Wątek: Bogowie Olimpu
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2009, 14:33   #24
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Po spotkaniu u Zeusa Hermes wrócił do siebie. Przez dłuższą chwilę stał niezdecydowany w nieoświetlonej części pokoju i spoglądał na łóżko. W końcu usiadł do komputera i dotknął wyświetlacza – jakby niechętnie, jakby z jakimś ociąganiem...

. .

W końcu jednak uśmiechnął się i palce zaczęły przebiegać po klawiaturze. Sprawdził godzinę i użył nadajników Olymposa do podłączenia się do jednej z subsieci na Nibirze. Nawet nie musiał się pod nic podszywać... Wystarczyło wiedzieć, że system zarządzający budynkiem, w którym mieszkał codziennie o drugiej w nocy otwierał niechronione połączenie z centralną bazą konserwacji... Połączenie nie było otwierane na długo – zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale... to wystarczyło do przesłania do domowego komputera prostej sekwencji rozkazów. Rozłączył się gdy tylko komputer potwierdził odbiór. Teraz jego domowa maszyna zaczynała szukać danych o „szwendającym się wizytatorze”. Intersieć była jednym wielkim zbiorem danych, prawdziwych, nieprawdziwych, potrzebnych i zbędnych... Jutro odbierze wyniki... Przesiane i poukładane w zwartą notkę przez Dexxa – trochę podrasowaną sieć neuronową zamkniętą w jego prywatnym komputerze... Skoro ją projektował to czemu nie może mieć kopii? Tajne, wojskowe? Bezgłośny śmiech wypełnił pomieszczenie.

Hermes wstał od komputera i przeciągnął się; po chwili jeszcze napisał jedną informację: „Myślę, że powinniśmy porozmawiać; niekoniecznie w towarzystwie” określił nadawcę – Heliosa i godzinę wysłania na 8 rano z niewielkim groszem, aby zasymulować, że wysłał ją po przebudzeniu...
Zwalił się na łóżko. Starając się nie myśleć o Afrodycie i dziwnej decyzji Zeusa.

. .

Eqqus – jedyny gadget jaki przywiózł z Nibiru – mikrokomputer ukryty w kopercie zegarka - jedyna rzecz jaka przypominała mu o jego cyfrowej rzeczywistości z jakiej wyrwał się lecąc na Ziemię i za jaką coraz mocniej tęsknił... Pierwsze miesiące były świetne – urlop na beztechnologicznej wyspie. Potem zaczynała się zakradać rutyna i znudzenie... Zgorzknienie... Ziemianie byli totalnymi prymitywami, tysiące razy trzeba było im tłumaczyć najprostsze sprawy, a i tak – Hegannowi wydawało się, że ludzie zamiast starać się coś zrobić – czekają na boską interwencję; jakby licząc na to, że ktoś przyjdzie i wszystko podsunie im pod nos...
To wszystko razem zaczynało podłamywać morale.
Dodatkowo, na Olimpusie nie było lepiej – stara zasada mówiąca o tym, że jeżeli tylko przeprowadza się jakieś testy to zawsze wybiera się najmniej dopasowanych partnerów znów się sprawdziła... W lewej części mieszkalnej „badania są ważniejsze ode mnie! Już mnie nie kochasz!!!” w prawej części – „ach, ach... mocniej! Jeszcze... już... prawie.... Aaaaaah!!!”. I tak co noc – oszaleć można. Gdyby nie buczenie generatorów to najlepszym miejscem do spania byłaby maszynownia... Bo laboratoria okupowane są też całą dobę, a śpiewy w kambuzie – cóż – śpiewać każdy może, ale nie wszyscy powinni... Istny dom wariatów!
Eqqus był nieubłagany – minęło piętnaście minut i tym razem nie dało się skasować alarmu byle dotknięciem wyświetlacza... Hermes przestał gapić się w sufit i rozmyślać o otaczającym go wariatkowie i usiadł na łóżku. Po chwili stał już pod prysznicem starając się jakoś przygotować do dzisiejszego dnia... Wstał specjalnie wcześnie, aby załatwić rano wizytację w swoim „ogródku plemiennym”, wrócić po Afrodytę, jakoś wykpić się z bytności w jej plemieniu, obgadać co jest do obgadania, wykpić się z rozmowy „czy nadal uważasz, że mam rozdwojone końcówki? Może przyjrzysz się bliżej?”, porozmawiać z Heliosem i mieć wolne popołudnie.

Kartka, którą znalazł kiedy przebierał się w pokoju jednocześnie sprawdzając stan systemów statku ze swojej konsoli doprowadził go do... intrygującej mieszanki myśli zabójczych i samobójczych... Misternie ułożony plan dnia szlag trafił. Znając życie Afrodyta nie wstanie przed 10, znaczy będzie gotowa koło południa, znaczy po wizytacji będzie koło 17, znaczy...

- Cholera!
- Nie wypada, aby osoba na Twoim stanowisku i z Twoim pochodzeniem przeklinała – ciepłym i ociekającym sarkazmem głosem wyrecytowała SI Eqqusa.
- Pfff! – zdjął „zegarek” i rzucił nim o podłogę
- Przyspieszenie przy zderzeniu 19,98876Gx, siła uderzenia 2,38967 Kn, od ostatniego rzutu osłabłeś o 7,4578%.

Tym razem Hermes go zignorował – to naprawdę nie miało sensu...

Ubrał się, założył sandałki „ze skrzdełkami” zamiast zwykłych i poszedł do hangaru. Nie był pewien czy ta kartka to nie jest jakiś głupi żart, ale jedyny, który mógłby mieć jakieś „ALE” to był Ares, a on nie był na tyle inteligentny...

. .

Hangar był już pusty i dość duży, jak na wielkość samego Olymposa. Ustawił oświetlenie i przesunął wskaźnik na przy podeszwie buta. „Gravitation level 140%” – na chwilę zabłysło na wyświetlaczu. Powinno go to męczyć dużo szybciej niż normalnie... Spokojnym truchtem zaczął obiegać hangar mając dodatkowe 40% własnej masy na sobie. Po dwudziestu okrążeniach był mokry jakby właśnie wyszedł spod prysznica własnego potu... Przesunął wskaźnik i dalej biegał. Nawet jemu samemu „zapach Niberyjczyka” zaczynał przeszkadzać. W zasadzie to już zamierzał dać sobie spokój kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Dzieliła ich spora odległość i usłyszał słowa Afrodyty, kiedy zaczęli do siebie podchodzić:

- Przepraszam, że musiałeś czekać, ale jednak bogini musi o siebie zadbać. – perlisty śmiech wypełnił pomieszczenie. - To co? Zrobimy, co mamy do zrobienia i może wieczorem polecimy gdzieś popływać? Specjalnie wzięłam w torbie kostium.
Dokończyła kiedy stanęli może metr od siebie... No tak, doskonale o siebie zadbała: delikatny makijaż, skrzące się w blasku słońca wpadającego przez otwarte drzwi hangaru złociste włosy, a do tego zwiewna sukienka, która pod światło nie zasłaniała nawet skrawka jędrnego, kobiecego ciała.

- Nic się nie stało – z młodzieńczym uśmiechem 7D – „wow! Ale dupa!” odparł Hermes – postanowiłem trochę poćwiczyć czekając na Ciebie i chyba trochę się spociłem... mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to? Będziemy musieli polecieć jednym Grawitonem – mój jest zepsuty i Posejdon jeszcze do niego nie zaglądał... Oczywiście – jakby co, to wezmę szybki prysznic... – Katem oka sprawdził, czy widzi go któraś kamera. Jakby spoceni faceci podniecali Afrodytę to podrzuci kilka zdjęć... bynajmniej nie jej mężowi... A jeżeli pójdzie pod szybki prysznic – to szybki będzie znaczyło „jakieś 90 minut”...

„No Malutka... Ball’s on Your court side! Tudzież: jaja po twojej stronie sądu” – siłą woli zwalczył szyderczy uśmiech jaki wykwitał na jego twarzy...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 03-05-2009 o 12:27. Powód: literki
Aschaar jest offline