Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2009, 13:36   #33
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Mieli nie lada szczęście, że znaleźli się nad tą właśnie rzeką. Jakiś kawałek dalej pojawił się objazdowy cyrk. Wielki namiot wzbił się w mgnieniu oka. Wiele różnych humanoidów krzątało się przy sprzęcie. Opiekowało się zwierzętami czy rozdawało bilety. Pierwszych dziesięć osób, z czego sześć miejsc zajęli towarzysze, było za darmo. Rzadko udawało się zdobyć Sonowi za darmo. Zwykle takie rzeczy miały ukryty haczyk. Dlatego z podejrzliwością patrzył na całą tą sprawę. Ale było to również doskonałe alibi na burdę w karczmie. Przecież oni cały czas tu czekali by dostać się za darmo...

Cyrk jak każdy inny cyrk. Co prawda w swoim długim życiu Son był tylko parę razy w takim miejscu, zwykle czas swój spędzał na wojnie, w akademii bądź u boku swego przyjaciela... którego nie było już wśród nich. Jednak była to doskonała rozrywka na rozładowanie emocji i dobrą zabawę.

Dzień zbliżył się ku końcowi. Mimo wszystko był to udany dzień. Nowi towarzysze, karczemne zabawy i cyrk. Czego chcieć więcej od życia? Oczywiści... zemsty! Taaak... Nie zapomniałem! Zemszczę się na was! zapadł w rozmyślaniach patrząc w ścianę swego dotychczasowego mieszkania. Obok niego kładli się spać jego kompani. Nowi kompani za których był teraz odpowiedzialny. jak za dawnych czasów rozchmurzył się na chwilę mam nadzieję, ze nie będziecie sprawiać zbyt wielkich problemów. Jakoś się chyba dogadamy... Usnął.

W nocy obudził go jakiś cichy szmer. Nie ruszając się, otworzył lewe oko. Gdy wzrok przyzwyczaił mu się do ciemności, zauważył Madlen siedzącą na krześle i wpatrującą się w gwiazdy. Romantyk? Czy chęć powrotu do dużych przestrzeni? Ciekawe... Przeleciało mu przez umysł po czym zamknął oko i znów usnął.

Pierwsze promienie słońca podrażniły oczy wojownika. Pora wstać! Do łazienki naprzód marsz! Wstał. Przetarł senne jeszcze ślipia i poszedł do pomieszczenia służącego do porannej toalety. Nałożył starannie pianę z mydła na twarz i mimo, że na brodzie jego zarost był wielkości brody wyrostka to i tak skrupulatnie zgolił każdy włosek ostrą jak brzytwa... brzytwą.
Gdy opuścił łazienkę spostrzegł, że parę osób już wstało.
- Czekajcie na mnie przed ratuszem. Idę wypełnić swoje obowiązki. Przekażcie też innym, nie mam zamiaru szukać każdego z osobna.

W ratuszu spotkanie przebiegło rutynowo. Odstał w kolejce, otrzymał instrukcję, mapę, inne dokumenty - które to schował do swego worka podróżnego - i pocieszenia którego mu było potrzeba.
- Ta na pewno... Ale za to za darmo sobie popływam waszymi łodziami. Bywajcie zdrów, urzędniku. - rzekłszy, wyszedł.

Sonnillon wychodząc z ratusza przyjrzał się swojej nowej kompani. Było, łącznie z nim, sześciu. Druid, paladyn, dziwny ktoś, elf, łotrzyk i on, Sonnillon. Przychodziło mi dowodzić większymi grupami... Ci jak na razie muszą wystarczyć. Ten paladyn... może sprawiać problemy... zresztą druid również... Co do pozostałych... Minimalnie czterech? Jak los korzystnie splata mi drogę. Czas zacząć przedstawienie... Myśli te błyskawicznie przeszły przez jego umysł. Nie należał do tych "tępych" siepaczy.
- Goranie, z tego co mówiłeś masz sługę w postaci ptaka. Słucha Cię? I czy ty umiesz słuchać jego? Jeśli tak, to karz mu obejrzeć okolicę w promieniu dwóch kilometrów od nas. Niech zwraca szczególną uwagę na grupy pięcioosobowe. Na koniach. Na inne ewenementy również. Przyda się jakieś rozeznanie w okolicy.

