Wątek: Skrzydlaci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2009, 17:08   #41
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Z pobliskich krzaków odezwał się ktoś. Nieznajomy Ktoś. Wystarczyła chwila i Kurt zorientował się że Bartel zniknął. W stronę, z której dobiegł głos natychmiast ruszył Achrol, bardzo garnął się do walki. Dodając do tego zarzuty, jakie postawiono mu "na górze", po raz kolejny można było wywnioskować, że nie jest w pełni zdrowy psychicznie. Asael podeszła szybkim krokiem do trupa szermierza i bez zastanowienia chwyciła szablę. W tym czasie, wszyscy zdążyli już przybiec na miejsce... walki? Cóż, gdyby walkę nazwać dialogiem, to byłby zdecydowanie monolog. Oczom pozostałych wygnańców ukazał się... inny ex-skrzydlaty! Wysoki i bardzo szczupły, a jak się po chwili okazało, mimo takich wymiarów był diabelnie szybki. Czarne, jakby tłuste włosy miał niezbyt elegancko przylizane do tyłu. Nie wydawał się być wrogo nastawiony do zesłańców, jedyną jego bronią był wiszący przy pasie tasak. Zaraz obok niego stał Bartel, nie patrzył jednak na niego przyjaźnie. Jeśli coś między nimi zaszło, to raczej z winy Bartela, gdyby ten drugi chciał mu coś zrobić, dobyłby broni.
Achrol, na swoje nieszczęście, postanowił jednak najpierw go unieruchomić, a potem dopiero, powstrzymywany przez resztę przed rozszarpaniem przeciwnika na strzępy, przesłuchać. Nie zdążył nawet dotknąć nieznajomego, gdy ten wymierzył mu solidnego kopniaka. Kurt, patrząc na to wszystko, aż się wzdrygnął i zacisnął zęby, po plecach przeszły go ciarki. Samo patrzenie na to bolało. Achrol skulił się na ziemi, podczas gdy obcy chwycił niespiesznie tasak i przyłożył go do twarzy narwańca. Ten próbował pochwycić broń, jednak jedynym, co wskórał, był kolejny kopniak. Potem nieznajomy przygniótł obcasem buta palce, które jeszcze przed sekundą sięgały po jego własność.
- Wasz znajomy mnie zaatakował. Mamy tu zrobić rzeź? Dla mnie to nie problem.- co do tego, Kurt nie miał najmniejszych wątpliwości. Nie znał zamiarów przybysza, ale nie powinni byli go atakować. Mógł im pomóc, doradzić, jak przetrwać na Ziemi i w ogóle...
Gdy chłopak rozmyślał o tym niespodziewanym spotkaniu, minęła go Asael. Była już za blisko nieznajomego, żeby Kurt zdążył ją powstrzymać. Mógł tylko bezradnie patrzeć, jak Ruda zostaje z łatwością rozbrojona przy pierwszej okazji i powalona uderzeniem rękojeścią tasaka. Leżała teraz przed tajemniczym mężczyzną trzymając się za krwawiący nos. Kurt już miał krzyknąć do pozostałych, żeby nie atakowali, gdy czarnowłosy skrzydlaty upadł na czworaka i... zamienił się w zwierzę! Po chwili na miejscu nieznajomego stał czarny wilk o lśniącej sierści, przypominającej włosy obcego. Nie dał się jednak obserwować zbyt długo i ruszył w gęsty las, znikając obecnym z oczu.
Kurt był nieco wstrząśnięty, nigdy nie widział, żeby ktoś zamieniał się w jakiekolwiek zwierzę. Był to nieco odpychający, ale i dziwnie fascynujący widok. Chociaż, to chyba nie widok fascynował, tylko świadomość tego, co miało właśnie miejsce. Mężczyzna podszedł do leżącej na trawie Asael. Przykucnął przy niej i ruchem ręki nakazał jej leżeć. Odwinął kawałek materiału, który znajdował się na lewym nadgarstku, odsłaniając jednocześnie niewielki, lecz dobrze widoczny tatuaż- kwadrat z dużym, czujnym okiem w centrum. Przycisnął szmatkę, będącą niegdyś rękawem szarej koszulki, do krwawiącego nosa Rudej, próbując choć w pewnym stopniu zatamować krwotok.
- I na co Ci to było?- zapytał korzystając z okazji, że kobieta nie mogła mówić- Po co go atakowałaś? Z resztą, Ciebie też chciałbym o to zapytać- spojrzał na Achrola i podniósł głos. Nie ukrywał rozdrażnienia ich lekkomyślnością.- I co dalej, będziecie się rzucać z łapskami na każdą żywą istotę, którą tu spotkamy? Jeśli tak, to powiedzcie, gdzie idziecie, a pójdę w drugą stronę... Gdyby chciał, zabiłby nas. Ale tego nie zrobił. Mógł nam pomóc. Kto wie, może jest gdzieś tu, na Ziemi, jakaś osada wygnanych skrzydlatych?! Miejsce, gdzie moglibyśmy spokojnie żyć...
Czyżby znalazł się pośród zwykłych kryminalistów, których nie interesuje nic oprócz krzywdzenia innych? A wydawali się być normalni... No, przynajmniej do pewnego stopnia. Teraz zaczynał się obawiać, czy mają jakieś szanse przeżycia, jako grupa, oczywiście. Jeśli na każdym kroku zaczną robić sobie wrogów... Zaczął też na poważnie rozważać opuszczenie grupy, ale puki co, lepiej było się trzymać razem. Może gdy dotrą do jakiegoś siedliska ludzi...
Kurt wziął głęboki wdech i uspokoił się nieco. Zwrócił się do Bartela opanowanym, spokojnym głosem:
- Może opowiesz nam, co się działo w tych krzakach, zanim Achrol wkroczył do akcji? - wiedział, że zabrzmiało to nieco dziwnie, ale nie miał ochoty na dobieranie odpowiednich słówek.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline