Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-04-2009, 17:08   #41
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Z pobliskich krzaków odezwał się ktoś. Nieznajomy Ktoś. Wystarczyła chwila i Kurt zorientował się że Bartel zniknął. W stronę, z której dobiegł głos natychmiast ruszył Achrol, bardzo garnął się do walki. Dodając do tego zarzuty, jakie postawiono mu "na górze", po raz kolejny można było wywnioskować, że nie jest w pełni zdrowy psychicznie. Asael podeszła szybkim krokiem do trupa szermierza i bez zastanowienia chwyciła szablę. W tym czasie, wszyscy zdążyli już przybiec na miejsce... walki? Cóż, gdyby walkę nazwać dialogiem, to byłby zdecydowanie monolog. Oczom pozostałych wygnańców ukazał się... inny ex-skrzydlaty! Wysoki i bardzo szczupły, a jak się po chwili okazało, mimo takich wymiarów był diabelnie szybki. Czarne, jakby tłuste włosy miał niezbyt elegancko przylizane do tyłu. Nie wydawał się być wrogo nastawiony do zesłańców, jedyną jego bronią był wiszący przy pasie tasak. Zaraz obok niego stał Bartel, nie patrzył jednak na niego przyjaźnie. Jeśli coś między nimi zaszło, to raczej z winy Bartela, gdyby ten drugi chciał mu coś zrobić, dobyłby broni.
Achrol, na swoje nieszczęście, postanowił jednak najpierw go unieruchomić, a potem dopiero, powstrzymywany przez resztę przed rozszarpaniem przeciwnika na strzępy, przesłuchać. Nie zdążył nawet dotknąć nieznajomego, gdy ten wymierzył mu solidnego kopniaka. Kurt, patrząc na to wszystko, aż się wzdrygnął i zacisnął zęby, po plecach przeszły go ciarki. Samo patrzenie na to bolało. Achrol skulił się na ziemi, podczas gdy obcy chwycił niespiesznie tasak i przyłożył go do twarzy narwańca. Ten próbował pochwycić broń, jednak jedynym, co wskórał, był kolejny kopniak. Potem nieznajomy przygniótł obcasem buta palce, które jeszcze przed sekundą sięgały po jego własność.
- Wasz znajomy mnie zaatakował. Mamy tu zrobić rzeź? Dla mnie to nie problem.- co do tego, Kurt nie miał najmniejszych wątpliwości. Nie znał zamiarów przybysza, ale nie powinni byli go atakować. Mógł im pomóc, doradzić, jak przetrwać na Ziemi i w ogóle...
Gdy chłopak rozmyślał o tym niespodziewanym spotkaniu, minęła go Asael. Była już za blisko nieznajomego, żeby Kurt zdążył ją powstrzymać. Mógł tylko bezradnie patrzeć, jak Ruda zostaje z łatwością rozbrojona przy pierwszej okazji i powalona uderzeniem rękojeścią tasaka. Leżała teraz przed tajemniczym mężczyzną trzymając się za krwawiący nos. Kurt już miał krzyknąć do pozostałych, żeby nie atakowali, gdy czarnowłosy skrzydlaty upadł na czworaka i... zamienił się w zwierzę! Po chwili na miejscu nieznajomego stał czarny wilk o lśniącej sierści, przypominającej włosy obcego. Nie dał się jednak obserwować zbyt długo i ruszył w gęsty las, znikając obecnym z oczu.
Kurt był nieco wstrząśnięty, nigdy nie widział, żeby ktoś zamieniał się w jakiekolwiek zwierzę. Był to nieco odpychający, ale i dziwnie fascynujący widok. Chociaż, to chyba nie widok fascynował, tylko świadomość tego, co miało właśnie miejsce. Mężczyzna podszedł do leżącej na trawie Asael. Przykucnął przy niej i ruchem ręki nakazał jej leżeć. Odwinął kawałek materiału, który znajdował się na lewym nadgarstku, odsłaniając jednocześnie niewielki, lecz dobrze widoczny tatuaż- kwadrat z dużym, czujnym okiem w centrum. Przycisnął szmatkę, będącą niegdyś rękawem szarej koszulki, do krwawiącego nosa Rudej, próbując choć w pewnym stopniu zatamować krwotok.
- I na co Ci to było?- zapytał korzystając z okazji, że kobieta nie mogła mówić- Po co go atakowałaś? Z resztą, Ciebie też chciałbym o to zapytać- spojrzał na Achrola i podniósł głos. Nie ukrywał rozdrażnienia ich lekkomyślnością.- I co dalej, będziecie się rzucać z łapskami na każdą żywą istotę, którą tu spotkamy? Jeśli tak, to powiedzcie, gdzie idziecie, a pójdę w drugą stronę... Gdyby chciał, zabiłby nas. Ale tego nie zrobił. Mógł nam pomóc. Kto wie, może jest gdzieś tu, na Ziemi, jakaś osada wygnanych skrzydlatych?! Miejsce, gdzie moglibyśmy spokojnie żyć...
Czyżby znalazł się pośród zwykłych kryminalistów, których nie interesuje nic oprócz krzywdzenia innych? A wydawali się być normalni... No, przynajmniej do pewnego stopnia. Teraz zaczynał się obawiać, czy mają jakieś szanse przeżycia, jako grupa, oczywiście. Jeśli na każdym kroku zaczną robić sobie wrogów... Zaczął też na poważnie rozważać opuszczenie grupy, ale puki co, lepiej było się trzymać razem. Może gdy dotrą do jakiegoś siedliska ludzi...
Kurt wziął głęboki wdech i uspokoił się nieco. Zwrócił się do Bartela opanowanym, spokojnym głosem:
- Może opowiesz nam, co się działo w tych krzakach, zanim Achrol wkroczył do akcji? - wiedział, że zabrzmiało to nieco dziwnie, ale nie miał ochoty na dobieranie odpowiednich słówek.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 30-04-2009, 17:43   #42
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
„No i s-pieprzył jednak – pomyślała z goryczą, trzymając się za nos. – Ja też spieprzyłam zresztą!”
Wstała chwiejnie, podziwiając jasno świecące, liczne gwiazdki.
„Nigdy więcej walki szablą! Gdzie mój kochany miecz?!”
Ale sokół nadal fruwał w niebiosach wiec miecza przyzwać nie mogła.
„Gdzie ja teraz znajdę chirurga plastycznego?! Ałałaałaaaaaaaaaah aargh!!! No fajnie. Przynajmniej Achrol ma to samo... tudzież jeszcze coś mu złamano aaaau! Do diabła. Sami zabójcy, heretycy, zabijaki, terroryści i seryjni mordercy, a jeden pchlarz nas załatwił...? Wyleniały jakiś na dodatek. Nie ma to jak stać i się gapić jak reszta dostaje w czambo...” – zerknęła wymownie na resztę.
- Złamasa niet si-liście newer?! – warknęła, zasłaniając twarz.
„Albo ci, których zabijali, terroryzowali i heretykowali sami byli złamasami, albo mają tu na ziemi epidemię wścieklizny na wilkach. Heh co tu gadać. Bez skrzydeł nie ta pewność siebie, nie ta finezja.”
Próbowała opanować swój spuchnięty, obolały nos. Lepiej, bo Achrol leżał niemal bez życia.
- Livisz? – spytała troskliwie.
Obcy czy nie obcy, zawsze żywy. Śmierć nie jest fajna. No i zawsze coś tam się do niej odezwał, nawet jeśli ona zapomniała mu odpowiedzieć, to fajnie było z kimś pogadać czasem khym dobra, gwiazdy, dość, arrgggh boli, wściekławściekłaaaakh!!! Nie wiedziała jak mu pomóc. Nie było tu telefonu ani lekarza. Mogła tylko siedzieć przy nim, na wypadek gdyby wilk wrócił [może zje ją i się udławi zanim zdąży zjeść jego].
„Przy naszej zabójczej przewadze nie wiem, czy powinniśmy iść do tutejszego miasta pełnego takich kpiących w krocze wilków...”
Wilka absolutnie ścigać nie zamierzała. Pocieszające było tylko to że miała tylko jeden nos i drugiego złamać jej nie mógł.
- Głupia... Kto ci w ogóle pozwalał się ruszać?
Zerknęła pytająco na Achrola.
- Ja majself, a łot? – bąknęła.
„Może miałam prosić Jedynego o pozwolenie?”
- O nic ciebie nie prosiłem i nie myśl, że mam co do ciebie jakiś dług...
Wzruszyła ramionami i machnęła na niego ręką.
„Chyba jest jednym z tych facetów co mają rozum między nogami... Po takim kopie jest usprawiedliwiony...”
- Cóż za szlachetny czyn... Cholera...
„Bardziej cholera niż szlachetny czyn...”
- Jesteś dla mnie nikim i ja dla ciebie mam pozostać nikim.
Wzruszyła znów ramionami.
- Mam nadzieję że się rozumiemy...
- Soł mejbi zabierajta tła dupas i nie szlajaj się za mła, karpecie! – fuknęła.
Próbował wstać, ale upadł znowu. Asael przyglądała się jego wysiłkom z mieszanymi uczuciami. Nie zwykła łatwo się poddawać, ani odstępować od rannych i potrzebujących.
- Nid hilfe? – spytała spokojnie.
Zjawił się Kurta. Zdumiona, spojrzała na niego. Kiedy przykucnął obok niej, poczuła jak włos zjeżył się jej karku z wrażenia.
Przycisnął szmatkę do jej nosa, próbując choć w pewnym stopniu zatamować krwotok.
- Ymmmhy-hmmm!!! – pisnęła boleśnie.
Zamrugała ślepkami znad szmatki, klepnęła Kurta w ramię, ręką pokazując wdzięcznie znak „thumbs up”.
- I na co Ci to było?
Zrobiła smutną minę zbitego psa.
- Po co go atakowałaś?
„Err... bo facet przykładał tasak do gardła towarzysza...? Nie wiem, sądziłam że to dość istotny powód”.
- Z resztą, Ciebie też chciałbym o to zapytać – zerknął na Achrola.
- Fon facząłf!!! – jęknęła oskarżycielsko poprzez szmatkę, wytykając Achrola.
- Może opowiesz nam, co się działo w tych krzakach... – spytał Bartela.
- Hu-hu-hu!... – zachichotała przez szmatkę. – Fak! Wofofiafaj!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 30-04-2009, 22:58   #43
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
Ruszyli w głąb lasu, gdy nagle Bartel zatrzymał się i rzekł:

- Przystańcie na chwilę. Ma do was pytanie. Gdzie w ogóle zmierzacie? hmm.. Zmierzamy? Zesłano nas tutaj za karę, pamiętacie? Sielanki nie będzie, tu was uprzedzam. Ale musimy ustalić priorytety. Na przykład taki, gdzie chcemy się udać? A jak się tam udamy to co potem? Bez tego marna jest każda wędrówka.

Spojrzał uważnie, na wszystkich. Na każdym zatrzymał na chwilkę wzrok.

- Jakie są wasze cele. Tu... na ziemi zakazanej Skrzydlatym, na której macie żyć albo umrzeć.
- Jakiej odpowiedzi od nas żądasz? - odezwał się pierwszy Kurt- Gdzie zmierzamy? A skąd niby mamy wiedzieć? Jesteśmy na nieznanym sobie terytorium, nie mamy innego wyboru, tylko znaleźć jakichś ludzi, dogadać się z nimi i dowiedzieć jak najwięcej o panujących tu prawach, żebyśmy wiedzieli, jak się zachować wśród nich. W końcu, to ich domena, więc musimy się przystosować, żeby nie ściągnąć sobie na głowę kłopotów...Trzeba też wybadać, jak się będą zachowywać w stosunku do nas. A potem...- zamilkł, wziął głęboki oddech. - A potem się zobaczy, jak to wszystko będzie wyglądało. Nie ma co układać planu na kilkanaście lat w przód, jest zbyt dużo niewiadomych. A może... może uda nam się znaleźć innych wygnańców?- ostatnie zdanie dodał już ciszej i spokojniej. - W każdym bądź razie, ja zamierzam zrobić właśnie to, znaleźć swój kąt tutaj, na Ziemi na którą jestem skazany. Lub zginąć, jeśli taka wola Stwórcy.

Ebriel dodała: - Kurt ujął to znakomicie. Po prostu chcemy przeżyć. Znaleźć własne miejsce. Trudno powiedzieć coś więcej. Chyba nikt z nas nie miał zamiaru kiedykolwiek znaleźć się w tym miejscu, w takiej sytuacji. Nie planowaliśmy tego. Cóż – stało się i trzeba z tym żyć. Nie możemy siedzieć z założonymi rękami i czekać… bo nie ma na co.

***

Kilka chwil później dotarli na leśną polanę. Ich oczom ukazało się pobojowisko. Ebriel od razu zauważyła 5 ciał. „ A więc to są ludzie. Jacyś tacy mali… Nie wyglądają groźnie… Może to przez to, że są martwi…” – pomyślała.
Były tez tu 2 zwierzęta i jakaś dziwna konstrukcja.” Do czego mogła ona służyć? Do jazdy?!” – zdziwiona zauważyła koła - „ To oni naprawdę są aż tak prymitywni! Wiedziałam, że są na niższym poziomie niż my, ale aż tak! Cholera! Co my tu robimy!”
Grupka skrzydlatych rozeszła się po polanie. Asael znalazła jakiś dziwny sprzęt. Ebriel stwierdziła, że musi on służyć do strzelania – choć w jakiś dziwny sposób. Pierwszy raz widziała coś takiego na oczy. „Lepiej tego nie dotykać bo jeszcze kogoś ustrzelę. Wolałabym jakąś szable.” Rozejrzała się dookoła, szczególną uwagę zwracając na bronie ludzi.Kurt w tym czasie przeszukał ciało jakiegoś mężczyzny.

- Hej, słuchajcie, znalazłem igłę z nitką i brzytwę z lusterkiem. Coś dla panów, coś dla pań. Mają też trochę złota, sądzę, że powinniśmy je rozdzielić, na wypadek gdyby ktoś chcieli pójść własną drogą. Więc może przeszukajcie resztę ciał i... Wie ktoś, jaką te różne krążki mają wartość? Aha, i tam jest szabla... Szabla z góry- zamilkł wskazując trupa - Nie wiem, skąd oni ją mieli, ale to wygląda zupełnie jak broń posłańców. W każdym bądź razie, jakby co, to tam leży...

Ebriel spojrzała i oczy jej zalśniły. „Szabla Posłańców! Ostrzona laserowo. Takiej w życiu nie wyprodukują Ziemianie! Ale co ona tutaj robi? Czyżby ta cała masakra byłą zasługą skrzydlatych? Tylko po co by mieli to zrobić? Rabunek odpada – chyba, że chodziło im o jakąś konkretną rzecz, której już tu nie ma… Zemsta na ludziach wydaje się śmieszna – co oni niby mogli zrobić istotom z góry? NIC – a na pewno nie w 5 osób."

Nagle do jej uszu dobiegł jakiś obcy głos:
- Spokojnie, powinniśmy sobie pomagać. Nas jest tu tak mało...

Ogarnęła okiem całą czwórkę – nie, trójkę – nie było Bartela. Asael chwyciła szablę, którą jeszcze przed chwilą Ebriel pożerała wzrokiem i powoli ruszyła w tamtym kierunku. Achrol zerwał się jak oparzony, przeskoczył ten dziwny, drewniany pojazd i zniknął w zaroślach. „Co mu? Żeby tylko nie narobił głupot!” Niestety narobił! Zaatakował nieznajomego bez żadnego ostrzeżenia. „Palant” Ale nawet go nie dotknął – zwinął się z bólu po dobrze wymierzonym kopniaku. „Należało mu się! Kto to widział żeby atakować na dzień dobry kogoś i to jeszcze SKRZYDLATEGO?!” – zdziwiła się widząc kły, które widziała niegdyś kilkanaście, nie - kilkadziesiąt razy dziennie i nie zwracała na nie uwagi, a teraz znaczyły tak wiele – „Tak – skrzydlatego, który jest do nich przyjaźnie nastawiony! Ba – wyraził nawet chęć pomocy, która im by się bardzo przydała. Przecież oni się tu w ogóle nie orientują! Wiadomo, nie ma mowy, żeby mu od razu zaufać i pójść za nim wszędzie w ciemno. Co to, to nie. Ostrożność to podstawa, ale tak od razu rzucać się na kogoś!!!” – Ebriel była oburzona. Czarnowłosy, niezmiernie chudy mężczyzna był bardzo szybki. Widać, że już miał wprawę w poruszaniu się po lądzie. „Musi już tu być długo” Achrol jeszcze się rzucał, ale nie wyszło mu to na dobre – kości jego dłoni zostały zmiażdżone w mgnieniu oka, a tasak zaatakowanego znalazł się na jego szyi.

- Wasz znajomy mnie zaatakował. Mamy tu zrobić rzeź? Dla mnie to nie problem. – odezwał się chudzielec.

Asael widząc tę zdecydowanie nierówną bójkę ruszyła Achrolowi na pomoc. „Cóż, nie wyglądało to przyjemnie, ale sam się o to prosił. A ona chyba sama nie do końca wie co robi. Tak trzymać szpadę! Jedyny ratuj!” Asael od razu została rozbrojona, ale na szczęście dla niej skończyło się tylko na złamaniu nosa. On mógłby ją bez problemu zabić.
Zamiast tego schował tasak cofnął się i… „nie – czy to stało się naprawdę?” – Ebriel zamrugała parę razy. Mężczyzna padł na czworaka i wyrosła mu sierść! Głowa też zmieniła kształt! Po chwili patrzył na nich czarny wilk. Ebriel była w szoku. Tego zdecydowanie się nie spodziewała. Oczywiście wiedziała, ze takie coś jest możliwe. Niektórzy to potrafią i tyle, ale widziała taką przemianę pierwszy raz i w życiu by nie przypuszczała, że ujrzy ją właśnie tu i teraz. Wilk pobiegł w głąb lasu.

- Zaczekaj! - krzyknęła

„Pieszo nie mam szans go dogonić…” pomyślała z żalem „ a można było wiele dowiedzieć się od niego.”

- Cholera! Co w Ciebie wstąpiło! – powiedziała wzburzona wpatrując się w Achrola – Tak atakować go bez powodu! Mógł nam bardzo pomóc! Nie wiemy gdzie jesteśmy, gdzie mamy iść! Właściwie NIC nie wiemy! On tu jest już zapewne długi czas – widzieliście jak się poruszał. Może mieć kontakty z innymi zesłanymi. Na pewno wie dużo więcej niż my. Robienie sobie wrogów na pewno nam nie pomoże! Atakowanie go to był szczyt głupoty! Idiotyzm totalny!!! Następnym razem zanim coś zrobisz - pomyśl!
 
xDorota jest offline  
Stary 01-05-2009, 00:38   #44
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Tak, to zdecydowanie było coś wspaniałego. Czuć znowu wiatr we włosach, na twarzy… W skrzydłach. I znów przez jego myśl przemknęła uwaga „…ale nie swoich!”, jednak kto w takich warunkach dałby takim odczuciom wziąć górę?
Liczył się lot. Wolność.

Jednak nie mógł zatracić się wyłącznie w korzystaniu z cudzego życia. Pośpieszył się jeszcze bardziej i w kilka chwil dotarł za sokołem Asael do miejsca zbrodni – teraz już w pełni świadomie mógł użyć tego określenia.

„Boże, co za masakra…” – przeszło mu przez myśl. Wylądował obok polany, rozglądając się najpierw niepewnie w poszukiwaniu ewentualnych sprawców. Była to raczej formalność – jak mogli jeszcze tu być skoro Asael – czy w każdym razie jej sokół – już dobrą chwilę temu zauważyła całe zajście.
Gdy upewnił się, że jest sam, mógł dokładniej przyjrzeć się temu, co zastał.
…co to w ogóle było? Jakaś machina, coś w stylu skrzyżowania wielkiej… pralki? No, chyba tak. Skrzyżowania pralki z… łóżkiem z baldachimem. Dodajmy jeszcze szczyptę windy i taśmy produkcyjnej, a otrzymamy… to coś. Środek transportu, jak da się domyślić.

„Chyba wyrażenie hi-tech byłoby tu bardziej abstrakcyjne niż całe stado radosnych kotów Schrödingera…” - pomyślał z żywym zainteresowaniem.

Ale wehikuł był tu najmniej ważny. Wokół leżały poprzebijane strzałami ciała ludzi – nieco mniejsze od skrzydlatych, ale poza brakiem samych skrzydeł i paroma innymi detalami niewiele różniące się od jego rasy.

„Są tacy… Mniej-zwyczajni. Trochę niżsi, trochę mniej wyniośli, trochę mniej dzicy… Ogólnie ‘trochę mniej’.”

Przyrządy leżące wokół ciał niewiele mówiły Diriaelowi – może ktoś inny lepiej (to znaczy - jakkolwiek) będzie się na nich znał?

* * *

Dołączyli do niego pozostali. Wszyscy? Prawie, nie widział Bartela… Już miał się o to zapytać, gdy – z kierunku przeciwnego niż Asael machająca którymś z przyrządów – rozległ się głos:

- Spokojnie, powinniśmy sobie pomagać. Nas jest tu tak mało...

W Diriaelu obudziła się nadzieja. Nie wiedział kto to, ani o czym mówił. Słyszał tylko, że z dużym prawdopodobieństwem chciał im pomóc. A w każdym razie istniała taka opcja – to się liczyło! Zamiast być w całkowitej kropce, bez żadnych planów ani punktów odniesienia, mogliby – choćby rozmawiając chwilę z tym „kimś” dowiedzieć się czegoś, co dałoby im jakiś grunt, od którego można się odbić.

„Bo trzeba się odbijać, jak się nie ma skrzydeł, co?” – powiedział w duchu do siebie. Mimo fizycznej ich obecności, ON nie miał skrzydeł. Te nie były jego.

Ruszył w stronę krzaków, jednak wydarzenia rozegrały się przed nim. Achrol, nie wiedzieć czemu, rzucił się na obcego. Podobnie Asael. Ale nie o nieznajomego powinien był się martwić, lecz o dwójkę nadgorliwców. Przeciwnik bez trudu powalił ich na ziemię, po czym…
Co?! Po czym zmienił się. Ale nie tak jak Diriael, „przebierając” się za kogoś innego. On po prostu nagle stał się czarnym wilkiem. I nic więcej nie trzeba było dodawać.

„Ale… Czy ja go gdzieś nie widziałem?”

- Cholera! Co w Ciebie wstąpiło! Tak atakować go bez powodu! Mógł nam bardzo pomóc! Nie wiemy gdzie jesteśmy, gdzie mamy iść! Właściwie NIC nie wiemy! On tu jest już zapewne długi czas – widzieliście jak się poruszał. Może mieć kontakty z innymi zesłanymi. Na pewno wie dużo więcej niż my. Robienie sobie wrogów na pewno nam nie pomoże! Atakowanie go to był szczyt głupoty! Idiotyzm totalny!!! Następnym razem zanim coś zrobisz - pomyśl! – Ebriel wściekała się na Achrola. I miała 101% słuszności. Jak Kurt, z resztą.

Wilk uciekał, a czasu nie było. Na decyzję były ułamki sekund, na wykonanie jeszcze mniej. Diriael poczuł znajomy skok adrenaliny, po czym nagle wzbił się w powietrze i popędził za wilkiem. Musi go dogonić. MUSI.

- Gratulacje! – już z powietrza krzyknął do pozostałych. – Spróbuję go zatrzymać, może uda mi się go dogonić! – resztę słów pochłonął coraz bardziej zwiększający się pęd powietrza.

Byle go zobaczyć i już nie stracić z oczu.

- Hej, ty! Stój!
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!

Ostatnio edytowane przez Diriad : 01-05-2009 o 00:44.
Diriad jest offline  
Stary 01-05-2009, 11:35   #45
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Achrol nie zareagował na słowa które wypowiedział Kurt. Zirytował się jednak kompletnie gdy Asael zrzuciła winę na niego. Nie czuł się ani trochę winny a zresztą...
"Czy ktoś ci się kazał w to mieszać?!"
Ebriel nie była jednak tak wyrozumiała. Naskoczyła na niego jadąc po samej bandzie.
"Totalny idiotyzm? Niech tylko wstanę, to pokaże wam idiotyzm..."
- Następnym razem zanim coś zrobisz - pomyśl!-zakończyła swój monolog Ebriel.
Achrol miał ich coraz bardziej dość. Działali mu na nerwy... Nikt go nie rozumiał...
- Pomyśleć, tak? Wiesz co? Chyba jednak wstanę i zamknę ci tą jadaczkę... Odezwij się do mnie jeszcze raz w taki sposób a stracisz coś więcej dzisiejszego dnia, niż tylko skrzydła...
Denerwowali go... Po co z nimi tu siedzi? On tu nie pasuje... Wystarczy tylko spojrzeć...
Bez broni... Bez swej broni nie jest w stanie się postawić... Ehhh... Zabrali mu "Elira" gdy go pojmano... Zastanawiał się długo co się z nim stało.
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 01-05-2009, 17:47   #46
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Ebriel pojechała po Achrola na całej długości, można było rzec. Asael zdziwiła się trochę tą postawą. Co prawda Ebriel miała dużo racji... Fakt, gość zaczął, rzucił się do ataku nie rozpoznawszy sytuacji, ale, na miłość Jedynego, gdyby z tamtego był taki świętoszek, nie skopałby Achorola tak brutalnie, nie rzucałby takich gadek, ani nie wyszczerzał się w złośliwych uśmieszkach! Gdyby był niewiniątkiem skorym do pomocy, zaatakowanym przez narwańca, na pewno zachowałby się inaczej. Asael nie chciała roztrząsać sprawy, chciała o niej zapomnieć. Był gość, była walka, nieważne. Co zostało? Ranny Achrol. Zaatakowała tamtego, a co miała zrobić? Patrzeć jak tasak odcina Achrolowi łeb? Prowadzić negocjacje z kimś, kto zadaje tak niehonorowe brutalne ciosy i trzyma pod ostrzem jej towarzysza? Nie czuła się na tyle dobra dyplomatką. Zaatakowanie wroga i próba przestraszenia go przewagą liczebną wrogów było jedynym pomysłem na jaki wpadła. Ebriel pewnie miała 100 lepszych pomysłów, sądząc po jej ostrych pouczeniach. Szkoda tylko, że nie zrobiła nic. Asael nie miała w zwyczaju prowadzić pokojowych rozmów ani prosić o pomoc kogoś, kto skopał jej towarzysza i ją. To nie mógł być ktoś grzeczniutki i milutki, skory do pomocy. Splunęła krwią, spojrzała krytycznie na Ebriel.
- Dostał alredi kopasa w dupasa – przypomniała obojętnie.
Wstała i podeszła do Ebreil. Dobyła szabli, wpatrywała się chwilę zimno w tamta kobietę.
- Ponoć fajtujesz szablą... – mruknęła, odwracając ostrze sztychem do tyłu i podając Ebriel rękojeść.
W odpowiedzi na opieprz Achrol wrzeszczał że jak się podniesie skopie kogoś, ale najwyraźniej podnieść się nie mógł. Wróciła i przykucnęła przy nim, bez słowa wyciągając do niego pomocną dłoń.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 02-05-2009, 02:00   #47
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
Diriael zastanawiał się tylko kilka sekund. Wzbił się w powietrze i kierując się za wilkiem krzyknął:

- Gratulacje! – sądząc po ostrym tonie skierowane najwyraźniej do Achrola i Asael. - Spróbuję go zatrzymać, może uda misi… - słowa rozmyły się wraz z oddalającą się sylwetką strażnika. Ile by dała, by być teraz na jego miejscu. Pożerała ją ciekawość. Nie znosiła sytuacji, w których nie miała na nic wpływu i mogła jedynie czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Świadomość, że od tego, czy Diriael dogoni wilka i w jaki sposób do niego zagada, zależą dalsze ich losy, a ona musi stać tu bezczynnie - męczyła ją.

- Pomyśleć, tak? Wiesz co? Chyba jednak wstanę i zamknę ci tą jadaczkę... Odezwij się do mnie jeszcze raz w taki sposób a stracisz coś więcej dzisiejszego dnia, niż tylko skrzydła... - odpowiedział jej Achrol, ale nie był zdolny nawet utrzymać się na nogach.

Spojrzała na niego: - Nie dobijam rannych.

„Co za facet! Ze wszystkimi by się bił! Ale w sumie co się dziwić… Za co on tu wylądował?... morderstwa i herezja! Lepiej na niego uważać. Nie wiadomo czy ma jakieś granice… pewnie nie. Co za towarzystwo!”

Z miny Asael wywnioskowała, że nie popiera jej wyrzutów, bo słowa stanowiły dla niej tylko jakiś bełkot. „To zaczyna być denerwujące.” Dziewczyna wstała popatrzyła zimno na Ebriel, wyciągnęła szablę, na której klindze zatańczyły promienie słońca:

- Ponoć fajtujesz szablą... – usłyszała wyłapując tylko słowo – „szabla”, przy czym właścicielka głosu odwróciła ostrze kierując rękojeść w stornę Ebriel. Selini od razu zrozumiała ten gest. Wyciągnęła dłoń po szablę. Uśmiechnęła się:

- Dzięki.

Przyjrzała się podarunkowi. Jasne ostrze doskonale komponowało się z czarną jak noc rękojeścią. ”Niezłe cacko” Odsunęła się i na próbę kilka razy machnęła szablą w powietrzu – młynek, pchnięcie… „ Dobrze wyważona” – pomyślała zadowolona przerzucając ją z prawej ręki do lewej i z powrotem.
 
xDorota jest offline  
Stary 02-05-2009, 11:34   #48
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Dirael
Na dźwięk Twego głosu wilk podniósł łeb. Zobaczyłeś jak gwałtownie się zatrzymuje, sierść zjeżyła mu się na karku a z jego gardła dobyło się mrożące krew w żyłach warknięcie. Zatrzymałeś się w powietrzu, tuż nad nim.
- Spokojnie! Nie chcę ci nic zrobić, tylko porozmawiać!
Wilk spojrzał na Ciebie, chwilę musiałeś znosić jego nieprzyjemne spojrzenie. Może i wyglądał jak wilk ale był skrzydlatym i z jego oczu ziała typowa dla skrzydlatych chęć mordu. W końcu się przemienił. Najpierw kręgosłup wygiął się w nienaturalny dla wilka sposób, pysk spłaszczył się, sierść jakby zapadła się w sobie tworząc ubranie, w dwóch miejscach sierść zaczęła się zbierać tworząc broń. Przed Tobą stał skrzydlaty, milczał
Wylądowałeś na ziemi w pewnej odległości od niego. Chwilę się wahałeś ale w końcu Ty też zmieniłeś postać. Błysnęło i już stałeś w swojej prawdziwej postaci, bezskrzydłej...
- Przepraszam za moich towarzyszy. Ale chyba nie tylko ja jestem winien jakieś wyjaśnienia... Kim jesteś? - zadając to pytanie uświadomiłeś sobie, że sam też mógłbyś być o to zapytany. A imię to zawsze dobra namiastka informacji - Nazywam się Diriael Espello.
Mężczyzna milczał przez chwilę.
-Możesz mi mówić Kevin. Kim jestem? Tu określają mnie mianem wolnego strzelca lub najemnika. Skąd wiedzieliście o masakrze?
- Oni? To znaczy kto? Ludzie? Skrzydlaci? O masakrze wcale nie wiedzieliśmy. Zauważyliśmy wszystko kiedy szliśmy przez las i przyszliśmy na miejsce wydarzeń.
-Mieszkańcy dołu. A więc dobrze, uwierzę, że znaleźliście się w złym miejscu o złym czasie...

Mężczyzna chwile się nad czymś zastanawiał.
-Dam Tobie radę, musimy w końcu sobie pomagać. nas jest tu tak mało... Udajcie się do pobliskiego miasta. Główną drogą w prawo. Tam może uda Wam się przeżyć. Nie rozpowiadajcie lepiej o tej masakrze.
- Ale co tu właściwie się stało? Rozumiem, że to nie zwykła napaść. Kim byli ci ludzie? Czemu zginęli?
-Wybacz Diraelu ale to nie Twoja sprawa.
- Dobrze, pewnie i tak... A to miasto? Jak jest duże? Nie wiem wiele o Dole... A ludzie? Jak są nastawieni do skrzydlatych?
-Do skrzydlatych ze skrzydłami? Boją się ich. Do nas? Nie wiedzą dokładnie czym jesteśmy. Miasto jest mniejsze od Pierwszego Miasta ale jest jednym z większych miast ludzkich. Mieszka tam z dwa tysiące ludzi. Wiem, że nic nie wiecie, dlatego chciałem pomóc...
- Dziękuję. A tam... Czy jest...
– szukałeś słów do wyrażenia swojej myśli. - Czy istnieje jakaś perspektywa, która dałaby takim jak my jakiś punkt zaczepienia?
-Perspektywa znajdzie każdego takiego jak my. Módl się byś był wyjątkiem.
- Co masz na myśli?
-To, że nie każdy skrzydlaty jest dobry. Ci w mieście porywają się z motyką na słońce, co gorsza potrafią zarazić tym prawie każdego. Uważaj w rozmowie z nimi.
- Z motyką na słońce? Naprawdę nie możesz mówić jaśniej? Nie rozszyfrowuję jeszcze tutejszego kodu kulturowego...

Kevin zaśmiał się na Twoje słowa.
-Chcą wrócić na górę i dobrać się do tyłka Gabriela. Samobójcy... Na pewno będą chcieli zrekrutować kogoś z takimi umiejętnościami jak Twoje
- Cóż, w takim razie chyba nie mogę im się dziwić. A ty? Też idziesz do miasta?
-Idę. Wiąże się to z moim zadaniem. Wybacz ale o nim jaśniej nie powiem.
- Może będziemy mogli jeszcze się tam kiedyś spotkać? Zaproponowałbym wspólną drogę, ale... czuję, że nie wszyscy byliby tym zachwyceni.
-Obawiam się, że następne moje spotkanie z Twoim narwanym towarzyszem skończy się śmiercią. Pytaj się po karczmach o Kevina. Z chęcią jeszcze kiedyś porozmawiam z kimś kto jest skrzydlatym i nie psychopatą w jednym.
- Dobrze więc! Myślę, że powinienem wracać do reszty. Dziękuję za całą pomoc!.
- po chwili uśmiechnął się i dodał - A, to miasto... Jak się nazywa?
-Tails. Muszę iść. Do zobaczenia.

Mężczyzna wyciągnął dłoń na pożegnanie.
- Do zobaczenia - Diriael uścisnął dłoń Kevina. Tak. Dobrze było porozmawiać z kimś, kto jest skrzydlatym i nie psychopatą w jednym. A czy było nim któreś z Twoich towarzyszy? Wątpiłeś. Mimo wszystko.
Odwróciłeś się i przeszedłeś kilkanaście metrów po czym znów się przemieniłeś. Wzbiłeś się w powietrze by dołączyć do grupy. Miałeś tylko nadzieje, że się jeszcze nie pozabijali.

Wszyscy
Czasem zapada niezręczna cisza... Ta była dodatkowo mordercza. Achrol mierzył się przez chwilę z Ebriel wzorkiem. W końcu podpierając się zdrową ręką podniósł się najpierw do pozycji siedzącej, potem stanął. Dał kilka chwiejnych kroków w kierunku wozu. Nie było z nim zbyt dobrze. Miał złamany każdy palec u prawej dłoni, kości śródręcza też pewnie były w podobnym stanie. Bez pomocy lekarza może sobie nie poradzić, w najlepszym wypadku odzyska tylko częściowo władzę w tej ręce w najgorszym... Tu nie maja ponoć nawet leku na gorączkę. W najgorszym razie zginie od gorączki, będzie umierał długo i boleśnie.
Wszyscy patrzyliście jak chwiejnie stawia kroki. Ciszę przerwał szum skrzydeł, po chwili ujrzeliście wracającego strażnika, a dokładniej Diraela pod tą postacią. Wylądował przy Was, był wyraźnie z czegoś zadowolony. Może z rozmowy z wilkiem? Może z lotu? Nagle błysnęło i na miejscu strażnika znów stał Dirael.

Pierwsze Miasto
-Uspokój się! Chcesz iść i go zabić?!
-Tak.

Sądząc po tonie głosu to nie Gabriel potrzebował się uspokoić a Pistis.
-Nie dasz rady! Już raz nie dałeś rady go zabić!
-Ciszej. Ale go strąciłem.
-Nie mówię o tym! Mówię o ostatniej akcji!
-Ciszej, jeszcze ktoś usłyszy. Ale zabiłem większość jego popleczników.
-Dzisiaj dałeś mu następnych. I to nie byle kogo. Włamywacza doskonałego, mistrzynie szermierki i szefa rebeliantów. Po co Ty ich zsyłasz?
-A miałem ich zabić? Lud by się burzył. I tak większość z nich nie przeżywa na dole pierwszych dni.
-Nie puszczę Ciebie.
-Puścisz.

W głosie Gabriela można było usłyszeć zgrzyt mieczy i pożogę. Rozległo się pukanie do drzwi.
-Wejść.
Do pokoju wszedł Nisroch, jeden z zaufanych Gabriela.
-Masz?
-Tak panie.

Gabriel odebrał czarne pudełko, miało nie więcej niż pół metra długości i z pięć centymetrów grubości.
-Możesz odejść.
-Tak panie.

Gabriel odpiął od pasa miecz, symbol jego funkcji. Na miejsce pasa przypiął jedno z dwóch znalezisk, drugie wrzucił do kieszeni.
-Trzymaj za mnie kciuki.
Na dworze burza rozszalała się w najlepsze. Gabriel wiedział, że to nie jest dobre miejsce na walkę z nim.

Wszyscy
Piękna pogoda powoli się psuje a z nieba spadają pierwsze krople deszczu. Trzeba coś zrobić a nie stać tak, bo zaraz wszyscy zmokniecie.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 06-05-2009, 00:42   #49
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
- Spokojnie, powinniśmy sobie pomagać. Nas jest tu tak mało...
- Kim jesteś?
- Takim jak Wy, skazańcem.
- Czy to twoja sprawka
- Bartel wskazał na polane na trupy- i czemu to uczyniłeś jak tak?
- Nie moja. Miałem się z nimi spotkać.

- z kim i w jakim celu? Potrzebny nam prowiant... - spojrzał w stronę swoich kompadre
-To brzmi jak jakieś Gabrielowe przesłuchanie koleś. Upolujcie sobie coś lub...
I stała się rzecz, która miała się nie stać, lecz ktoś chciał inaczej.

***
Kruczo czarny osobnik nie dał się zaskoczyć podejściem Bartela więc Kinga nie zdziwiła jego szybka reakcja na akcję przeprowadzoną przez Achrola. Swoją drogą zachował się jak kupiecki dzieciak. Gorzej nawet. I dostał za swoją mizerną rozwagę. O ile nawet taką miał. Lecz za czym tu płakać? Może za tym, że teraz będą musieli go opatrzyć, i kto wie, może prowadzić. Żuchwa mu się nie zamykała. Najwyraźniej widział tylko pozytywy we wszystkim co robi. Szkoda, gdyż nie jest już w świecie skrzydlatych.

Bartel przyglądał się całej akcji. Nie wiedział dokładnie z kim miał do czynienia. Lecz swoje zdanie wyrobił. Obserwatorzy mogliby zobaczyć jak raptem pojawia się w jego ręce topór. Bez grzmotów, błysków i wymawianych fraz wierszyków. Po prostu. Topór pełnił funkcję "w razie czego". Funkcja miała zastosowanie gdy ktoś przegiął. Achrol żyje, czyli ma nauczkę. Szkoda tylko tej rudej. Co im na ratunek ruszyła. Nie proszona co prawda, ale szlachetnie... no i niepotrzebnie. Bo skrzydlaty uczy się na własnych błędach. I King miał nadzieję, że tego zmasakrowanego skazańca też to dotyczy. Liczył na to, że więcej ten nie rzuci się na rywala bez przyczyny i rozsądnego powodu. Miał taką nadzieję.

Gdy czarny jegomość zmienił się w wilka i czmychnął w las, Bartel stał jak stał od początku rozmowy wpatrzony w niewiadomym kierunku.
"To jest nas więcej. Może nawet całkiem sporo. Kapitan Natanael by się zdziwił. Oj zdziwił by się."
Zagorzała dyskusja. Czemu zaatakował, czemu nie pomogli, czemu nie zaczekali, czemu pomogli. Wiele żalu za nic. Chciał, to dostał. Chciała, dostała. Trzeba było się zastanowić i mierzyć siły na zamiary. Bartel cieszył się, że nikt nie zginął. Bo wtedy byłaby już przesada. Wtedy byłoby właśnie "w razie czego". A tego nie chciał.

Na pytanie Kurta o to co się działo w krzakach uśmiechnął się i wyjaśnił. To był jak na razie jedyny uśmiech ze strony Bartela. I jedyne wyjaśnienia. Uśmiechnął się jeszcze bardziej - lecz i tak nie za mocno - na chichot Asael. To był dobry znak. Nic jej nie jest. Przynajmniej jej. Spojrzał na Achrola, już poważny i nijaki jak wcześniej.

- A Ty, jak będziesz chciał teraz pomocy to proś. Bo rękę to masz na pewno połamaną. A medyka tutaj... - wzruszył ramionami, pokręcił głową i odszedł w stronę wozu i trupów. Topór, który miał w ręku rozpłynął się. Powoli, bez jakichkolwiek dźwięków i efektów. Po prostu.

Rozejrzał się uważnie, były tu rzeczy różnej maści i różnego zastosowania. Niektóre widział, o niektórych słyszał. Reszty mógł się tylko zastanawiać. Wlazł na wóz. Od razu pierwszy w oko rzuciła mu się siekierka. Złapał za trzonek, machnął raz i drugi w powietrzu. Spojrzał na drzewiec potem na ostrze ocenił, że musi wystarczyć. Położył na kawałek szmaty z ubrania obdartego wcześniej z jakiegoś trupa. Wziął też linę wcześniej zwijając ją dokładnie. Złapał za trzonek czegoś co mogło być bronią, lecz nim chyba nie było. Coś mu przypominało. Odłożył mając uczucie, że się jeszcze może przydać. Wstał rozejrzał się uważnie. Przeszukał jeszcze parę ciał. Generalnie nic ciekawego, zabrał jeszcze nóż kobiecie {dajcie znać jak już ktoś wziął} i kilka monet ziemskich, ze srebra i mosiądzu. Dokładnie w ilości 10 i 2. Bartel nie mając za bardzo gdzie to włożyć wrzucił wszystko w materiał i zawinął tworząc prowizoryczną torbę. Miał w pamięci to, że ktoś mówił coś o nici i igle więc jak będzie miał tylko czas, to przerobi worek na bardziej poręczny.

Gdy wrócił Dirael i wszystko wyjaśnił. Prawdopodobnie zmasakrowana mina Achrola nie była wesoła. King spojrzał na nią zmarszczył brwi w wyrazie zapytania czy czegoś nie potrzebuje. Jak nie to rusza we wskazanym przez Diraela kierunku o ile jakiś wskazał.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 06-05-2009, 19:28   #50
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Olał ją, znowu. Olał jej przyjaźnie wyciągniętą rękę [jakkolwiek groźnie to brzmi]. Asael nie westchnęła nawet, odprowadziła go wzrokiem.
„Daj mu trochę czasu...”
Wspomniała znów te zabawne słowa. „Jesteś dla mnie nikim i ja dla ciebie mam pozostać nikim”. Miała teraz ochotę roześmiać się mu w twarz, ale nie byłoby to zbyt etyczne zachowanie. Mógł źle zrozumieć jej niewinnie rozbawienie.
„Nie musisz być ‘kimś’, abym uznała, że warto za ciebie walczyć. Skarbie, skąd pomysł że... Hihi, a to dobre! On myśli, że ja coś do niego czuję?! Że się zadurzyłam?! Friends forever?!”
Przygryzła wargę w krzywym uśmieszku, by nie prychnąć głośnym śmiechem.
„Nie mogę normalnie!”
Kusiło ją wręcz, aby pociągnąć tę grę dalej i zobaczyć jak groźny pan heretyk się zachowa i jak szybko pęknie wybuchając gniewem, ale przecież, na miłość wszystkiego co prawowite, nie wolno dręczyć rannego!

Asael miała prosty pogląd na życie - to co robi i mówi to tylko i wyłącznie jej wolna wola i gotowa jest w pełni ponosić konsekwencje swych działań. Jej dupas, ona ma prawo wystawiać go na kopy i ją boli w razie czego, więc uznawała, że wszelkie uwagi otoczenia na ten temat są zbędne. Nie słyszała pytań zaczynających się od „dlaczego”. Odpowiedź była zbyt banalna by wysilać się i jej udzielać. Bo tak. Bo to jej dupas jej kopas w jej dupas i jej sprawa. Rzeczą najbardziej wnerwiajacą na świecie było współczucie otoczenia i tłumaczenie związków przyczynowo-skutkowych kopas-dupas. Jakby sama nie wiedziała, że kopas w dupas boli. Wiedziała. No i? Robiła to, co uważała za słuszne i szanowała to, że inni robili to, co było słuszne dla nich. Dostawała, pouczali ją, rozumiała; kiedy inni dostawali wściekała się na nich z nadzieją, że i oni rozumieją. Nie mogło być inaczej.
Nikt nie lubi, kiedy przerywa się mu walkę. Kiedy ona padała pod butem wroga i ktoś przychodził z pomocą, wściekała się. Że wyszła na słabeusza, który potrzebuje wsparcia. I cieszyła się niemiłosiernie. Że takie wsparcie miała. Mieszanka wściekłości i radości zawsze towarzyszyła takim sytuacjom. Wiedziała, że Achrol musiał czuć coś podobnego. Tak naprawdę każdy woli zginąć niż zostać ocalonym i zranić dumę, ale każdy, kto został ocalony i rozumie dlaczego został ocalony, jest bardziej szczęśliwy niż wściekły. Ostatecznie. Achrol po prostu jeszcze tej ostateczności nie osiągnął. Czy wkurzyłaby się na kogoś kto wtrącałby się w jej walkę, nawet gdyby ona w tym momencie bezradnie leżała pod butem wroga? Oczywiście! Czy Achrol miał prawo się wkurzyć? Oczywiście! Rozumiała to. Taka była kolej rzeczy. Wściekłość i radość, zdolni zabijać dla pokoju, wojownicy tak żyli.

"Daj gościowi trochę czasu..."
Nie miała pretensji do innych, zaryzykowała wystawiając dupasa na kopasa no i dostała. Miałaby pretensje gdyby prosiła o wsparcie, a oni nic. Ale nie prosiła. Nie było zatem problemu. Ona w każdym razie takowego nie widziała.

Że chciał kuśtykać i cierpieć na uboczu, jego decyzja. Jego dupas. Ale ona i tak będzie własną wolną wolą maltretować go próbami niesienia pomocy. Bo to z kolei jej dupas. Jak ją kopnie to kopnie, zobaczymy co dalej. Póki co sytuacja w normie.

Wrócił Dirael. Ten to ma dobrze. Drużynowy dyplomata.
Asael nie interesowała się wozem, trupami, rzeczami z wozu. Wzięła swoją kuszę i szmatkę od Kurta, przyciskając se ją do nosa ruszyła w kierunku miasta [tam gdzie Direal wskazał]. Tudzież gdzie wskazał ten cholerny ślepy ptak.
"Jeśli w okolicy będzie jakiekolwiek zwierzę, człowiek, mamut, glizda, pchła, cokolwiek, powiedz mi o tym, zanim znów coś stojącego metr ode mnie rzuci się na moich towarzyszy, okej?!" - przekazała w myślach, wściekła.
- Rejnowiec chulerny! – warknęła, idąc już, zarzucając kurtkę na głowę w celu ochrony wątpliwej fryzury przed deszczem.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172