Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2009, 19:05   #115
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Ich sytuacja wyglądała beznadziejnie, Lenard przyglądał się tylko jak kolejne ataki jego towarzyszy nie robią wrażenia na bestii. Najemnik liczył w tej walce przede wszystkim na kompanów posiadających magiczne umiejętności, bowiem konwencjonalna broń była bezużyteczna.

Dantlanowi udało się zranić stwora, jednak nie wystarczająco by chociaż osłabić jego ataki. Chwilę później, za sprawą bełtu Keitha, bestia stała już w płomieniach. Rude futro szybko zajęło się ogniem, lecz sam potwór był wciąż w doskonałej kondycji, Lenard odskoczył jak najdalej by nie dosięgły go płomienie. Już po kilkunastu sekundach na miejscu spalonego futra pojawiło się nowe.

Swojej okazji na zranienie wroga nie wykorzystał natomiast w ogóle elf Vaelen, najwyraźniej zabrakło mu koncentracji, gdyż magiczna kula, którą posłał w kierunku bestii, jedynie delikatnie ją musnęła po czym uderzyła w ścianę.

Wreszcie do ataku ruszyli także Feliks i Honogurai, lecz z mizernym skutkiem. Również połączone wysiłki Tatra, Halga i Lenarda nie odniosły skutku.

*- Być może ta bestia rzeczywiście jest nieśmiertelna*

Najemnik z nadzieją patrzył jak magiczne ataki Dantlana i Keitha powaliły stwora na ziemię, na jego twarzy zagościł nawet mały uśmieszek. "Nie ciesz jeszcze mordy" - tak z pewnością skomentował by ten fakt Markus i miałby rację!

Stwór znów stał na nogach, atak, który nastąpił w kilka sekund później powalił wszystkich na ziemię, nikt nie zdołał się obronić. W komnacie rozległo się triumfalne wycie, a rany bestii zaczęły się zasklepiać, aż w końcu wszystkie zniknęły.

*- Musisz mieć jakiś słaby punkt draniu*

Spoon dostrzegł, iż coś dziwnego zaczęło się dziać z dywanem, który nagle częściowo zmienił swój kolor. O tym, iż magia jest niekiedy kompletnie nieprzewidywalna Lenard wiedział doskonale, dlatego też pozostawanie w tym pomieszczeniu wydawało mu się coraz bardziej niebezpieczne i to nie tylko ze względu na włochatego przeciwnika.

– Ty zginiesz pierwszy - wycharczał stwór, którego atak Dantlan musiał rozeźlić jeszcze bardziej.

Młody czarodziej zapewne już by szykował się na kolejne spotkanie ze Śmiercią, gdyby nie fakt, iż Halg zablokował swoją tarczą błyskawiczny atak bestii. Niestety chwilę później krasnolud leżał już przy ścianie bez żadnych oznak życia.

Wszyscy szykowali się do kolejnego starcia, Keith, Feliks, Honogurai i Vanya, która teraz zagradzała potworowi drogę do Dantlana. Poprzednia próba Lenarda spełzła na niczym, lecz miał nadzieję, iż tym razem będzie inaczej. Zaczął się przygotowywać do ataku, przeklął pod nosem widząc, iż znów będzie musiał uważać by nie zranić żadnego ze swych towarzyszy i by samemu nie zostać zranionym.

*- Gdybym miał nieco więcej pola do manewru walka mogła by wyglądać zupełnie inaczej...*

Po raz kolejny postanowił, iż cierpliwie będzie czekał na dogodny moment do ataku, bowiem pchanie się z mieczami wprost przed łapy swego przeciwnika było dla niego szaleństwem. Zresztą wystarczyło spojrzeć jak wcześniej oberwał Feliks, Honogurai czy wreszcie Halg.

Tym razem atak Lenarda miał trwać nieco dłużej, na początek zaatakował by, tak jak poprzednio, w łopatki, następnie seria ciosów w odnóża stwora, a w szczególności w ścięgna. Finalnym ciosem miało być zaś odcięcie dumy kudłatej bestii - rudego ogona. Nawet jeżeli atak ten nie zabije jego przeciwnika to Spoon miał chociaż nadzieję, iż poważnie uprzykrzy mu życie.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline