Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2009, 17:39   #82
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Luca nawet mrugnięciem oka nie dał po sobie poznać, że dostrzegł ów niezbyt pasujący do obrazu anielskiej dobroci uśmieszek.

- Zatrzymałem się w pewnej wiosce... Na kolację... Sala była niewielka, a przy jedyny stół, przy którym były wolne miejsca okupowany był przez dwóch starszych panów.
- Dość szybko zrozumiałem, czemu akurat tam nikt nie siedział. I co znaczą spojrzenia, jakie rzucali na mnie inni ludzie... Zarzucili mnie swoimi wspomnieniami... Szkoda, że cię tam nie było.
- Trudno było ocenić, czego żałował Luca. Może tego, że obecność Nathalie na tamtej kolacji spowodowałaby zmianę tematyki tych opowieści. A może przyjemniej by było mieć towarzysza, a raczej towarzyszkę niedoli.
- Snuli opowieści o przeklętych artefaktach, niosących śmierć każdemu, kto ich dotknął. O spowodowanych przez to tragediach rodzinnych. Śmieci żon, córek, kochanek...

- To faktycznie szkoda, że mnie nie było. – Na słowo „artefakt” dziewczyna weszła mu w zdanie, ale natychmiast się zamknęła. Ostatnie, czego chciała to żeby Luca teraz skończył.

- O tym, że kogoś porwano, ktoś ukrył się wśród Cyganów... Historia godna powieści... Ach, bym zapomniał... Pojawiła się też tajemnicza postać przyodzianego na niebiesko oprycha z wyższych sfer... Prawdziwy romans... Coś dla takiej uroczej dziewczyny, jak ty...

- Ooo.. – wypuściła z siebie w końcu Nathalie. Pal licho jakiegoś oprycha, artefakty, to było to, co ja zainteresowało. Musiała wiedzieć więcej!
– I co? Chętnie dowiem się czegoś więcej – w jej głosie pojawiła się nuta prawdziwego entuzjazmu.

- Też bym chciał... - w głosie Luki pojawiła się nuta żalu. - Ale oni tylko wspomnieli o jakiejś przeklętej księdze i rysunku, co zginął. W ogóle był to dla nich temat poboczny, bo to o tych żonach i córkach mówili na okrągło. I jeszcze o jakimś morderstwie. Coś w stylu brat zabija brata...

- Ale... – zaczęła i urwała. Usta zacisnęły się w linijkę, tylko po to żeby zaraz znowu się rozchylić - ...jak to? Jak wyglądała ta księga? A artefakt? Rysunek? Jakieś właściwości? Cokolwiek? – Wszelką grę szlag trafił. Jeszcze chwila i załapałaby go za ramiona i zaczęła nim potrząsać. Na szczęście się powstrzymała. Nie zmieniało to jednak zupełnie faktu, że rozbudził jej ciekawość.

Z pewnym wysiłkiem Luca zmienił uśmiech pełen szczerej kpiny na równie szeroki, nieco mniej szczery, pełen sympatii.

- Uwierzyłabyś w bajki o artefakcie, który może zniszczyć świat? - w głosie Luki zabrzmiało coś na kształt zdziwienia. - Wszak to opowiastki dla małych dzieci...

- Ts –na jej twarz znowu powrócił uśmieszek. Nie było w nim ani odrobiny głupkowatej naiwności. Wyprostowała się i skrzyżowała ręce na piersi. – Ależ ja uwielbiam bajki dla dzieci. W końcu są takie.. pouczające. To, co z ta księgą?

- Jak w każdej tego typu opowieści... - Ton Luki wyrażał pewne rozczarowanie. - Znaleźli, zobaczyli, stracili... Jeden z nich chwalił się, że jest, czy też był świetnym rysownikiem... jakbyś zobaczyła narysowaną przez niego kreskę... Wąż miałby kłopoty, żeby się tak poruszać. I jak tu wierzyć takim ludziom....

W głosie Luki zabrzmiał prawie żal, że nie może przekazać bardziej optymistycznych informacji.

- No dobra, fajnie, a artefakt? – Jego ton zupełnie jej nie ruszał. W końcu dopiero co sama zgrywała kompletną idiotkę.

- A co niby z tym artefaktem miało być? - Pytanie w głosie Luki było nad wyraz autentyczne. - Mieli mi go pokazać? Powiedzieć, gdzie jest?
- Żaden nie potrafił mądrego słowa o księdze powiedzieć, a ty się o mityczny artefakt wypytujesz.
- Tym razem w głosie Luki brzmiało rozbawienie.
- Pewnie słyszeli od kogoś tę opowieść i powtarzali, w dodatku niezbyt udanie.

Przewróciła oczami.

- Możliwe, ale skoro wspomnieli o artefakcie, który rzekomo może zniszczyć świat to chyba musieli jeszcze coś powiedzieć. W najgłupszych historiach ważny przedmiot jest lepiej opisany. No nie wiem, jak wyglądał, czemu służył, jakieś znaki szczególne? Cokolwiek?

- Ty naprawdę wierzysz w to, że oni mówili prawdę? Dwie osoby, w zapadłej dziurze, opowiadają przygodnie napotkanemu człowiekowi coś tak ważnego? Gdyby to była prawda, już by na nich polowano... Nikt by nie wypuścił z ręki takiej okazji.

Zdawała się zignorować pytanie

- Powiedzieli coś o tym artefakcie czy nie?

Ukrył rozbawienie, spowodowane bezpośredniością pytania.

- No jasne, że mówili. Nie wspomniałem? Że może zniszczyć świat...

Nathalie miała ochotę go udusić. Zacisnęła dłonie w pięści i przygryzła wargi.
"Tylko spokojne, wdech … wydech"

- A może wspomnieli coś jeszcze? – zapytała przymilnie ale właściwie przez zaciśnięte zęby.

- A co więcej ci trzeba? - Uporczywie ignorował dość ciekawe zachowanie Nathalie. I błyski w oczach, do przymilnego tonu zgoła niepasujące. - Wizja zniszczonego świata ci nie starcza? Cóż może być gorszego?
"Niemodna sukienka, złe uczesanie i nieudana randka" - dodał w myślach.

- Wybacz, ale jeśli mówi się, że coś może zniszczyć świat to wcale nie znaczy, że musi. Prawdopodobnie taka rzecz ma INNE - słowo 'inne' wyraźnie podkreśliła - zastosowanie, a zniszczenie to tylko skutek uboczy nieudolnego korzystania – uśmiechnęła się lekko podirytowana – ale w końcu to tylko bajka, prawda? Na pewno nie wspominali jak ten wytwór wyobraźni wyglądał, czy choćby jak duży był? – spytała z dostrzegalnym zainteresowaniem

- Sądzisz, że to była maszynka do produkcji diamentów, która w niepowołanych rękach mogła zrobić wielkie BUM i zniszczyć cały świat? - W głosie Luki brzmiało tylko i wyłącznie zaciekawienie. - O niczym takim nie wspominali... O wielkości też nie. Coś mówili o jakimś metalu, jakimś kamieniu... Z czegóż innego mógłby być zbudowany standardowy artefakt...

- Nie wiem – wzruszyła ramionami – po prostu uważam, że służył do czegoś innego niż tylko zniszczenie świata. Artefakty przeważnie służą do czegoś więcej – uśmiechnęła się ironicznie – i naprawdę zdziwiłbyś się z czego potrafią być zrobione. Kamień i metal mówisz – zamilkła dosłownie na sekundę – a może był do czegoś podobny? Nie wiem .. bransoletki? Wisiorka?

- Chyba sobie żartujesz. - Uśmiechnął się lekko. - Ze mnie. Nie dość że udajesz, że wierzysz w te bajeczki opowiadane przez pijaczków, co wlali w siebie parę kwart kiepskiego wina, to jeszcze wymagasz ode mnie, żebym opisywał ci jakieś szczegóły. Bez żartów, moja droga.

Posłał jej czarujący uśmiech.

- Takie mam hobby – odpowiedziała mu uśmiechem nie mniej uroczym. – Interesują mnie legendy, opowiastki i inne przekazy ustne okolic, w których się znajdę. Dlatego lubię znać szczegóły. Gdybyś, więc mógł zaspokoić mój plotkarsko-kolekcjonerski głód wiadomości byłabym bardzo wdzięczna. – zabrzmiało to bardzo szczerze, prawdopodobnie tylko dlatego że nie kłamała.

Rozłożył bezradnie ręce.

- Gdybym wiedział, że zbierasz takie rzeczy - powiedział przepraszającym tonem - ludowe powiastki, gawędy pijaczków... Może bym wyciągnął coś więcej z ich zamroczonych oparami alkoholu umysłów.
Ale i tak sądzę, że wszystko, co opowiadali, przeszło przez tyle ust, że zapewne z maszynki do mięsa zrobiła się maszyna do zniszczenia świata.


Nathalie brakowało cierpliwości, danego teraz powtarzała sobie w myślach "wdech... wydech" niczym mantrę.
Tak, Nathalie nie była cierpliwa.
Ale.
Była.
UPARTA.
Wzięła więc głęboki oddech.

- Nic się nie stało – zapewniła go przez zaciśnięte zęby, ale jednak z uśmiechem – interesuje mnie chwilowo ta konkretnie historia i czy ten konkretny, wymyślony przez chore umysły pijaczyn, artefakt był do czegoś podobny albo jakoś charakterystycznie wyglądał – dodała przymilnie.
"Dosłownie gorzej jak z dzieckiem!" – przeleciało jej przez myśl – "dzieci przynajmniej nie omijały tematów specjalnie!"

Dziewczynie zaczynało się zdawać, że Luca celowo krąży wokół tematu żeby ją zirytować.


- No cóż... - Luca wyglądał tak, jakby postanowił podzielić się wielką tajemnicą. - Prawdę mówiąc to powiedzieli...

- Taak...? - coraz bardziej się niecierpliwiła. Starała się delikatnie pociągnąć go za język, ale naprawdę miała już dość. I tak miał szczęście, że do tej pory go nie udusiła.

- Uroczo wyglądasz z tym błyskiem w oczach - powiedział. Z uporem godnym samobójcy ignorował wszystkie oznaki zbliżającego się z wolna końca cierpliwości. I ewentualnego wybuchu. - Mają wtedy taki ciekawy kolor. - Uśmiechnął się serdecznie.

Zmrużyła swoje intensywnie zielone ślepia i dodała przez zaciśnięte zęby – Moje oczy to moje zmartwienie, a kolor to zwyczajna zieleń. To, co powiedzieli?

- Zmartwienie? Nie masz powodu, by się czymkolwiek martwić... Takie ładne oczy... Chyba, że masz zamiar często tak je mrużyć. Chociaż bardzo ładnie to wygląda, ale porobią ci się zmarszczki... - Wyglądał na szczerze przejętego tą właśnie kwestią.

- Więc będę wyglądać staro i brzydko, jakże mi przykro. Co powiedzieli?

- Staro i brzydko? Z pewnością ci to nie grozi - zapewnił ją.

"Prędzej trafisz do piekła za ciekawość" - dodał w myślach.

- Chwilowo wszystko mi jedno, CO POWIEDZIELI? – Nacisk na ostatnie słowa był tak duży, że gdyby go zmaterializować kruszyłby najtwardsze skały.

- A ty uparcie swoje... Jakby nie było przyjemniejszych tematów. I pytań, na które można udzielić odpowiedzi. - W głosie Luki słychać było wyraźny żal, że nie jest w stanie zaspokoić ciekawości dziewczyny.

- Skoro już zaczęliśmy rozmawiać na jakoś temat to skończmy rozmawiać na ten właśnie temat zanim – "jeśli" dodała w myślach - przejdziemy do następnego. – Tak, zdecydowanie się w niej gotowało – Więc… co powiedzieli?!

Luca, by ukryć błyszczące w oczach rozbawienie przeniósł wzrok z dziewczyny na kwitnące u ich stóp kwiatki.

- Moja droga - powiedział przepraszającym tonem. - Gdybym wiedział, to z pewnością podzieliłbym się tą informacją. Przecież znasz mnie...

Z pewnością go nie znała, bo nie straciłaby tu tyle czasu, ale to nie wzruszało go w najmniejszym stopniu. Co zabawniejsze - puściła mimo uszu znacznie ważniejsze informacje. Jej strata...

Znała? Przecież ona go w ogóle nie znała! Ale za to znała wielu voddacian. I jeśli brać to pod uwagę, mogła z cała stanowczością stwierdzić, że posiadał potrzebne jej informacje. Niech to szlag!!!!!!!!

- Fajnie – rzuciła cierpko po chwili - to może, chociaż pamiętasz jak się nazywali ci bajarze?

O. Panienka wreszcie zaczęła myśleć. Robiło się coraz ciekawiej. Pora było przejść do planu B. Czyli zacząć omijać prawdę znacznie większym łukiem.

- Niestety... Nawet nie pomyślałem o tym, żeby wypytać ich o takie rzeczy... Gdybym wiedział, że chcesz z nimi rozmawiać... - powiedział. - Ale nic straconego... Możemy się wybrać na przejażdżkę. Może uda mi się znaleźć tamto miejsce. - Z tonu jasno wynikało, że spędzenie paru chwil z Nathalie sprawiłoby Lukiemu przyjemność, natomiast poszukiwanie tamtej wioski byłoby czystą stratą czasu. - Kiedy tylko zechcesz - dodał.

Spojrzenie, jakim prześlizgnął się po figurze Nathalie zdecydowanie potwierdzało wcześniejsze przypuszczenia wynikające z tonu wypowiedzi.

Uniosła jedną brew. Nie wierzyła w ani jedno słowo. Ludzie zawsze się przedstawiają, zawsze! Skrzyżowała ręce na piersi.

- Och, jestem pewna że podali ci swoje nazwiska – uśmiechnęła się kwaśno – więc może po prostu postaraj się sobie przypomnieć, hm? Zdecydowanie zaoszczędzi nam to czasu.

Wiedziała ze nie był najmniejszej szansy na to żeby mężczyzna cokolwiek z siebie wymusił, ale co tam, spróbować zawsze warto.

Upór godny był podziwu, ale zasady są zasadami. Luca określił je dosyć jasno na początku rozmowy. A Nathalie, mimo stwarzanych przez nią pozorów naiwności, znała te zasady równie dobrze, jak on.

- Bardziej byli zajęci stojącymi przed nimi butelkami - powiedział z idealnie udawanym smutkiem - niż wypełnianiem obowiązków towarzyskich. Ale gdybym wiedział, że będzie ci to do czegoś potrzebne, skłoniłbym ich do większej wylewności.
- Jak rozumiem, nie jesteś zainteresowana przejażdżką... - zmienił temat. - Szkoda.

Był wyraźnie rozczarowany.

Nawet jej to nie zdziwiło.

- Jakże. Mi. Przykro. – wycedziła przez zęby i odwróciła się na pięcie. – Muszę iść – dodała jeszcze nie odwracając się i nie czekając na odpowiedź ruszyła wściekła w stronę obozu. Musiała się oddalić, bo zrobiłaby mężczyźnie krzywdę, a tego niestety uczynić nie mogła. W każdym razie jeszcze nie. Cholerna misja. Cholerni voddacianie. Cholerne kłamstwa. Cholerny mój brak informacji! Gaaaaah!
Różne myśli kołatały jej po głowie, ale jedna wybijała się znacząco. „ tak” mówiła idea "kiedyś go dopadnę… najpierw ukręcę mu łeb a potem powyrywam nóżki". Ta myśl wydała jej się nad wyraz radosna, co jednak wcale nie złagodziło gniewu. Po drodze kopnęła jakieś drzewo.

Wyraz rozczarowania trwał jeszcze na twarzy Luki, gdy ten ukłonił się uprzejmie.
I zniknął w chwilę później, gdy nabzdyczona Nathalie pomaszerowała w stronę obozu.
Spod nasuniętego na oczy ronda kapelusza Luca obserwował odchodzącą dziewczynę. Nawet gdyby Nathalie się obejrzała, to i tak nie dostrzegłaby lśniącej w nich wesołości.

- To było całkiem zabawne - powiedział. - Auć - dodał, gdy dziewczyna z całej siły kopnęła niczemu nie winne drzewko. - To chyba miałem być ja...

Ponownie się uśmiechnął.
Był pewien, że Nathalie miałaby, czym się zrewanżować za informacje, wolała jednak dostać coś za darmo. A wiadomo, jak nazwać kupowanie bez płacenia za towar.
Uśmiechając się pod wąsem ruszył w stronę obozowiska.
Świat był piękny...
 
Kerm jest offline