Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2009, 23:30   #116
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Stwór był bardzo wytrzymały, czego można było się spodziewać po takiej istocie w takim miejscu. Oczywiście wiedział, że jest to nadzwyczaj wymagający przeciwnik. Niektórzy jednak nie uwierzyli w porę.

Ponadto wysiłki Wilkołaka, a raczej jego niedbałe ruchy, zburzyły formację, którą udało mu się naprędce zbudować. Oczywiście nie składała się ze wszystkich członków drużyny, a jedynie z Krasnoludów, jego samego, Averre oraz Keitha.

Pierwszy impet został oczywiście skierowany przeciw Krasnoludom, przez co zmuszony był ze zwiększoną szybkością konstruować zaklęcie, zawierające więcej elementów.

Jeden z nich miał zatrzymać Wilkołaka, będącego taranem, w śmiertelnym przemarszu, gdyż nie mógł pozwolić na to, by zniszczył Krasnoludów, trzon ich formacji.

To była wojna, zaś Krasnoludowie byli czołową siłą, która w walce wręcz mogła rozrąbać przeciwników na kawałki. Ponadto słynęli ze swojej siły oraz wytrzymałości, o czym świadczy chociażby pistolet, jeżeli jeszcze nie kwalifikowało się to na miano "armaty".

On w tej formacji wojskowej zajmował miejsce na tyłach, lecz nie dało się go w pełni zidentyfikować i to właśnie było w tym najlepsze. Funkcja, jaką on pełni jest bynajmniej niejasna, co zdecydowanie przemawia na jego korzyść.

On sam kojarzył mu się w tej chwili, jako ktoś w miarę podobny do Czarnego Cienia, postaci z legendy o Lordzie Alettinie. Postać, po której można było się spodziewać wszystkiego, nawet zdrady. Czarny Cień finalnie zabił Lorda Alettina tylko dla sobie znanego celu.

To skojarzenie podsunęło mu pewien pomysł na zaklęcie, lecz wykorzysta je później, gdyż teraz w zanadrzu miał przygotowane kolejne i to nie mniej śmiercionośne. Po nich żaden człowiek nie mógł podnieść się ponownie na nogi.

Tymczasem Vanya, pełniąca funkcję oskrzydlenia konnicy, na pierwszy cios wyciągnęła twardy argument, lecz ciosem tego nazwać nie można było.

Jak można było się domyśleć, argumenty nie trafiały do Wilkołaka.

Jabłko, którym Elfka trafiła, odbiło się od łba stworzenia, jak groch od ściany i nie wywołało najmniejszych szkód. Ba! Było mniej szkodliwe niż bełt Patra, tkwiący w piersi tamtego.

Nie mniej jednak, Dantlan zdawał sobie sprawę z tego, że miało to odwrócić uwagę istoty i był wielce kontent, iż tego nie zrobiło, bowiem Wilkołak nie wytracił swojej prędkości.

Kiedy tylko rozpoczynał wprawiać kostur w ruch, powoli zaczęła wypełniać go magia, stopniowo, powoli, a on chciał więcej!

To było największym wyzwaniem. Nie ułożenie zaklęcia we właściwy sposób, nie ruchy, nie inkantacja, nie uwolnienie magii we właściwy sposób, ale właśnie kontrolowanie strumienia magii, płynącego przez ciało.

Owego ekstatycznego uczucia nie dało się porównać z żadnym, absolutnie żadnym doznaniem, nawet zbliżenie do kobiety, co wielu dawało tak wielką rozkosz.

Nie, to było o wiele silniejsze i... przyjemniejsze. Czuł moc przepływającą swobodnie przez ciało, sączącą się w każdą część ciała. To było jak woda, mająca zakryć dno naczynia.

Tylko otwór przez który płynie jest tak mały! Nie mniej jednak był jak mały otworek w tamie, powstrzymujący hektolitry wody. Powierzchnia wokół stawała się spękana, podobna do pajęczyny, zaś samo miejsce przepływu wody powiększało się z każdą chwilą.

Kiedy tylko kostur zaczął się obracać, owa tama trzymała się ostatkiem sił, lecz nie dlatego, że Lis nie dawał rady jej utrzymać. Przeciwnie, to on trzymał ją cały czas, siłą swojej woli, ustępując stopniowo, by przedwcześnie nie nastąpił rozlew.

Problem z owym strumieniem polegał jedynie na tym, iż wydawał się nektarem i ambrozją, a jednocześnie rajem samym w sobie. Wzbranianie się przed tym można było porównać do chciwca, który nie chciał tak szybko odnaleźć mitycznej krainy złota.

A jednak, jako Mag, musiał to robić. Podejrzewał, iż magia przyjmowała taką formę kuszenia, na jaką dana osoba jest najbardziej podatna.

Tuż przed uwolnieniem magii, czuł w sobie jej pełną siłę, moc i potęgę, wirującą i tłukącą wściekle o bariery, które nie pozwalały jej wydostać się na zewnątrz.

Kusiła również. Niemal słyszał w uszach jej szept, obiecujący wszystko, co tylko zapragnie. Władzę, potęgę, złoto, kobiety. Wszystko.

Na to jedynie uśmiechnął się tajemniczo, w czym można było rozpoznać lekką drwinę.

*Jeszcze nie teraz, moja mała. Jeszcze nie teraz.*-pomyślał. Ciężko było zinterpretować znaczenie tych słów oraz to, do czego się odnosiły.

Tymczasem magia w nim obracała się niczym w potężnym wirze, usiłując wydostać się na zewnątrz, a on mógł ją kształtować i pod tym względem przypominał dziecko, gdyż uwielbiał modelować, lecz nie rękami, a myślą. W tym właśnie względzie przypominał również artystę, formując ją jak rzeźbiarz swoje rzeźby.

Właśnie, gdy magia przepływała przez jego wątłe ciało, jak ogromna rzeka, czuł niezwykłą siłę, będącą jego siłą, która zdawała się emanować na całe pomieszczenie, lecz wiedział, że jest to tylko złudzenie.

Czuł się tak, jakby mógł, jednym kiwnięciem palca, podporządkować sobie świat. Magia dawała uczucie mocy i potęgi, zaś sam czuł się tak, jakby był pod wpływem dużej ilości alkoholu i substancji narkotycznych, zaś wszystko wzmagało się, czekając na ujście.

Nie mniej jednak, siła woli Lisa nie pozwoliła na poddanie się urokom i pokusom magii. Jedynie oczami duszy, patrzył na wir, pieszcząc go wzrokiem, a jednocześnie śmiejąc się szyderczo.

Pod tym względem przypominał magię. Kochał ją bardziej niż wszystko, co istnieje na świecie razem wzięte, był w stanie poświęcić dla niej wszystko i to właśnie zrobił, swoim dotykiem wprawiał ją w drżenie, a jednocześnie szydził z niej, będąc równie brutalnym dla niej jak ona dla niego.

Nawet z tego czerpał coś w rodzaju przewrotnej przyjemności.

Myślą przelał magię w siłę, za której sprawą mógł uczynić coś, czego nigdy nie dokonałby bez niej.

Za sprawą magii zamknął wodór osłonie, którą ścisnął tylko po ty, by zgromadzić wokół niej tlen i zamknąć go w podobnej osłonie.

Dantlan czuł przez cały czas, w jakim miejscu jest jego pocisk, pędzący szybciej niż wystrzelona z łuku, strzała.

Wilkołak miał pecha o tyle, że był silny oraz szybki, więc tym gorzej dla niego, ponieważ każdy humanoid wiedział, iż coś takiego jest nie tylko bolesne, ale wyrządza więcej szkód niż normalne uderzenie, co potwierdzają prawa fizyki.

Grot bezbłędnie trafił w pierś stworzenia, wbijając się na żądaną głębokość, zamykając otwór, jaki zrobił, by eksplozja nie mogła się wydostać na zewnątrz.

Osiągnięty został również inny cel. Wyraźnie spowolniło to Wilkołaka i było pierwszym ciosem, który ten odczuł, lecz to nie był koniec.

Chwilę później tlen został uwolniony, zaś moment później spotkał się on z wodorem, wyzwalając reakcję, zapoczątkowującą eksplozję, która wstrząsnęła istotą, która zatoczyła się lekko do tyłu.

Na tym jednak, Mag nie poprzestał, rozpoczynając kolejne zaklęcie. Choć wymagało mniej sił, było o wiele gorsze.

W ty czasie Keith wypuścił płonący bełt z kuszy, który wbił się w łeb stworzenia, lecz ono tak jakby nie zauważało tego. Płomień tymczasem ogarnął całe futro, ale to również nie wydawało się mu przeszkadzać.

Nagle Wilkołak zawył, a płomienie zniknęły, zaś na skórze wyrosła nowa sierść. To jednak przerwał mu Vaelen, który cisnął w stworzenie różnokolorową kulę, ale nie trafił.

Tymczasem Honogurai przeniósł się na tyły istoty i spróbował wyprowadzić cios mieczem, ale... przewrócił się na jabłku. Dantlan nie potrafił zrozumieć, jak można być tak nieuważnym i ciamajdowatym...

Zdołał się jednak podnieść, ale bez broni. Wilkołak nawet nie zamachnął się, a jedynie pacnął swoją ofiarę, która odleciała malowniczo, niczym szmaciana lalka, lądując pod ścianą. Krew płynąca z ust mogła świadczyć o złamaniu żeber.

Feliks z zaostrzoną nogą od stołu zaatakował wielkie cielsko, ale ten chwycił prowizoryczną dzidę i odrzucił mężczyznę na półkę z książkami.

Nie mniej jednak był względnie twardym i wytrzymałym osobnikiem, więc nic mu się nie stało.

Moment później Wilkołak został zaatakowany z kilku frontów, nie mając szansy na obronę, ponieważ miecz przeciął mu pachę, przechodząc przez ramię, Tatro za pomocą młota bojowego, zmiażdżył tamtemu rzepkę, Halg, który wcześniej nie mógł znaleźć spustu, wreszcie go znalazł i wystrzelił, trafiając prosto w łeb, który aż przechylił się do tyłu, ale nic poza tym.

Lenard, jednocześnie z poprzednimi uderzeniami, ciął Wilkołaka miedzy łopatki, przez co krew trysnęła na podłogę.

Przez ten czas Lis powoli konstruował zaklęcie, obserwując, ale nie próżnując.

Jego obecne zaklęcie polegało na zabezpieczenie małżowin usznych w taki sposób, by nie wydostawał się przez nie żaden dźwięk, co było najważniejszą czynnością, gdyż bez tego, ofiarą padliby wszyscy w pomieszczeniu.

Po odizolowaniu, rozpoczął się ruch cząsteczek, który wywołał fale akustyczne, a te wzmocnił na tyle, iż osiągnęły pułap stu pięćdziesięciu decybeli.

Efekt był idealnie widoczny, a także słyszalny, ponieważ z uszu Wilkołaka trysnęła krew przy akompaniamencie echa tego, co uczynił.

Całą serię kontynuował Keith, który skuł lodem oczy istoty, zaś Dantlan postanowił jeszcze dorzucić coś od siebie.

Wykonał obrót z machnięciem, zaś z kostura wystrzeliła prosta kula ognia. Ona dokończyła działa masakry. Były kot upadł, sprawiając wrażenie martwego.

Coś się jednak nie zgadzało. To było dużo za proste. Po jednej salwie nastąpiła śmierć tak wymagającego przeciwnika? Nie zdziwiłby się, gdyby jeszcze żył, więc na wszelki wypadek zaczął konstruować kolejne zaklęcie ofensywne, odmienne od wybuchu.

