Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2009, 11:24   #111
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Feliks wygramolił się ziemi i pierwsza co począł robić to odgrażanie sięw stronę wilkołaka machając przy tym zaciśnięta pięścią.

-Ty futrzany posrańcu co cię w rynsztoku znaloźli! Jeeeeebbeeee...

Nim skończył z hukiem po raz drugi upadł pod ciosem bestii. Lecz za drugim razem już się nie odgrażał, tylko otrzepał z kurzu i tak brudne łachmany na sobie i błyskawicznie dobył swój pistolet o wdzięcznej nazwie „Setka”. Wyprostował rękę, namierzył i spojrzał na stwora. Jego wzrok w jego wzrok, gniew pijaka z przezabawną mina mającą uchodzić za pełni poważną kontra gniene spojrzenie bestwi. Broń wystrzeliła, tumany dymu na chwilę przysłoniły widoczność Feliksowi. Celował w okolice łba.

-Mam Cię...

Uśmiechnął się ukazując gamę luk w swym zepsutym uzębieniu, nie minęło zbyt wiele czasu gdy wraz z świstem powietrza w dłoniach Wróbla znajdował się jego miecz z pleców - „Szkarłatna Smuga”. Ostrze zalśniło tą krótka chwile nim szermierz zaczął zmierzać w stronę potwora. Pewnym krokiem, lekko ugięte nogi oraz miecz gotów do błyskawicznego pchnięcia w doskakującego przeciwnika.

-Te, ko.. ko... ko... korniszonie!

Zawołał na całe gardło, a następnie przygotował się do ataku. Oczy latały, moment moment, jak pijane szukając luk i witalnych punktów. Za każdym razem wparty latami praktyki, wizualizował się obraz.
-------------
Oczy w oczy, dzikie spojrzenia, szermierz markował cios mieczem, wyczekał odpowiedni moment i ruszył do przodu, wybił się nogami aby obejść bokiem atakującą bestię zajaćac jej przy tym kilka płytkich cięć w korpus. Krew zaczęła ściekać po futrze stwora. Szermierz wykonał obrót i obiurącz uderzył w mieczem w plecy wilkołaka. Pierwszy był chrzęst miażdżonych kręgów, potem przecięcie rdzenia i dalsze zagłębienia raniąc nerki i c hacząc o jelita. Widząc jak potężne cielsko jakby pocięgiel mu nogi zwala się na Feliksa ten odskoczył dobijając go strzałem z pistoletu wprost w oko.
-------------
Nabrał powietrza w płuca, spojrzał w oczy stworzeniu. Złość i cuchnący oddech Feliksa zmieszał się z świstem miecza...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 24-04-2009, 08:16   #112
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Keith przeklinał w duchu Giheda, kota, wilkołaka.
I siebie przy okazji.
Był głupcem. Mógł nie kombinować. Mógł wymyślić dużo bardziej groźne czary, a nie takie kosmetyczne drobiazgi...
Tak się kończy mit o potędze techniki... I finezji w stosowaniu czarów.
Cokolwiek robił, na wilkołaku nie zrobiło to zbyt wielkiego wrażenia. Bełt wbity w czaszkę, oślepienie...
Czary Vaelena i Dantlana, ciosy wymierzone przez Lenarda i krasnoludy...

*Cholerny wilkołak...*

Co z tego, że potwór padł, skoro wstał w równie dobrej formie, jak na początku spotkania, za to w dużo gorszym humorze.


Nie zdążył uchylić się przed nagłym ciosem... Podobnie jak inni...


Keith zerwał się na równe nogi i wyciągnął miecz. W blasku świec stal zalśniła zimnym błękitem.
Skoro kusza zawiodła...

*Niech to szlag...*

Honogurai ledwo się ruszał.
Halg, który własnym ciałem zasłonił Dantlana nie ruszał się wcale.
Czy ta zamiana - Halg za Dantlana - się opłacała?
Czy można było w ogóle zastanawiać się nad taką kwestią?
Najwyraźniej można było, skoro taka myśl przyszła mu do głowy.
Ale bez względu na wszystko obaj byli potrzebni. I czary Dantlana, i siła Halga. Nie mogli sobie pozwolić na straty...
Najgorsze było to, że kolejny atak wilkołaka zmasakruje Dantlana. Skoro masywnie zbudowany Halg aż tak oberwał, to co by się stało ze słabowitym magiem, który połamał się przy zwykłym upadku? Zostałaby z niego mokra plama...

Dwie ofiary po ich stronie... A wilkołak nawet się nie zasapał...


*Cholerna nieśmiertelna kicia...*


Rozważania trwały ułamki sekund.

- Mętlik! - rzucił niesłyszalne dla innych słowo.

Równocześnie, z nadzieją, że czar zadziała, ruszył do przodu, by zadać podstępny, latami trenowany cios.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-04-2009, 12:41   #113
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Wilkołak wydawał się być niezwyciężony. Vanya jeszcze nigdy nie spotkała się z tak groźnym i niewrażliwym na ciosy przeciwnikiem. Potrząsnęła głową w zdumieniu i skoczyła na równe nogi. Na pewno był sposób na pokonanie bestii.
Jednak walka z takim przeciwnikiem w tak wielkiej grupie była bezsensowna. Ciągle wchodzili sobie na linię strzału lub pod miecz.
Elfka znów przeklęła swój niedobór mocy. Walka byłaby prostsza, może zdołałaby nawet podejść tak blisko do potwora by uciąć mu ten kudłaty łeb. Pomimo swojej zwinności i siły nie byłaby w stanie wygrać w tym starciu bez magii.
Kątem oka zauważyła jak krasnolud zasłania swoim ciałem Dantlana. Wilkołak odrzucił go niczym szmacianą zabawkę. Vanya skrzywiła się i ruszyła w stronę maga. Musiała go chronić, nawet jeśli on sobie tego nie życzył. W tym momencie miała jego zdanie w nosie. Na wymówki przyjdzie czas później.
Wilkołak odwracał się już do maga. W mgnieniu oka elfka znalazła się przy Dantlanie, odpychając go wolną ręką. Nie spojrzała nawet czy człowiek złapał równowagę po tym zderzeniu.
- Do tyłu, już! – Rozkazała nawet na niego nie patrząc, równocześnie zastanawiając się gdzie uderzyć teraz. Jej wzrok padł na miękkie podbrzusze potwora. Gdyby się tam dostała…
„To szaleństwo” – pomyślała gorzko – „szaleństwo w twoim stylu”
Chodź koteczku, rozbebeszymy cię – szepnęła, wykrzywiając usta w nieładnym uśmiechu. Ruszyła na wilkołaka uważając by nikomu nie wejść w paradę. Miecz trzymała nisko, jakby nie bała się wilkołaczych szponów. Ostatni, mocny krok nadał impetu jej ostrzu. Była tak blisko swojego celu.
I blisko śmierci. Nie zamierzała jednak umierać na darmo.
- Kto nie ryzykuje ten nie żyje – wyszeptała, wspominając słowa swojego dowódcy.
Chciała uniknąć spotkania z kłami i szponami przeciwnika, wycofując się błyskawicznie gdy tylko poczułaby, że ostrze jej miecza zagłębia się w ciele bestii. Chciała rozpłatać mu brzuch i zniknąć niczym duch.

