Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2009, 12:33   #20
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Liadon uśmiechnął się lekko do Rivielli.
Ciekaw był, jakie myśli kryją się za piękną twarzą elfki.

Chociaż w zasadzie znali się już trochę czasu, to była to znajomość dość pobieżna. Z pewnością nie pasowało do nich typowo ludzie określenie o wspólnym zjedzeniu beczki soli...
Parę godzin spędzonym w swoim towarzystwie umożliwi wymianę paru słów, myśli, poglądów. Warto wiedzieć, kogo ma się przy swoim boku podczas podróży. A wiedział, prawdę mówiąc, niewiele.
Czasami wyglądało, jakby Riviellę coś... dręczyło? Może to nieodpowiednie słowo. Zamykała się wtedy w sobie. Znikała wówczas współczująca, pomagająca wszystkim kobieta, a pojawiał się ktoś nieco negatywnie nastawiony do reszty świata...

Bez wątpienia nie brakowało jej odwagi. I refleksu, co bez problemu można było to dostrzec podczas starcia z tamtymi goblinami.
Rozsądku również, na szczęście, jej nie brakło. Nie rzucała się jak idiotka do przodu, byle tylko pokazać światu, ile to jest warta. A, niestety, zdarzały się i takie kobiety, za wszelką cenę chcące udowodnić nie tylko swą równość, ale i wyższość nad mężczyznami.

Nie bardzo wiedział, czemu akurat z nim chciała spędzić noc. A raczej nocować w tym samym pokoju. Ale, prawdę mówiąc, niezbyt go to obchodziło.
Uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie.
Nawet do jego uszu dotarły plotki o rytuałach czy też obrzędach, jakie ponoć musiała odprawiać paladynka ku czci swej bogini. Ludzie niekiedy byli zabawni. I wymyślali, i opowiadali przeróżne głupoty.



Nagła zmiana w natężeniu dźwięków odsunęła myśli Liadona od paladynki.
Rulis przestał uderzać w struny swej lutni i od wyśpiewywanej mowy wiązanej przeszedł do równie barwnej, acz potocznej.
Jego potencjalna zdobycz, choć na pozór bronić się nie potrafiła, wywinęła się z zastawianych na nią sideł. Co Liadon zauważył z pewnym rozbawieniem, ale i aprobatą.
Nigdy nie potrafił zrozumieć, czemu niektórzy uważają każdą dziewczynę pracującą w karczmie czy gospodzie za świadczącą również inne usługi. A to powodowało różne sytuacje. Od zabawnych po mało przyjemne. Dla obu stron.
Zakończone niepowodzeniem starania nie wpłynęły zbyt pozytywnie na humor Rulisa. I chociaż trudno było się temu dziwić, to Liadon jakoś nie potrafił wywołać w sercu wielkiego współczucia dla barda. Był przekonany, że wkrótce Rulis przeboleje i zapomni o tym zdarzeniu. Z pewnością nie pierwszym i nie ostatnim, nikt bowiem nie odnosił samych sukcesów.



Pełne ironii słowa Tengira zabrzmiały nieprzyjemnym zgrzytem.
I nieco zaskoczyły Liadona.
Chociaż minęło już ładnych parę lat, odkąd przebywał wśród ludzi, to ciągle jeszcze zdarzało mu się, że zrozumienie ludzkich czynów czy słów pozostawało poza jego zasięgiem.
Za grosz nie potrafił pojąć słów Tengira.
Co znaczyło określenie "miastowe wygody"? Kąpiel? Łóżko? I skąd ta ironia?
Już wcześniej zauważył coś takiego w jego wzroku...
Albo Tengir miał jakieś problemy, z którymi nie potrafił sobie poradzić, albo też miał całkiem ciekawe poglądy na temat elfów.
Może kiedyś sprawa się wyjaśni sama. W każdym razie on nie miał zamiaru wypytywać.
Ani poświęcać myśli temu człowiekowi choćby chwili dłużej.
Odwrócił się, by wtrącić dwa słowa do prowadzonej rozmowy.


Wypił kolejny łyk całkiem niezłego soku z owoców leśnych, a potem powiedział:

- Troszkę przesadzasz, Riviello - powiedział cicho. - Do zmroku zostało jeszcze parę godzin, a Babcia nie jest małą dziewczynką.

Babcia była co prawda młodsza i od Rivilli, i od niego, ale - uwzględniając ludzkie standardy - zaliczyć ją trzeba było do ludzi, używając ludzkiego, eufemicznego określenia, niezbyt młodych.

- Ostrożności nigdy za wiele, nie obawiam się chłopów. Nie znamy okolicy. W takim wypadku żadne z nas nie powinno poruszać się samotnie... Wiele już w życiu widziałam, a wiek ochronie życia nie służy. - Szepnęła delikatnie jakby miała nadzieje że ją zrozumie.

Liadon skinął głową. Z częściowym zrozumieniem.
Riviella była zdecydowanie nadopiekuńcza. Zapewne wpisane to było w jej powołanie. I nie warto było z tym dyskutować.

Obrócił się w stronę gospodyni.

- Czy ktoś mógłby wskazać mi pokój? - spytał.

Skwaszona, jakby nie dostała przed chwilą zapłaty, gospodyni spojrzała na Liadona z wyraźnym brakiem sympatii. Trudno było ocenić, czy kobieta miała pretensje do całego świata, elfów jako takich, czy też złośliwego gościa, co zamiast siedzieć przy stole i wydawać pieniądze ucieka do pokoju.

- Kate! - rozdarła się. Zgoła niepotrzebnie, bo dziewczyna była o parę kroków. - Pokaż panu pokój.

- Tak, proszę pani - odparła dziewczyna posłusznie. - Proszę za mną - zwróciła się do Liadona.

Liadon chwycił swój plecak i ruszył za dziewczyną. Miał zamiar, podobnie jak inni, wybrać się na mały spacer, a do tego plecak nie był mu potrzebny.



- To tutaj - Katie otworzyła drzwi. - Proszę bardzo.

Liadon rozejrzał się.
Pokój nie był duży.
Szafa, stolik, dwa krzesełka. Łóżko. Wielki kufer.
Wszystko porządnie wykonane. Widać było rękę solidnego rzemieślnika. A pościel wyglądał na czystą.

- W kufrze są dodatkowe koce - powiedziała Katie. - A wodę do kąpieli przyniesiemy w każdej chwili. Zabrać coś do wyczyszczenia? Wyprania? - spytała, spoglądając na plecak.

Liadon pokręcił głową.

- W tej chwili dziękuję, ale będę pamiętać. Proszę, to dla ciebie. - Srebrna moneta powędrowała do dłoni dziewczyny.

- Dziękuję - dygnęła uprzejmie.

- Proszę mi jeszcze powiedzieć, gdzie w mieście jest kowal? Albo sklepy?

- Kowala oczywiście mamy - odparła Katie - ale ciężko do niego trafic samemu. Sklepy są głównie w okolicy Dzielnicy Niziołków, czyli na targu, oraz przy Dzielnicy Kupieckiej.

- Skoro trudno trafić, to będę musiał rozpytać po drodze. Powiedz mi tylko, w którą stronę iść po wyjściu z gospody...
- Chyba, że polecisz mi jakiegoś przewodnika - dodał.

- Jak stąd wyjdziesz, panie, to skręć w lewo i idź główną drogą w stronę Północnej Bramy. W tym czasie niech pan podpyta miejscowych, a winni wskazać odpowiedni trakt. O ile się pana nie ulękną. Ludzie tu prości, toteż strachliwi.

To było dość dziwne. Zwykle ludzie, nawet w małych osadach, nie boją się aż tak przyjezdnych. Ale to już musiał sprawdzić sam. Prawdę mówiąc nie sądził, by ktoś z miejscowych miał się bać pojedynczego elfa. Bo i czemu.

- Czy w okolicy są jakieś ciekawe miejsca? Coś, co warto obejrzeć? - spytał. - Mam zamiar się trochę przespacerować.

Miał nadzieję, że przy okazji Katie wspomni coś na temat ewentualnych niebezpieczeństw, lub wprost odradzi taką wycieczkę. Nie doczekał się.

- KATIE! W MORDĘ ORKA! GDZIE TY JESTEŚ!? - dobiegł z dołu prawdziwy ryk.

- Pani Dagnal mnie woła... - powiedziała przestraszona Katie. I wybiegła, nie pomyślawszy nawet o zamknięciu drzwi.

Przynajmniej wiem, jak zwie się gospodyni - pomyślał Liadon.

Schował plecak do szafy i podszedł do okna.
Chociaż w budowanych przez ludzi pomieszczeniach nie czuł się jak w klatce, to jednak zawsze wolał mieć dopływ świeżego powietrza. I, o czym nie mówił głośno, możliwość szybkiego opuszczenia nieco mniej oficjalną drogą.

Przed wyjściem rzucił okiem na łóżko.
Było, przynajmniej na oko, wygodne. I na tyle duże, że dwie osoby, szczególnie tak szczupłe jak Riviella czy on, bez problemu mogły się zmieścić.
Uśmiechnął się leciutko.
Bez wątpienia Riviella była lepszym współlokatorem, niż na przykład Tengir.

Odruchowo sprawdził, czy ma przy sobie wszystko, co jest potrzebne do samotnego spaceru, a potem wyszedł. W przeciwieństwie do Katie zamknął za sobą drzwi.



W jadalni nie było już połowy z reszty kompanii.
Podszedł do stołu.

- Idę na mały spacer. Przed nocą powinienem wrócić - powiedział cicho.

A potem ruszył do wyjścia.
Po przekroczeniu progu, skręcił, zgodnie z tym co powiedziała Katie, w lewo.
 
Kerm jest offline