Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2009, 10:46   #31
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Wszyscy

Po pokazie sił, który miał miejsce w karczmie na swojego kapitana wybraliście Sonnillona. Był on rad z wyboru jakiego dokonaliście. Teraz kiedy był spokój mogliście spokojnie obejrzeć miejsce w którym się znajdowaliście. Staliście nad rzeką, która miał około 5m szerokości. Po jej drugiej stronie ciągnął się średniej wielkości las. W lesie tym przeważały buki i dęby. Do lasu prowadziły dwie drogi. Jedna tuż obok was natomiast druga jakieś 40 metrów dalej. Z lasu dobiegało ćwierkanie ptaków. Od czasu do czasu mogliście usłyszeć też inne zwierzęta. Wasz druid rozpoznawał w nich wycie wilków odgłosy żubrów. Przeszyło was wielki zdziwienie kiedy wszyscy usłyszeliście rycie. Były to odgłosy nie znane wam dotychczas. Wśród tych ryków panował jeszcze jeden najbardziej przerażający.

Wrzuta.pl - jaguars

Wśród wszystkich dźwięków słyszeliście także śmiechy. Z drogi, która była 40 metrów od was wyszła karawana. Nie była to zwykła karawana, lecz cyrk. Miał on kilka wozów. Niektóre z nich pełniły rolę klatek dla dzikich zwierząt. Każdy wóz był kolorowy. Na pierwszym z nich pisało:
„ Objazdowy cyrk Mammoza”. Po środku karawany szedł wielki słoń a zanim 5 mniejszych. W klatkach były zwierzęta taki jak: lwy, małpy, tygrysy i wiele innych jeszcze wam nie znanych. Na słoniu siedział goblin. Był ubrany w czerwony płaszcz. Miał również czarny cylinder co mogło świadczyć, że jest właścicielem tego cyrku. Cyrk pełen istot różnych ras skierował się na dużą polane za miastem. Przyglądaliście się im z ciekawością, gdyż pierwszy raz widzicie coś takiego. Kiedy cyrk dotarł na polane zbliżyliście się tak blisko abyście mogli wszystko zobaczyć. Z wozów zeskoczyło kilka orków, którzy znieśli z wozu gigantyczną płachtę materiału. Rozłożyli on ją na polanie. Płachta była koloru czerwonego. Kiedy orkowie zaczęli naciągać liny a część z nich wzięła bele koloru czerwonego i weszła z nimi do środka przed Wami powoli unosił się do góry obraz wielkiego i wspaniałego namiotu.


Na placu widzieliście błaznów którzy jeździli na czymś co miało jedno koło. Widzieliście człowieka ubranego na czerwono z twarzą wymalowaną na biało, który chodził na 2 metrowych kijkach. Po placu krzątały się konie przyozdobione różnymi ozdobami. W dali mogliście zauważyć gigantycznego niedźwiedzia, który...tańczył w rytm muzyki wygrywanej przez elfa na lutni!!! Z każdą chwilą kiedy zauważyliście coś nowego zdawaliście sobie sprawę, że to najdziwniejsza rzecz na świecie. Koło was pojawił się człowiek który trzymał w ręku pochodnie. Oddalił się od was po czym ku waszemu przerażeniu pluł ogniem! Niedaleko was pojawili się inni gapiowie. Jakiś dzieciak chodził a kartkami papieru wydzierając się: " Cyrk Mammoza oferują najlepszą zabawę za jedyne 5 sztuk złota! Dla pierwszych dziesięciu wejscie jest darmowe!!"
Na wasze szczęście wy byliście pierwszą szóstką. Oprócz was darmowe miejsca otrzymało czterech ludzi. Za pół godziny miał się zacząć występ. Niedaleko namiotu stał bufet. Zamówiliście jedzenie, gdyż byliście diabelsko głodni. Kiedy usłyszeliście dźwięk rogu skierowaliście się stronę namiotu.

Na śrdoku namiotu była okrągła scena. Była ona większa od placu ratusza. Na środek wyszedł goblin, który przedstawił się jako Wielki Mistrz Mammoz.
Witam Was!! Dzisiaj sprezentujemy wam najlepsze chwile waszego życia. Czas rozpocząć zabawę!"
Rozpoczął się występ. Niektóre sytuacje mroziły krew z żyłach a niektóre bawiły, a wszystkiemu uważnie przyglądał się cżłowiek, który był zastępcą gnoma.

YouTube - Cyrk "Korona" - akrobaci
YouTube - cyrk zalewski słonie
YouTube - Cyrk Zalewski 08

Bawiliście się wyśmienicie. Kiedy przedstawienie się skończyło i wyszliście z namiotów panował już wieczór. Już pierwsze gwiazdy pojawiały się na niebie. Postanowiliście udać sięna spoczynek. Najlepszym miejscem okazał się zajazd. Zakwaterowanie było tanie więc luksusów nie było. Najwżniejsze było to, że nie śmierdziało i było sucho. Kiedy przyszła późna godzina ułożyliście się spać.


Sonnillon
Wstałeś o szóstej rano. Zażyłeś porannej toalety, ubrałeś sięi ruszyłeś do ratusza. Tym razem w mieście panował większy chaos niż poprzedniego dnia! Każdy mówił o cyrku, chwalił się innym. Każdy deklarował, że odwiedzi ten cyrk. Pomyślałeś, że prowadzenie takiego cyrku to niezły interes. Wszedłeś do ratusza. Strażnik skierował Cię do pokoju skryby. Wszedłeś tam. Za biurkiem siedział siwy mężczyzna. Na biurku było kilkanaście teczek. Za nim było ich jednak więcej. Kiedy stanąłeś przed nim zpaytał cię o numer drużyny. Odpowiedziałeś mu. Pogrzebał w teczkach. Wyciągnął jedną z nich z napisem D12. Położył przed Tobą.
-W tej teczce znajdziesz mapę, glejt, który umożliwi Wam darmowe poruszanie się statkami, ale musisz wiedzieć, że aby ten glejt był ważny musi być was minimum czworo w przeciwnym wypadku masz pecha. W teczce znajduje się pieczęć króla. Umożliwi Wam ona dostanie się do każdego archiwum. Proszę potwierdzić odbiór teczki. - wyciągnął spis wszystkich drużyn. Umieściłeś swój podpis koło nazwy swojej drużyny. Na odchodne skryba rzekł- Nie robiłbym na twoim miejscu większych nadziejii. Król zaoferował tak dużą nagrodę bo wie, że nikt nie zdoła odnaleźć Dziecka.
Spojrzałeś na niego i obsypałeś ironicznym spojrzeniem. Opuściłeś pokój. Kiedy wychodziłeś zauważyłeś kolejkę stojącą pod drzwiami. Wyszedłeś z ratusza. Oślepiło cię słońce, które pojawiło się w całej okazałości nad horyzontem. Przed ratuszem czekali już na Ciebie twoi towarzysze. Teraz od Ciebie zależało od czego zaczniecie poszukiwania.

Wszyscy
Kiedy wasz przyjaciel wyszedł z zajazdu udaliście się za nim. Kiedy wszedł do ratusza, wy czekaliście na niego choć dopiero świtało Wam już było gorąco, koło was co chwila przechodziła inna osoba, która wchodziła do ratusza. Wasz przywódca wyszedł niebawem. Został oślepiony promieniami słońca, które padało Wam zza pleców. Stanął obok Was. Czekaliście na jego decyzję.
Nim jednak ruszyliście w podróż stanęliście przed kolejnym problemem. Nie każdy z was miał wierzchowca. A podróż na nogach wydawała się niemożliwa.
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 27-04-2009, 22:08   #32
 
Mroczusia's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodzeMroczusia jest na bardzo dobrej drodze
Madlen weszła do namiotu i siadła na pierwszej lepszej, drewnianej ławce z brzegu. Nawet gdyby wstęp nie był darmowy, o ile reszta grupy nie miała by nic przeciwko obejrzała by to całe przedstawienie. Zwierzęta o których istnieniu nie miała pojęcia fascynowały ją najbardziej. Nie który jakby już wcześniej widziała, jednak nie mogła sprecyzować kiedy i gdzie. Wielkie, szare stworzenia z gigantycznymi uszami wywarły na niej nie małe wrażenie. Potężne, jednak nie agresywne. Wyglądały tak spokojnie, kiedy stały w rzędzie i machały długaśnymi trąbami. Dziewczyna oparła głowę na rękach i wpatrywała się w nie dalej. Nawet nie spostrzegła kiedy miejsca dookoła areny zapełniły się widzami. Dziewczyna spojrzała na kompanów, jakby upewniając się czy jeszcze tu są, jednak oni byli nie mniej zadziwieni tym całym cyrkiem niż ona.
Nie dość tego, następnie na arenie pojawili sie ludzie, którzy wykonywali cudowne akrobacje wysoko nad ziemią. Nigdy nie widziała kogoś kto trudniłby się takim zawodem. Jedyne co jej przychodziło na myśl to aktorzy, jednak nie mogła to być trupa aktorska gdyż nie słyszała, by ktoś wypowiadał jakiekolwiek kwestie, ani nie widziała tu pantominy. Cyrkowcy.., tak właśnie mówili na nich inni. Widocznie nie byli tu po raz pierwszy.


Przedstawienie się skończyło i wszyscy zaczęli się powoli odchodzić. Grupa wybrała na miejsce noclegu jakiś zajazd. Madlen podążała za nimi ze spuszczoną głową, ciągle jeszcze będąc myślami z utalentowanymi ludźmi i pięknymi zwierzętami. Taki świat chciałaby widzieć zawsze, kolorowy, szczęśliwy i nie mający problemów, jednak musiała wrócić do rzeczywistości.

Dziewczyna zamknęła oczy i myślami powędrowała do chatki starca. Zapamiętała ją taką jaką lubiła najbardziej. Przytulnie, lecz skromnie urządzoną z zasuszonymi ziołami i kominkiem w którym palił się ogień. Z Eraldem przy drewnianym stole mieszającym jakieś mikstury i podśpiewującym jakieś stare pieśni, których już nikt nie pamiętał. Jednak najbardziej kochała przeglądać stare, zakurzone zwoje i grube, oprawione w skórę księgi. Tak... to właśnie w jednej z nich, gdy była mała natrafiła na szkic tego stwora, który najbardziej przykuł jej uwagę.... Wspomnienia przerwało jej jednak dręczące uczucie duszności. Wstała i podeszła do okna by je otworzyć. szarpnęła za klamkę, jednak drewniana rama nie chciała odpuścić. Ponownie za nią pociągnęła jednak nawet nie drgnęła.Obróciła się w stronę drzwi i wstrzymała oddech, jakby sprawdzając czy nikogo nie obudziła. Gdy upewniła się, że nikt nie zmierza w jej kierunku ponownie zabrała się do otwierania.Zdenerwowana szarpnęła po raz ostatni, na szczęście rama popuściła. Przyjemny chłód nocy dostał się do małego pokoiku. Cykada wypełniła natomiast głuchą ciszę która w nim panowała. Przysunęła sobie drewniane krzesło, usiadła na nim i położyła głowę na parapecie. Nie przyjemnie śmierdział piwem wsiąkniętym w drewno, jednak był to jedynie drobny szczegół, który nie mógł przeszkodzić jej w rozkoszowaniu się wszechogarniającą ciemnością.
Około dwie godziny później zasnęła wciąż oparta o drewniane okno.

Obudziła się wraz ze wschodem słońca. Przetarła oczy, przeciągnęła się i ziewnęła. Kark bolał ją niemiłosiernie, jednak uśmiechnęła się tylko do siebie, zamknęła okno i przysiadła jeszcze na chwilę, mając nadzieję, że zdoła jeszcze zasnąć.

Przed ratuszem zebrało się już trochę osób. Za pewne były to inne drużyny, czekające na swoich przywódców. Z D12 byli na szczęście wszyscy. Słońce raziło naprawdę okropnie. Z niektórych już lał się pot Ochyda... - Pomyślała i przetarła czoło jakby sprawdzając czy nie straszy podobnym widokiem. Było naprawdę gorąco, miała ochotę przykucnąć, jednak postanowiła że wytrzyma do końca. Po chwili jednak nie mogąc ustać wyjęła z torby bukłak z wodą i zaczerpnęła łyka. Woda... o.. mogłabym oddać wszystko za kąpiel w zimnym jeziorze

Za każdym razem gdy otwierały się drzwi, spoglądała w nie z nadzieją, że pojawi się w nich Sonnilon, jednak musiała trochę poczekać. Kiedy nastąpiła już ta chwila słońce było centralnie nad głowami wszystkich. Madlen przegarnęła włosy i spojrzała na kompana, wyczekując aż coś powie. Nie miała ochoty zabierać głosu, chciała żeby jak najszybciej ruszyć w trasę. Trasę... o ludzie... na pieszo ?! Pięknie, mogłaś pomyśleć o tym troszkę wcześniej, jednak i tak za wiele by to nie dało, bo na konia cie nie stać... Nie mówiąc już nic o utrzymaniu zwierzęcia...Mogłabym go ukraść, jednak ta opcja odpada, chyba że trafię na jakiegoś przy bramie miasta... Rozglądnęła się zdesperowanym wzrokiem, jakby błagając by na placu stała choćby najgorsza szkapa z tabliczka "Weź mnie za darmo", jednak nic takiego nie znalazła.
 
Mroczusia jest offline  
Stary 28-04-2009, 13:36   #33
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Mieli nie lada szczęście, że znaleźli się nad tą właśnie rzeką. Jakiś kawałek dalej pojawił się objazdowy cyrk. Wielki namiot wzbił się w mgnieniu oka. Wiele różnych humanoidów krzątało się przy sprzęcie. Opiekowało się zwierzętami czy rozdawało bilety. Pierwszych dziesięć osób, z czego sześć miejsc zajęli towarzysze, było za darmo. Rzadko udawało się zdobyć Sonowi za darmo. Zwykle takie rzeczy miały ukryty haczyk. Dlatego z podejrzliwością patrzył na całą tą sprawę. Ale było to również doskonałe alibi na burdę w karczmie. Przecież oni cały czas tu czekali by dostać się za darmo...

Cyrk jak każdy inny cyrk. Co prawda w swoim długim życiu Son był tylko parę razy w takim miejscu, zwykle czas swój spędzał na wojnie, w akademii bądź u boku swego przyjaciela... którego nie było już wśród nich. Jednak była to doskonała rozrywka na rozładowanie emocji i dobrą zabawę.

Dzień zbliżył się ku końcowi. Mimo wszystko był to udany dzień. Nowi towarzysze, karczemne zabawy i cyrk. Czego chcieć więcej od życia? Oczywiści... zemsty! Taaak... Nie zapomniałem! Zemszczę się na was! zapadł w rozmyślaniach patrząc w ścianę swego dotychczasowego mieszkania. Obok niego kładli się spać jego kompani. Nowi kompani za których był teraz odpowiedzialny. jak za dawnych czasów rozchmurzył się na chwilę mam nadzieję, ze nie będziecie sprawiać zbyt wielkich problemów. Jakoś się chyba dogadamy... Usnął.

W nocy obudził go jakiś cichy szmer. Nie ruszając się, otworzył lewe oko. Gdy wzrok przyzwyczaił mu się do ciemności, zauważył Madlen siedzącą na krześle i wpatrującą się w gwiazdy. Romantyk? Czy chęć powrotu do dużych przestrzeni? Ciekawe... Przeleciało mu przez umysł po czym zamknął oko i znów usnął.

Pierwsze promienie słońca podrażniły oczy wojownika. Pora wstać! Do łazienki naprzód marsz! Wstał. Przetarł senne jeszcze ślipia i poszedł do pomieszczenia służącego do porannej toalety. Nałożył starannie pianę z mydła na twarz i mimo, że na brodzie jego zarost był wielkości brody wyrostka to i tak skrupulatnie zgolił każdy włosek ostrą jak brzytwa... brzytwą.
Gdy opuścił łazienkę spostrzegł, że parę osób już wstało.
- Czekajcie na mnie przed ratuszem. Idę wypełnić swoje obowiązki. Przekażcie też innym, nie mam zamiaru szukać każdego z osobna.

W ratuszu spotkanie przebiegło rutynowo. Odstał w kolejce, otrzymał instrukcję, mapę, inne dokumenty - które to schował do swego worka podróżnego - i pocieszenia którego mu było potrzeba.
- Ta na pewno... Ale za to za darmo sobie popływam waszymi łodziami. Bywajcie zdrów, urzędniku. - rzekłszy, wyszedł.

Sonnillon wychodząc z ratusza przyjrzał się swojej nowej kompani. Było, łącznie z nim, sześciu. Druid, paladyn, dziwny ktoś, elf, łotrzyk i on, Sonnillon. Przychodziło mi dowodzić większymi grupami... Ci jak na razie muszą wystarczyć. Ten paladyn... może sprawiać problemy... zresztą druid również... Co do pozostałych... Minimalnie czterech? Jak los korzystnie splata mi drogę. Czas zacząć przedstawienie... Myśli te błyskawicznie przeszły przez jego umysł. Nie należał do tych "tępych" siepaczy.
- Goranie, z tego co mówiłeś masz sługę w postaci ptaka. Słucha Cię? I czy ty umiesz słuchać jego? Jeśli tak, to karz mu obejrzeć okolicę w promieniu dwóch kilometrów od nas. Niech zwraca szczególną uwagę na grupy pięcioosobowe. Na koniach. Na inne ewenementy również. Przyda się jakieś rozeznanie w okolicy.

Goran wysłuchał uważnie tego, co miał mu do powiedzenia nowy przywódca grupy.
- Tak. Mogę go o to poprosić. - spojrzał w niebo, a już po chwili na jego ramieniu siedziała Vesta. - Wykona twoje polecenia.
Gdy tylko druid skończył coś szeptać do ucha zwierzęcemu towarzyszowi, ptak poderwał się ku górze i zniknął z horyzontu. Goran jedynie skinął lekko głową w kierunku Sonnillona, jakby na znak zatwierdzenia wykonanego polecenia.

- Dziękuję... pomocny taki ptak. Jak się wabi? Czy tylko on Cię słucha? Czy inne zwierzęta też mogą wykonywać twoje polecenia? - Poważnie zainteresował się jego mocami. Przydatne, przydatne. Trzeba zapamiętać o jego towarzyszach... I uważać bardziej. Zamyślił się na chwilkę. Prawą ręką odgarnął mlecznobiałe włosy z czoła. Uśmiechnął się przy tym. Podszedł bliżej kapłana lasu. Stali ramię przy ramieniu. Tylko każdy patrzał się w inną stronę. - Czy inne zwierzęta będą w stanie informować nas czy na przykład inna grupa nie śledzi naszej drużyny? Tak na wszelki wypadek. Niektórzy zrobią wszystko by dotrzeć do celu. - zniżył głos by tą wypowiedź usłyszał tylko jego rozmówca.

Druid spoglądał na wojownika z lekkim zaciekawieniem.
- Wszyscy ludzie znają wspólny język, jednak z nie każdym z nich możesz się dogadać. - uśmiechnął się, po czym dodał. - Ze zwierzętami jest tak samo. Poza tym dobrze dogaduje się z kotami i kotowatymi stworzeniami. Sam potrafię przybierać ich postać, myślę, że ta wiedza ci się przyda, planując posunięcia drużyny. Zobaczymy co Vesta, bo tak zwie się mój sokół, wypatrzy w oddali.
Kątem oka obserwował pozostałych towarzyszy, nie zwracali jednak specjalnej uwagi na jego konwersację z Sonnillonem.
- Pamiętaj. że zwierzęta potrafią dostrzec to czego ludzki oko nie wychwyci... Pamiętaj też... - przychylił się bardziej do wojownika. - ...że ja nie jestem twoim wrogiem. Pomimo tego, iż nie darzę cie przesadną miłością, wolałbym swe moce wykorzystywać w innych okolicznościach, niż spory z tobą czy Grimrem. - kończąc swe słowa, druid spojrzał prosto w oczy Sonnillona, ukazując mu swe kocie spojrzenie.

- Więc dasz radę poprosić któregoś ze zwierzaków by nas ostrzegł w razie czego, jeśli znajdziesz odpowiednio... skorego do pomocy. Bardzo dobrze. Może to uratować nam tyłek. - odpowiedział mu wracając na swoje poprzednie miejsce. Gdy jeszcze stał tyłem do rozmówcy ten wyraził swą wolę nie walki z członkami drużyny. Zbiło to kapitana z tropu. Czyżby czytał czyjeś intencje? Myśli? Trzeba na niego bardziej uważać. Nawet... jeśli działamy wspólnie. Odwrócił się ze szczerym uśmiechem tylko po to by zobaczyć nagłą zmianę w oczach druida. Teraz kocich oczach. Chmmm... ciekawe.
- Ależ rozumiem i popieram twą wolę. Walki wewnątrz drużynowe oddalają od celu. A chyba każdy nas by tego nie chciał? Chodźmy już bo inni nas wyprzedzą. Wyścig czas rozpocząć! Chodźmy na zewnątrz miasta. Tutaj mogą nas podsłuchiwać. Tego nie chcę. - rozejrzał się po pozostałych - Dobrze. Madlen, jeśli nie masz na czym podróżować oferuję swego wierzchowca. Nie jest to jakiś czysto krwisty ale zawsze lepsze niż ludzkie nogi. Goranie, gdybyś mógł na zewnątrz miasta zmienić się w tego kota, a konia użyczyć Silanowi będzie również poręczniej. Co do Ciebie... Ojczulku... Mam nadzieję, ze te muskuły twego sługi nie są na pokaz tylko. Mores masz wierzchowca więc z tobą nie będzie problemów. Wszyscy wszystko wzięli? To wyjeżdżamy! Poza bramą rzucimy okiem na mapy w które to nasi wielce szanowni wyposażyli nas. A teraz komu w drogę temu czas.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 28-04-2009, 22:28   #34
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
Cyrk. W najgorszych koszmarach Goran nie mógł przewidzieć tak okropnego dnia. Gdy tylko drużyna ochoczo przyjęła zaproszenia na darmowy pokaz druid aż trząsł się ze wściekłości. Nie potrafił zrozumieć, co tak interesującego może być w oglądaniu cierpienia. W trakcie przedstawienia modlił się tylko do bogini ziemi o dar spokoju. Miał ochotę rozszarpać na strzępy wszystkich oklaskujących ten karygodny obraz bezmyślnych gapiów. Na dodatek jego nowi kompani także wyraźnie z zainteresowaniem i rozbawieniem obserwowali to wszystko co działo się w obrębie areny cyrkowej. Ciekaw jestem, czy jakby któregoś z was skuto w kajdany i kazano kręcić się wokół stolika goniąc marchewkę to tak samo cieszylibyście się przedstawieniem. Żałosne. - w myślach gardził wszystkimi obserwatorami, jednak wiedział, iż w takich sytuacjach jest bezsilny. Jeszcze ta misja w której brał udział. Gdyby nie ona może i próbowałby uwolnić najdziksze okazy. W obecnej sytuacji mógł jedynie zagryzać wargi podzielając cierpienie zniewolonych stworzeń. Na szczęście przedstawienie dobiegło końca... Dziwny i bezmyślny dzień także.

Z rana wszyscy zgromadzili się na placu w oczekiwaniu na dowódcę, który udał się po rozkazy. Chociaż upał doskwierał im niemiłosiernie, nikt nie odważył się na publiczne narzekanie. Twardziele. - uśmiechał się w myślach Goran.
Po jakimś czasie z ratusza wyszedł Sonnillon. Wyraził zaciekawienie sokołem druida, na co ten zareagował przychylnie. Na prośbę dowódcy Goran wysłał Veste na zwiad poza mury miasta. Wtedy pojawił się problem transportu. Jak się okazało co najmniej 2 osoby było bez wierzchowca. Sonnillon zaproponował zamianę w kota i odstąpienie konia Silvanowi. Druid nie mógł jednak prośby spełnić.
- Zmiana formy jest bardzo kosztowna... Moje siły mają wyraźne ograniczenie w tej kwestii i jako że mogę z daru transformacji korzystać rzadko i dość krótko wolałbym zachować to na ważniejszą okazję niż podróż. Jednakże będę mógł was wesprzeć w walce pod postacią pantery, czy też dokonać cichego zwiadu jako niepozorny kot, o to się nie obawiajcie. Muszę jednak z moich mocy korzystać ostrożnie i z umiarem.
Temat wierzchowców nie został rozwiązany. Silvan i Madlen musieli póki co jechać na dosiadkę. Wszyscy mieli nadzieje na rozwiązanie niebawem tego problemu. Gdy dotarli do bramy miasta, gdzie Sonnillon miał wskazać kierunek dalszej podróży, nadleciała Vesta. Usiadła na ramieniu druida dzieląc się z nim swoimi obserwacjami.
- Chyba będziemy mieli okazję rozwiązać sprawę wierzchowców szybciej niż się spodziewaliśmy. - uśmiechnął się Goran obserwując reakcję towarzyszy. - Vesta nie zaobserwował niczego interesującego z rzeczy o które pytałeś Sonnillonie, jednakże twierdzi, iż za miastem znajduje się hodowla koni. Decyzję czy i jak wykorzystamy tą informację pozostawiam wam. - skinął głową i pogładził sokoła po skrzydłach.
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk
Raincaller jest offline  
Stary 29-04-2009, 21:23   #35
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Grimr był zadowolony z siebie. Nie pojderzewał, że nawiązanie kontaktu z pierwszakami będzie tak łatwe. Spodziewał się, że będą o wiele bardziej pierwotni i nieucywilizowani, a tu proszę... Co prawda druid patrzył na niego krzywo, ale domyślał się że to raczej nic złego. Osoby wychowane w dziczy, przebywające wśród zwierząt naturalnie miały nieco inny charakter od pozostałych. Dobrze było to zapamiętać, będzie miał ciekawy temat do rozmów ze Strażnikiem Słów. ,,Wpływ środowiska, a ukształtowanie ludzkiej natury". Ciekawe, czy jeden z najstarszych zgodzi się z jego wnioskami?

Niedługo później miał okazję zetknąć się z kolejnym arcyciekawym wytworem kultury pierwszaków, zwanym przez nich ,,cyrkiem". Tak samo jak on obserwował zachowania ludzi, tak samo ludzie znajdowali przyjemność w przyglądaniu się niższym ewolucyjnie organizmom. Grimr korzystając z okazji także bacznie przyglądał się zarówno zwierzętom, jak i reakcjom ludzi. Jedno i drugie warte było zapamiętania, jedno tylko go dziwiło: to, że ze wszystkich tylko jedna osoba zdawała się nie podzielać radości pozostałych: druid. Choć zwierzęta były mu bliskie to taka forma rozrywki mu nie odpowiadała. Będzie go musiał spytać o to przy najbliższej okazji

Po przedstawieniu drużyna udała się na spoczynek. Demon pozostał za miastem, by nie niepokoić mieszkańców. Grimr skorzystał z okazji, by także uzupełnić niedobory energii. W jego przypadku odpoczynek wyglądał nieco inaczej: jego ciało nie potrzebowało bowiem snu. Dlatego zamiast się położyć usiadł na łóżku po turecku i rozpoczął kanałowanie. Po chwili drobinkom jego energii udało się odnaleść przejście do rodzimej sfery i wytworzyć stabilny kanał, którym energia spływała do jego ciała. Nie mógłby długo przebywać w sferze pierwszej dowolnego uniwersum bez stałych uzupełnień energii z akademii. Jego ciało otaczała w tym czasie delikatna, fluorescencyjna poświata. Była praktycznie niezauważalna i nie przeszkadzała nikomu w śnie, a Grimr już po dwóch godzinach był jak nowo narodzony. Nie chcąc marnować energii nie zamykał chwilowo kanału, postanawiając go wykorzystać do przesłania wiadomości Mistrzowi.

Najpierw uaktywnił moc grimuaru, który zawisł trzy centymetry ponad jego kolanami. Następnie wyrwał z niego ostatnią stronę - nie musiał się o to martwić, gdyż po zamknięciu księgi natychmiast zostanie ona odnowiona. Wyrwaną kartkę położył na księdze, uzyskując w ten sposób bardzo dobry pergamin. Następnie nakół swoje przedramie ostrym jak brzytwa metalowym palcem wskazującym i używając własnej krwi zaczął pisać

,,Mistrzu

Aklimatyzacja przeszła dobrze, nie wystąpiły żadne większe problemy. Chwilowe trudności spowodowane desynchronizacją ustąpiły same. Kanał sferowy daje się nawiązać bez większych przeszkód. Jedyną trudnością na jaką się natknąłem jest całkowity brak multisferowości tego wymiaru. Nie mam dostępu do naturalnych rezerw energii, przez co muszę czerpać z rodzimego planu. Blokuje to prawie wszystkie moje zdolności. Podobnie jest z demonicznymi przywołańcami - muszę przyciągać je z planu rodzimego, płacąc każdemu duszę w trybucie, by mógł utrzymać tutaj materialną formę. Powoli będę się starał synchronizować coraz mocniej, by odblokować kolejne swoje moce, jednak więcej niż 10% naturalnego potencjału nie mam szans przekroczyć.

Pierwszacy tutaj nie różnią się zbytnio od tych z innych uniwersów. Poza całkowitym brakiem styczności z demonicznością są całkiem normalni. Drużyna, do której udało mi się dołączyć nie powinna sprawiać większych trudności. Przewiduję drobne spory z dwoma przedstawicielami sił życia, jednak nie jest to nic, co mogłoby zagrozić powodzeniu misji. Udało nam się wybrać dowódcę śmiesznym nieco sposobem, nazywanym tutaj ,,demokracją" - mianowicie zamiast tradycyjnej walki na śmierć i życie odbyło się to przez głosowanie (każdy mógł zabrać głos kogo wolałby na przywódcę i ten, który został wybrany przez większą ilość osób został dowódcą). Przywódca zdaje się być w porządku, udało mi się nawet z nim zaprzyjaźnić (nazywa mnie Ojczulkiem, czyli tak jak u nas w akademii przyjęło się nazywać Ciebie, Mistrzu. Wnioskuję po tym, że uznał mnie za swojego protektora i nauczyciela. Materiał dobry na Pogromcę, po zakończeniu misji przetransportuję go do akademii, być sam mógł to ocenić).

Więcej detali dotyczących lokalizacji oraz możliwych dróg pozyskania artefaktu postaram się przesłać w następnym raporcie. Niech błogosławieństwo Edwina będzie z tobą, Mistrzu

Starszy Pozyskiwacz, Podróżnik sferowy i zawsze wierny uczeń
Grimr Balejgr
"

Gdy tylko postawił ostatni znak list znikł, rozwiewając się w luźną formę energii, która następnie przez otwarty wciąż kanał skierowała się do jego domu. Resztę nocy przesiedział wciąż w tej samej pozycji, nie chcą marnować sił. Mogły mu być jeszcze dzisiaj potrzebne

Gdy pozostali obudzili się ze swojego koszmarnie długiego snu Synek zadecydował, że czas ruszyć po rozkazy. Gdy tylko wyszedł z ratusza okazało się, że drużyna może mieć problemy z transportem. Była jednak na to rada, znaleziona przez druida. Grimr zwrócił się więc bezpośrednio do Gorana

- Teoretycznie mój przywołaniec mógłby mnie nieść na barana, jednak więcej niż jednej osoby nie udźwignie. Dlatego proponuję zrobić sobie mały spacerek na tą hodowlę. Chcę jednak, byś poszedł ze mną, gdyż nie mam zbyt dobrej ręki do zwierząt.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 30-04-2009, 23:30   #36
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zeszły dzień był pełen niespodzianek i chwil które będą rozpamiętywane jeszcze przez pewien czas. Najmilszą z nich był zapewne objezdny cyrk, którego mores miał okazie zobaczyć po raz pierwszy. Słyszał za młodu o egzotycznych stworach z dalekich krain, lecz niedane było mu ich zobaczyć aż do tej chwili. Sen… tak, sen był ukojeniem godnym zwrócenia uwagi. Noc była chłodnawa i przyjemna, co sprzyjało dobremu wypoczynkowi. Sny były dość nieskoordynowane i niezbyt jasne. Chyba najwyższy czas zmówić modły. Rankiem przyspał trochę, lecz wiedział co ma zrobić. Zakończenie spraw organizacyjnych odbędzie się pod ratuszem, po tym jak dostaną rozkazy i mapę. Starając się szybko uwinąć zebrał ekwipunek i Farana z stajni i ruszył w stronę ratusza. Intrygowało go bardzo zachowanie elfa, który jak mniema jest ścigany przez waśń rodzinną.

‘Ciekawe czy zdaje sobie z tego sprawę, że może w końcu natrafić na zabójcę? A może uciekł do naszej drużyny tylko po to, by skryć się przez śmiercią… Tak czy owak nie mam zamiary go niańczyć. Nie zdziwił bym się, jak by ta… no… madlen, tak madlen była tym zabójcą. Było by to trochę… ironiczne’

Kończąc myśl mores zaśmiał się gromko będąc już prawie pod ratuszem. Przywdział hełm by jego postawa wzbudzała szacunek w mieszkańcach. W końcu ruszał na misje nie tylko po nagrodę, lecz także po sławę! Będąc już przy zebranej grupie zdał sobie sprawę, że chyba jednak się nie spóźnił. Może i to dobrze. Gdy podchodził już pod grupę, głos zabrał jeden z bardziej intrygujących ludzi jakich spotkał. Tok rozmowy był urwany, lecz dało się domyśleć czego się ona tyczyła:

-…Dlatego proponuję zrobić sobie mały spacerek na tą hodowlę. Chcę jednak, byś poszedł ze mną, gdyż nie mam zbyt dobrej ręki do zwierząt.

-To już graniczy z kradzieżą. Niee… to jest kradzież! Już na starcie chcecie rabować? Mogło by to nam zagwarantować dobry start. Z pogonią za plenami wyruszyli byś my niezwykle szybko. O ile byśmy wogule wyruszyli.- Spojrzał czy ktoś aby z poza kompanów nie przysłuchuje się wypowiedzi Moresa- Tak swoją drogą to nie polecam, chyba że mamy dobre zaplecze zdobywców.- Uśmiechnął się z przekąsem, lecz uśmiech był skryty pod hełmem.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 03-05-2009, 11:13   #37
 
Keitaro's Avatar
 
Reputacja: 1 Keitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znanyKeitaro nie jest za bardzo znany
Kiedy już wszystko było jasne, a Sonnillon był bardzo rad z powierzonego mu stanowiska nastał niespodziewany spokój więc korzystając z chwili ciszy wsłuchałem się w odgłosy natury i rozejrzałem się po okolicy zwracając uwagę na każdy, nawet najmniejszy szczegół.
- Co to?
Pomyślałem z lekki przerażeniem, bowiem moje ciało przeszył dreszcz na dźwięk tajemniczego odgłosu. Jednak poczułem błogi spokój widząc wyjeżdżającą z drogi karawanę i słysząc śmiechy.
- Hehe... to cyrk, a już myślałem że w tym lesie spotkać można jakieś niebezpieczne zwierzęta.
Podszedłem kilka kroków bliżej, aby przyjrzeć się grupie zwierząt prowadzonych przez podróżnych i ujrzałem gatunki zwierząt o których czytałem jedynie w bardzo egzotycznych książkach.
- One są piękne.
Jedynie taka myśl nasuwała mi się na widok tych wszystkich przepięknych tworów matki natury. Jak zawsze w moim wypadku ciekawość wzięła górę i aby lepiej się wszystkiemu przyjrzeć podążyłem kawałek za karawaną, aż na wolne pole, gdzie najwyraźniej postanowili rozbić swój namiot. Przyglądałem się bacznie całemu zajściu, bowiem mimo wychowania w bogatej rodzinie nie miałem okazji widzieć w swym życiu cyrku.
- Jak oni to robią? To jest niesamowite.
Pomyślałem widząc te wszystkie istoty popisujące się swoimi talentami, które okazały się bardzo interesujące i czasami... śmieszne i kiedy tylko usłyszałem słowa chłopca założyłem na głowę kaptur i wyskoczyłem jak z procy w stronę cyrku, aby załapać się na darmowe miejsce.
- Heh, a jednak miałem szczęście...
Uradowany usadowiłem się na jednym z wolnych miejsc obok moich kompanów i spokojnie obejrzałem spektakl.

Po wszystkim zadowolony opuściłem namiot i wraz ze wszystkimi pod osłoną nocy udałem się do najbliższego zajazdu, który okazał się tani, jednakże nie było co liczyć na jakieś wygody.
- No cóż spałem w gorszych miejscach. Lepsze jednak to niż nocleg pod gołym niebem.
Powiedziałem po cichu sam do siebie i ułożywszy się na łóżku zasnąłem.

Wstałem bardzo wcześnie rano, aby zdążyć odświeżyć się przed wyjściem... Po założeniu całego swojego dobytku opuściłem zajazd i ruszyłem w stronę ratusza idąc między swymi kompanami tak, aby nie zwracać na siebie uwagi.

- Co za ukrop.
Wymamrotałem pod nosem przecierając czoło i stojąc przed ratuszem w oczekiwaniu na powrót Sonnillona. Kiedy nasz dowódca opuścił budynek trzymając w reku jakąś teczkę uradowałem się, bo nadszedł czas na rozpoczęcie wędrówki w nieznane.
- Mogę jechać z kimś na dosiadkę. O ile nie będzie to nikomu przeszkadzało i ktoś zechce mnie zabrać...
Powiedziałem spoglądając po twarzach kompanów i dodałem po wysłuchaniu jeszcze kilku z nich po powrocie ptaka.
- Jeżeli chcecie ukraść konie to powiem tylko tyle, że jest mi to obojętne. Nie będę robił z tego powodu żadnych problemów typu, ja nie będę kradł.
Powiedziałem to z lekkim uśmiechem na twarzy i pomyślałem.
- Jak dobrze pójdzie dorobię się konia... Hehe...
 
Keitaro jest offline  
Stary 04-05-2009, 00:56   #38
 
Raincaller's Avatar
 
Reputacja: 1 Raincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znanyRaincaller nie jest za bardzo znany
Druid wodził wzrokiem po towarzyszach, przysłuchując się ich wypowiedziom. Skinięciem głowy skwitował prośbę Grimra, uśmiechem zareagował na słowa paladyna, natomiast Silvan wyraźnie go zdenerwował.
- Jeżeli chcecie ukraść konie to powiem tylko tyle, że jest mi to obojętne. Nie będę robił z tego powodu żadnych problemów typu, ja nie będę kradł.
Po tych słowach Goran odchrząknął i wystąpił krok naprzód.
- Może i ty, drogi Silvanie nie wzdrygasz się od tego typu uczynków... - zmierzył elfa podejrzliwym spojrzeniem. - Jednakże ja w takim zajściu uczestniczyć nie zamierzam. Nie będę kradł, tym bardziej zwierząt. - spojrzał na zamaskowanego maga. - Na moją pomoc w kwestii ujarzmiania natury pod każdą postacią możesz Grimrze zawsze liczyć, w tym wypadku jednak jest to zbędne. Na pewno nie masz nic przeciwko podróży na demonie.
Obrzucił spojrzeniem pozostałych obserwując ich reakcje, po czym przemówił do paladyna.
- Muszę się z Tobą całkowicie zgodzić Moresie. Nie po raz pierwszy zresztą. - dodał z przekąsem. - Nie potrzebujemy tabliczki kryminalistów i to przed wyruszeniem na szlak. Wierzchowe które mamy muszą nam wystarczyć. Myślę, że najlepiej będzie jak już opuścimy Rumar.
Po tych słowach ruszył w stronę strażników stojących w bramie. Miał nadzieję, że inni podążą za nim. Po kilku krokach zatrzymał się i odwróciwszy się na pięcie rzucił do Sonnillona.
- Masz mapę i na tobie spoczywa teraz ciężar wyznaczenia kierunku. Myślę, że najlepiej będzie jak przedstawisz nam nasze położenie za murami miasta, tak jak to zresztą planowałeś uczynić. Im szybciej tym lepiej. - zakończył i powrócił do marszu w kierunku bramy.
 
__________________
"Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk
Raincaller jest offline  
Stary 04-05-2009, 18:01   #39
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Sonnillon przysłuchując się pozostałym nigdy nie spodziewał się, że napotka taki problem jak brak konia. Zwykle jak ktoś z kompani nie miał konia, to właśnie takie hodowle służyły za uzupełnienie wierzchowców. Zresztą maszerowanie na piechotę też nie było im straszne. Jednak teraz konie były im potrzebne. Chciał jak najszybciej odnaleźć to dziecko i zakończyć ten epizod.

- Towarzysze, pomysł z "pożyczeniem" sobie koni nie jest najgorszy. Nie zgadzam się z kapralem. Zwinne ręce sprawią, ze nawet nas nie zauważą. Jednak jest to pewne ryzyko, które nie warto podejmować już na samym początku. Co jeśli hodowca ma kuszę i celne oko? Nie będziemy już jedyną sześcioosobową drużyną. - Son spojrzał na zebranych - Goranie, w przeciwieństwie do Moresa, jesteś lekki i nie nosisz ciężkich płyt na sobie. Jeśli Ci to nie przeszkadza pojedziecie z Silvanem w dwójkę na jednym koniu. Ja pojadę z Madlen, Mores sam już wystarczająco obciąża swego wierzchowca, Grimr jednak będziesz musiał na demonie podróżować. Jeśli jednak wolisz kogoś innego - zwrócił się do druida - to zamienimy to. Ja jestem otwarty na propozycję każdej roszady i nie mam uprzedzeń odnośnie moich towarzyszy. No może nie chciał bym jechać z tym Cht-coś-tam na jednym koniu. No dobra to wyjeżdżamy.

Poczekał aż wszyscy usadowią się na swoich miejscach i odwrócił konia i ruszył w stronę południowej bramy. Gdy już dotarł do strażnicy i dzielnych wojowników broniących miasta na swych zwyczajowych miejscach, odezwał się do jednego z nich.

- Powitać mężny strażniku. Chciałbym się dowiedzieć gdzie to urodził się nasz były bohater i teraźniejsze utrapienie - Shiboz. - A mówiąc to rzucił mu złotą monetę.
- Wy to pewno szukacie jego bachora? A no dobrze mości poszukiwaczu. W Mel'Run, na południe stąd. To i tak wam nie pomorze. Zadzieracie z siłami ciemnymi i silniejszymi od was. Ale niech Bóg was prowadzi. Trzymamy kciuki za takich jak ty.
- Podziękować. Wilce mi pomogliście i rad jestem z takiego błogosławieństwa. Bywajcie dobry człeku. W zdrowiu i spokoju.
- A bywaj, bywaj. Powodzenia. - odjeżdżając wojownik był rad, za otrzymanie informacji za dość niską cenę.

