Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2009, 22:03   #12
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Gerhard de Varrejo
-Witaj Ojcze Lucjuszu. Jestem Kapitan Gerhard de Varrejo. Z rozkazu generała Alvensleben przybywam do Saldgardu by prowadzić śledztwo w sprawie morderstwa duchownego i by ukarać winnych, jeśli będzie to możliwe. Oto pismo w tej sprawie.
Mnich podniósł jedną ze świec i przeczytał uważnie dokument, oddał Ci go i się uśmiechnął.
-Witam panie kapitanie, tytuł ojca mi nie przysługuje. Wystarczy bracie.
Przez zmęczony głos przebijała sie życzliwość.
-Wiem, że kapitan Neumann darzy cię Bracie respektem i Tobie powierzył swe śledztwo. Ja również mam nadzieję, że Twa wiedza rzuci nieco światła na okoliczności tej ponurej zbrodni. Wierz mi; masz we mnie w tej sprawie sojusznika.
Mnich chwile myślał, chyba zbierał myśli.
-Jak pewnie wiesz panie to miasto wyrosło wokół tej katedry, przez wiele lat uczeni próbowali ją otworzyć. Udało nam się to dopiero kilka miesięcy temu, ja wraz z grupką moich braci dokonaliśmy tego. Jeśli interesują Ciebie panie te zagadnienia to chętnie je przybliże jednak są to dość zagmatwane problemy natury logicznej i teologicznej. Szczególnie to drugie może znudzić laika. Gdy katedra została otwarta zostałem tu by ją badać, reszta moich braci udała się do klasztoru, obecnie czekam na przybycie innych teologów. Widzisz panie ta katedra jest dość specyficzna, ma dziwną aurę, której nie potrafię określić, również pismo zastosowane przez Rodian różni się od tego "powszechnie" stosowanego.
Mnich przerwał na chwilę i przełknął ślinę, po sekundzie kontynuował.
-Popełniłem niestety błąd i pozwoliłem na odprawianie mszy w tym kościele. Dziewięć nocy temu miejscowy ksiądz, święć Jedyny nad jego duszą, został zamordowany. Nie wiem co robił tutaj w nocy. Co do morderstwa został dosłownie rozsmarowany po katedrze. Wraz z moim przyjacielem, egzorcystą i kapitanem sprzątaliśmy tutaj. Rozumiesz panie nie chcieliśmy wpuścić tu nikogo by nie dopuścić do dalszych morderstw. Katedra została cała przeszukana nie znaleźliśmy nic, obecnie rozszyfrowuje ten język... Wydaje mi się, że to w nim tkwi klucz do zagadki morderstw...

Kaspar Landos
Nie szukałeś kłopotów dlatego z ulgą patrzyłeś jak dwójka rębajłów staje i odchodzi na piętro karczmy.
Napiłeś się jeszcze piwa i pozwoliłeś sobie na chwilkę relaksu, nie myślenia o niczym.
-Można się dosiąść?
Wzdrygnąłeś sie podświadomie na dźwięk tego głosu. Nie to, że był szorstki i nieprzyjemny, wręcz przeciwnie był miękki i aksamitny. Spojrzałeś na nowo przybyłego.
Mężczyzna stojący przed Tobą miał około trzydziestu lat, długie czarne włosy nosił związane w kucyk. Mierzył dobre dwa metry wzrost. Granatowe ubranie jeszcze podkreślało ciemny kolor włosów. Również uzbrojenie nie było typowe dla szlachcica, już mało kto używał mieczy a przybysz nosił długi jeździecki miecz. Cały wygląd człowieka można podsumować jednym słowem "Nord".

Rand von Horn
Udałeś się z Arganem udałeś się do pokoi. Selvyn został, chciał się jeszcze pokręcić, pogadać. Otworzyłeś drzwi do pokoju i je za sobą zamknąłeś. Pokój był skromny i bardzo mały. Proste łóżko, malutki stolik-szafka z jednym krzesłem i wieszak w rogu zajmowały prawie cały pokój. Przekręciłeś drzwi w zamku i zaklinowałeś klamkę wieszakiem, miałeś wielu wrogów...
Rozebrałeś się i walnąłeś na łóżko, które wbrew pozorom było wygodne. Zawsze kiedy tylko mogłeś brałeś osobny pokój. Mało rzeczy mogło Ciebie złamać, niestety sny zaliczaly się do nich. Zdarzyło Ci się czasem obudzić na mokrej od łez poduszce.
Zasnąłeś szybko, na szczęście czy na nieszczęście?

Nieszczęście, znów ten dzień. Jechałeś wyprostowany w siodle, ojczyzna Ciebie wzywała! Ale nie tylko ona jeszcze pół godziny i zobaczysz się Beatrice i małym Hubertem, w końcu go zobaczysz...
Popędziłeś konia by jak najszybciej się z nimi spotkać. Wjechałeś na niewielkie wzniesienie i widok jaki ujrzałeś Tobą wstrząsnął. Zarówno zamek jak i wioska do niego przylegająca stały w płomieniach.


Popędziłeś konia jeszcze bardziej w nadziei, że uratujesz swoją rodzinę. Wiedziałeś, że to tylko nadzieja...
Wjechałeś do wioski, płonące budynki skwierczały w ogniu, podobnie jak ciała martwych wieśniaków. Koń się nagle zatrzymał? Dlaczego? Przecież nigdy się nie zatrzymywał.
Za jednego z płonących domów wyszedł powoli mnich. Długi czarny habit sięgał prawie do ziemi a kaptur zakrywał twarz.
-Od tylu lat szukasz przebaczenia. Rzucasz się w wir walki licząc na śmierć i odkupienie. Myślisz, że to da spokój Twojej duszy? Myślisz, że to przywróci Ci ukochaną? Że przywróci Ci syna którego nigdy nie widziałeś?
Przybysz głos miał chrapliwy, nieprzyjemny. Jego słowa zaakcentował walący się dom.
-Nie, walka Ci ich nie przywróci. Spokój Twojej duszy da Ci tylko zemsta. Wiem kto Ci to zrobił, wydam Ci go ale Ty mi pomożesz. Zabijesz dla mnie parę osób, co to dla Ciebie. To jak Randzie? Kilka żyć za spokój Twojej duszy i dusz Twoich bliskich...
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline