Wątek: Skrzydlaci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2009, 00:38   #44
Diriad
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Tak, to zdecydowanie było coś wspaniałego. Czuć znowu wiatr we włosach, na twarzy… W skrzydłach. I znów przez jego myśl przemknęła uwaga „…ale nie swoich!”, jednak kto w takich warunkach dałby takim odczuciom wziąć górę?
Liczył się lot. Wolność.

Jednak nie mógł zatracić się wyłącznie w korzystaniu z cudzego życia. Pośpieszył się jeszcze bardziej i w kilka chwil dotarł za sokołem Asael do miejsca zbrodni – teraz już w pełni świadomie mógł użyć tego określenia.

„Boże, co za masakra…” – przeszło mu przez myśl. Wylądował obok polany, rozglądając się najpierw niepewnie w poszukiwaniu ewentualnych sprawców. Była to raczej formalność – jak mogli jeszcze tu być skoro Asael – czy w każdym razie jej sokół – już dobrą chwilę temu zauważyła całe zajście.
Gdy upewnił się, że jest sam, mógł dokładniej przyjrzeć się temu, co zastał.
…co to w ogóle było? Jakaś machina, coś w stylu skrzyżowania wielkiej… pralki? No, chyba tak. Skrzyżowania pralki z… łóżkiem z baldachimem. Dodajmy jeszcze szczyptę windy i taśmy produkcyjnej, a otrzymamy… to coś. Środek transportu, jak da się domyślić.

„Chyba wyrażenie hi-tech byłoby tu bardziej abstrakcyjne niż całe stado radosnych kotów Schrödingera…” - pomyślał z żywym zainteresowaniem.

Ale wehikuł był tu najmniej ważny. Wokół leżały poprzebijane strzałami ciała ludzi – nieco mniejsze od skrzydlatych, ale poza brakiem samych skrzydeł i paroma innymi detalami niewiele różniące się od jego rasy.

„Są tacy… Mniej-zwyczajni. Trochę niżsi, trochę mniej wyniośli, trochę mniej dzicy… Ogólnie ‘trochę mniej’.”

Przyrządy leżące wokół ciał niewiele mówiły Diriaelowi – może ktoś inny lepiej (to znaczy - jakkolwiek) będzie się na nich znał?

* * *

Dołączyli do niego pozostali. Wszyscy? Prawie, nie widział Bartela… Już miał się o to zapytać, gdy – z kierunku przeciwnego niż Asael machająca którymś z przyrządów – rozległ się głos:

- Spokojnie, powinniśmy sobie pomagać. Nas jest tu tak mało...

W Diriaelu obudziła się nadzieja. Nie wiedział kto to, ani o czym mówił. Słyszał tylko, że z dużym prawdopodobieństwem chciał im pomóc. A w każdym razie istniała taka opcja – to się liczyło! Zamiast być w całkowitej kropce, bez żadnych planów ani punktów odniesienia, mogliby – choćby rozmawiając chwilę z tym „kimś” dowiedzieć się czegoś, co dałoby im jakiś grunt, od którego można się odbić.

„Bo trzeba się odbijać, jak się nie ma skrzydeł, co?” – powiedział w duchu do siebie. Mimo fizycznej ich obecności, ON nie miał skrzydeł. Te nie były jego.

Ruszył w stronę krzaków, jednak wydarzenia rozegrały się przed nim. Achrol, nie wiedzieć czemu, rzucił się na obcego. Podobnie Asael. Ale nie o nieznajomego powinien był się martwić, lecz o dwójkę nadgorliwców. Przeciwnik bez trudu powalił ich na ziemię, po czym…
Co?! Po czym zmienił się. Ale nie tak jak Diriael, „przebierając” się za kogoś innego. On po prostu nagle stał się czarnym wilkiem. I nic więcej nie trzeba było dodawać.

„Ale… Czy ja go gdzieś nie widziałem?”

- Cholera! Co w Ciebie wstąpiło! Tak atakować go bez powodu! Mógł nam bardzo pomóc! Nie wiemy gdzie jesteśmy, gdzie mamy iść! Właściwie NIC nie wiemy! On tu jest już zapewne długi czas – widzieliście jak się poruszał. Może mieć kontakty z innymi zesłanymi. Na pewno wie dużo więcej niż my. Robienie sobie wrogów na pewno nam nie pomoże! Atakowanie go to był szczyt głupoty! Idiotyzm totalny!!! Następnym razem zanim coś zrobisz - pomyśl! – Ebriel wściekała się na Achrola. I miała 101% słuszności. Jak Kurt, z resztą.

Wilk uciekał, a czasu nie było. Na decyzję były ułamki sekund, na wykonanie jeszcze mniej. Diriael poczuł znajomy skok adrenaliny, po czym nagle wzbił się w powietrze i popędził za wilkiem. Musi go dogonić. MUSI.

- Gratulacje! – już z powietrza krzyknął do pozostałych. – Spróbuję go zatrzymać, może uda mi się go dogonić! – resztę słów pochłonął coraz bardziej zwiększający się pęd powietrza.

Byle go zobaczyć i już nie stracić z oczu.

- Hej, ty! Stój!
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!

Ostatnio edytowane przez Diriad : 01-05-2009 o 00:44.
Diriad jest offline