano ludzi, którzy mogli cokolwiek wiedzieć o wydarzeniach ostatnich dni. Gdy tylko pogłoski o tym rozeszły się po mieście Louis, Balius oraz Adelbert bez słowa postanowili opuścić miasto, każdy na własną rękę. Nawet jeśli groźba spotkania z truposzami wydawała się mniej nieciekawa niż przesłuchanie.
Choć starali się wymknąć oddzielnie, żadnemu się nie powiodło. Ostatecznie dwóch pierwszych schwytała straż, od której przejęli ich ludzie Bergowa. Los trzeciego z nich nie był znany nikomu.
Kompletnie inaczej sprawa miała się z Rudigerem von Heine. Od chwili, gdy na murach miejskich odkryto kto lub raczej co jest wrogiem, aktywnie udzielał się przy przygotowaniach do obrony. Pomoc dobrze kogoś kto zna się na wojaczce zawsze jest mile widziana w takich czasach, toteż nie miał on problemów z przekonaniem do siebie odpowiednich ludzi. Jednak kiedy z ust samego kapitana straży miejskiej usłyszał, że Bergow wraz z ludźmi ma za zadanie pojmać nie wahał się ani chwili. Czekał na ten moment zbyt długo, by zaprzepaścić taką okazję. Wróg mógł być silny, ale drugi raz szansa na zemstę mogła się już nie przydarzyć.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 27-04-2009, 12:22   #266
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
- A o czym tu gadać?! - Luois wzruszył ramionami. - Jesteś pan tu trochę. Ludzi przesłuchujesz, to i wiesz co się w tej gównianej mieści nie działo. - Wydawało się, że bretoński akcent banity byl jakby bardziej wyraźny niż zazwyczaj. I po słowach, i po minie Bretońca widać, było, że nie uśmiecha mu się to spotkanie.

Choć nie chciał, to miał co opowiadać. Już dawno nie spotkał się z taką ilością dziwnych rzeczy niż w ostatnich dniach. Już po powrocie z przeklętego lasu postanowił sobie, że odzyskawszy wolność wróci w rodzinne strony. Po stokroć wolał gburowatych właścicieli ziemskich w Bretonii, którzy czczą jakąś jakieś kielichy i pysznią się starymi malowidłami zwanymi herbami, niż te Imperium. Kraj ten wydawał mu się opanowany przez czarną magię i Chaos. Była to dla niego Wylęgarnia zła i głupoty. Późniejsze wydarzenia, czyli atak umarłych tylko utwierdził go w tych rozważaniach.

Bretonia wydawała mu się teraz bezpiecznym miejscem. Choć i tu i tam groziła mu szubienica, to Ojczyźnie był wolny. Tutaj zmuszano go do jakiegoś podejrzanego śledztwa. Spotykały go same nieszczęścia przez wilkołaki, ożywieńców po spotkanie z tymi nieznajomymi.

Gdy z Baliusem dowiedzieli się, że nowo przybyli wojownicy zaczęli przesłuchiwać mieszkańców wspólnie podjęli decyzję o rozstaniu i ucieczce z miasta. Jednakże szczęście opuściło go dawno temu. Próbował wydostać się z miasta tuż przed świtem, gdy mgła jeszcze nie opadła. Strażnicy przez ostatnie dni dobrze go jednak zapamiętali. Pochwycili go oraz, jak się okazało, Baliusa. Niedługo potem stanął przed dowódcą tajemniczych żołnierzy.

- Nic nowego nie powiem, ot... klasztor spalony, miasto spalone. I obchodzi mnie to tak jak zeszłoroczny śnieg - dodał.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 28-04-2009, 07:08   #267
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Balius pomału zaczynał klnąć na swoje szczęście. Ten któremu wiele potknięć uchodziło płazem teraz miał szereg dziwnych wydarzeń. Kiedy rozmówił się z Louisem na temat ucieczki miał nadzieję, że rozdzielenie się to idealny pomysł. Faktycznie wolał zaryzykować ucieczkę pomiędzy armią nieumarłych niż siedzieć w tej zatęchłej dziurze, w której każdy jego krok był obserwowany. Łudził się, że pogoń zajęta ważniejszymi sprawami da sobie spokój jakimś nic nie znaczącym oszustem.
Mylił się.
Wykorzystując ubranie jakiegoś świeżo zabitego żebraka przetrząsał wszelkie możliwe wyjścia. Bezskutecznie.

"Przecież muszą jakąś mieć linię zaopatrzenia. Inaczej te trupy zagłodzą nas na śmierć."

Miasteczko jednak jakby pozostawione zostało same sobie. Kiedy blondyn siedział w karczmie rozmyślając nad próbą ulotnienia się w karczmie wybuchła bójka przeradzając się w samosąd. Widać, że nerwy ludziom w mieście pomału zaczynały puszczać. Postanawiając zniknąć z tego miejsca nim straż się pojawi w progu natknął się już na stróżów prawa.
Kolejny jego pechowy dzień.
Nie miał pojęcia jak go rozpoznali. Może po fryzurze? Nie miało to już znaczenia kiedy pojawił się w sali i kiedy ujrzał swojego eks- kompana. W niemym pytaniu Louisa co się stało, wzruszył tylko ramionami z rezygnacją. Tak jakby ich wspólne toważystwo nie miało się jeszcze skończyć. I tylko bogowie wiedzieli co może ich jeszcze czekać.
W gabinecie zaczęto zadawać im pytania i Balius zauważył, że bretończyk woli milczeć nie narażając się na jakiekolwiek późniejsze zobowiązania z tego tytułu. Postanowił, że potwierdzi jego wersję. Bądź co bądź może jeśli się okaże, że ich wiedza nic nie znaczy, nie wiedzą co sie dzieje, zostaną wypuszczeni. A jeśli nie? Co jeśli dla uciechy ludu i opanowania tej nerwówki władze postanowią powiesić szpiegów, którzy próbowali zbiec by zdać raport niewidocznym panom? To podobne do władz imperialnych. Bez jakichkolwiek dowodów, na podstawie jedynie samych domysłów skazywać kogo się da byle zaspokoić szalejący lud. Mieć kozła ofiarnego. Z natłoku sprzecznych myśli wyrwany został spojrzeniem na jego osobę. Wszyscy oczekiwali co powie. To co Louis czy może co innego.

-Tyle tylko wiem, że opata otruto a my mieliśmy znaleźć sprawcę. Wielu kompanów, którzy na początku nam toważyszyli stracili w tym POPIERDOLONYM MIEŚCIE ŻYCIA.- Zaczął mówić coraz bardziej zdenerwowanym głosem i podniesionym. Kiedy uderzenie pałki w plecy przypomniało mu jak ma się zachować mówił dalej.-Wszystkie ślady były ślepymi tropami. Spalony magazyn, brak świadków, po prostu nic.- Ze zwieszoną głową patrząc się w swoje zniszczone żebracze ubrania, kątem oka spojrzał na Louisa. Nic więcej nie mógł zrobić. Tylko czekać.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline  
Stary 11-05-2009, 21:16   #268
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Bergow uśmiechnął się ponuro.
-Tak, bez wątpienia ten przeklęty nekromanta wie jak posiać w duszy ludzkiej zamęt i niepokój. Jak zresztą większość z jego rodzaju. Gdyby nie ci cholerni zdrajcy już dawno Imperium poradziło by sobie z zarazą jaką jest Chaos. - odraza zniekształciła na chwilę jego twarz - No cóż, bogowie wystawiają na na ciężką próbę ostatnimi laty, a w naszym obowiązku jest tą próbę przejść obronną ręką... Obawiam się, że nie mogę wypuścić was wolno choćby z powodu tego co już wiecie. Może i nie jest tego nazbyt wiele ale wystarczająco, żeby wtrącić was do lochu do końca waszych dni. Dlatego mam propozycję zarówno dla was jak i dla pana, panie von Heine. Dołączcie do oddziału, którym dowodzę... W zamian za okazaną pomoc mogę wam obiecać dwie rzeczy: sporą sumkę dajmy na to trzystu sztuk złota oraz list żelazny gwarantujący bezpieczeństwo na terenie Middenlandu. to chyba nie mało prawda? -

Pytanie należało raczej do tych retorycznych, zwłaszcza że Bergow nawet nie czekał na waszą reakcję. Bez słowa wstał i oszczędnym gestem dał wam znać, żebyście za nim podążali.
Po paru chwilach dotarliście korytarzem do niewielkich prostych drzwi, które jak się okazało prowadziły na wewnętrzny dziedziniec teraz opustoszały, jeśli nie liczyć pięciu wierzchowców oraz krasnoluda rozmawiającego ściszonym głosem z zakutym w stal mężczyzną.

-To... - zatrzymaliście się przed dwójką wojowników - jest Mordrin przez niektórych zwany też Rębaczem.-




-To z kolei jest...-
-Elaine Bougsson z Norski uprzedzając ciekawość...-

Rycerz wstał i przedstawił się, nim przełożony zdążył to zrobić. Sęk jednak w tym, ze głos ponad wszelką wątpliwość należał do kobiety. Nim zdążyliście powiedzieć słowo, usłyszelkiscie za plecami jeszcze jeden chrapliwy głos, którego ton zdawał się być pogardą zmieszaną ze znudzeniem.

-Więc to na nich czekaliśmy? Naprawdę nie wiem co my jeszcze robimy w tej dziurze... już od dawna powinniśmy być w siodłach ścigając tego nekromantę.-
- To co i kiedy robimy, zależy od moich nie twoich decyzji Hektorze.-

Wyglądało na to, że ta dwójka niezbyt za sobą przepadała. Oboje patrzyli na siebie jak na rywala nie jak na kompana w walce ze złem... Niezręczną ciszę przerwał krasnolud. Mordrin odcharknął przeciągle i splunął trafiając niemal w buty Hektora.

- Nie ma nad czym zbytnio się rozchodzić jak na mój rozum. Zwiecie się jakoś?-
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 12-05-2009, 20:57   #269
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Mężczyzna oparł ciężar ciała na drugiej nodze. Dłuższą chwilę trwało, zanim przeniósł swój wzrok na mówiącego do niego khazada. Obszedł powoli Bergowa ciągle patrząc się na niego, i potem stanął twarzą do trójki gości.

Wydawało się, że nie zwraca uwagi na niego. Zdjął swój szeroki kapelusz, ukazując pokaleczoną łysinę, i ukłonił się. Jego twarz wykrzywił grymas, który z trudem można by było nazwać uśmiechem. Tak naprawdę trudno nazwać było twarzą, ten zdeformowany strzępek skóry, poprzecinany licznymi bliznami, w większości już starymi, jednak dało się znaleźć kilka nowych. Jedno ucho rozszarpane, drugie błyszczało od złotych pierścieni pozatykanych weń. Przypatrzył się uważniej swoimi ciemnymi oczyma na nowo przybyłych. Uśmiechnął się ponownie, tym razem prezentując liczne ubytki w uzębieniu. Powiedzenie brzydki jak noc nabierało całkiem nowego znaczenia. Chwilę potem jego twarz przybrała wyraz wiecznego znudzenia i pogardy, jakby poprzednie obłąkańcze uśmiechy nie miały miejsca. Na pewno nie był całkiem normalny.

- Hektor – wychrapał i odwrócił się z powrotem do Bergowa.

- Widać jak bardzo jesteś oddany sprawie. Na szczęście tylko, żeby złapać tego nekromantę zgodziłem się dołączyć do was i mam nadzieję, że równie szybko odejdę. – odparł swoim ochrypłym, bezbarwnym głosem.

Był przybrany w zbroję płytową, napierśnik ozdobiony licznymi ornamentami i inskrypcjami przybitych woskiem, przez który był przeciągnięty pas z zatkniętymi zań flakonami, lewy naramiennik był w kształcie czaszki, a na prawym wygrawerowano jakieś napisy. Do solidnego, skórzanego pasa były przypięte dwie pochwy, z których wystawały bogato zdobione rękojeści mieczów. Na stalowych legginsach miał przypięte dwie kawaleryjskie kabury udowe, z nabitymi pistoletami. Lewą rękę zaś oplatał mu dość solidny łańcuch, który czasem pobrzękiwał o stal pancerza. Za nim na spokojnym wietrze falowała czarna peleryna. I tylko ta okropna twarz nie pasowała do tego widoku.

Ręce oparł na rękojeściach mieczy, i ze znudzeniem obserwował ludzi przed nim.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 12-05-2009 o 23:36.
Revan jest offline  
Stary 18-05-2009, 10:24   #270
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Czyżby Louis miał już do końca życia odpokutowywać za swoje grzechy? Banicie wydawało się, że bogowie uwzięli się na niego. Tak jakby chcieli go ukarać. Tak jakby chcieli by kara ciągnęła się bez końca. Bretończyk miał wrażenie, że stracił kontrolę nad własnym losem. To co od lat cenił nad wszystko zostało mu zabrane. Każdy kolejny dzień utwierdzał go w przekonaniu, że wolność została mu odebrana na zawsze. Niby był wolny. Nie miał kajdanów. Aczkolwiek wciąż robił to co mu kazali. I choć miał broń i wolną wolę, nie mógł się sprzeciwić. Był uwiązany nie widzialnym łańcuchem zależności. Jego życie przestało należeć do niego. Zmieniali się tylko właściciele jego żywota. Najpierw dowódca straży miejskiej, teraz ten najemnik. Może kolejnym będzie ten przeklęty nekromanta. Przecież taka garstka najmitów nie może równać się hordzie nieumarłych.

- Zwą mnie Louis le Soir. Pochodzę z Bretonni - przedstawił się, gdy Hektor to uczynił. - Los związał mnie z waszą kompanią, ale wiecie, że ja go nie wybrałem. Mam nadzieję, że Taal sprawi, że nasze ścieżki szybko się rozejdą.

Następnie podszedł do jednego z koni. Zauważył, że do siodła przywiązana jest jego broń. Wskoczył zwinnie na grzbiet rumaka. Poprawił się w siodle, tak by było mu wygodnie.
- Nie ukrywam, że nie wierzę w to byście, nawet z moją pomocą pochwycili nekromantę. Za pewne jesteście sprawnymi wojakami, ale z magią nie ma co igrać. Będę modlił się oto byście szybko to pojęli i byśmy mogli rozejść się każdy w swoją stronę - dodał z uśmiechem.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172