Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2009, 23:01   #119
Penny
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Jej próba ratowania ludzkiego istnienia, pomimo całej szlachetności i słuszności tego czynu, spełzła na niczym. Nabrała impetu i była gotowa wykorzystać siłę skoku wilkołaka by nadziać go na swój miecz jak na rożen. Jednak sprytna bestia błyskawicznie odtrąciła łapą jej ostrze i zamachnęła się pazurami. Vanya instynktownie usunęła się w tył i w bok, chcąc zrobić zwód, jakiego uczono jej jeszcze gdy była smarkatą nastolatką. Jednak poczuła, że nie ma już jak się cofnąć. Niemal wpadła na ścianę.
"Kurwa" – przemknęło jej przez myśl i w tej samej chwili jej ramię zapłonęło przeraźliwym bólem. Zaskoczona intensywnością doznania mimowolnie krzyknęła, wypuszczając z ręki miecz. Gotowała się już na kolejny cios wilkołaka, ale ten nie nadszedł. Zostało tylko uczucie zimna w ramieniu i tępe pulsowanie. Ale nie straciła z oczu ich przeciwnika. Widziała rozpaczliwe starania innych, ich wysiłki by przeżyć. Vanya ścisnęła ramię powyżej zranienia by choć trochę zatamować upływ krwi. Chciała być przytomna.
Chciała by ktoś ją dobił, ale nie wypowiedziała tej myśli na głos. Trzeba być silnym i twardym pomimo bólu i poczucia nieuniknionej, bezsensownej śmierci. "Wyliżesz się z tego" – pomyślała z mocą. Sięgnęła lewą ręką za pas i już chciała rozpruwać rękaw koszuli, gdy zobaczyła co dzieje się z wilkołakiem
A zaczęło dziać się coś bardzo, bardzo dziwnego. Po kolei z różnych przedmiotów w pokoju zaczęły wystrzeliwać strumienie energii. Tak czystej, że Vanyę zaswędziały opuszki palców. Od dawna czegoś takiego nie czuła.
Trafiały w wilkołaka i oplątywały go niczym siecią lub - niczym poczwarkę motyla – kokon. Bestia wyrywała się i ryczała przeraźliwie. Ryk narastał, Vanya widziała jak Dantlan opada na kolana. Nie wiedziała, co mu jest, ale tak bardzo chciała pomóc… ale nie potrafiła się zdobyć na poruszenie się choćby o milimetr.
Tymczasem wilkołak powrócił do swojej dawnej formy bezczelnie liżące sobie łapkę. Vanya miała ochotę rzucić w niego trzymanym w lewej dłoni sztyletem, ale powstrzymała się i rozpruła w końcu rękaw koszuli, po czym przyłożyła go do piekącej rany. Ledwo to zrobiła poczuła, że traci oparcie. Upadła, boleśnie tłukąc sobie tyłek i kość ogonową. Elfka skrzywiła się boleśnie
- Co do kurwy nędzy… - mruknęła cicho, a jej głos został zagłuszony przez huczący odgłos dochodzący z odkrytego pomieszczenia. Uklękła i spojrzała za siebie. Migocąca fioletowa kula energii, która uchodziła przez sufit.
- Więc to wszystko przez… to – wyszeptała, podnosząc się z ziemi. – Całe miasto… przez takie coś. To okrutne.
"I tylko ludzie mogli wpaść na taki pomysł" – pomyślała z obrzydzeniem, którego jednak nie wyraziła żadnym gestem. Jej ludzcy towarzysze znów mogliby dostać białej gorączki. A ona nie miała siły by się bronić.
Rozejrzała się za swoim mieczem. Znalazła go u stóp Keitha. Schowała sztylet za pas, po czym lewą dłonią chwyciła rękojeść miecza i włożyła go do pochwy. Tam było jego miejsce.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline