Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2009, 14:08   #401
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Shizu westchnęła.

Świetnie. Postrzelone, bezwzględne wampiry, magiczne kamienie, zapowiedź końca świata i teraz jeszcze demony strzegące wrót do piekła. Kto by pomyślał, że kilka tygodni temu jej największym problemem było ukrycie zmęczenia pod makijażem. Nagle hasła Greenpeace nabrały złowieszczego znaczenia.

Go, go Shizu!

- Po dzisiejszej nocy nic nie będzie mi się zdawać niemożliwe. - wstała i podeszła do okna. - Ale jeszcze mam jedno pytanie. Mówiłeś wcześniej, że to ziemia przywołała pradawne zło. Jakie zło? I czy zabierając kamień możemy je obudzić lub, co gorsza, wypuścić?

- Pradawne zło... to właśnie Ognisty Byk.

- Czyli nie zdenerwować go bardziej, niż będzie to potrzebne.
- Kiwnęła głową, że zrozumiała. To, że nie zabrała żadnej broni, nagle wydało jej się straszną głupotą. Ale z drugiej strony nie przewidziała wycieczki do Wrót Piekła i odwiedzin u wujka strasznego Demona. Wyrzuty sumienia minęły definitywnie, kiedy uświadomiła sobie, że nawet strzelba na słonie ze srebrnymi nabojami pewnie niewiele by tu dała.

Co jakiś czas kątem oka spoglądała na Matkę. Nie trzeba było mówić jej o Lasalle'u, popełniła wielki błąd. Teraz potrzebna była ta ostra, pewna siebie, wyniosła Ortega, która bez mrugnięcia kazała jej zabić wojaka, a nie zmęczona nie-życiem, wrażliwa malarka, która zaczyna wariować. Nie to, żeby Matka zmieniła się w ciągu ostatnich dni. Ona w sobie nosiła wiele osobowości, tyle że czas był nieodpowiedni akurat na tę jedną. Jak tu myśleć o Demonie i tych Jakże Fantastycznych Kamieniach, skoro Matka źle się czuje?

A może właśnie jak się czymś będzie musiała zająć to się jej lepiej zrobi? W końcu to wampirzyca czynu, a nie rozlazła klucha jak...

"...ja. Naprawdę nie rozumiem czemu mnie zmieniłaś. Dla kaprysu? Dla żartu? "

I jeszcze ta gadka o "cierpieniu" i "wyborze". Przecież całe życie polega na wyborach! Tylko dlaczego ostatnio robią się coraz bardziej "ostateczne"? Shizu nie bała się cierpienia. Nigdy. Bała się utraty tego, co kocha. Tego, do czego się przywiązuje. Może powinna zakopać te wszystkie cholerne sentymenty głęboko w śniegu, albo złożyć na dnie zamarzniętego jeziora i przejść na tryb "wampir"? Ale co miałoby to oznaczać? Zezwierzęcenie? Wielkie mi wyzwanie. Zwierzakiem każdy być potrafi.

Szkoda, że bilans wychodził na minusie. Miała kamień, ale Roland i wojak zginęli. Oddała kamień, zginął Lasalle. Teraz Artur miał kamień.

Spojrzała na komórkę. Pomachała nią nad głową i dokoła siebie. Co było do przewidzenia, zasięgu jak nie było, tak nie ma.

I po tym wszystkim znów chce pchać się po kamień. Z członkami rodziny, która jej jeszcze pozostała. Z Matką i Tyronem. Prosto w paszczę, zapewne ziejącą ogniem. No bo po co się oszczędzać?

Idź na całość! Idź na całość! Idź na całość!

- Żeby to wszystko szlag trafił. - westchnęła pod nosem, opierając łokieć na parapecie.

"Ha! Ale przecież właśnie po to ładuję się w całe to bagno po pas, żeby szlag jednak się nie zdarzył!"

Miłosierna samarytanka się znalazła! Shizu skupiła się na tym, co migło jej za oknem. Piękny widok gór pokrytych śniegiem w poświacie księżycowej. Puściła wodze fantazji, żeby dojrzeć na stoku jeszcze trzy samotne wampiry podczas wyprawy do centrum zła. Westchnęła. Skąd się bierze ten sarkazm? Czyżby reakcja psychiczna na trzecie poważne zagrożenie życia w ciągu 48 godzin?

Nie, to musi być coś innego. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem.

Demon, straszliwy Demon, którego nikt nie spytał o imię. Który wściekle szczerzy zęby warując przy bramie piekielnej. Zrodzony ze strachu. Pewnie też się nim żywi. Wykorzystuje go, aby złamać niepokornych.

W takim wypadku będzie płonął. Specjalnie dla wampirów. Specjalnie dla Shizu, dla której teraz nawet zapalniczka zdawała się przedmiotem szatańskim. Ale czy ten kamień nie jest tam właśnie najbezpieczniejszy? Po co go wydzierać ziemi?

Z drugiej strony Vykos też musi o nim wiedzieć. Dlatego lepiej mieć kamień przy sobie niż dać go tej, tej...Grrr.

Zęby same Shizu zazgrzytały.

Vykos nie cofnie się przed niczym. Sytuacja, w której postawiono by ultimatum "Matka" lub "Kamień" nabrało realnych kształtów i uderzyło japonkę z taką siłą, że odrzuciło ją o krok od okna.

- Bez kamienia nie mamy szans wobec Vykos. Jeśli nie zgodzimy się na jej warunki, będzie chciała nas zniszczyć. - mówiła na tyle głośno, żeby słowa docierały do pozostałych. - Kamień daje ochronę tylko strażnikowi. Wychodzi z tego, że tak czy inaczej przyjdzie nam poświęcić życie przez jedną znudzoną staruchę.

- Gdyby się miało okazać, że nie wyjdę z tego w jednym zimnym kawałku, powiedź mi. Miałaś jakiś głębszy sens, kiedy dawałaś mi drugie życie?
- spojrzała prosto w oczy Matce.

Widocznie szaleństwo bywało zaraźliwe.

Mercedes podeszła do córki, przeczesała palcami jej czarne lśniące włosyi i niespodziewanie pocałowała ją w czoło.
- Głębszy sens? – szepnęła wzruszywszy ramionami. – Shizu, nie zrozum mnie źle, ale… sama nie jestem do końca pewna dlaczego cię stworzyłam. To było jak impuls. Nagła potrzeba, którą należy zaspokoić niezależnie od ceny. Kiedy cię zobaczyłam, tam na lodowisku, po prostu wiedziałam, że chce cię dla siebie. Wiem, to brzmi potwornie egoistycznie, mogłam była nie mówić tego na głos… Nie snułam żadnych planów gdy dawałam ci nowe życie, na nic nie liczyłam. Może jedynie… zaczęła się we mnie tlić nadzieja, że będę odrobinę mniej samotna. A może chciałam się też zrealizować jako matka? Jako śmiertelniczka nigdy nie miałam dzieci, a przecież każda kobieta prędzej czy później dojrzewa do macierzyństwa. Jesteś moją córką, Shizuko. Krwią z mojej krwi. Nie doszukuj się w tym głębszego sensu. Czy nowo narodzone dziecko, które dopiero co opuściło łono matki rozmyśla nad sensem życia? „Dlaczego ja?” „dlaczego ona?” „dlaczego teraz i tutaj?”. Stało się, zaakceptuj to kochanie i już nie roztrząsaj. I nie waż się choćby przypuszczać, że nie wyjdziesz z tego w jednym kawałku. Dopóki będziesz pod moją opieką nic ci się nie stanie. Nikt cię nie skrzywdzi. Chyba, że po moim trupie.



- Mamo, ty już jesteś trupem.
- Shizu uśmiechnęła się i otarła się policzkiem o ramię Matki jak łaszący kot. - Wiesz pytałam, bo niektórzy planują sobie dzieci. - wystawiła język, obkręciła się dokoła i stanęła bliżej Tylera. - Prawda? Ale na nas już chyba pora. Komu w drogę, temu czas.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 26-04-2009 o 14:09. Powód: ctrl+I, Ctrl+I, ach ta ilość kwestii dialogowych xP
Latilen jest offline  
Stary 27-04-2009, 21:18   #402
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
„Bestia zrodzona ze strachu”… Mercedes zastanawiała się chwilę nad słowami starca. Strach… A czymże był strach dla wampira? O co ona, Ortega, miałaby się lękać? O własne życie? To niedorzeczne. Mało, że nie żyła prawdziwie od dwóch setek lat to jeszcze nie opuszczało ją wrażenie, że nic ją na tym ziemskim padole nie trzyma. Więc czego? Cierpienia? Była Toreadorem. Na co dzień radziła sobie z bólem w najróżniejszych wymiarach. Radziła, w swój, może wysublimowany nieco sposób, ale znosiła go ustawicznie, bez względu na upływ czasu.

Fakt, to przez to utopiła się w nałogach, zatraciła się w sobie samej, ale jednak całość tych doświadczeń sprawiła, że ból nie był dla niej niczym obcym. Wręcz przeciwnie, czuła, że w miarę upływu czasu zrosła się z nim w jedną nierozerwalną całość, był jej częścią, jej esencją. Żyli niemalże w doskonałej symbiozie. Ból wrósł się niczym pasożyt w jej ciało ryjąc w jej wnętrzu coraz to nowe i głębsze korytarze. Tak… Zarówno fizyczne jak i psychiczne katusze już jej nie przerażały. Chyba bardziej przerażało ją życie...

Lasalle zaoferował jej co prawda inną opcję, ale ją przecież odrzuciła. Nie miała o to do siebie pretensji. Mercedes Ortega nie nadaje się na związki. Prędzej czy później znudziła by się nim, zaczęłaby nim gardzić i upokarzać. Może śmierć nie była dla Antoine takim znów złym zakończeniem? Bo "żyli długo i szczęśliwie" z Mercedes przy boku po prostu nie wchodziło w grę. Nie mogła pozbyć się też wrażenia, że on sobie to z premedytacją zaplanował. Może jego śmierć była skrupulatnie przeprowadzonym samobójstwem? Ale po co miałby zakończyć swoje nie-życie? Oczywiście by od niej, Mercedes, uciec. Zaoferował jej wszystko co miał a ona po prostu cofnęła ręce. Nie powiedziała stanowczego "nie", wręcz przeciwnie, zwodziła go i odwlekała decyzję w czasie co musiało doprowadzać go do szaleństwa, aż wreszcie całkowicie pozbawił się złudzeń. Zrozumiał, że pokochał nieczułe i amoralne monstrum, a dla duszy tak wrażliwej jak jego mógł być to cios, który strącił go ze skraju przepaści. Dlaczego więc nie zaryzykowała? Przecież coś do niego czuła. Widać "coś" to za mało, a na więcej w wypadku Ortegi nie ma po prostu co liczyć...

Po co w ogóle nad tym rozmyśla? Może dlatego, że od zawsze lubiła się nad sobą użalać, lubiła zadawać sobie ból? Masochistyczna wapirza zdzira. Oto kim była i, na Gehennę, było jej z tym do twarzy.

Nie postawiła na zmiany, czy to znowu takie dziwne? Na wielu gruntach stroniła od odstępstw, wyznała swoje sztywne zasady. Trwała w obronnej pozycji nie chcąc widzieć zmian. Myślała może nawet, że jeśli nie zechce ich dostrzegać to tak naprawdę one nie nadejdą? Ale zmiany nadchodziły... Ortega czuła ich chłodny oddech na karku choć nadal uporczywie nie odwracała głowy by dokładniej im się przyjrzeć.

Hamlet zadał sobie kiedyś pytanie: "Być albo nie być". Banalne ludzkie rozterki... A co z trzecią alternatywą, nie mającą nic wspólnego z dwiema pozostałymi? Wampirzy żywot był przecież czymś pomiędzy. Stanem, który wypłukany jest z ludzkiej witalności a zarazem pozbawiony spokoju i wytchnienia, jakie niesie z sobą śmierć. Półśrodek przedłużający istnienie, ale będący jedynie jego marną imitacją. Kainici są jak muchy zawieszone na półprzezroczystej nici pajęczyny, zaledwie cienka bariera odgradza ich od śmierci i szaleństwa. Ortega miała wrażenia, że przez cały czas swojej wampirzej egzystencji nie żyje prawdziwie, jedynie… czeka? Snuje się w swojej wąskiej rzeczywistości przeżywając każdy kolejny dzień dokładnie tak samo jak poprzedni. Wpadła w sieć monotonii i rutyny. Oczywiście czerpała ze swojej codzienności sporo przyjemności, ale właśnie do zaspokajania takich banalnych potrzeb się jej życie sprowadziło. Było pozbawione wyższego celu. A wiadomo, bez ideologii, bez dalszej perspektywy każdy w końcu gnuśnieje i traci apetyt na życie. O zgrozo, czy właśnie nazwała tą swoją wegetację życiem?!

Nie zmieniało to jednak faktu jak się czuła. Przyczajona, bierna, zawieszona w niebycie... Jakby cały czas na coś czekała. Mucha obleczone w kokon, odliczająca czas. Ale czas do czego? Do metamorfozy? Aż z muchy zamieni się w pięknego motyla? To zdarza się tylko w bajkach, a bajki o wampirach nie istnieją. Chyba, że… wampir jako czarny charakter ginie na końcu z ręki pozytywnego bohatera. Tyle, że w tym świecie nie ma miejsca na pozytywnych bohaterów. Nie można nikomu ufać, każdym kierują jego ukryte pokrętne cele.

Tak. Jest muchą. Szamoczącym się w sieci insektem, o którym niebawem przypomni sobie pająk i przyjdzie skonsumować na kolację. Tylko komu przypadnie w udziale? Od pająków aż się roiło. Vykos, a może tajemnicza kobieta o ciele węża? Ktoś z pewnością sprowadzi koniec. Ktoś utka tak gęstą pajęczynę, że wyłapie wszystkie okoliczne muchy, z Mercedes na czele.

Kiedyś Ortegę uderzył pewien obraz. Przechadzała się wieczorem ulicami Mediolanu zaglądając do butików na jednej z głównych ulic miasta. Manekiny przywdziane w piękne różnobarwne stroje spoglądały na nią z pustym wyrazem twarzy zza przeszklonych witryn. Wówczas naszła ją ta niepokojąca myśl. Co różni ją od tych lalek? Ma w sobie równie dużo życia i emocji co każda z nich.



Makiety. Imitacje ludzi. Idealne regularne rysy twarzy, wąska talia, nienaturalnie wręcz smukłe i długie nogi... Ideał stworzony jako dodatek do ubrań i butów. Czy tym była? Kukłą? Możliwe. W zasadzie ta myśl nie była aż taka znowu odpychająca. Dobrze było nic nie czuć. Chwilowy napad emocji już zaczynał jej przechodzić. Ze śmiercią Lasalla szybko przeszła do porządku dziennego, co jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że jest bezwzględnym, wypranym z uczuć potworem. Fakt, zareagowała neurotycznie, ale teraz znów była tylko manekinem. Stanęła w przedpokoju drewnianej chatynki i podziwiała swoje odbicie w szybie niewielkiego okienka. Niemal widziała na sobie tą powłokę odbierającą jej ludzki wygląd. Warstwę połyskliwego plastiku o kolorze kości słoniowej. Dzieło sztuki wystawione w otwartej galerii zwanej światem, z przypiętą tabliczką "Nie dotykać".

Nie bała się konfrontacji z demonem. Zdobędzie kamień, a później zobaczy się co dalej. Lasalla już nie było. Pierwszy żal i tęsknota minęły pozostawiając w środku wielką czarną wyrwę wielkości boiska footballowego. Czyli nic czego Ortega by wcześniej nie znała. Gdyby była cyniczna rzekłaby - standard. Ale zaraz, zaraz. Przecież była cyniczna! W takim razie można powiedzieć jasno i wyraźnie: Bye bye rozterki sercowe, zapraszamy do środka marazm i apatię. Jak miło znowu was widzieć! Prawie się stęskniłam…

Zerknęła z pewnym niepokojem na Shizu. Jej córka miała zdecydowanie zbyt dużo do stracenia. W zasadzie była też jedynym słabym punktem Mercedes. Nie kochała jej szczerą rodzicielską miłością, o nie. To się wśród wapirów chyba rzadko zdarzało. Prawdopodobnie kierowało nią coś na kształt zwierzęcego instynktu. Arakawa była jej potomkiem. Przedłużeniem jej linii, krwią z jej krwi. Chciała zapewnić jej bezpieczeństwo, ale czy za wszelką cenę? Czy tak jak to bywa w przyrodzie jest w stanie chronić swoje potomstwo za cenę własnego życia? Odpowiedziała sobie w duchu na to pytanie i zrozumiała nagle jak powinna postąpić. Doświadczyła czegoś na kształt olśnienia, niczym budda siedzący pod swoim drzewem figowca.

Jej twarz stężała jakby spowił ją zwyczajowy chłód. Spojrzała córce w oczy i dopiero teraz delikatnie się uśmiechnęła.
-Shizu... Posłuchaj mnie uważnie, oto co zrobisz - jej głos był zdecydowany, nie pobrzmiewała w nim już niedawna nuta szlaeństwa. -Zawołasz tutaj Simona i posiedzicie sobie razem. Ja w tym czasie pójdę po kamień. Jeśli nie wrócę do świtu przenocujecie u starca, Simon będzie nad tobą czuwał. A gdy wstanie kolejny księżyc wsiądziecie do samochodu i wrócicie do Reykjaviku. Nie pójdziesz ze mną dalej, słyszysz? Po prostu… Posiedź sobie tutaj, odpocznij, nie myśl o niczym… (dominacja)

Manipulowanie Shizuką wydało jej się teraz koniecznością. Czy można dopuścić by JEJ krucha delikatna Shizuka doświadczyła konfrontacji z demonem? Głupie pytanie. Nie można. Oczywiście, że nie moża... Koniec kropka, podjęła już decyzję. Teraz jednak zerknęła na Nożownika szukając w jego oczach aprobaty. Był on jedną z najbliższych jej osób i w tej pojedynczej chwili miała po prostu nadzieję, że pojmuje i pochwala jej tok rozumowania.

- Tyler, chyba rozumiesz, że nie mogę jej narażać? Zostań z nią proszę i dopilnuj by włos jej nie spadł z głowy. Jeśli mi się nie uda... jeśli nie wrócę... zabierz ją z Reyku. Obiecaj mi to. Nie ma się co dłużej oszukiwać. Coś się wydarzy, a Islandia będzie parszywym epicentrum. Najlepiej złapcie pierwszy lot do Paryża. Znam mojego ojca, bywa kapryśny ale w kwestiach rodziny można na nim polegać. W razie potrzeby zajmie się moją córką. Proszę...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 27-04-2009 o 21:30.
liliel jest offline  
Stary 28-04-2009, 22:26   #403
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Wiedział, że ta rozmowa kiedyś będzie miała miejsce. I chociaż do niedawna wyobrażał sobie Dominika jako bestię opętaną rządzą krwi, która miast wszelkich celów, myśli, marzeń, planów, intryg i postępów ma tylko wielkie, niczym niepowstrzymane łaknienie, to jego aktualna postać była dużo, dużo groźniejsza...

Stary mnich przystosował się do nowych czasów zdecydowanie lepiej niż jego młodszy o może i parę wieków syn. Może to przez to, że wiedział, kiedy się wycofać, kiedy schować się na dobre przed złowieszczymi Sforzami? Może nawet zjednoczył się z nimi? I gdy podstępna Bona konała, zabita przez sprytnego Stańczyka, kto wie, po której stronie był wówczas Dominik...?

To nie była jednak dobra chwila na wspomnienia i dywagacje o przeszłości.

- Drogi Dominiku... - zaczął Robert z delikatnym wahaniem - Pominę uprzejmości i wspomnienia, nie na nie bowiem teraz czas. Znamy się - a przede wszystkim znaliśmy się - także na tyle dobrze, by oszczędzić sobie wszelkich wymuszonych, niezbędnych dla naszych braci uprzejmości. Bądźmy więc szczerzy i bezpośredni. Ja zacznę. Na nic nie wyrażę zgody bez kilku pytań. Pierwsze z nich - gdzie jest Finney? Nim powiem "tak" bądź "nie", chce ją zobaczyć...

- Nie zrozumielismy się, drogi chłopcze. Jak zwykle nie nadążasz. Daję ci na dłoni władzę i prestiż. Choć winnym żywić urazę za przeszłe zdarzenia, mam zamiar cię ozłocić. Potrzebuję jeno twojego zaufania. Nie skrzywdzę Finney, mej wnuczki. Te słowa powinny ci wystarczyć, jesli ja mam uwierzyć twoim.