Goran wysłuchał uważnie tego, co miał mu do powiedzenia nowy przywódca grupy.
- Tak. Mogę go o to poprosić. - spojrzał w niebo, a już po chwili na jego ramieniu siedziała Vesta. - Wykona twoje polecenia.
Gdy tylko druid skończył coś szeptać do ucha zwierzęcemu towarzyszowi, ptak poderwał się ku górze i zniknął z horyzontu. Goran jedynie skinął lekko głową w kierunku Sonnillona, jakby na znak zatwierdzenia wykonanego polecenia.

- Dziękuję... pomocny taki ptak. Jak się wabi? Czy tylko on Cię słucha? Czy inne zwierzęta też mogą wykonywać twoje polecenia? - Poważnie zainteresował się jego mocami. Przydatne, przydatne. Trzeba zapamiętać o jego towarzyszach... I uważać bardziej. Zamyślił się na chwilkę. Prawą ręką odgarnął mlecznobiałe włosy z czoła. Uśmiechnął się przy tym. Podszedł bliżej kapłana lasu. Stali ramię przy ramieniu. Tylko każdy patrzał się w inną stronę. - Czy inne zwierzęta będą w stanie informować nas czy na przykład inna grupa nie śledzi naszej drużyny? Tak na wszelki wypadek. Niektórzy zrobią wszystko by dotrzeć do celu. - zniżył głos by tą wypowiedź usłyszał tylko jego rozmówca.

Druid spoglądał na wojownika z lekkim zaciekawieniem.
- Wszyscy ludzie znają wspólny język, jednak z nie każdym z nich możesz się dogadać. - uśmiechnął się, po czym dodał. - Ze zwierzętami jest tak samo. Poza tym dobrze dogaduje się z kotami i kotowatymi stworzeniami. Sam potrafię przybierać ich postać, myślę, że ta wiedza ci się przyda, planując posunięcia drużyny. Zobaczymy co Vesta, bo tak zwie się mój sokół, wypatrzy w oddali.
Kątem oka obserwował pozostałych towarzyszy, nie zwracali jednak specjalnej uwagi na jego konwersację z Sonnillonem.
- Pamiętaj. że zwierzęta potrafią dostrzec to czego ludzki oko nie wychwyci... Pamiętaj też... - przychylił się bardziej do wojownika. - ...że ja nie jestem twoim wrogiem. Pomimo tego, iż nie darzę cie przesadną miłością, wolałbym swe moce wykorzystywać w innych okolicznościach, niż spory z tobą czy Grimrem. - kończąc swe słowa, druid spojrzał prosto w oczy Sonnillona, ukazując mu swe kocie spojrzenie.

- Więc dasz radę poprosić któregoś ze zwierzaków by nas ostrzegł w razie czego, jeśli znajdziesz odpowiednio... skorego do pomocy. Bardzo dobrze. Może to uratować nam tyłek. - odpowiedział mu wracając na swoje poprzednie miejsce. Gdy jeszcze stał tyłem do rozmówcy ten wyraził swą wolę nie walki z członkami drużyny. Zbiło to kapitana z tropu. Czyżby czytał czyjeś intencje? Myśli? Trzeba na niego bardziej uważać. Nawet... jeśli działamy wspólnie. Odwrócił się ze szczerym uśmiechem tylko po to by zobaczyć nagłą zmianę w oczach druida. Teraz kocich oczach. Chmmm... ciekawe.
- Ależ rozumiem i popieram twą wolę. Walki wewnątrz drużynowe oddalają od celu. A chyba każdy nas by tego nie chciał? Chodźmy już bo inni nas wyprzedzą. Wyścig czas rozpocząć! Chodźmy na zewnątrz miasta. Tutaj mogą nas podsłuchiwać. Tego nie chcę. - rozejrzał się po pozostałych - Dobrze. Madlen, jeśli nie masz na czym podróżować oferuję swego wierzchowca. Nie jest to jakiś czysto krwisty ale zawsze lepsze niż ludzkie nogi. Goranie, gdybyś mógł na zewnątrz miasta zmienić się w tego kota, a konia użyczyć Silanowi będzie również poręczniej. Co do Ciebie... Ojczulku... Mam nadzieję, ze te muskuły twego sługi nie są na pokaz tylko. Mores masz wierzchowca więc z tobą nie będzie problemów. Wszyscy wszystko wzięli? To wyjeżdżamy! Poza bramą rzucimy okiem na mapy w które to nasi wielce szanowni wyposażyli nas. A teraz komu w drogę temu czas.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline