Honogurai niefortunnie przewrócił się na jabłku leżącym na ziemi. Udało mu się jednak uniknąć wypadku, jednak w skutek wykonanej akrobacji stracił katanę, a bestia stała tuż przednim. Nie miał jak się bronić... Potwór rzucił nim o ścianę, a w momencie uderzenia chłopak poczuł okropny ból w klatce piersiowej. Bezsilnie zsunął się po ścianie na ziemię i siedział chwilę na podłodze starając się oddychać. Przy każdym wdechu czuł niewyobrażalny ból, każdy wydech był dlań męczarnią.
Gdy powoli zaczynał odzyskiwać sprawność powoli wstał, podpierając się o ścianę. W takich sytuacjach lepiej być gotowym na każdą ewentualność. Otarł, więc usta z krwi i wyjął sztylety, zamierzał tak stać, przygotowanym na atak.
Rozglądnął się po ziemi, czy aby nie ma w okolicy jednego z tych zabójczych jabłek, było dokładnie te, o które się potknął, więc już nie stanowiło dla niego zagrożenia, bo on na wilkołaka pchać się teraz nie zamierzał.
Zauważył jednak leżącego pod ścianą nieprzytomnego, a możliwe, że i martwego Halga.
Sprawdził co dzieje się na polu walki. Feliks wypalił ze swojego pistoletu wprost w łeb potwora i ruszył w stronę potwora wykrzykując coraz to głupsze wyzwiska. Na szczęście skończyło się na "korniszonie", bo chyba nawet wilkołak parsknął by śmiechem. Pijaczyna szedł jak najbardziej poważny i przygotowany do zadania sztychu. W jego oczach coś błyszczało.
Jednocześnie z Feliksem to ataku zmierzał Keith. Mruknął jakieś niezrozumiałe z tej odległości słowo. Zapewne było to zaklęcie, bo chwilę później Honogurai odczuł impuls magiczny, który powędrował od Keitha do potwora. Vanya, odepchnęła Dantlana i przymierzyła się do ataku.
Wilkołak miał, więc pełne ręce roboty. To mogła być jego szansa. Zataczając się podszedł do Halga. Zdjął jego hełm i sprawdził czy oddycha. Niestety nic nie poczuł. Sprawdził, więc tętno. Brak.
Rozejrzał się dookoła i zauważył Averre: -Averre! Pomożesz mi?- krzyknął w jej stronę -Nie wiem czy dam radę. - powiedziała kapłanka podbiegając. - Co z nim? -Nie oddycha... Nie ma też pulsu. - Och... - kapłanka obejrzała dokładnie szyję krasnoluda, po czym włożyła dłoń pod jego głowę. - Nie... nic nie mogę dla niego zrobić. Nikt nie może. Uderzenie strzaskało mu kręgosłup. -Cholera jasna!-zaklął uderzając pięścią w ziemię- Jesteś kapłanką! Nie możesz poprosić swojego bóstwa czy coś? - Ale... ja nie mam... ja nie mogę... nie umiem... -Przepraszam.-uspokoił się trochę-Jego śmierć to nie twoja wina, tylko tej bestii. Ja też niestety nic już nie mogę zrobić. Gdybym tylko mógł walczyć... Może udało by ci się uzdrowić chociaż mnie? - Dobrze... tyle mogę zrobić. - kapłanka zamknęła oczy i przyłożyła dłonie do jego piersi. Poczuł nagle dziwne mrowienie, a po chwili ból w klatce piersiowej ustał. -Dziękuję! Jestem ci naprawdę dozgonnie wdzięczny. Dług spłacę potem.-uśmiechnął się i pozbierał sztylety, które zostawił przy Halgu-A teraz czas się odegrać!
Na jego twarzy widniał złośliwy uśmieszek. Ruszył biegiem za plecy wilkołaka. Szukał w biegu ściany, od której mógłby się odbić i wskoczyć potworowi "na barana". Miał już plan działania. Chciał siedząc mu na plecach poderżnąć mu gardło i wycofać się na tyły.
__________________ き
ろ
さ
な |