Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2009, 00:43   #42
MigdaelETher
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Ruszyli, odprowadzeni twardym spojrzeniem, połyskujących w mroku oczu wojewody. Petr stał w oknie swej komnaty jeszcze długo po tym jak mrok nocy pochłonął powóz i ostatniego z towarzyszących mu jeźdźców. Nagły powiew wiatru rozwiał kruczoczarne włosy, okalające śniadą twarz o ostrych, regularnych rysach.

- Nie zawiedź mnie synu... - rzucił w otaczającą go pustkę wojewoda, odwrócił się od okna i raźnym krokiem ruszył w kierunku dębowego stojaka, na którym złożono prastary manuskrypt.

Chwilę wpatrywał się w niego w bezsilnej złości, próbując zrozumieć znaczenie dziwacznych, obcych symboli.

- Bądź przeklęta podła Szarlatanko, po stokroć przeklęta! Ty oraz ten który cię stworzył! - z głośnym trzaskiem zamknął księgę, po czym spoczął na, rzeźbionym w makabrycznie wijące się ludzkie sylwetki, krześle.

Jego dłoń przez chwile pieściła drobną, drewnianą postać którą artysta, prawdziwy geniusz, uwiecznił wygięta w przedśmiertnym spazmie. Petr zamknął oczy, rozluźnił napięte mięśnie. Po chwili nie było już ciała, był tylko duch, wolny, niczym nieograniczony duch, unoszący się w morzu szkarłatu. Wampir zapadł się w sobie. Miała to być kolejna noc samodoskonalenia i poszukiwań, być może tym razem owocnych.


***





Droga prowadząca z zamku do wsi wiodła przez gesty, świerkowy las. Na czele niezwykłego orszaku, z nosem przy ziemi biegł wielki, srebrzysty wilk. Zwierzę co jakiś czas zatrzymywało się, powarkiwało głucho, to znów dzikim pędzę rzucało się przed siebie by po chwili wrócić, ponownie powęszyć.

Powóz toczył się powoli, koła podskakiwały na wyboistej, leśnej drodze. Jana odsunęła ciężką zasłonę z ciemnego aksamitu i wyjrzała przez niewielkie okienko. Miesiąc już wzeszedł i skąpał całą okolicę w zimnym, srebrzystym blasku. Na tle granatowego nieba odcinały się potężne, czarne pnie drzew. Splecione nad ich głowni, w misterną sieć, gałęzie, przez które przebijały się delikatne, jasne księżycowe promienie tworzyły niezwykłe sklepienie. Przywodząc Toreadorce na myśl magiczny zamek z opowieści o królowej duszków, o której to usłyszała od jednego z bardów, goszczących na dworze jej ojca. Jak to możliwe, że tak pięknymi ziemiami włada tak przerażające zło pod postacią wojewody i jego wynaturzonych potomków. Na samo wspomnienie upiększonej przeklętymi zdolnościami Diabłów twarzy Krystynki, Janę przeszył zimny dreszcz.

Edward jechał tuż obok powozu, podobnie jak Vitova kontemplując wysublimowane, mroczne piękno nocy. Zadarł głowę do góry, przyciągnął lejce, na chwilę zatrzymując konia. W niewielkim prześwicie, między gałęziami, jaśniała blada, księżycowa tarcza.





Witaj jasny Księżycu,
Nocy Władczyni,
Strzeż mnie i mych bliskich,
Do świtania godziny.

Toreador bezgłośnie wyszeptał, modlitwę do pięknej, nieszczęśliwie zakochanej Selene. Bogini, która co noc przemierza nieboskłon, by na chwilę zatrzymać się przy grocie w której snem wiecznym, z którego nigdy się nie przebudzi, śpi, jej ukochany Endymion.

- Ksssiążę się zamyślił...zadumał - skrzekliwy głos Nosferata, oderwał Zaborskego od myśli krążących wokół smętnego losu nieszczęsnych kochanków - Nie dobrze... Niebesspiecznie. Chwila nieuwagi i ...

Poganiając konia, Edward wciąż słyszał za plecami skrzekliwy chichot Trędowatego. Po chwili zrównał się z wojewodzicem i jego płowowłosą towarzyszką. Paskudnie oszpecony młodzian nakazał postój na niewielkiej, osłoniętej drzewami polanie. Kiedy słudzy i pozostali Kainici zajęli się rozkładaniem prowizorycznego obozowiska, Wroniec pod postacią wilka, węsząc nisko przy ziemi ruszył na zwiad. Sierść na karku basiora zjeżyła się, a z uzębionej paszczy wydobyło się przeciągłe wycie. W miękkiej glinie, w miejscu gdzie droga przechodziła w polanę widniały, świeże ślady szponiastych łap. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, z nieba wprost na zebranych na polanie ludzi i wampiry pikował uzbrojony w ostre pazury i rozwarty w straszliwym uśmiechu zębaty pysk skrzydlaty maszkaron.


***


Miarowy stęp, był miłą odmianą po szalonym galopie, jakim Tristan podróżował ostatnie kilka nocy. Byle dalej od Krakowa, od rządzącej nim żelazną ręką Razkoli. Wszystko tak dobrze się układało, miesiące snucia planów i przygotowań, wszystko poszło na marne. Kto okazał się słabym ogniwem, kto zdradził? Szczęki mężczyzny zacisnęły się mocno, usta wykrzywiły w gniewnym grymasie. Ukryta gdzieś w zakamarkach jego świadomości bestia szarpnęła się, starając oswobodzić z okowów silnej woli. Kon zarżał cichutko i niespokojnie zastrzygł uszami. Tristan poklepał go uspokajająco po karku. Kilka metrów za jeźdźcem, skrzypiąc niemiłosiernie wlókł się stary wóz. Na koźle, pewnie dzierżąc bat, siedział postawny drab o poznaczonej licznymi bliznami twarzy.

- Już niedługo Perun, już niedługo będziemy na miejscu - Zelota przemawiał czule do zwierzęcia - Pan na Strachowie pewnie ma wielkie stajnie, a w nich czeka mnóstwo dobrego, słodkiego owsa.

Mówiąc to Tristan sam sobie próbował dodawać odrobinę otuchy. Diabły potrafią być takie zmienne i nieprzewidywalne, wcale nie był pewien, że Petr wojewoda na Strachovie powita go z otwartymi ramionami, po tym jak jego własna siostra ogłosiła na niego, Tristana, krwawe łowy w Krakowie. Te ponure rozważania przerwał wampirowi krzyk, który nagle zmącił nocną ciszę. Niewiele myśląc Brujah ruszył galopem w kierunku z którego, jak mu się wydawało dobiegło przeraźliwe wołanie. Po chwili wypadł wprost na polanę, na której grupa ludzi próbowała odeprzeć niespodziewany atak. Kilka metrów nad ziemią unosił się skrzydlaty potwór, który na wielkich, błotnistych skrzydłach próbował wzbić się w górę. W zakończonych szponami łapach trzymał wijące się i skrzeczące kłębowisko szmat i gałganów, z którego wystawały, młócące powietrze białe członki.




Nieopodal krążyła druga podobna bestia, szykując się do ataku. Tristan dobył przytroczonego do boku miecza i z dzikim krzykiem na ustach ruszył się w wir walki.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 29-04-2009 o 10:52.
MigdaelETher jest offline