Źródła energii rozrywały
Ambu na strzępy. Wewnętrzny blask osłabł, ale teraz to pierścień ciągnął go za sobą. W dół. Czy to się kiedyś skończy? Jak Satanael to wytrzymywał? Ach tak, on nie musiał egzystować wśród ludzi.
"Trzeba to załatwić szybko. I szybko zapomnieć."
Otarł w końcu pot z czoła. I kucnął przy
Morfie, ukrywając zmęczenie po "czarach".
- Co ja bym bez ciebie zrobił. - podrapał go za uszami i pocałował w czubek głowy.
Kot zamruczał zadowolony.
- Morf...
Nie skończył bo zwierzak ruszył przed siebie i wpadł pomiędzy strażnika i opiekuna dzieci, o którego istnieniu tak bardzo
Ambu chciał obecnie zapomnieć.
Morf miauknął ostrzegawczo, nie wiedzieć czemu.
- Wybaczcie mojemu przyjacielowi - Upadły ruszył za zwierzakiem -
jeszcze nie przeszła mu trema po występie - uśmiechnął się przepraszająco, biorąc kota na ręce -
czy mogę wam to jakoś wynagrodzić?