Tymczasem Feliks i Honogurai podnosili się z podłogi, ale nagle Wilkołak ponownie podniósł się na nogi, stając na łapach i wykonując obrót.

Przed lecącymi łapami nikt nie zdołał uskoczyć, w tym Lis, który uśmiechnął się drwiąco, podnosząc się na nogi.

To było za mało, bo wytrącić go z równowagi lub zdekoncentrować, więc nie przestał układać zaklęć, gdyż do tamtego dołączyło jeszcze jedno, przez co koncentrował się na dwóch zaklęciach.

Umożliwiała mu to zdolność koncentracji na wielu przedmiotach na raz, czemu często dawał wyraz na targu, a ludzie gapili się z otwartymi ustami.

Bynajmniej praca nad dwoma czarami nie odcięła go od otoczenia, gdyż jeszcze jakaś część umysłu zdolna była poświęcić temu uwagę.

W tym samym czasie Wilkołak ponownie zaczął wyć, a dywan zmienił kolor. Połowa należąca do pomarańczowej ściany, zrobiła się biała, gdy ta spod drzwi, dalej była czerwona.

Jasnym było to, że leczył się poprzez skowyt, zaś dywan jest jego środkiem, który go uleczy. To wprawiło Dantlana w zastanowienie. Zastanawiał się, co by się stało, gdyby zniszczyli ostatnią część, dzięki której może się uleczyć.

Istniała również druga teoria, zakładająca, iż dywan jest ściśle powiązany z tym, ile jeszcze zdoła wytrzymać Wilkołak. Była to bardziej optymistyczna wersja i, według Lisa, znacznie mniej prawdopodobna.

W pomieszczeniu akcje nie ustały, co śledził z uwagą, bujając się na kosturze to w przód to w tył.

-Ty. Ty zginiesz pierwszy-rzekło stworzenie, rzucając się na niego. Nie miał szansy na uskoczenie ani unik, ale nie znaczyło to, że był bezbronny. Miał magię i dwa prawie gotowe zaklęcia.

Logika wskazywała na to, iż to właśnie on zadał najpoważniejsze rany, gdyż to właśnie on został obrany na cel.

Widział, jakby w zwolnionym tempie, jak kły i pazury zbliżały się do niego wolniej niż powinny. Na tyle wolno, że zdołał to przemyśleć.

Dzięki adrenalinie, która była również w nim. Ów hormon zwany "Walcz lub uciekaj", uaktywnił się już na początku walki, usprawniając ciało i starając się odciąć umysł.

Teraz dostał kolejny zastrzyk adrenaliny, lecz jego siła woli nie pozwoliła na poddanie się strachowi ani wyłączeniu umysłu.

Widząc naturalne bronie, które miały zacisnąć się na nim, przyjął raczej z chłodnym lekceważeniem, bujając się na kosturze.

Zaklęcia były właściwie gotowe i czekały na użycie, gdy nagle przed niego wskoczył Halg, zasłaniając Maga swoją tarczą.

Wrzask bólu Krasnoluda przeszył powietrze, a po nim nastąpiło ciche uderzenie tarczy o podłogę, poprzedzające chwycenie Halga za ramię i po wykonaniu pełnego obrotu, rzucił o ścianę Krasnoludem.

Na ten widok, oczy Dantlana zwęziły się z irytacji, lecz już chwilę później zastąpił to jedynie chłodny, wyrachowany wzrok, który wyraźnie mówił, iż to, co uczynił z Krasnoludem, przekroczyło pewną granicę.

Dyski, które chciał przywołać, miały wystrzelić, ominąć Vanyę i wbić się w brzuch wszystkie, by zanurzyły się na całą ich średnicę, przecinając ciało, by w końcu całkowicie odciąć nogi od reszty ciała.

Im mocniej Wilkołak stara się poruszać w kierunku przeciwnym do ich zmierzania, tym bardziej wgłębiają się i przecinają wnętrze, mrożąc je tak, że nie miało szans się zagoić.

Dyski zawsze poruszają się tak, by przecinać Wilkołaka w sposób, w który jakby starały się uciec od Lisa. Zupełnie, jakby Mag i dyski były jednym odcinkiem na układzie współrzędnych, gdzie jeden koniec stanowiły one, zaś drugi, Dantlan.

Zmiana położenia końca, który był młodym Magiem, powodowała zmianę kierunku cięcia, gdzie przebiegało ono dokładnie od Maga, który mógł być porównany do magnesu o tym samym biegunie. Magnes z Maga był nieruchowy, więc ostrza musiały się ruszać.

Ponadto, im Wilkołak był bliżej Lisa, tym mocniej strony odpychały się.

Zmiana w fundamencie zaklęcia przebiegła w ostatniej chwili, ponieważ wpadł on na nowy pomysł, zaś dodatkiem było uzależnienie kierunku cięcia od położenia Dantlana.

Trzecie zaklęcie, jakie kształtował, było proste, zaś drugie było już gotowe do użycia.

Postanowił wykorzystać je wtedy, kiedy Wilkołak mimo wszystko, będzie miał szansę dotrzeć do niego.

Miało ono być tarczą, otaczającą go niczym kokon, który chroni przed ciosami istoty, zaś im mocniejszy był atak, tym silniejsza była kontra tarczy.

Jak dało się domyśleć, nie była ona zwykłą osłoną. Ciosy istoty kumulowała w sobie i natychmiast oddawała je ku właścicielowi z podwójną siłą i szybkością, chroniąc go nawet przed delikatnym dotknięciem futrzaka.

Uaktywniała się ona jedynie przy ciosie na właściwej odległości od ciała Maga, więc nie potrzebował magii do podtrzymania jej.

Trzecie miało przyciągnąć do niego wszystkie owoce i warzywa, jakie zostały, więc tylko machnął kosturem, jakby coś przywoływał pod nogi, natomiast wszystkie owoce i warzywa pospiesznie przyleciały pod jego nogi, gdzie zebrał je.

Szybko machnął ręką pozostałym, dając znak, że da sobie radę, jednocześnie posyłając wzrok, wyraźnie mówiący o ataku, kiedy tylko Wilkołak skupi na nim całą swoją uwagę.

Nie chciał, żeby ten owłosiony, koci neandertalczyk cały czas go irytował, a Patrowi pokazał oczy i uszy, co miało znaczyć, by w to właśnie strzelał.

Miał zamiar umieścić wiśnie na wiśniowym regale z książkami, zielone jabłko na zielonym regale z alkoholem, białą pietruszkę tak, by stykała się z białą ścianą, natomiast żółty banan z żółtym żyrandolem.

Miał jednak w zanadrzu przygotowane jeszcze jedno zaklęcie, które był gotów uaktywnić.

Polegało ono na stworzeniu chmury lepkiego kwasu, lecz jedynie w obrębie głowy tamtego. Kwas miał przylgnąć do skóry, błyskawicznie wchłaniając się w nią, powodując jednocześnie przerażające oraz porażające swędzenie.

Wywoływało ono uczucie, ewidentnie mówiące, iż należy zdrapać wszystko z twarzy, przez co nie dało się tego zignorować, powodując ciągłe, mocne drapanie, aż do zdrapania twarzy do kości.

Nie mniej jednak kwas przeżerał ciało również bez pomocy paznokci czy pazurów lub szponów. Czynił to z niezwykłą szybkością., a potrafił przeżreć nawet kości.

Inną sprawą było to, iż powinno wyżreć oczy wraz z powiekami, po czym przenieść się wgłąb czaszki, gdzie niszczyło mózg. Dostać się do środka powinno również przez uszy, nos i pysk.

Zdecydowanie było to zaklęcie należące do serii bardziej brutalnych i niszczycielskich.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 26-04-2009 o 00:23.
Alaron Elessedil jest offline