Nastał kolejny, zwykły dzień, niewiele różniący się od poprzednich. Eberk znów zalał się pędzonym w piwnicy Krasnoludzkim
"ale", do karczmy witali stali bywalcy, a jego córka jak zwykle była wredna i pyskata. Słowem nic nowego, do momentu pojawienia się popołudniem "Pod złamanym toporem" naprawdę licznej grupy podróżnych. Kogo wśród nich nie było, Elfy, Elfki, ludzie, a nawet Niziołek, i mocno opancerzeni i lekkozbrojni, wyglądający na wojaków i magików, i choliba wie kogo jeszcze, zarówno kobiety jak i mężczyźni, a ukoronowaniem wszystkich była wyjątkowo sędziwa babunia.
Wpakowało się więc liczne towarzystwo najpewniej zmęczone odbytą podróżą, po czym zaczęto składać zamówienia. A więc jak zwykle piwo i wino, coś do przegryzienia, ciepłe oczywiście najlepiej... .
***
Krzątającą się właśnie po kuchni Katie wyrwał z wykonywanych czynności krzyk Dagnal, Krasnoludzka córa oznajmiła właśnie fakt zwymiotowania jej ojca na podłogę przed gośćmi przebywającymi w karczmie, a zrobiła to oczywiście w wyjątkowo "subtelny" i typowy dla siebie sposób. Nie pozostawało więc nic innego jak chwycić za wiadro i szmatę, by posprzątać te obrzydlistwa.
Po wyjściu z kuchni ujrzała naprawdę sporą grupę, co ją nieco przestraszyło. Wielu z nich wyglądało dosyć groźnie, do tego te miecze przy pasach, a Eberk mocno wstawiony. Nie dała jednak po sobie niczego poznać, szybko uporała się ze sprzątaniem, a na szczęście Marie przyjęła zamówienia od licznej grupy, po czym powróciła do kuchni, by przygotować zamówione jadło i napitki.
W noszeniu wszystkiego do stołów już pomóc musiała, unikała jednak kontaktu wzrokowego i gapienia się na nowych gości przybytku, sama jednak przed sobą musiała przyznać, że niektórym dobrze patrzyło z oczu, jeden czy dwóch byli nawet przystojni, a kobiety w tej grupce wprost przepiękne. Nieco zazdrościła im takiego życia, przeżywania przygód, a przede wszystkim możliwości paradowania w tak wyszukanych strojach, na które by chyba jednak nie miała odwagi... .
Zauważyła również u jednego z mężczyzn lutnię, na którą bardzo często spoglądała z daleka, zajmując się po chwili już innymi gośćmi karczmy... .
***
Obsługująca bywalców "Pod złamanym toporem" Marie, niemal aż się zapowietrzyła na widok wkraczających do środka osób. Przede wszystkim kilku z mężczyzn wyglądało całkiem obiecująco, co wywołało na jej ustach spory uśmiech, który nie zgasł nawet mimo kolejnego zrzędzenia Dagnal, i tym razem nawet jej ochoczo posłuchała, ruszając do dużej grupy podróżnych, by przyjąć od nich zamówienia.
....
Jakiś czas później, gdy "nowi" już nieco pojedli i popili, a pozostali goście zaś również już nie wymagali od niej intensywnej krzątaniny przy stołach, postanowiła wykorzystać okazję, i podeszła do nowo przybyłych, przygładzając nieco mały fartuszek i sukienkę w talii. Stanęła tuż za Liadonem uważnie spoglądając na zebranych przy stole, po czym poprawiła burzę swoich włosów, sporo z nich chowając za prawe ucho, dzięki czemu wiele osób miało okazję podziwiać jej dosyć krótkie, niby-Elfie uszko.
Młoda kobietka prezentowała się w całości dosyć interesująco, czego dopełniały wyszukane ozdoby, z górującym ponad wszystko kwiatem we włosach.
- Smakowało? - Spytała miłym głosikiem, i równie słodkim uśmiechem - Może jeszcze coś podać, dolać piwa lub wina?. A dzielni podróżnicy pewnie zmęczeni trudami szlaku, kąpiel by się przydała? - Niespodziewanie zrobiła krok bliżej Liadona, po czym... zaczęła masować jego kark, równocześnie nie przestając mówić, i wodzić oczkami po zebranych - Ciepła kąpiel z olejkami, przytulne izby i miękkie łoża, a na obolałe ciałko za drobną opłatką i masażyk się znajdzie.
Ostatnie słowa wypowiedziała szeptem, puszczając równocześnie oczko do Tengira, a parę osób niemal się zakrztusiło słysząc co ta "kelnereczka" mówi.