[Rzut w Kostnicy: 18]
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)

Ostatnio edytowane przez Penny : 25-04-2009 o 13:44.
Penny jest offline  
Stary 25-04-2009, 18:03   #114
 
Kirosana's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirosana nie jest za bardzo znany
Honogurai niefortunnie przewrócił się na jabłku leżącym na ziemi. Udało mu się jednak uniknąć wypadku, jednak w skutek wykonanej akrobacji stracił katanę, a bestia stała tuż przednim. Nie miał jak się bronić... Potwór rzucił nim o ścianę, a w momencie uderzenia chłopak poczuł okropny ból w klatce piersiowej. Bezsilnie zsunął się po ścianie na ziemię i siedział chwilę na podłodze starając się oddychać. Przy każdym wdechu czuł niewyobrażalny ból, każdy wydech był dlań męczarnią.

Gdy powoli zaczynał odzyskiwać sprawność powoli wstał, podpierając się o ścianę. W takich sytuacjach lepiej być gotowym na każdą ewentualność. Otarł, więc usta z krwi i wyjął sztylety, zamierzał tak stać, przygotowanym na atak.

Rozglądnął się po ziemi, czy aby nie ma w okolicy jednego z tych zabójczych jabłek, było dokładnie te, o które się potknął, więc już nie stanowiło dla niego zagrożenia, bo on na wilkołaka pchać się teraz nie zamierzał.

Zauważył jednak leżącego pod ścianą nieprzytomnego, a możliwe, że i martwego Halga.

Sprawdził co dzieje się na polu walki. Feliks wypalił ze swojego pistoletu wprost w łeb potwora i ruszył w stronę potwora wykrzykując coraz to głupsze wyzwiska. Na szczęście skończyło się na "korniszonie", bo chyba nawet wilkołak parsknął by śmiechem. Pijaczyna szedł jak najbardziej poważny i przygotowany do zadania sztychu. W jego oczach coś błyszczało.

Jednocześnie z Feliksem to ataku zmierzał Keith. Mruknął jakieś niezrozumiałe z tej odległości słowo. Zapewne było to zaklęcie, bo chwilę później Honogurai odczuł impuls magiczny, który powędrował od Keitha do potwora.

Vanya, odepchnęła Dantlana i przymierzyła się do ataku.

Wilkołak miał, więc pełne ręce roboty. To mogła być jego szansa. Zataczając się podszedł do Halga. Zdjął jego hełm i sprawdził czy oddycha. Niestety nic nie poczuł. Sprawdził, więc tętno. Brak.

Rozejrzał się dookoła i zauważył Averre:
-Averre! Pomożesz mi?- krzyknął w jej stronę
-Nie wiem czy dam radę. - powiedziała kapłanka podbiegając. - Co z nim?
-Nie oddycha... Nie ma też pulsu.
- Och... - kapłanka obejrzała dokładnie szyję krasnoluda, po czym włożyła dłoń pod jego głowę. - Nie... nic nie mogę dla niego zrobić. Nikt nie może. Uderzenie strzaskało mu kręgosłup.
-Cholera jasna!-zaklął uderzając pięścią w ziemię- Jesteś kapłanką! Nie możesz poprosić swojego bóstwa czy coś?
- Ale... ja nie mam... ja nie mogę... nie umiem...
-Przepraszam.-uspokoił się trochę-Jego śmierć to nie twoja wina, tylko tej bestii. Ja też niestety nic już nie mogę zrobić. Gdybym tylko mógł walczyć... Może udało by ci się uzdrowić chociaż mnie?
- Dobrze... tyle mogę zrobić. - kapłanka zamknęła oczy i przyłożyła dłonie do jego piersi. Poczuł nagle dziwne mrowienie, a po chwili ból w klatce piersiowej ustał.
-Dziękuję! Jestem ci naprawdę dozgonnie wdzięczny. Dług spłacę potem.-uśmiechnął się i pozbierał sztylety, które zostawił przy Halgu-A teraz czas się odegrać!

Na jego twarzy widniał złośliwy uśmieszek. Ruszył biegiem za plecy wilkołaka. Szukał w biegu ściany, od której mógłby się odbić i wskoczyć potworowi "na barana". Miał już plan działania. Chciał siedząc mu na plecach poderżnąć mu gardło i wycofać się na tyły.
 
__________________



Kirosana jest offline  
Stary 25-04-2009, 19:05   #115
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Ich sytuacja wyglądała beznadziejnie, Lenard przyglądał się tylko jak kolejne ataki jego towarzyszy nie robią wrażenia na bestii. Najemnik liczył w tej walce przede wszystkim na kompanów posiadających magiczne umiejętności, bowiem konwencjonalna broń była bezużyteczna.

Dantlanowi udało się zranić stwora, jednak nie wystarczająco by chociaż osłabić jego ataki. Chwilę później, za sprawą bełtu Keitha, bestia stała już w płomieniach. Rude futro szybko zajęło się ogniem, lecz sam potwór był wciąż w doskonałej kondycji, Lenard odskoczył jak najdalej by nie dosięgły go płomienie. Już po kilkunastu sekundach na miejscu spalonego futra pojawiło się nowe.

Swojej okazji na zranienie wroga nie wykorzystał natomiast w ogóle elf Vaelen, najwyraźniej zabrakło mu koncentracji, gdyż magiczna kula, którą posłał w kierunku bestii, jedynie delikatnie ją musnęła po czym uderzyła w ścianę.

Wreszcie do ataku ruszyli także Feliks i Honogurai, lecz z mizernym skutkiem. Również połączone wysiłki Tatra, Halga i Lenarda nie odniosły skutku.

*- Być może ta bestia rzeczywiście jest nieśmiertelna*

Najemnik z nadzieją patrzył jak magiczne ataki Dantlana i Keitha powaliły stwora na ziemię, na jego twarzy zagościł nawet mały uśmieszek. "Nie ciesz jeszcze mordy" - tak z pewnością skomentował by ten fakt Markus i miałby rację!

Stwór znów stał na nogach, atak, który nastąpił w kilka sekund później powalił wszystkich na ziemię, nikt nie zdołał się obronić. W komnacie rozległo się triumfalne wycie, a rany bestii zaczęły się zasklepiać, aż w końcu wszystkie zniknęły.

*- Musisz mieć jakiś słaby punkt draniu*

Spoon dostrzegł, iż coś dziwnego zaczęło się dziać z dywanem, który nagle częściowo zmienił swój kolor. O tym, iż magia jest niekiedy kompletnie nieprzewidywalna Lenard wiedział doskonale, dlatego też pozostawanie w tym pomieszczeniu wydawało mu się coraz bardziej niebezpieczne i to nie tylko ze względu na włochatego przeciwnika.

– Ty zginiesz pierwszy - wycharczał stwór, którego atak Dantlan musiał rozeźlić jeszcze bardziej.

Młody czarodziej zapewne już by szykował się na kolejne spotkanie ze Śmiercią, gdyby nie fakt, iż Halg zablokował swoją tarczą błyskawiczny atak bestii. Niestety chwilę później krasnolud leżał już przy ścianie bez żadnych oznak życia.

Wszyscy szykowali się do kolejnego starcia, Keith, Feliks, Honogurai i Vanya, która teraz zagradzała potworowi drogę do Dantlana. Poprzednia próba Lenarda spełzła na niczym, lecz miał nadzieję, iż tym razem będzie inaczej. Zaczął się przygotowywać do ataku, przeklął pod nosem widząc, iż znów będzie musiał uważać by nie zranić żadnego ze swych towarzyszy i by samemu nie zostać zranionym.

*- Gdybym miał nieco więcej pola do manewru walka mogła by wyglądać zupełnie inaczej...*

Po raz kolejny postanowił, iż cierpliwie będzie czekał na dogodny moment do ataku, bowiem pchanie się z mieczami wprost przed łapy swego przeciwnika było dla niego szaleństwem. Zresztą wystarczyło spojrzeć jak wcześniej oberwał Feliks, Honogurai czy wreszcie Halg.

Tym razem atak Lenarda miał trwać nieco dłużej, na początek zaatakował by, tak jak poprzednio, w łopatki, następnie seria ciosów w odnóża stwora, a w szczególności w ścięgna. Finalnym ciosem miało być zaś odcięcie dumy kudłatej bestii - rudego ogona. Nawet jeżeli atak ten nie zabije jego przeciwnika to Spoon miał chociaż nadzieję, iż poważnie uprzykrzy mu życie.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 25-04-2009, 23:30   #116
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Stwór był bardzo wytrzymały, czego można było się spodziewać po takiej istocie w takim miejscu. Oczywiście wiedział, że jest to nadzwyczaj wymagający przeciwnik. Niektórzy jednak nie uwierzyli w porę.

Ponadto wysiłki Wilkołaka, a raczej jego niedbałe ruchy, zburzyły formację, którą udało mu się naprędce zbudować. Oczywiście nie składała się ze wszystkich członków drużyny, a jedynie z Krasnoludów, jego samego, Averre oraz Keitha.

Pierwszy impet został oczywiście skierowany przeciw Krasnoludom, przez co zmuszony był ze zwiększoną szybkością konstruować zaklęcie, zawierające więcej elementów.

Jeden z nich miał zatrzymać Wilkołaka, będącego taranem, w śmiertelnym przemarszu, gdyż nie mógł pozwolić na to, by zniszczył Krasnoludów, trzon ich formacji.

To była wojna, zaś Krasnoludowie byli czołową siłą, która w walce wręcz mogła rozrąbać przeciwników na kawałki. Ponadto słynęli ze swojej siły oraz wytrzymałości, o czym świadczy chociażby pistolet, jeżeli jeszcze nie kwalifikowało się to na miano "armaty".

On w tej formacji wojskowej zajmował miejsce na tyłach, lecz nie dało się go w pełni zidentyfikować i to właśnie było w tym najlepsze. Funkcja, jaką on pełni jest bynajmniej niejasna, co zdecydowanie przemawia na jego korzyść.

On sam kojarzył mu się w tej chwili, jako ktoś w miarę podobny do Czarnego Cienia, postaci z legendy o Lordzie Alettinie. Postać, po której można było się spodziewać wszystkiego, nawet zdrady. Czarny Cień finalnie zabił Lorda Alettina tylko dla sobie znanego celu.

To skojarzenie podsunęło mu pewien pomysł na zaklęcie, lecz wykorzysta je później, gdyż teraz w zanadrzu miał przygotowane kolejne i to nie mniej śmiercionośne. Po nich żaden człowiek nie mógł podnieść się ponownie na nogi.

Tymczasem Vanya, pełniąca funkcję oskrzydlenia konnicy, na pierwszy cios wyciągnęła twardy argument, lecz ciosem tego nazwać nie można było.

Jak można było się domyśleć, argumenty nie trafiały do Wilkołaka.

Jabłko, którym Elfka trafiła, odbiło się od łba stworzenia, jak groch od ściany i nie wywołało najmniejszych szkód. Ba! Było mniej szkodliwe niż bełt Patra, tkwiący w piersi tamtego.

Nie mniej jednak, Dantlan zdawał sobie sprawę z tego, że miało to odwrócić uwagę istoty i był wielce kontent, iż tego nie zrobiło, bowiem Wilkołak nie wytracił swojej prędkości.

Kiedy tylko rozpoczynał wprawiać kostur w ruch, powoli zaczęła wypełniać go magia, stopniowo, powoli, a on chciał więcej!

To było największym wyzwaniem. Nie ułożenie zaklęcia we właściwy sposób, nie ruchy, nie inkantacja, nie uwolnienie magii we właściwy sposób, ale właśnie kontrolowanie strumienia magii, płynącego przez ciało.

Owego ekstatycznego uczucia nie dało się porównać z żadnym, absolutnie żadnym doznaniem, nawet zbliżenie do kobiety, co wielu dawało tak wielką rozkosz.

Nie, to było o wiele silniejsze i... przyjemniejsze. Czuł moc przepływającą swobodnie przez ciało, sączącą się w każdą część ciała. To było jak woda, mająca zakryć dno naczynia.

Tylko otwór przez który płynie jest tak mały! Nie mniej jednak był jak mały otworek w tamie, powstrzymujący hektolitry wody. Powierzchnia wokół stawała się spękana, podobna do pajęczyny, zaś samo miejsce przepływu wody powiększało się z każdą chwilą.

Kiedy tylko kostur zaczął się obracać, owa tama trzymała się ostatkiem sił, lecz nie dlatego, że Lis nie dawał rady jej utrzymać. Przeciwnie, to on trzymał ją cały czas, siłą swojej woli, ustępując stopniowo, by przedwcześnie nie nastąpił rozlew.

Problem z owym strumieniem polegał jedynie na tym, iż wydawał się nektarem i ambrozją, a jednocześnie rajem samym w sobie. Wzbranianie się przed tym można było porównać do chciwca, który nie chciał tak szybko odnaleźć mitycznej krainy złota.

A jednak, jako Mag, musiał to robić. Podejrzewał, iż magia przyjmowała taką formę kuszenia, na jaką dana osoba jest najbardziej podatna.

Tuż przed uwolnieniem magii, czuł w sobie jej pełną siłę, moc i potęgę, wirującą i tłukącą wściekle o bariery, które nie pozwalały jej wydostać się na zewnątrz.

Kusiła również. Niemal słyszał w uszach jej szept, obiecujący wszystko, co tylko zapragnie. Władzę, potęgę, złoto, kobiety. Wszystko.

Na to jedynie uśmiechnął się tajemniczo, w czym można było rozpoznać lekką drwinę.

*Jeszcze nie teraz, moja mała. Jeszcze nie teraz.*-pomyślał. Ciężko było zinterpretować znaczenie tych słów oraz to, do czego się odnosiły.

Tymczasem magia w nim obracała się niczym w potężnym wirze, usiłując wydostać się na zewnątrz, a on mógł ją kształtować i pod tym względem przypominał dziecko, gdyż uwielbiał modelować, lecz nie rękami, a myślą. W tym właśnie względzie przypominał również artystę, formując ją jak rzeźbiarz swoje rzeźby.

Właśnie, gdy magia przepływała przez jego wątłe ciało, jak ogromna rzeka, czuł niezwykłą siłę, będącą jego siłą, która zdawała się emanować na całe pomieszczenie, lecz wiedział, że jest to tylko złudzenie.

Czuł się tak, jakby mógł, jednym kiwnięciem palca, podporządkować sobie świat. Magia dawała uczucie mocy i potęgi, zaś sam czuł się tak, jakby był pod wpływem dużej ilości alkoholu i substancji narkotycznych, zaś wszystko wzmagało się, czekając na ujście.

Nie mniej jednak, siła woli Lisa nie pozwoliła na poddanie się urokom i pokusom magii. Jedynie oczami duszy, patrzył na wir, pieszcząc go wzrokiem, a jednocześnie śmiejąc się szyderczo.

Pod tym względem przypominał magię. Kochał ją bardziej niż wszystko, co istnieje na świecie razem wzięte, był w stanie poświęcić dla niej wszystko i to właśnie zrobił, swoim dotykiem wprawiał ją w drżenie, a jednocześnie szydził z niej, będąc równie brutalnym dla niej jak ona dla niego.

Nawet z tego czerpał coś w rodzaju przewrotnej przyjemności.

Myślą przelał magię w siłę, za której sprawą mógł uczynić coś, czego nigdy nie dokonałby bez niej.

Za sprawą magii zamknął wodór osłonie, którą ścisnął tylko po ty, by zgromadzić wokół niej tlen i zamknąć go w podobnej osłonie.

Dantlan czuł przez cały czas, w jakim miejscu jest jego pocisk, pędzący szybciej niż wystrzelona z łuku, strzała.

Wilkołak miał pecha o tyle, że był silny oraz szybki, więc tym gorzej dla niego, ponieważ każdy humanoid wiedział, iż coś takiego jest nie tylko bolesne, ale wyrządza więcej szkód niż normalne uderzenie, co potwierdzają prawa fizyki.

Grot bezbłędnie trafił w pierś stworzenia, wbijając się na żądaną głębokość, zamykając otwór, jaki zrobił, by eksplozja nie mogła się wydostać na zewnątrz.

Osiągnięty został również inny cel. Wyraźnie spowolniło to Wilkołaka i było pierwszym ciosem, który ten odczuł, lecz to nie był koniec.

Chwilę później tlen został uwolniony, zaś moment później spotkał się on z wodorem, wyzwalając reakcję, zapoczątkowującą eksplozję, która wstrząsnęła istotą, która zatoczyła się lekko do tyłu.

Na tym jednak, Mag nie poprzestał, rozpoczynając kolejne zaklęcie. Choć wymagało mniej sił, było o wiele gorsze.

W ty czasie Keith wypuścił płonący bełt z kuszy, który wbił się w łeb stworzenia, lecz ono tak jakby nie zauważało tego. Płomień tymczasem ogarnął całe futro, ale to również nie wydawało się mu przeszkadzać.

Nagle Wilkołak zawył, a płomienie zniknęły, zaś na skórze wyrosła nowa sierść. To jednak przerwał mu Vaelen, który cisnął w stworzenie różnokolorową kulę, ale nie trafił.

Tymczasem Honogurai przeniósł się na tyły istoty i spróbował wyprowadzić cios mieczem, ale... przewrócił się na jabłku. Dantlan nie potrafił zrozumieć, jak można być tak nieuważnym i ciamajdowatym...

Zdołał się jednak podnieść, ale bez broni. Wilkołak nawet nie zamachnął się, a jedynie pacnął swoją ofiarę, która odleciała malowniczo, niczym szmaciana lalka, lądując pod ścianą. Krew płynąca z ust mogła świadczyć o złamaniu żeber.

Feliks z zaostrzoną nogą od stołu zaatakował wielkie cielsko, ale ten chwycił prowizoryczną dzidę i odrzucił mężczyznę na półkę z książkami.

Nie mniej jednak był względnie twardym i wytrzymałym osobnikiem, więc nic mu się nie stało.

Moment później Wilkołak został zaatakowany z kilku frontów, nie mając szansy na obronę, ponieważ miecz przeciął mu pachę, przechodząc przez ramię, Tatro za pomocą młota bojowego, zmiażdżył tamtemu rzepkę, Halg, który wcześniej nie mógł znaleźć spustu, wreszcie go znalazł i wystrzelił, trafiając prosto w łeb, który aż przechylił się do tyłu, ale nic poza tym.

Lenard, jednocześnie z poprzednimi uderzeniami, ciął Wilkołaka miedzy łopatki, przez co krew trysnęła na podłogę.

Przez ten czas Lis powoli konstruował zaklęcie, obserwując, ale nie próżnując.

Jego obecne zaklęcie polegało na zabezpieczenie małżowin usznych w taki sposób, by nie wydostawał się przez nie żaden dźwięk, co było najważniejszą czynnością, gdyż bez tego, ofiarą padliby wszyscy w pomieszczeniu.

Po odizolowaniu, rozpoczął się ruch cząsteczek, który wywołał fale akustyczne, a te wzmocnił na tyle, iż osiągnęły pułap stu pięćdziesięciu decybeli.

Efekt był idealnie widoczny, a także słyszalny, ponieważ z uszu Wilkołaka trysnęła krew przy akompaniamencie echa tego, co uczynił.

Całą serię kontynuował Keith, który skuł lodem oczy istoty, zaś Dantlan postanowił jeszcze dorzucić coś od siebie.

Wykonał obrót z machnięciem, zaś z kostura wystrzeliła prosta kula ognia. Ona dokończyła działa masakry. Były kot upadł, sprawiając wrażenie martwego.

Coś się jednak nie zgadzało. To było dużo za proste. Po jednej salwie nastąpiła śmierć tak wymagającego przeciwnika? Nie zdziwiłby się, gdyby jeszcze żył, więc na wszelki wypadek zaczął konstruować kolejne zaklęcie ofensywne, odmienne od wybuchu.

Tymczasem Feliks i Honogurai podnosili się z podłogi, ale nagle Wilkołak ponownie podniósł się na nogi, stając na łapach i wykonując obrót.

Przed lecącymi łapami nikt nie zdołał uskoczyć, w tym Lis, który uśmiechnął się drwiąco, podnosząc się na nogi.

To było za mało, bo wytrącić go z równowagi lub zdekoncentrować, więc nie przestał układać zaklęć, gdyż do tamtego dołączyło jeszcze jedno, przez co koncentrował się na dwóch zaklęciach.

Umożliwiała mu to zdolność koncentracji na wielu przedmiotach na raz, czemu często dawał wyraz na targu, a ludzie gapili się z otwartymi ustami.

Bynajmniej praca nad dwoma czarami nie odcięła go od otoczenia, gdyż jeszcze jakaś część umysłu zdolna była poświęcić temu uwagę.

W tym samym czasie Wilkołak ponownie zaczął wyć, a dywan zmienił kolor. Połowa należąca do pomarańczowej ściany, zrobiła się biała, gdy ta spod drzwi, dalej była czerwona.

Jasnym było to, że leczył się poprzez skowyt, zaś dywan jest jego środkiem, który go uleczy. To wprawiło Dantlana w zastanowienie. Zastanawiał się, co by się stało, gdyby zniszczyli ostatnią część, dzięki której może się uleczyć.

Istniała również druga teoria, zakładająca, iż dywan jest ściśle powiązany z tym, ile jeszcze zdoła wytrzymać Wilkołak. Była to bardziej optymistyczna wersja i, według Lisa, znacznie mniej prawdopodobna.

W pomieszczeniu akcje nie ustały, co śledził z uwagą, bujając się na kosturze to w przód to w tył.

-Ty. Ty zginiesz pierwszy-rzekło stworzenie, rzucając się na niego. Nie miał szansy na uskoczenie ani unik, ale nie znaczyło to, że był bezbronny. Miał magię i dwa prawie gotowe zaklęcia.

Logika wskazywała na to, iż to właśnie on zadał najpoważniejsze rany, gdyż to właśnie on został obrany na cel.

Widział, jakby w zwolnionym tempie, jak kły i pazury zbliżały się do niego wolniej niż powinny. Na tyle wolno, że zdołał to przemyśleć.

Dzięki adrenalinie, która była również w nim. Ów hormon zwany "Walcz lub uciekaj", uaktywnił się już na początku walki, usprawniając ciało i starając się odciąć umysł.

Teraz dostał kolejny zastrzyk adrenaliny, lecz jego siła woli nie pozwoliła na poddanie się strachowi ani wyłączeniu umysłu.

Widząc naturalne bronie, które miały zacisnąć się na nim, przyjął raczej z chłodnym lekceważeniem, bujając się na kosturze.

Zaklęcia były właściwie gotowe i czekały na użycie, gdy nagle przed niego wskoczył Halg, zasłaniając Maga swoją tarczą.

Wrzask bólu Krasnoluda przeszył powietrze, a po nim nastąpiło ciche uderzenie tarczy o podłogę, poprzedzające chwycenie Halga za ramię i po wykonaniu pełnego obrotu, rzucił o ścianę Krasnoludem.

Na ten widok, oczy Dantlana zwęziły się z irytacji, lecz już chwilę później zastąpił to jedynie chłodny, wyrachowany wzrok, który wyraźnie mówił, iż to, co uczynił z Krasnoludem, przekroczyło pewną granicę.

Dyski, które chciał przywołać, miały wystrzelić, ominąć Vanyę i wbić się w brzuch wszystkie, by zanurzyły się na całą ich średnicę, przecinając ciało, by w końcu całkowicie odciąć nogi od reszty ciała.

Im mocniej Wilkołak stara się poruszać w kierunku przeciwnym do ich zmierzania, tym bardziej wgłębiają się i przecinają wnętrze, mrożąc je tak, że nie miało szans się zagoić.

Dyski zawsze poruszają się tak, by przecinać Wilkołaka w sposób, w który jakby starały się uciec od Lisa. Zupełnie, jakby Mag i dyski były jednym odcinkiem na układzie współrzędnych, gdzie jeden koniec stanowiły one, zaś drugi, Dantlan.

Zmiana położenia końca, który był młodym Magiem, powodowała zmianę kierunku cięcia, gdzie przebiegało ono dokładnie od Maga, który mógł być porównany do magnesu o tym samym biegunie. Magnes z Maga był nieruchowy, więc ostrza musiały się ruszać.

Ponadto, im Wilkołak był bliżej Lisa, tym mocniej strony odpychały się.

Zmiana w fundamencie zaklęcia przebiegła w ostatniej chwili, ponieważ wpadł on na nowy pomysł, zaś dodatkiem było uzależnienie kierunku cięcia od położenia Dantlana.

Trzecie zaklęcie, jakie kształtował, było proste, zaś drugie było już gotowe do użycia.

Postanowił wykorzystać je wtedy, kiedy Wilkołak mimo wszystko, będzie miał szansę dotrzeć do niego.

Miało ono być tarczą, otaczającą go niczym kokon, który chroni przed ciosami istoty, zaś im mocniejszy był atak, tym silniejsza była kontra tarczy.

Jak dało się domyśleć, nie była ona zwykłą osłoną. Ciosy istoty kumulowała w sobie i natychmiast oddawała je ku właścicielowi z podwójną siłą i szybkością, chroniąc go nawet przed delikatnym dotknięciem futrzaka.

Uaktywniała się ona jedynie przy ciosie na właściwej odległości od ciała Maga, więc nie potrzebował magii do podtrzymania jej.

Trzecie miało przyciągnąć do niego wszystkie owoce i warzywa, jakie zostały, więc tylko machnął kosturem, jakby coś przywoływał pod nogi, natomiast wszystkie owoce i warzywa pospiesznie przyleciały pod jego nogi, gdzie zebrał je.

Szybko machnął ręką pozostałym, dając znak, że da sobie radę, jednocześnie posyłając wzrok, wyraźnie mówiący o ataku, kiedy tylko Wilkołak skupi na nim całą swoją uwagę.

Nie chciał, żeby ten owłosiony, koci neandertalczyk cały czas go irytował, a Patrowi pokazał oczy i uszy, co miało znaczyć, by w to właśnie strzelał.

Miał zamiar umieścić wiśnie na wiśniowym regale z książkami, zielone jabłko na zielonym regale z alkoholem, białą pietruszkę tak, by stykała się z białą ścianą, natomiast żółty banan z żółtym żyrandolem.

Miał jednak w zanadrzu przygotowane jeszcze jedno zaklęcie, które był gotów uaktywnić.

Polegało ono na stworzeniu chmury lepkiego kwasu, lecz jedynie w obrębie głowy tamtego. Kwas miał przylgnąć do skóry, błyskawicznie wchłaniając się w nią, powodując jednocześnie przerażające oraz porażające swędzenie.

Wywoływało ono uczucie, ewidentnie mówiące, iż należy zdrapać wszystko z twarzy, przez co nie dało się tego zignorować, powodując ciągłe, mocne drapanie, aż do zdrapania twarzy do kości.

Nie mniej jednak kwas przeżerał ciało również bez pomocy paznokci czy pazurów lub szponów. Czynił to z niezwykłą szybkością., a potrafił przeżreć nawet kości.

Inną sprawą było to, iż powinno wyżreć oczy wraz z powiekami, po czym przenieść się wgłąb czaszki, gdzie niszczyło mózg. Dostać się do środka powinno również przez uszy, nos i pysk.

Zdecydowanie było to zaklęcie należące do serii bardziej brutalnych i niszczycielskich.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 26-04-2009 o 00:23.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 26-04-2009, 01:42   #117
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Vaelen był zaskoczony nagłymi ruchami zmiennokształtnego w takim stanie. Nawet, jeśli to był konstrukt, to jego zdolności regeneracyjne przekraczały najśmielsze oczekiwania i powalały na kolana uczonych czarodziejów. Gdyby normalna, żadna żywa istota by czegoś takiego nie przetrwała. A ten kot zdołał.

Nim elf zdążył się obejrzeć, leżał na ziemi, a wycie uderzało w jego bębenki. Wkrótce jednak ustało, a wilkołak wyglądał, jak nowy. Drużyna zdążyła się już pozbierać po ataku wilkołaka, kiedy ten rzucił się na Dantlana.

Vaelen nie miał wielkiego wyboru – powinien był jakoś pomóc pozostałym, a jego arsenał nie był zbyt duży.

*Może Kula Bólu będzie odpowiednia? Obrażenia wewnętrzne… zobaczymy, na ile to stworzenie ma wnętrzności. Może się przynajmniej nieco ukruszy? A może obrażenia zadawane wilkołakowi mają coś wspólnego z dywanem? *

-Seghranhaaar! – krzyknął elf, a w jego dłoni pojawiła się cienista kula, która pomknęła w kierunku wilkołaka. Kula była złożona z energii śmierci… jednak elf poważnie wątpił w to, czy może wyrządzić duże szkody. Mogłaby ewentualnie popchnąć stwora na ścianę, ale czy powstrzyma go na długo? Próbował już użyć Aury i Uwięzienia i nic z tego. Czy cokolwiek może przełamać osłony magiczne i zdolności regeneracyjne? Porażka wydawała się tylko kwestią czasu, chociaż Vaelen mógł dostrzec kompanów przypuszczających ataki bronią, jak i magiczne na przeciwnika. Kiedy zdał sobie sprawę z otoczenia, stwierdził, że w powietrzu unosi się silny zapach nagromadzonej magii. Prawdą jest, że wszystkie czary, które zawiesili i rzucili wyzwoliły sporo energii. A jakby połączyć energię? I przełamać bariery wilkołaka? Jeśli udałoby się go zamknąć w pierwotnej wersji Więzienia Duszy przy pomocy energii ich wszystkich, to pewnie udałoby się powstrzymać ataki stworzenia.

Jedno było pewne – albo zatrzymają wilkołaka, albo odnajdą drogę ucieczki. To nie była pora na umieranie.
 
Aegon jest offline  
Stary 26-04-2009, 14:54   #118
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kiedy tylko Tatro upadł na podłogę pod ścianą, pierwszy zareagował Feliks wyjmując swój pistolet na proch.
Szermierz był zdeterminowany by strzelić wilkołakowi w łeb – nic prostszego: wycelować i nacisnąć spust.

Rozległo się głośne „kling”, po którym Feliks rzucił broń ze złością na ziemię. Znów się zacięła.

Następny zareagował Keith, który rzucił na wilkołaka czar oszołomienia wyzbywając się jednocześnie całej energii, którą miał w sobie. Energia poszybowała w kierunku stwora, jednak ten ją zauważył i schylił się. Czar trafił w ścianę za nim i rozproszył się.

W następnej chwili Vanya skoczyła i odepchnęła Dantlana na bok zajmując jednocześnie jego miejsce i przyjmując na siebie impet ataku wilkołaka, który już skakał. Elfka planowała zadać mocne pchnięcie mieczem w brzuch, a następnie wycofać się. Zaatakowała, jednak jej miecz został zbyty na bok przez wielką łapę wilkołaka.
Cofnęła się, lecz… nie miała gdzie! Stała już pod ścianą! Zaskoczona wytrzeszczyła oczy.

Wilkołak natychmiast to wykorzystał, przyszpilając ją do ściany i orząc ramię szponem. Obficie pociekła krew, elfka krzyknęła.

W międzyczasie na plecy stwora zakradł się Lenard zamierzając zadać cios od tyłu. Wyczuwając idealny moment, wziął zamach i zaatakował, kiedy wilkołak zajmował się Vanyą. Co mogło pójść nie tak?

Właściwie wszystko. Wilkołak błyskawicznie odwrócił się w bok i ruszył ku Dantlanowi, zaś zaskoczony Lenard celowo stracił równowagę, by nie przebić mieczami Vanyi na wylot!

Jednak nie wszystko poszło źle. W prawie tym samym momencie Lis uwolnił swój czar i kilka białych dysków suchego lodu zmaterializowało się tuż przed nim natychmiast lecąc na wilkołaka i wbijając się w różne części jego ciała.

Stwór zaczął się szarpać i warczeć dziko, próbując uwolnić się od dysków, które ograniczały mu ruchy. W tym samym czasie Keith i Feliks zaatakowali stwora od tyłu.

Mogło się wydawać, że wbite ostrza ułatwiały im zadanie, lecz tak nie było. Od atakującego wilkołaka, gorszy był tylko wilkołak wykonujący niesprecyzowane ruchy na wszystkie strony.

Keith zaszedł go od prawej i zaczął wykonywać zamach, jednak prawie natychmiast został zbyty przez łapę wilkołaka, która przypadkiem tam „przelatywała”. Wojownik poleciał do tyłu – w kierunku komina, by wylądować pod jednym z foteli. Dostał w brzuch i z trudem powstrzymywał teraz odruch wymiotny.

Zaś Feliks… czuł się dziwnie. Wszystko widział jako nieco rozmazany obraz, to jasne. Jednak teraz… było to coś więcej. Jakby wszystkie zmysły, wspomagane przez otępienie alkoholem, pomagały mu znaleźć idealną okazję do ataku i uniku.

Dzięki zataczaniu się uniknął nogi wilkołaka, zaś nagły i niekontrolowany skok w przód uchronił go od tej samej łapy, która przed chwilą powaliła Keitha. Wykonał też zamaszyste cięcie mieczem – jedno, drugie, trzecie…

Po kilku chwilach całe plecy wilkołaka były już czerwone od jego własnej krwi. Wtedy Vaelen rzucił swój czar – kulę śmierci, która powodowała obumieranie i rozkład tkanek, w które trafiła. W skrajnych wypadkach powodowała śmierć.

Jednocześnie z czarodziejem do walki włączyły się krasnoludy – Patro zdążył przeładować kuszę i strzelić w wilkołaka – o dziwo tym razem poczuł bełt wbijający się w jego bok. Kotraf i Zahreg rzucili się na bestię ze swoją bronią nie bacząc na dzikie ruchy, jakie wykonywał wilkołak, zaś Halg podbiegł do regału z książkami, gdzie leżała jego kula.

Wszystko to spowodowało wielki chaos w małym pomieszczeniu – widać było tylko to, że czarna kula energii Vaelena chybiła celu i trafiła w sufit.

Całą sytuację zrewolucjonizował Dantlan gromadząc przy sobie wszystkie pozostałe w pomieszczeniu owoce – zielone jabłko, banana, wiśnie i pietruszkę. Następnie rzucił je wszystkie na przedmioty odpowiadające im kolorem.

Początkowo nikt nawet nie zauważył, że czarodziej cokolwiek zrobił, jednak to się szybko zmieniło.

Gdy tylko jakiś owoc styknął się z „jego” przedmiotem – natychmiast w niego wsiąkał, a ów przedmiot zaczynał jasno świecić swoim kolorem. Chaos wokół wilkołaka trwał jeszcze chwilę, bo wtedy zaczęło się dziać.

Po kolei z każdego przedmiotu wystrzeliwał promień czystej energii – od regału wiśniowy, od żyrandola żółty, od komody zielony i ze ścian cztery białe, by trafić w wilkołaka.

Wszyscy natychmiast od niego odstąpili, zaś stwór zaczął jeszcze bardziej się rzucać i ryczeć. Stopniowo wypełniały go kolory wszystkich strumieni, jakie go oplotły, a ryk stawał się nie do zniesienia – Dantlan, który był fizycznie najsłabszy, zatkał sobie czym prędzej uszy, jednak mimo to padł na kolana z bólu.

W międzyczasie Averre i Honogurai skończyli sprawdzać Tatra stwierdziwszy, że krasnolud nie żyje, zaś kapłanka uzdrowiła złamane żebro zabójcy. Wtedy Honogurai, zdeterminowany walczyć z wilkołakiem, odwrócił się i ruszył na niego.

Jednak za późno zauważył co się dzieje – zszokowany nie zauważył stolika przed sobą i uderzył w niego nogą, jednocześnie uderzając twarzą w blat. Ledwo pozbył się jednego bólu, już nabawił się kolejnego – teraz ucierpiała jego prawa noga i nos, który był najprawdopodobniej złamany.

Wilkołak zaś dochodził do krytycznego stadium – kolory wypełniły go już w całości i nagle całe pomieszczenie wypełniła jasność, która zresztą po chwili ustąpiła ukazując na miejscu wilkołaka… rudego kota, który bezczelnie zaczął lizać sobie łapkę.

Z chaosu walki wyniknęło natomiast kilka nieprzyjemnych konsekwencji, do których zaliczały się złamana ręka Kotrafa i poszarpane ręce Vanyi oraz Zahrega.

Jednak oprócz powrotu wilkołaka do poprzedniego stanu, zmieniło się coś jeszcze. To, że pomarańczowa ściana zniknęła, odkryła jako pierwsza Vanya, bo się o nią opierała i teraz wylądowała na plecach.

Za ścianą zaś było niewielkie pomieszczenie, z którego dobiegał donośny hałas – jakby… huczenie. Można to było porównać do wielkich krasnoludzkich kuźni wewnątrz wielkich fortec, gdzie dziesiątki pieców i młotów pracowały obok siebie, jednak tutaj cały taki hałas zlewał się w jedno i był nieco cichszy.

Pomieszczenie samo w sobie miało tak samo białe ściany, jak to w którym walczyliście z wilkołakiem, oraz stosunkowo niewielkie – najwyżej dziesięć na dziesięć stóp.

W środku pomieszczenia zaś stał powód hałasu – wysokie na co najmniej siedem stóp urządzenie, które bardzo szybko się obracało – tak szybko, że ledwie mogliście dostrzec, że w całości składa się ze stalowych, grubych na pół cala krat. Kraty miały kształt okrągłej piramidy schodkowej – podstawa każdej warstwy była okręgiem, a nie kwadratem jak w normalnej piramidzie.

W środku kręcącej się z zawrotną szybkością znajdowała się zaś… świecąca kula energii.


Energia ulatywała z niej cały czas i nieprzerwanie leciała przez sufit, który w gruncie rzeczy był wysoki na jakieś dziesięć stóp – lecz w miejscu wylotu energii z kuli była dziura, która prawdopodobnie wylatywała na powierzchnię, do miasta Sarrin.

Fioletowy kolor kuli i wystrzeliwanej energii kazał wam sądzić, że to właśnie to jest przyczyną magicznej mgły i wszystkich waszych problemów. Jednak jak ją usunąć?

Kraty wirowały tak szybko, że nie mogliście nawet marzyć o ich zatrzymaniu, zaś kula była tak niewyobrażalnie potężnym źródłem magicznym, że samo zbliżanie się do niej mogło być niebezpieczne – słyszeliście legendy o takich przedmiotach – o świecących źródłach magicznych, które miały niewyobrażalną moc. Jednak żeby jej użyć, potrzeba też było niewyobrażalnych zdolności.

Nawet Dantlan, który niewątpliwie był zdolnym czarodziejem, mógł jedynie marzyć o użyciu tej kuli.
Jednak żeby w mieście zapanował spokój, najpewniej trzeba było tą kulę energii usunąć, a przynajmniej wytrącić z rytmu wysyłania energii przez otwór. Tylko jak to zrobić?
 
Gettor jest offline  
Stary 29-04-2009, 23:01   #119
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Jej próba ratowania ludzkiego istnienia, pomimo całej szlachetności i słuszności tego czynu, spełzła na niczym. Nabrała impetu i była gotowa wykorzystać siłę skoku wilkołaka by nadziać go na swój miecz jak na rożen. Jednak sprytna bestia błyskawicznie odtrąciła łapą jej ostrze i zamachnęła się pazurami. Vanya instynktownie usunęła się w tył i w bok, chcąc zrobić zwód, jakiego uczono jej jeszcze gdy była smarkatą nastolatką. Jednak poczuła, że nie ma już jak się cofnąć. Niemal wpadła na ścianę.
"Kurwa" – przemknęło jej przez myśl i w tej samej chwili jej ramię zapłonęło przeraźliwym bólem. Zaskoczona intensywnością doznania mimowolnie krzyknęła, wypuszczając z ręki miecz. Gotowała się już na kolejny cios wilkołaka, ale ten nie nadszedł. Zostało tylko uczucie zimna w ramieniu i tępe pulsowanie. Ale nie straciła z oczu ich przeciwnika. Widziała rozpaczliwe starania innych, ich wysiłki by przeżyć. Vanya ścisnęła ramię powyżej zranienia by choć trochę zatamować upływ krwi. Chciała być przytomna.
Chciała by ktoś ją dobił, ale nie wypowiedziała tej myśli na głos. Trzeba być silnym i twardym pomimo bólu i poczucia nieuniknionej, bezsensownej śmierci. "Wyliżesz się z tego" – pomyślała z mocą. Sięgnęła lewą ręką za pas i już chciała rozpruwać rękaw koszuli, gdy zobaczyła co dzieje się z wilkołakiem
A zaczęło dziać się coś bardzo, bardzo dziwnego. Po kolei z różnych przedmiotów w pokoju zaczęły wystrzeliwać strumienie energii. Tak czystej, że Vanyę zaswędziały opuszki palców. Od dawna czegoś takiego nie czuła.
Trafiały w wilkołaka i oplątywały go niczym siecią lub - niczym poczwarkę motyla – kokon. Bestia wyrywała się i ryczała przeraźliwie. Ryk narastał, Vanya widziała jak Dantlan opada na kolana. Nie wiedziała, co mu jest, ale tak bardzo chciała pomóc… ale nie potrafiła się zdobyć na poruszenie się choćby o milimetr.
Tymczasem wilkołak powrócił do swojej dawnej formy bezczelnie liżące sobie łapkę. Vanya miała ochotę rzucić w niego trzymanym w lewej dłoni sztyletem, ale powstrzymała się i rozpruła w końcu rękaw koszuli, po czym przyłożyła go do piekącej rany. Ledwo to zrobiła poczuła, że traci oparcie. Upadła, boleśnie tłukąc sobie tyłek i kość ogonową. Elfka skrzywiła się boleśnie
- Co do kurwy nędzy… - mruknęła cicho, a jej głos został zagłuszony przez huczący odgłos dochodzący z odkrytego pomieszczenia. Uklękła i spojrzała za siebie. Migocąca fioletowa kula energii, która uchodziła przez sufit.
- Więc to wszystko przez… to – wyszeptała, podnosząc się z ziemi. – Całe miasto… przez takie coś. To okrutne.
"I tylko ludzie mogli wpaść na taki pomysł" – pomyślała z obrzydzeniem, którego jednak nie wyraziła żadnym gestem. Jej ludzcy towarzysze znów mogliby dostać białej gorączki. A ona nie miała siły by się bronić.
Rozejrzała się za swoim mieczem. Znalazła go u stóp Keitha. Schowała sztylet za pas, po czym lewą dłonią chwyciła rękojeść miecza i włożyła go do pochwy. Tam było jego miejsce.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 30-04-2009, 15:10   #120
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Feliks wielce dumny z siebie ruszył swym chwiejnym krokiem po pistolet. Jeśli ktokolwiek widział orangutana podczas układanki logicznej – widział także minę Feliksa próbującego dojść do tego, jak naprawić pistolet. Machał nim, trząsa, pukał, patrzył okiem w lufę, okręcał i przykręcał śrubki, kolnął niemiłosiernie. Ostatecznie pocisk wystrzelił w sufit wraz z kłębami szarego dymu. Wróbel schował go za pas i chwilę przyglądał się kotowi. Następnie wybałuszył oczy na Wszechrzecz przy okazji uderzając wszystkich swą zabójcża wonią nieświeżego oddechu.

-Yyyyy... To jest groźne?

Z miną prawdziwego debila sięgnął po swój miecz który dotychczas znajdował się na plecach. Chwycił go oburącz i... wepchnął czubek do kuli czekają co się może niebywałego wydarzyć.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172