Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2009, 21:18   #402
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
„Bestia zrodzona ze strachu”… Mercedes zastanawiała się chwilę nad słowami starca. Strach… A czymże był strach dla wampira? O co ona, Ortega, miałaby się lękać? O własne życie? To niedorzeczne. Mało, że nie żyła prawdziwie od dwóch setek lat to jeszcze nie opuszczało ją wrażenie, że nic ją na tym ziemskim padole nie trzyma. Więc czego? Cierpienia? Była Toreadorem. Na co dzień radziła sobie z bólem w najróżniejszych wymiarach. Radziła, w swój, może wysublimowany nieco sposób, ale znosiła go ustawicznie, bez względu na upływ czasu.

Fakt, to przez to utopiła się w nałogach, zatraciła się w sobie samej, ale jednak całość tych doświadczeń sprawiła, że ból nie był dla niej niczym obcym. Wręcz przeciwnie, czuła, że w miarę upływu czasu zrosła się z nim w jedną nierozerwalną całość, był jej częścią, jej esencją. Żyli niemalże w doskonałej symbiozie. Ból wrósł się niczym pasożyt w jej ciało ryjąc w jej wnętrzu coraz to nowe i głębsze korytarze. Tak… Zarówno fizyczne jak i psychiczne katusze już jej nie przerażały. Chyba bardziej przerażało ją życie...

Lasalle zaoferował jej co prawda inną opcję, ale ją przecież odrzuciła. Nie miała o to do siebie pretensji. Mercedes Ortega nie nadaje się na związki. Prędzej czy później znudziła by się nim, zaczęłaby nim gardzić i upokarzać. Może śmierć nie była dla Antoine takim znów złym zakończeniem? Bo "żyli długo i szczęśliwie" z Mercedes przy boku po prostu nie wchodziło w grę. Nie mogła pozbyć się też wrażenia, że on sobie to z premedytacją zaplanował. Może jego śmierć była skrupulatnie przeprowadzonym samobójstwem? Ale po co miałby zakończyć swoje nie-życie? Oczywiście by od niej, Mercedes, uciec. Zaoferował jej wszystko co miał a ona po prostu cofnęła ręce. Nie powiedziała stanowczego "nie", wręcz przeciwnie, zwodziła go i odwlekała decyzję w czasie co musiało doprowadzać go do szaleństwa, aż wreszcie całkowicie pozbawił się złudzeń. Zrozumiał, że pokochał nieczułe i amoralne monstrum, a dla duszy tak wrażliwej jak jego mógł być to cios, który strącił go ze skraju przepaści. Dlaczego więc nie zaryzykowała? Przecież coś do niego czuła. Widać "coś" to za mało, a na więcej w wypadku Ortegi nie ma po prostu co liczyć...

Po co w ogóle nad tym rozmyśla? Może dlatego, że od zawsze lubiła się nad sobą użalać, lubiła zadawać sobie ból? Masochistyczna wapirza zdzira. Oto kim była i, na Gehennę, było jej z tym do twarzy.

Nie postawiła na zmiany, czy to znowu takie dziwne? Na wielu gruntach stroniła od odstępstw, wyznała swoje sztywne zasady. Trwała w obronnej pozycji nie chcąc widzieć zmian. Myślała może nawet, że jeśli nie zechce ich dostrzegać to tak naprawdę one nie nadejdą? Ale zmiany nadchodziły... Ortega czuła ich chłodny oddech na karku choć nadal uporczywie nie odwracała głowy by dokładniej im się przyjrzeć.

Hamlet zadał sobie kiedyś pytanie: "Być albo nie być". Banalne ludzkie rozterki... A co z trzecią alternatywą, nie mającą nic wspólnego z dwiema pozostałymi? Wampirzy żywot był przecież czymś pomiędzy. Stanem, który wypłukany jest z ludzkiej witalności a zarazem pozbawiony spokoju i wytchnienia, jakie niesie z sobą śmierć. Półśrodek przedłużający istnienie, ale będący jedynie jego marną imitacją. Kainici są jak muchy zawieszone na półprzezroczystej nici pajęczyny, zaledwie cienka bariera odgradza ich od śmierci i szaleństwa. Ortega miała wrażenia, że przez cały czas swojej wampirzej egzystencji nie żyje prawdziwie, jedynie… czeka? Snuje się w swojej wąskiej rzeczywistości przeżywając każdy kolejny dzień dokładnie tak samo jak poprzedni. Wpadła w sieć monotonii i rutyny. Oczywiście czerpała ze swojej codzienności sporo przyjemności, ale właśnie do zaspokajania takich banalnych potrzeb się jej życie sprowadziło. Było pozbawione wyższego celu. A wiadomo, bez ideologii, bez dalszej perspektywy każdy w końcu gnuśnieje i traci apetyt na życie. O zgrozo, czy właśnie nazwała tą swoją wegetację życiem?!

Nie zmieniało to jednak faktu jak się czuła. Przyczajona, bierna, zawieszona w niebycie... Jakby cały czas na coś czekała. Mucha obleczone w kokon, odliczająca czas. Ale czas do czego? Do metamorfozy? Aż z muchy zamieni się w pięknego motyla? To zdarza się tylko w bajkach, a bajki o wampirach nie istnieją. Chyba, że… wampir jako czarny charakter ginie na końcu z ręki pozytywnego bohatera. Tyle, że w tym świecie nie ma miejsca na pozytywnych bohaterów. Nie można nikomu ufać, każdym kierują jego ukryte pokrętne cele.

Tak. Jest muchą. Szamoczącym się w sieci insektem, o którym niebawem przypomni sobie pająk i przyjdzie skonsumować na kolację. Tylko komu przypadnie w udziale? Od pająków aż się roiło. Vykos, a może tajemnicza kobieta o ciele węża? Ktoś z pewnością sprowadzi koniec. Ktoś utka tak gęstą pajęczynę, że wyłapie wszystkie okoliczne muchy, z Mercedes na czele.

Kiedyś Ortegę uderzył pewien obraz. Przechadzała się wieczorem ulicami Mediolanu zaglądając do butików na jednej z głównych ulic miasta. Manekiny przywdziane w piękne różnobarwne stroje spoglądały na nią z pustym wyrazem twarzy zza przeszklonych witryn. Wówczas naszła ją ta niepokojąca myśl. Co różni ją od tych lalek? Ma w sobie równie dużo życia i emocji co każda z nich.



Makiety. Imitacje ludzi. Idealne regularne rysy twarzy, wąska talia, nienaturalnie wręcz smukłe i długie nogi... Ideał stworzony jako dodatek do ubrań i butów. Czy tym była? Kukłą? Możliwe. W zasadzie ta myśl nie była aż taka znowu odpychająca. Dobrze było nic nie czuć. Chwilowy napad emocji już zaczynał jej przechodzić. Ze śmiercią Lasalla szybko przeszła do porządku dziennego, co jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że jest bezwzględnym, wypranym z uczuć potworem. Fakt, zareagowała neurotycznie, ale teraz znów była tylko manekinem. Stanęła w przedpokoju drewnianej chatynki i podziwiała swoje odbicie w szybie niewielkiego okienka. Niemal widziała na sobie tą powłokę odbierającą jej ludzki wygląd. Warstwę połyskliwego plastiku o kolorze kości słoniowej. Dzieło sztuki wystawione w otwartej galerii zwanej światem, z przypiętą tabliczką "Nie dotykać".

Nie bała się konfrontacji z demonem. Zdobędzie kamień, a później zobaczy się co dalej. Lasalla już nie było. Pierwszy żal i tęsknota minęły pozostawiając w środku wielką czarną wyrwę wielkości boiska footballowego. Czyli nic czego Ortega by wcześniej nie znała. Gdyby była cyniczna rzekłaby - standard. Ale zaraz, zaraz. Przecież była cyniczna! W takim razie można powiedzieć jasno i wyraźnie: Bye bye rozterki sercowe, zapraszamy do środka marazm i apatię. Jak miło znowu was widzieć! Prawie się stęskniłam…

Zerknęła z pewnym niepokojem na Shizu. Jej córka miała zdecydowanie zbyt dużo do stracenia. W zasadzie była też jedynym słabym punktem Mercedes. Nie kochała jej szczerą rodzicielską miłością, o nie. To się wśród wapirów chyba rzadko zdarzało. Prawdopodobnie kierowało nią coś na kształt zwierzęcego instynktu. Arakawa była jej potomkiem. Przedłużeniem jej linii, krwią z jej krwi. Chciała zapewnić jej bezpieczeństwo, ale czy za wszelką cenę? Czy tak jak to bywa w przyrodzie jest w stanie chronić swoje potomstwo za cenę własnego życia? Odpowiedziała sobie w duchu na to pytanie i zrozumiała nagle jak powinna postąpić. Doświadczyła czegoś na kształt olśnienia, niczym budda siedzący pod swoim drzewem figowca.

Jej twarz stężała jakby spowił ją zwyczajowy chłód. Spojrzała córce w oczy i dopiero teraz delikatnie się uśmiechnęła.
-Shizu... Posłuchaj mnie uważnie, oto co zrobisz - jej głos był zdecydowany, nie pobrzmiewała w nim już niedawna nuta szlaeństwa. -Zawołasz tutaj Simona i posiedzicie sobie razem. Ja w tym czasie pójdę po kamień. Jeśli nie wrócę do świtu przenocujecie u starca, Simon będzie nad tobą czuwał. A gdy wstanie kolejny księżyc wsiądziecie do samochodu i wrócicie do Reykjaviku. Nie pójdziesz ze mną dalej, słyszysz? Po prostu… Posiedź sobie tutaj, odpocznij, nie myśl o niczym… (dominacja)

Manipulowanie Shizuką wydało jej się teraz koniecznością. Czy można dopuścić by JEJ krucha delikatna Shizuka doświadczyła konfrontacji z demonem? Głupie pytanie. Nie można. Oczywiście, że nie moża... Koniec kropka, podjęła już decyzję. Teraz jednak zerknęła na Nożownika szukając w jego oczach aprobaty. Był on jedną z najbliższych jej osób i w tej pojedynczej chwili miała po prostu nadzieję, że pojmuje i pochwala jej tok rozumowania.

- Tyler, chyba rozumiesz, że nie mogę jej narażać? Zostań z nią proszę i dopilnuj by włos jej nie spadł z głowy. Jeśli mi się nie uda... jeśli nie wrócę... zabierz ją z Reyku. Obiecaj mi to. Nie ma się co dłużej oszukiwać. Coś się wydarzy, a Islandia będzie parszywym epicentrum. Najlepiej złapcie pierwszy lot do Paryża. Znam mojego ojca, bywa kapryśny ale w kwestiach rodziny można na nim polegać. W razie potrzeby zajmie się moją córką. Proszę...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 27-04-2009 o 21:30.
liliel jest offline