- A ja pytam się, ojcze, o konkret. Twa propozycja jest dla mnie niezwykle korzystna i jestem za nią wdzięczny, lecz chcę mieć twe słowo i znać konkretną datę i miejscę, w którym zobaczę Finney.

- Uparty, jak zwykle. Ale potrafisz się targować. Finney spotkasz na lotnisku. Nastepnego wieczora po tym, gdy Myca Wykos będzie martwy, a mój podwładny, który tego dokona - J.B.- opuści wyspę.

- J.B.? Jeżeli mamy współpracować, co i tak wydaje się być niebezpieczne, muszę znać twoich współpracowników.

- Naprawdę jesteś taki oporny czy tylko takiego udajesz? Gdyby nie fakt, że wampirowi trudno wyrzec sie ojcowstwa, podejrzewałbym, że zostałeś mi podrzucamy. I pomysleć, że tak dobrze sie zapowiadałeś... Zastanów sie chłopcze, pomyśl! Uważasz, że ruszę na Sashę osobiście i własnoręcznie urwe mu ten łeb, nie budzą zainteresowania naszych kochanych organizacji? Za godzine mam samolot powrotny. Na miejscu zaś pozostanie dwójka mych zaufanych współpracowników - Sonya i J.B. Tylko oni wspólnymi siłami mają szansę zasadzić sie i pokonać Vykosa. Czy twój ptasi móżdżek to ogarnia?

- Doskonale. Temat twojego powrotu także chciałem poruszyć, świetnie się składa. Nie muszę chyba prosić cię o to, byś już tu nie wracał, nie będzie to i tak leżało w twoim interesie. - Aligarii wciąż był spokojny, nie miał zamiaru wykłócać się o zniewagi rzucane przez starego Ventrue - W takim wypadku... Zgadzam się. W przeciągu kilku najbliższych dni przekażę twoim ludziom niezbędne informacje, w tej chwili moje zaangażowanie w wojnę z hrabiną Munk, o której zapewne słyszałeś, i w weryfikowanie plotek o twoim pojawieniu się w mieście skutecznie odsuwały mnie od tej sprawy. Obsługa nowoczesnych urządzeń nie stanowi już dla mnie problemu, pozostaw mi więc odpowiedni numer telefonu. Zastrzegam, nie życzę sobie nieczystych zagrań - jakakolwiek próba dowiedzenia się czegoś od moich ludzi, a nie ode mnie, nie jest mile widzana, mam nadzieje, że się rozumiemy. Mam również nadzieję, iż podczas pobytu tutaj, na moich ziemiach, twoi przyjaciele będą przestrzegać wszelkich obowiązujących tu praw - moi podłwadni z pewnością nie będą ich do tego zmuszać...

Decyzja została podjęta. Chwile jeszcze porozmawiali, nie siląc się nawet na sztuczny, życzliwy ton. Reprezentowali dwie rywalizujące ze sobą strony, dwie sekty darzące się nienawiścią od wielu pokoleń. A teraz przyszło im współpracować. Warunki wydawały się być korzystne zarówno dla księcia, jak i dla biskupa, ale chyba obaj szukali haczyka gdzieś po drugiej stronie...

Na odchodnym Dominik zasugerował, żeby zacząć poszukiwania od jutra, w końcu trzeba cenić czas jego współpracowników. Poza tym, jak sam stwierdził, każdy dzień spędzony w niewoli - nawet najlepszej - nie jest niczym miłym dla Finney. Finney... Gdyby nie ta kobieta, dla Roberta raczej dziewczynka, dziecko, kto wie, czy zamiast umowy nie wpadłby tu właśnie z grupą Brujahów by z laską skierowaną w kierunku serca własnego ojca nie wygłosić szeregu podniosłych słów o jego postępowaniu i należnej karze.

Opuszczając pokój, Stańczyk zaczął już układać w głowie plan działania - tak, by zyskać jak najwięcej, a udostępnić im jak najmniej. Bał się tylko tego, że w tej samej chwili jego ojciec na pewno myślał o tym samym...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 28-04-2009, 23:35   #404
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zanim ruszyli w dalszą drogę, Artur poprosił Lipińskiego by przyniósł mu z samochodu flaszkę z krwią od Shizuki. Dzięki pomocy Karola odzyskał trochę sił, ale nadal był praktycznie cały pokryty oparzeniami. Te kilka łyków Vitae z piersiówki to nadal była kropla w morzu potrzeb, ale przynajmniej przez chwilę czuł się lepiej. Potem błogie uczucie minęło, a on nadal był wrakiem człowieka ... wrakiem wampira, z trochę większą ilością płynu chlupoczącego w żyłach.

Ból był przeszywający, przy każdym kroku czuł części swojego ciała, o których istnieniu słyszy się tylko w filmach na Discovery Channel. Najchętniej położyłby się, zwinął w kulkę gdzieś tu, na tym chłodnym i mokrym śniegu i zasnął. To by była ulga.
Prowadzony przez Karola, powłóczył posłusznie nogami, ale jego umysł powoli odpływał.

”I co? Powiesz mi, co się tam wydarzyło?”- pomyślał. Jeszcze nigdy nie udało mu się w ten sposób skontaktować ze swoim drugim ja, ale to nie znaczyło, że miał zamiar zaprzestać prób- ”Widzę przecież, że ten brzydal jest na mnie za coś wściekły. Chyba o mało mnie nie zabił. To znaczy, zaraz po tym, jak o mało mnie nie zabiła Vycos. Coś Ty zrobił, niemoto jedna? Pewnie zaatakowałeś, co? Bez Lipińskiego to nie miało sensu! A teraz nie wiem, na czym właściwie stoimy. A Nosferatu i tak pewnie żałuje, że mi nie wbił kołka między żebra, więc wypytanie go odpada.”

Artur wciągnął powietrze i westchnął głęboko. Skrzywił się zaraz, bo płuca poruszyły jakieś złamane żebro, które jeszcze nie miało okazji się zrosnąć. Niech to szlag.

”Kim ty właściwie jesteś? Pierwszy raz się przyczepiłeś, jak chciałem wypić trochę krwi z tej dziewczyny. Skończyło się to chodzeniem w szlafroku do kościoła. Potem w czasie walki z wiedźmami, co prawie mnie zabiło. Potem prawie zabiłeś Shizukę, kiedy ja chciałem ją ratować. I teraz to. Ciągle przez ciebie ktoś prawie ginie. W końcu przesadzisz. Masz zamiar wdzierać się w moje życie za każdym razem, gdy nie będę postępował zgodnie z Twoim chorym kodeksem moralnym? Jestem wampirem! Muszę pic krew! I jestem policjantem, muszę czasem blefować!

Portman nie był pewien, ale wydało mu się, że gdzieś w swojej głowie usłyszał cichutki śmiech. Ale może był to wiatr gdzieś wśród szczytów gór.
Postanowił skupić się na pięknych widokach dookoła.



Wiele jęknięć z bólu później, między zboczami gór pojawiło się światełko. Powoli rosło, aż wreszcie ukazało się schronisko górskie. Początkowo oba wampiry przyspieszyły kroku, ale potem, chyba jednocześnie, zwolniły.
- Nie wejdziemy tam tak, co?- stęknął Artur, zerkając na Karola i krzywiąc się lekko, po czym zaczął się wpatrywać w tak pożądane schronienie. Po chwili znowu zerknął na swego towarzyszy- Cholera, co za problem? Niewidoczność i tyle, nie?
„Jeśli tylko uda mi się skupić mimo tego bólu”- Artur zamknął oczy, myśląc o wizerunku osoby, którą chyba najłatwiej byłoby mu skopiować (Maska Tysiąca Twarzy).
Po chwili przed Lipińskim stał... Portman. Różnica polegała na tym, że ten Portman był czysty, zdrowy i ubrany w porządną sportową kurtkę. Nie licząc braku jakichkolwiek bagaży, nie powinien wzbudzać zbytniego zainteresowania.
- Ty też znasz tę sztuczkę, prawda? Mam nadzieję, bo mi mówienie nadal sprawia problem- powiedział, krzywiąc się na iluzorycznej twarzy.

„To jest to. Sam nie wiem, co siedzi w mojej głowie, nie mogę przewidzieć, jak się zachowam w sytuacjach stresowych, a teraz jeszcze muszę użyć tej wampirzej iluzji, żeby wyglądać jak ja sam. Mam dość.”
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline  
Stary 28-04-2009, 23:53   #405
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Wampir uśmiechnął się wysuwając do przodu swoje kły. Wyglądał na to, że ta dziewczyna nie miała zamiaru ustąpić ... co oczywiście oznaczało kłopoty i walkę na pięści, w której Donovan, nie czuł się aż tak pewnie ... żałował, że nie miał noża lub jakiegoś miecza ... z kawałkiem żelastwa zawsze mu lepiej wychodziło. Miał naturalny talent, a poza tym dużo więcej ćwiczył walkę z bronią ... dawała ona dodatkowy atut, a jeszcze w USA nauczył się, że każda walka na "ulicy" nie ma reguł. Należy wykończyć wroga zanim on zrobi to z tobą. Doskonale zdawał sobie z tego sprawy i nie zamierzał ustąpić.

Oczywiście nie był żołnierzem, nie był jakimś pieskiem na posyłki, ale Robertowi bądź co bądź zawdzięczał życie, czy tamten chciał go wykorzystać czy nie ... to była już zupełnie inna sprawa. Musiał teraz być ostrożny.

Naprężył muskuły jednocześnie przygotowując się do walki [Akcelaracja, Odporność, Potencja]

-Obawiam się, że muszę przejść ... - powiedział i nie czekając na jej reakcję ruszył biegiem. W połowie długości korytarza odbił się, wpadł na nią i razem wpadli do jednego z bocznych pokoi rozwalając całkowicie drzwi wejściowe. Dziewczyna mimo, że była zaskoczona zdołała uderzyć go mocno w brzuch i przerzucić. Dwa wampiry zaczęły wstawać ... była szybka i mocna ... przeleciało mu przez myśl, gdy obserwował jej ruchy ... niestety musiał się zapatrzeć i cios w szczękę sprawił, że przeleciał przez łóżko lądując na podłogę. Skoczył na równe nogi, jednocześnie wyprowadzając potężny cios na brzuch ... oboje przeciwnicy odskoczyli od siebie.

Alex wiedział co musi teraz zrobić. Nie było czasu na zabawy, trzeba było dorwać jakiś kawałek drewna czy czegokolwiek, użyć jako broni i zabić tą dziwkę, za nim ona zrobi to z nim. Atakować i nie pozwolić jej odpocząć ... ostatecznie miał pod kurtką pistolet, który powinien załatwić sprawę, gdyby wszystko inne zawiodło.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 29-04-2009, 10:24   #406
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

Nosferatu odetchnął z ulgą widząc jak jego towarzysz używa doskonale znanej mu sztuczki, aby zamaskować swoje obliczę. Na szczęście miał na tyle sił, aby to zrobić, co wielce polepszało ich obecną sytuację.

Muzyk, wciąż obrażony na Artura, uśmiechnął się jednak w duchu widząc wizerunek samego „nieuszkodzonego” Portmana, który przybrał towarzysz.

- Tak, znam tą sztuczkę. – odpowiedział oschle i sam wyobraził sobie obliczę, którego od stulecia już nie oglądał. Należało do osoby, która od dawna winna leżeć w grobie zamiast włóczyć się wśród trupów. Było to obliczę również samego Lipińskiego przed transformacją w potwora, jakim się stał. [Maska tysiąca twarzy]


Oczywiście wyszczuplił swoją twarz nieco i darował sobie niemodne w obecnym czasie baczki, dla swojej czystej satysfakcji. Wątpił żeby tutaj, na krańcu świata ktokolwiek mógł rozpoznać jego obliczę.

- Chodźmy, będziemy musieli przeczekać dzień w tym schronisku. – rzekł krótko i wspomógł dalej Artura swoim ramieniem dopóki obaj nie doszli do głównych drzwi budynku. Lipiński szybko zorientował się obchodząc go wpierw, że w środku musiało przebywać z dwadzieścia osób przynajmniej, jednak o tej porze większość spała, nie licząc jakiejś młodej parki kochającej się w ciasnym pokoiku.

- Sporo ludzi, trzeba będzie się postarać, żeby nikt nam nie przerwał snu.

Spróbował pchnąć lekko drzwi, po czym przekonawszy się, że o tej godzinie nikt raczej nie zostawiłby ich otworzonych, nacisnął na dzwonek. Czekali…

…aż w drzwiach pojawił się młody i wyjątkowo zaspany mężczyzna. Zlustrował ich wpierw nieprzytomnym spojrzeniem, a następnie zabrał się za otwieranie drzwi. O dziwo nie wyglądał na bardzo zdziwionego wizytą dwóch tajemniczych mężczyzn o tak nieludzkiej porze.

- Dobry wieczór. – zaczął wyjaśnienia Kompozytor gdy tamten wpuścił ich wreszcie do środka. – Nasz samochód padł kilka kilometrów stąd i mieliśmy spore szczęście, że trafiliśmy tutaj.


- Dobry wieczór panom. – odrzekł młodzian potężnie przy tym ziewając. – Tak, tak po to właśnie jest to schronisko. Mamy kilka wolnych pokoi, zaraz panów, w którymś ulokuje.

- Poprosimy dwa oddzielne pokoje. – wyjaśnił Karol szybko i zerknął porozumiewawczo na towarzysza.

„Tak będzie bezpieczniej dla nas.”

Lipiński pragnął już zresztą tylko odpocząć, uprzednio oczywiście zastawiając wszelkie możliwe drogi dostania się promieni słonecznych, jak również zostawiając klucze w zamku uniemożliwiając dostanie się z zewnątrz obsłudze mającej zapewne zapasowy zestaw…o ile ktoś nie będzie chciał wyważyć drzwi.
 
mataichi jest offline  
Stary 03-06-2009, 23:29   #407
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Shizuka

Rozkaz matki... tak naglący, tak piekący... miała zostać... miała się nie narażać... a jeśli... jeśli Mercedes zginie... ostatecznie... ona sama odjedzie...

I tyle.

Shizuka jeszcze z cieniem dawnych pragnień w oczach pokiwała głową, potwierdzając tym samym słowa matki. Choć coś w sercu podpowiadało, że to nie jest jej własna decyzja, punktem honoru dla Japonki było uszanowanie woli starszej Toreadorki.

Choć zimny wiatr szarpał niemiłosiernie ubranie i nawet niezadowolony z rozkazu Simon schował się już w ciepłej chatynce starca, młoda wampirzyca stała na zamarzniętej skale i patrzyła jak postać Mercedes maleje z każdym kwadransem. Przejrzyste powietrze i prosta struktura krajobrazu sprawiały, że pierwotnie Wrota Piekieł zdawały się być znacznie bliżej niż było w rzeczywistości. Dopiero na trzy godziny przed wschodem islandzkiego słońca, Ortega zniknęła całkowicie wśród wzniesień. Cokolwiek na nią czekało, musiała liczyć się z tym, że przyjdzie jej nocować u czorta pod progiem – i to niemal dosłownie.

Świt zbliżał się wielkimi krokami a Arakawa wciąż stała i patrzyła, gdy nagle poczuła na drobnym ramieniu dotyk ciepłej, starczej ręki. Pustelnik uśmiechnął się do niej serdecznie, choć w jego oczach nie dało się dostrzec ogników wesołości.

- Chodź dziecko. Musisz się przespać...
- Tak... tak powiedziała matka.
– odpowiedziała matowym głosem.

Niczym pies szła za starcem bezmyślnie, jakby ten był jej panem. Skłoniła się nisko, gdy mężczyzna jej i Simonowi oddał swoja niedużą sypialnię, którą nie tylko łatwo było ochronić przed światłem dnia, ale która posiadała również własny zamek w drzwiach, co dawało wampirzycy poczucie bezpieczeństwa.

- A Tyler? – spytała odruchowo, gdy pustelnik wychodził już, życząc jej „dobrego dnia”.
- On ruszył w swoją drogę, kiedy ty patrzyłaś na fiordy.
- Jak to? Przecież miał zostać ze mną...
- To jego wybór
– pustelnik spojrzał z mocą na małą Japonkę – Każdy ma prawo do własnych wyborów. Pamiętaj o tym, dziecko.

Drzwi się zamknęły, a na wpół śpiący już Simon przekręcił w nich zamek. Wyczerpująca noc sprawiła, że żadne z nich nie miało tej nocy kłopotów z zaśnięciem.

***

Shizuka
zerwała się z posłania wczesnym wieczorem tak gwałtownie, ze aż wybudziła śpiącego obok Simona. Rozszerzonymi źrenicami wpatrywała się w puste niemal pomieszczenie.

Co ją obudziło? Coś... coś jakby dźwięk tłuczonego szkła.

„Każdy ma prawo do własnych wyborów. Pamiętaj o tym, dziecko.”


Słowa pustelnika odbijały się od ścian jej umysłu z prędkością pocisku, co nawet wampirowi sprawiało dziwny ból.

„Wolny wybór... JA MAM WOLNY WYBÓR!”

Nagle była już wolna! Całkowicie. Pieczęć rozkazu matki została złamana i teraz NAPRAWDĘ miała wybór i mogła zdecydować, co począć dalej, szczególnie, że ani Tyler, ani Mercedes nie wrócili w czasie jej odpoczynku.


Mercedes

Życie ma to do siebie, że nic nie układa się po twojej myśli. Z nieżyciem zaś jest zupełnie podobnie. Jedyna różnica polega na tym, że czasem masz wrażenie, że nie tylko jesteś bezradny wobec losu, ale i skurczybyk doskonale się bawi rzucając ci kłody pod nogi dokładnie w miejscach, gdzie na chwilę rozproszyłeś swoją uwagę.

Dojście do jaskini teraz, kiedy wreszcie wraz z towarzyszami ją odnaleźli, wydawało się Ortedze tak bardzo naturalne, że nawet nie pomyślała, iż problemem może stać się tu odległość i czas, którym wciąż była ograniczona, a którego zostało bardzo niewiele.


Naprawdę musiała jak najszybciej odnaleźć kamień i wracać do pustelni, aby tym samym zdążyć przed świtem. Nie miała czasu na zabawy z jakimś Cerberem czy innym demonem.

Zdecydowanie wkroczyła do groty, gotowa stanąć czoła nawet samemu Lucyferowi.
W końcu co miała do stracenia? Już nic. Ostatni promyk ciepła – Shizuka – była bezpieczna.


Toreadorka szła wzdłuż wąskiego, wydrążonego w skale przez setki lat tunelu i jedyne, co mogło dziwić ją, to lekko żarzące się ściany, dzięki którym w jaskini utrzymywał się stały półmrok umożliwiający widzenie drogi przed sobą do kilku metrów nawet bez używania latarki.

Odgłosy jej stóp rozbrzmiewały we wnętrzu już od dobrych kilkudziesięciu minut, gdy nagle w załamaniu korytarza dostrzegła jakiś ruch. Bezszelestnie niemal przylgnęła do zimnej ściany, by w ten sposób powolutku przesuwać się ku przodowi.

To, co początkowo było dla nią dziwną, niekształtną masą, powoli nabierało cech wyglądu dwojga ludzi, przytulonych do siebie. Ten wyższy – mężczyzna – obejmował opiekuńczo ramieniem kobietę – sądząc po drobnej sylwetce i długich, ciemnych włosach. Ponieważ z dwójki to mężczyzna ubrany był w biel, jego lepiej Mercedes potrafiła dostrzec. Powoli twarz zaczynała nabierać charakteru i... nogi omal nie odmówiły posłuszeństwa wiekowej wampirzycy.

To był Antoine! To naprawdę był on!

Miała już cos krzyknąć, podbiec do niego, gdy nagle istota w jego objęciach, obróciła ku Toreadorce twarz. Tak szpetne, zniekształcone oblicze kobiety, którą trudno było podejrzewać, że kiedyś była równie piękna mogło należeć tylko do jednej, znanej Mercedes postaci. Choć minęło tyle lat, nie mogłaby nie poznać swojej siostry!

„Ale co ona... i Lasalle...?”

Toreador czułym gestem złapał wampirzycę Nosferatu, która spoczywała w jego silnych ramionach, za szpiczasty podbródek i bez śladu obrzydzenia... z prawdziwą miłością... przyciągnął do siebie, by złożyć na wargach kobiety pocałunek.

Nagle włosy Nosferatu jakby zagęściły się i nabrały blasku, a jej twarz poczęła wygładzać się i... z potwornej istoty niedługo potem nie pozostał już nawet śladu. Nie identyczna, lecz bardzo podobna do Mercedes wampirzyca z lubością spijała pocałunki z ust Antoine’a.

Kiedy Ortega chciała pomachać do nich ręką, z przerażeniem zrozumiała, ze ta cudowna przemiana odbyła się... jej kosztem. Dłoń, która wysunęła przed siebie, była pokrzywiona i parchata, a piękne paznokcie wampirzycy zamieniły się w zaniedbane, pożółkłe szpony.
A z resztą ciała było nawet gorzej...

Krzyk trwogi i rozpaczy wyrwał się z gardła Mercedes, lecz kochankowie – siostra jej krwi i mężczyzna, który zwierzył się z miłości do niej – pozostawali głusi i ślepi na jej zachowanie, coraz bardziej pożądliwie obłapując swoje piękne ciała.


Robert, Alex

Książę właśnie miał opuścić hotelowy pokój, gdy drzwi przed nim uchyliły się z hukiem, a do środka wpadła – dosłownie – kobieta w pseudo-wojskowym stroju, omal nie uderzając w samego Roberta. Tym, który pomógł jej latać, stojącym w progu drzwi zwycięzcą o dziwo, okazał się być Alexader, który z miną łobuza otrzepywał ręce.

No tak, podstawą dobrego wychowania było przepuszczać kobiety w drzwiach... nawet jeśli one same, nie zamierzały ich przekroczyć.

Wtem niewiasta zerwała się na równe nogi, a jej dłonie zamieniły się w ogromne szpony. Już miała ruszyć na Brujaha, gdy usłyszeli cichy głos Dominika.

- Sonya nie teraz. Panowie wychodzą.

Mimo gorącego temperamentu, Rosjanka posłuchała od razu. Nawet nie spoglądając na swojego przeciwnika, odwróciła się doń plecami i odmaszerowała w głąb apartamentu.

- Do zobaczenia, synu. – usłyszał jeszcze Robert za swoimi plecami i aż dreszcz przeszył jego martwe nerwy.

„Oby nie...”

***

Następnego wieczora, budząc się w Elizjum, dwójka wampirów z trwogą odkryła, że będzie trzeba wynająć nową agencję ochrony. Nie zważając na rozbryzganą na ścianach i podłodze krew, w salonie posiadłości siedziały dwie postacie wpatrzone w ogromną, pięćdziesięciodwucalową plazmę. Głośniki huczały na pełną moc, a z ich wnętrza dobywała się prawdziwa esencja kiczowatej muzyki.

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/Nhe0nBNKd_w&hl=pl&fs=1[/MEDIA]

Kiedy Aligarii stanął w drzwiach pokoju, postacie odwróciły ku niemu oblicza. Rozpoznał w nich kobietę z wczoraj – Sonyę. Druga osoba – czarnoskóry dryblas obwieszony łańcuchami, w lustrzankach na nosie – z pewnością musiała być zapowiedzianym przez Dominika „J.B.”

- Yo motherfackers! – przywitał Afroamerykanin radośnie Alexa i księcia – No to, co robimy?
- Nu, to zapierdalamy Vykosa! – dodała optymistycznie Rosjanka.



Artur, Karol

Wampirze zdolności obu Kainitów sprawiły, że nie mieli oni żadnych problemów ze zdobyciem pokoju na noc. Zadziałało nawet tłumaczenie, że karta kredytowa została w aucie, wobec czego panowie rozliczą się przy wyjeździe. Uprzejmy właściciel schroniska, zaproponował im nawet, że wyśle syna – mechanika, aby ten przyjrzał się samochodowi i sprowadził wóz pod ośrodek, kiedy szanowni klienci będą rozgrzewać zziębnięte zapewne ciała. W najśmielszych snach nawet nie przyszło mężczyźnie na myśl jak oziębli mogą być jego goście – trupio.

***

Ponieważ zostawili na drzwiach obu pokoi wywieszki „nie przeszkadzać’, nikt nie odważył się nawet przeszkodzić im w trakcie „popołudniowej drzemki”. I choć gardła obu wampirów palił głód krwi, obudzili się rześcy i wypoczęci. I choć na skórze Artura wciąż widać było czerwone ślady po oparzeniach, a czasem nawet rany, to i tak prezentował się on lepiej niż Karola w swojej naturalnej postaci.

Nadszedł zmierzch przyzywając istoty nocy i wabiąc je ku ścieżce ich przeznaczenia...
Dokąd zmierzali ci dwaj Kainici? To wiedzieli tylko oni sami... i ktoś jeszcze. Ktoś, kto z lubością krył się w mroku polarnych nocy.


Na razie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 05-06-2009, 02:27   #408
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze


Wrzuta.pl - Marlyn Manson - resident evil




"W troskach głębokich zanurzony,

Do ciebie, z ciemności niezmierzonych,

Wołam, racz smutne prośby moje

Przyjąć w łaskawe uszy swoje!



Jeśli z tej znana uległości

Będziesz chciała nieobecność

Matki przyjąć bez odpowiedzialności

Srogi sąd nie zniszczy twej czystości?



Aleś ty dziecko jest dobrotliwe,

Coś z przyrodzenia litościwe,

Zachowanie twe u wszech ludzi

Uczciwość wielką w sercu budzi.



Cieszy mię - Twe sumienie, dobroć twoja,

Cieszą mię myśli; ale dusza nasza

Szuka przygody, wiedzy, poświęcenia

Bardziej niż nocna straż świtania.



Nie czekaj dłużej, nie oczekiwania

Pragnie dusza twoja, lecz wydarzenia.

Shizuko, niech się dzieje

Co chce, ty w działaniu kładź nadzieje!



W tym siła nieprzebrana,

Mimo iż pomoc nieczekana,

Ten, kto postępuje według wolnej woli

Ze wszystkiego się wyzwoli."




Wstała więc już dłużej nie zwlekając

Swym myślom ulegając.

Zabrała krwi świeżej w kieszeń

Goniąc wczorajszy Matki cień.





Wyruszyła przez śnieg biegiem

Aby zastanowić się nad brzegiem

Piekieł, ile nadziei należy nabrać w serce

Obumarłe i szepczące





Ciągle i ciągle te słowa:

"Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wstępujecie"





___________________________

trawestacja psalmu Kochanowskiego "De profundis..." + cytat z Dantego w przekładzie E. Porębowicza.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 12-06-2009, 17:19   #409
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Alex uśmiechnął się szeroko do Sony widząc, że zabawa się zakończyła. Dziewczyna była ostra, ale on czasami takie lubił, waleczne. No cóż skoro po przemianie w wampira seks nie sprawiał mu już takich przyjemności, mógł się przynajmniej z kimś od czasu do czasu potarzać po podłodze w innym celu. Jeżeli tym kimś była kobieta, to tym lepiej. Cały czas uśmiechając się szelmowsko Donovan powiedział do Rosjanki

-Do zobaczenia kotku, mam nadzieję, że zbyt bardzo cię tym tangiem nie zmęczyłem - odwrócił się ostentacyjnie na pięcie i gwiżdżąc "Sympathy for the Devil" udał się za swoim obecnym "chlebodawcą"

******

No cóż pomysł, żeby zarąbać tego całego Vykosa wydawał się całkiem rozsądny jak na te okoliczności, a poza tym był przyjemny. Z drugiej strony ten cały wampir był bardzo potężny, no ale bez ryzyka nie ma życia. Poza tym nikt nie kazał im walczyć z nim w pojedynkę, ani nie używać żadnych brudnych sztuczek, żeby gościa rozwalić. Będzie to prawdziwy zastrzyk adrenaliny. Jednakże sam pistolet może w tym wypadku okazać się niewystarczający.

Właśnie z tą myślą ostrzył maczetę, jeżeli już dojdzie do starcia wręcz chciał mieć jak najwięcej atutów. Obok leżały 4 wyciosane kołki, jedno takie maleństwo prosto w serce i "dzień dobry panie katatoniku", jasne nie zabiłoby go to, ale nie mógłby nic zrobić i zostałby skazany na rolę biernego widza swojej śmierci. Ta opcja wydawała się naprawdę kusząca ...

Pomyśleć, że jeszcze parę dni temu, nie chciałby mieć z tym nic wspólnego. Powiedziałby, Aligariemu że może się wypchać sianem. Ta cała akcja z tym Nosferatu nie pozostawiła mu jednak zbyt dużego pola manewru. Cóż ... mógł przynajmniej postarać się jak najlepiej zabawić i oczywiście pozostać sobą. Co nie było trudne, stary pryk mógł mieć haka, ale nie mógł kontrolować jego myśli.
*****

Wieczorem przed lustrem zebrał cały swój sprzęt: nóż i maczeta przy pasie, kołki schowane pod skórzanym płaszczem i pistolet w kaburze. Do torby wrzucił inne "zabawki", które mogłyby okazać się przydatne i zszedł na dół, na schodach spotykając księcia.

Widok w salonie, nie okazał się zachęcający

-Popsuli nam ochronę szefie - odezwał się Brujah przypatrujący się wygibasom jakiś dwóch debili na ekranie. Bez słowa podszedł do telewizora i włączył znajdujące się pod nim DVD

-To jest muzyka - powiedział odkręcając głośniki na całą moc i urywając pokrętło

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/Yg_rf2d894k&hl=pl&fs=1&[/MEDIA]

-No to niech gra muzyka i Rock'n'Roll panie i panowie - powiedział przekrzykując wokalistę i uśmiechając się szeroko ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 14-06-2009, 23:08   #410
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Głód

Lipiński po przebudzeniu rozmyślał jeszcze przez dobrych kilkanaście minut spacerując po niewielkim pomieszczeniu. Cała gra nabierała tempa i wydawała się zmierzać ku końcowi. Kto jednak rozdawał w niej karty? Muzyk chciał sądzić, że nie był w gronie kantowanych, lecz coraz potężniejsze siły wyciągały ręce po te niewielkie kryształki.

Kamień wody spoczywał wygodnie w wewnętrznej kieszeni, dodając pewności siebie…uczucia, które mogło przechylić szale zwycięstwo na jego stronę.

- Zaczynamy kolejną wspaniałą noc. – powiedział do siebie, po czym odblokował drzwi i wyszedł na korytarz wciąż ukrywając się pod sztuczną powłoką.

Młoda para turystów, tuląc się do siebie przeszła tuż obok niego, a wampir miał wrażenie jakby słyszał ich przyśpieszone tętno. Musieli być już mocno podnieceni, a gorąca świeża krew pulsowała w ich żyłach z zawrotną prędkością.

Głód

Zanim jednak wstąpił po Artura, wolnym krokiem podszedł najpierw do recepcji, gdzie przywitała go znajoma twarz człowieka z ubiegłej nocy.

- Dobry wieczór. Mam pytanie, w jakim stanie znajduje się nasz samochód? – zagadał przybierając zmartwioną maskę.

- Dobry wieczór. – mężczyzna obrzucił Lipińskiego podejrzliwym spojrzeniem - W bardzo dobrym. Syn przyholował go przed schronisko i mocno się zdziwił, ponieważ samochód panów nie był uszkodzony…jest pan pewien, że było z nim coś nie w porządku?

Głód

- Dzięki Bogu...jednak inny problem. Mój towarzysz nie czuje się najlepiej. – wampir przemilczał kłopotliwe pytanie gospodarza, a następnie odpowiednio zmodulował swój głos, aby oczywisty fałsz nie wyszedł na jaw zbyt szybko. - Wczoraj porządnie przemókł, a przed chwilą dopadła go gorączka i potężne dreszcze, nie mówiąc o tym, że nie kontaktuje za bardzo. To może być coś poważniejszego niż zwykłe przeziębienie. Na pewno ma pan jakąś apteczkę. Prosiłbym o pomoc.

- No…no dobrze, zaraz przyjdę. – niepewność nie zniknęła z jego twarzy. Schylił się wyciągając kilka fiolek z lekami, przeklinając pod nosem amatorów pakujących się w trudne górskie warunki. Ci przynajmniej sądząc po samochodzie wyglądali na kasiastych, co mogło zrekompensować kłopoty, jakie sprawiali.

Nosferatu nie czekając na właściciela schroniska szybkim krokiem udał się do pokoiku Artura. Zapukał dwa razy i wymówił swoje imię, a gdy tylko usłyszał ustępujący zamek wpakował się do środka zniecierpliwiony.

- Widzę, że dzisiaj jesteś w dużo lepszym stanie. – omiótł wzrokiem towarzysza i krótko ocenił jego stan zdrowia. – To dobrze, będziesz prowadził. Musimy wyruszyć po następny kryształ jak najszybciej. Ale najpierw…

Głód

- Czeka nas posiłek…

Krótkie pukanie poprzedziło wejście mężczyzny niosącego cały zestaw leków. Wszedł do środka nic nie podejrzewając, a następnie spojrzał dość zdezorientowanym wzrokiem na Artura, który, nie wyglądał na schorowanego.

- Panowie…

Nieoczekiwane, potężne uderzenie Nosferatu wprost w podbródek pozbawiło go przytomności w jednym momencie. Wampir zdążył jeszcze złapać nieprzytomnego zanim ten upadł na twardą podłogę.

- Arturze, nie mamy czasu na powrót do Elizjum i zaspokojenie głodu w bardziej cywilizowany sposób.

Bestia dokończyła zdanie i wbiła swe kły w gorącą szyje człowieka, wysysając z niej życiodajną vitae…
 
mataichi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172