- No to ruszamy na południe, do Mel'Run. Miejsca urodzenia sławnego Shiboza. Może na coś trafimy. - ruszył. Ruszył w poszukiwaniu pewnego dziecka, za sowitą nagrodę. Ale to nie dla niej go szukał.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 04-05-2009 o 18:10.
andramil jest offline  
Stary 05-05-2009, 14:05   #40
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Wszyscy

Kiedy wyruszaliście w podróż było gorąco. Żar słoneczny spływał z nieba tak intensywnie. że dziękowaliście za to, że podróżujecie blisko rzeki. Las koło rzeki był taki sam jak ten koło miasta Rumar. Od czasu do czasu przeszył was zimny powiew wiatru. Po kilku godzinach podróży wyprzedził Was kilka innych drużyn, które nie oszczędzały swoich wierzchowców. Policzyliście, że tych drużyn było ponad tuzin. Do celu waszej podróży mieliście około trzech nie wliczając odpoczynków. W późnych godzinach popołudniowych przy drodze spotkaliście kilka drużyn, które was wyprzedziły. Ich konie były zmęczone a i oni sami nie tryskali energią do dalszej podróży. Wy natomiast ruszyliście dalej. Nadszedł zmierzch. Postanowiliście rozbić obóz aby odpocząć. Po ustaleniu wart zanurzyliście się we śnie. Przez całą noc było spokojnie. Rankiem kiedy rosa spowijała trawę, odświeżyliście się a następnie zjedliście śniadanie by miec siły na dalszą podróż. Tak samo jak poprzedniego dnia słońce posyłało do was swoje "ogniste" dłonie. Koło południa ulgę wam przyniosły chmury, które przyszły z zachodu. Zakrywały one słońce od czasu do czasu. Kilka godzin później chmur jednak przybyło i nie przynosiły ze sobą one dobrych wieści. Wszystko pociemniało, zerwał się silny wiatr. Każdy z was go poczuł na swojej skórze i to bardzo dobrze. Postanowiliście się schować przed nadchodzącą burzą. Niestety w okolicy nie było żadnego schronienia prócz lasu. Weszliście pod dorodne drzewo aby skryć się przed opadami. Na początku padał lekki deszczyk, który zamienił się w gwałtowną ulewę. Trzaskały pioruny. Słyszeliście grzmoty, które zdawały się rozdzierać niebo na części. Z każdym grzmotem jaki usłyszeliście wasze konie panikowały. Były bardzo niespokojne. Bardzo intensywny opadł trwał dwie może trzy godziny, straciliście rachubę. Kiedy wydawało się, że się zaczyna uspokajać z nieba zaczął spadać grad. Był on wielkości ludzkiego paznokcia. Pomimo gałęzi, które was ochraniały obrywaliście czasami gradem. Po opadach gradu nadeszły ponowne opady deszczu. Wszystko zapowiadało, że prędko nie przestanie padać, więc postanowiliście ponownie rozłożyć obóz. Przestało już padać późno w nocy. Rano kiedy zbieraliście się do odjazdu powietrze było wilgotne a słońce już nie raziło was tak mocno. Przez cały dzień wiało nudą. Nie wydarzyło się nic ciekawego. Jak zwykle pod koniec dnia rozbiliście obóz. Tym razem również nie mieliście nocnej niespodzianki. Rano kiedy wyruszaliście po załatwieniu potrzeb, niedaleko obozu przeszedł niedźwiedź na pierwszy rzut oka ważył on 200 kilogramów. Spod jego sierści która była puszysta oraz lśniąca widzieliście pracujące mięśnie.

Niedźwiedź spojrzał tylko w waszą a następnie ruszył przed siebie. Najwidoczniej nie pachnieliście jak jego śniadanie. Tego dnia minęliście tylko dwie drużyny. Niedługo po tym na horyzoncie ujrzeliście czarną smugę dymu. Podążyliście tam. Dwie godziny później byliście na miejscu. Cała miasteczko stało w ogniu. Na ulicach leżały zwłoki ludzi. Były one albo spalone albo rozszarpane. Niektóre ciała miały na sobie ślady po pchnięciach bronią a także strzały o raz bełty. Widok nie był przyjemny. Kiedy wiatr zawiał w waszą stronę zebrało się wam na wymioty czując zapach palonego ludzkiego mięsa. W mieście nie było żadnej żywej istoty. Koło was upadła jeszcze płonąca tabliczka z napisem: " Witamy w Mel'Run. W mieście które zrodziło bohatera". Kiedy przeczytaliście napis nogi wam się same ugięły. Czas jaki straciliście na odnalezienie tego miasta poszedł na marne. Kiedy mieliście zamiar opuścić miasto otoczono was.... Byłą to armia z miasta Gyrla, które leżało dzień drogi stąd.
-" Kim jesteście?! Widzieliście coś podejrzanego wokół miasta, a raczej jego ruin??!! Jedyny świadek mówił, że miasto zaatakowały bestie. Chwilowo jest w szoku więc musimy was zabrać ze sobą póki nie określi nam dokładnie co miał na myśli mówiąc "bestie".- po wypowiedzeniu słów zostaliście objęci eskortą do miasta. Miasto Gyrla było otoczone bardzo wysokim i grubym murem. Było one fortecą. Strażnik otrzymał rozkaz otwarcia bramy a wy wjechaliście do środka. W mieście ku waszemu zdziwieniu panował taki sam harmider jak w mieście Rumar. Na placu targowym przekrzykiwano oferty po mieście chodziła straż. Zostali popędzeni do przodu. Zaprowadzono was pod siwy budynek. Był on wyskoki na 3 metry, miał tylko cztery okna i wielki drzwi. Zmuszono was do wejścia do środka. W środku było około 10 strażników. Pilnowali oni trzech cel. W jednej z cel siedział mężczyzna w średnim wieku. Miał on brudne i poszarpane ubranie. Co chwilę wydawał z siebie piski, od czasu do czasu pociągał nosem.
-"Otwórz drugą cele."- pad łrozkaz
-" Tak jest.Sir"
Wepchnięto Was do celi która miała wymiary 3 metry na 3 metry na 3 metry. Waszą broń zabrano i schowano do składy w tym samym budynku. Oczywiście ekwipunek został odpowiednio spakowany i oznaczony.
-" Zostaniecie tu do jutra aż nie przesłuchamy was wszystkich."- rzekła to ta sama osoba, która nakazała wasze pojmanie.
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172