Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-04-2009, 16:38   #21
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Dokładnie, gdy cyfry na elektronicznym wyświetlaczu zmieniły się z 21.59 na 22.00, rozległ się charakterystyczny dźwięk rozsuwanych drzwi. Zeus jak zwykle był tak punktualny, że na podstawie jego codziennych czynności Hera mogłaby ustawić sobie zegarek. Z cichym westchnieniem ulgi kobieta odłożyła notatnik na stół i znudzonym spojrzeniem zlustrowała sale. Zabawne, ale niewiele się zmieniło odkąd pochłonęła ją praca.

Przemowa partnera Hery wywołała mieszane uczucia wśród kolonizatorów. Pomysł z nawiązaniem bliższej współpracy pomiędzy cywilizatorami mógł przynieść niektórym korzyści, jak choćby Artemidzie, która właśnie zyskała okazję do nauczenia się czegoś od swojego braciszka. Hera jednak była całkowicie niezadowolona, bo niby czego mogła się nauczyć od swojego nowego współpracownika? Wysłuchując dalszej części przemowy Zeusa, kobieta nieprzychylnym spojrzeniem obserwowała Dionizosa, który wyglądała jakby chciał się zapaść pod ziemie. I słusznie, bo Hera już teraz obiecała sobie, że Opoje i ich opiekun drogo zapłacą za każdą minutę czasu, jaki będzie musiała na nich zmarnować.

Dopiero po chwili „bogini” zdała sobie sprawę, że Zeus skończył mówić, więc ponownie spojrzała w jego kierunku. Mężczyzna musiał dostrzec jej wzrok, który już teraz był pewną obietnicą kolejnej nocy spędzonej na burzliwej kłótni, i ruszył w kierunku ukochanej.

- Wybacz mi. Naprawdę cię potrzebuję. Przyjdź...

Kilka cichych słów i krótkie muśnięcie wargami („Czemu nie w usta?!” – pomyślała nieco zawiedziona) kojąco zadziałały na nerwy Hery. Czyżby Zeus w końcu przypomniał sobie, co jest naprawdę ważne, a co ma znaczenie drugorzędne? Ten drobny gest ze strony partnera kobieta odczytała jako zapowiedź nadchodzącej poprawy w ich związku. W dodatku Zeus przyznał, że jej potrzebuje. Dla samej Hery było to całkiem oczywiste, ale liczyła się sama deklaracja, głośne wyznanie tej potrzeby.

Spotkanie dobiegło końca. Inspektor z Nibiru pośpiesznie opuszczał salę, a zaraz za nim do wyjścia ruszyli cywilizatorzy. Wśród nich po cichu próbowała wymknąć się ofiara upatrzona przez Herę. Dionizos szedł pomiędzy Posejdonem i Hefajstosem starając się ich zaangażować w jakąś błahą rozmowę. Jego starania na niewiele się jednak zdały i nim opiekun Opojów zdołała opuścić salę dogonił go głos Hery.

- Dionizosie miałbyś może chwilę na zamienienie ze mną kilku słów? Mamy pewne ważne sprawy do omówienia.
- Teraz? Wiesz... tego.. tak właściwie to mam jeszcze trochę rzeczy do załatwienia... Rozumiesz te obowiązki, ciężka sprawa, ale trzeba się nimi zająć.
- Nie martw się, nie zajmę ci zbyt wiele czasu, Chodzi tylko o te nowe dyspozycję Zeusa. Skoro mam pomóc w rozwoju Opojów, to chyba będę musiała odwiedzić twoją osadę. Wiesz, coś w rodzaju takiej małej wizytacji. Proponuje jutro z samego rana, zgoda?
– pytanie zadane przez Herę najwyraźniej należało do tych retorycznych, ponieważ kobieta spokojnie mówiła dalej, nawet nie czekając na odpowiedź Dionizosa – Będę też chciała zobaczyć raporty jakie składałeś w związku ze stanem i rozwojem osady. Może akurat znajdę w nich coś, co zdarzyło ci się przegapić. A teraz wybacz, ale muszę już iść. Podobnie jak ty mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Dobrej nocy Dionizosie i do zobaczenia jutro rano.

Hera wyminęła mężczyznę i ruszyła w kierunku swojej prywatnej kwatery, pozostawiając za sobą osłupiałego Dionizosa.

***



Wizyta w pokoju była nadzwyczaj krótka. Hera szybko zagarnęła bransoletkę, którą nie tak dawno temu celowo zostawiła obok swojego zdjęcia, i zapinając ją na nadgarstku krytycznie przejrzała się w lustrze. Kilkoma pociągnięciami grzebienia poprawiła włosy i zadowolona z efektu ruszyła do wyjścia.

Oczywiście podczas „przyjęcia” otrzymała wiadomość od Zeusa i wiedziała, że nie jest jedyną osobą zaproszoną na spotkanie w pokoju głównodowodzącego. Ale spotkanie, spotkaniem, a co będzie po nim, to już inna sprawa. Hera była pewna, że tej nocy spędzi wiele długich i przyjemnych chwil ze swoim partnerem. O tak, już ona się o to postara.

***

W kwaterze Zeusa znalazła się jako pierwsza i była niezmiernie zadowolona z tego faktu. Partnera powitała ciepłym uśmiechem i krótkim pocałunkiem – w końcu na prawdziwe pieszczoty przyjdzie czas później.

- Zdradzisz mi kochanie kogo jeszcze zaprosiłeś na to spotkanie? – spytała pozornie obojętnym głosem.
- Przyjdzie jeszcze Hermes, Hades i oczywiście Atena. Zaraz powinni się tu zjawić.

Rzeczywiście nie trzeba było długo czekać, a w pokoju zjawili się wymienieni kolonizatorzy i zebranie mogło się rozpocząć. Zeus zaczął od wyjaśnienia powodów, dla których zaprosił podwładnych do swojej kwatery, a zaraz po nim kolejne osoby zabierały głos. Hera zadała tylko jedno pytanie, chcąc wyjaśnić nurtującą ją kwestie kompetencji Heliosa i na tym miała zamiar zakończyć swój aktywny udział w rozmowie. Dowiedziała się tego, co chciała wiedzieć i jak na razie żadna nic innego nie było dla niej istotne, ale właśnie wtedy wyszła ta cała sprawa z burzami magnetycznymi. Hera niezbyt przepadała za tym tematem, ale bezpośrednio zapytana przez Hadesa nie mogła go zignorować.

- Niestety, ale moje informacje nie wskazują na praktycznie żadne powiązania między burzą, a zastopowaniem rozwoju ludzi – jak zwykle w takich sytuacjach, kobieta mówiła tonem znudzonego profesora prowadzącego wykład w Akademii na Nibiru. – Owszem oba wydarzenia nastąpiły w tym samym czasie, ale to mógł być zwykły przypadek. Burze magnetyczne są zjawiskami naturalnymi, zakłóceniami w polu magnetycznym Ziemi wywołanymi przez aktywność Słońca, a konkretniej przez zmiany w natężeniu wiatrów słonecznych. Próbowałam zebrać na ich temat więcej danych, ale aparatura przestaje właściwie funkcjonować w pobliżu samej burzy, a badania z większych odległości dają niezbyt dokładne wyniki. Przed naszym przybyciem na Ziemie atmosfera planety była badana tylko okazjonalnie i z tego, co wiem nigdy wcześniej nie zaobserwowano burz magnetycznych, więc w kwestii analizy tego zjawiska nie możemy liczyć na pomoc z Nibiru. Na tę chwilę to wszystko, co mogę powiedzieć. Jeżeli jednak wciąż cię to niepokoi Hadesie, to mogę jeszcze raz sprawdzić wszystkie dane. Może rzeczywiście coś przegapiłam, choć szczerze w to wątpięHera przerwała na chwilę, by dać pozostałym czas na przeanalizowanie tego co im powiedziała. – Mogę też nastawić aparaturę na obserwację Słońca. Dzięki temu będę mogła przewidzieć kolejną burzę nawet do trzech dni wcześniej. Być może Hefajstos zdoła zrobić coś z urządzeniami, bym ewentualnie mogła normalnie przeprowadzić badanie burzy z bliskiej odległości. W każdym bądź razie, porozmawiam z nim o tym. Na dziś proponuje zakończyć spotkanie i wrócić do tego wszystkiego jutro. Rano mam zamiar odwiedzić osadę Dionizosa, więc może uda mi się dowiedzieć coś nowego.
 
Markus jest offline  
Stary 15-04-2009, 20:58   #22
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Zeus z pomocą Olimpusa połączyli ich w pary? Niech lepiej stary pierdziel zajmie się układaniem pasjansa na ekranie-hologramie, bo to wybitnie mu nie wychodzi. Ares nie miał zamiaru się wykłócać, ale swoje wiedział. Bo takie pary... Hefajstos i Posejdon do siebie pasowali, to fakt, dwóch dupków, pogadają sobie o przyrodzie i machinach, przy tym gówno zrobią. Ale poza tym?

Hermes, pan "Mina 101 B, srający kot", z Afrodytą? Jak to będzie wyglądać? Owszem, cenił sobie tę kobietę, ale raczej nie ze względu na jego intelekt. Jej nowego "towarzysza" w zasadzie nie cenił zupełnie, więc... Czego oni ich nauczą? Mimiki i mody? Pedałek-Apollo ze swoją siostrzyczką to kolejny udany duet - będą lizać swoje tyłki i co jakiś czas na siebie się obrażać? Ciekawe, czy to prawda, że pożyczają sobie nawzajem bieliznę... Dionizos zaręczał, że sam widział, Ares zaś coraz mocniej zaczynał wierzyć w jego słowa...

Właśnie, Dionizos... Biedny chłopak, gorsza byłaby tylko Atena - Hera to suka, widział to od samego początku, taką mógłby tylko chwycić za włosy i... No, delikatnie wyjaśnić różnice w ich poglądach. Miał w dupie jej relacje z Zeusem, po prostu to widział. Znał się na kobietach. Zaś wielki, jakże przenikliwy i zamyślony Hadesik, który pewnie po obejrzeniu bardziej zmasakrowanych ciał rzygałby całą noc... Cóż, on to ma przesrane. Atena definitywnie musi mieć w sobie kił od miotły - i to połknięty, bo wprowadzenie go przez tyłek dałoby jej zbyt dużo przyjemności...

Helios... Zastanawiał się, czego może spodziewać się po nowym. Wielki Inspektor, dyplomata i zasrany wesołek - taki obraz rysował się w umyśle wojownika. Na co dzień zapierdala pewnie na jakimś naukowym stanowisku z dużą pensją, po robocie zapieprza na stymulacje mięśni, bo porządna siłownia to za dużo wysiłku, a atletyczne ciało chciałby mieć chyba każdy. Pewnie posuwa jakąś gówniarę, która stanowczo za wcześnie postanowiła opuścić rodzinny dom, by trafić na zaszczytne stanowisko utrzymanki. Gdyby spotkał go w którymś z barów w slumsach, tam gdzie naprawdę lubił chadzać, bez żadnej gadki dałby mu po pysku. Ale teraz...?

- No cóż, najwyżej przyjdzie nam wspólnie rozwalić kilka łbów. Kto wie, może rzeczywiście się czegoś od siebie wzajemnie nauczymy? - odezwał się Ioso, gdy po krótkich występach (podczas których Ares miał szczerą nadzieję, że jednak uda mu się pozbyć "współpracownika") zdecydował się w końcu opuścić salę.

- Taa... Zobaczymy. - odpowiedział, uśmiechając się tak delikatnie i spokojnie, jak tylko potrafił, po czym sam wstał z fotela i, mijając po drodze Afrodytę, podszedł do Dionizosa.

- Niech ten pedał cię dotknie, a rozpierdolę go na kawałki... - wyszeptał, czy raczej wychrypiał, przechodząc obok swej kochanki

- No to co, bierzemy się do sprzątania...?- spytał kucharz, gdy wszyscy opuścili już salę. Nie wydawał się zbyt wesoły, zresztą nie było to nic dziwnego.

- Taa... A potem? - mruknął Ares

- A potem zrobimy flaszkę. Albo dwie...

Tak też się stało. O w miarę przyzwoitej porze, cztery godziny przed wschodem, wojownik wrócił do swego pokoju, gdzie zasnął spokojnym, zdrowym snem pijanego. Chciał pospać, chociaż trochę, od jakiegoś czaru cierpiał na bezsenność. Cóż, gdy tylko słońce wyłoni się zza linii horyzontu miał zamiar ruszyć w kierunku swojej wioski, zobaczyć, jak ma się jego rasa wojowników.

A potem powitać tego całego Heliosa...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 21-04-2009, 22:39   #23
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
do godzin popołudniowych

Poranek w bazie miały swój niepisany harmonogram.
Jego główną oś stanowiła godzina 9:00 ,kiedy to dzień w dzień punktualnie Zeus wchodził do serca statku i przeglądał raporty oraz widoki z kamer Olimpu. O tej porze więc należało już być poza bazą lub udawać, że coś się w niej robi. Najbardziej opieszały Dionizos pozwalał sobie na maksymalne zagospodarowanie tej przestrzeni i nastawiał budzik na godzinę 8:59, co stanowiło ciągły powód do żartów do śmiechu wśród cywilizatorów.


Hera

Partnerce głównodowodzącego jednak do śmiechu bynajmniej nie było. Krążyła między grawitronami wściekła niby osa, a przysłużył się do tego jeszcze fakt, że jej pieczołowitą, nocną toaletę i zupełnie nowy komplet bielizny nocnej, Zeus nagrodził czym? Chrapaniem! Bezczelny! Zasnął, kiedy ona szykowała mu noc pełną rozkoszy i orgazmów...

Wreszcie w drzwiach hangaru pojawił się rozczochrany, wyraźnie „wczorajszy” Dionizos.

- Dobry. – bąknął powitanie, które wyglądało tak, jakby zaraz miał puścić pawia.
- No wreszcie! Czekam od kwadransa! Umawialiśmy się przecież...
- Ciiiiiiiiii.
– błagalna mina tamtego, mówiła wszystko: kac. Czy raczej K-A-C!

***

Wreszcie, gdy Słońce było już wysoko na niebie Hera w towarzystwie Dionizosa dotarła do plemienia o niezbyt wdzięcznej nazwie „Opoje”. Samo plemię zresztą prezentowało się podobnie jak nazwa, było brudne, śmierdzące, a wszędzie walały się resztki jedzenia i ludzkie odchody.


- Oj no, szaman zachorował ostatnimi czasy i nie ma komu sprzątać.

No pięknie! W raporcie napisane było, że Opoje wykazują podstawy dbałości o higienę swojego otoczenia, a tymczasem robił to tylko jeden z nich i to jakiś staruch, którego Dionizos zapewne przekupywał mięsem. To zdecydowanie nie było plemię ludzkie, które krok dzielił od zbudowania własnych siedzib. To było... stado wrzaskliwych, plątających się bez ładu i składu małp!


Helios, Apollo

Do plemienia Apolla dotarli zaraz po brzasku. Ponieważ po drodze minęli dwa inne osiedla, które kamera zainstalowana w gravitronie Iosa pokazała im w przybliżeniu, Inspektor musiał przyznać, że jest pod wrażeniem organizacji społeczności Utero. Ludzie zamieszkiwali tutaj kilka naturalnie wydrążonych grot skalnych, połączonych ze sobą wąską półka skalną. Był tu jednak ogień, a nieczystości zostały zamiecione do szczeliny oddalonej od siedzib o jakieś 100 metrów, i to po zawietrznej. U podnóża góry natomiast rozpościerały się nieduże obszary wykarczowanego lasu, gdzie stare kobiety doglądały uprawianych roślin. Co więcej, kobiety te schodziły ze stoku po prowizorycznych, zrobionych z jakichś silnych włókien drabinach.

To robiło wrażenie, szczególnie w porównaniu z innymi raportami. Wiedząc o tym Apollo, tylko wypiął mocniej pierś do przodu. W tej chwili jakoś zapomniał o fakcie, że w sumie on sam zrobił owe drabiny, ludzie wszak plątali swoje niemiłosiernie, a jeśli już im się jakaś udała, to zwykle była przyczyną poważnego wypadku. Przystojny brat Artemidy nie przejmował się również tym, że ziemię uprawiali wyłącznie starzy ludzie, którzy nie tyle chcieli wzbogacić swoją dietę, co po prostu byli często pomijani przy podziale mięsa z polowań, jako ci, którzy w niczym nie pomogli. Nie mówiąc zresztą o tym, że jedyna czynnością jaką opanowali, było podlewanie rano i wieczorem. Każdorazowe pielenie bez nadzoru Apolla kończyło się zwykle wyrwaniem połowy, jeśli nie wszystkich sadzonek.

Nagle do uszu Heliosa dotarły miłe, łagodne dźwięki.

- Cóż to? – spytał.
- Ach, to moje muzy - dziewice, które przemieniły się już w kobiety, lecz jeszcze nie maja samców, śpiewają poranną pieśń na powitanie nowego dnia. Posłuchamy?

Piosenka bez słów, będąca raczej kakofonią niż zgraną melodią, rozbrzmiewała jednak przyjemnymi dla ucha dźwięcznymi głosami. Przy odrobienie podszkolenia, te Ziemianki mogłyby nawet zrobić karierę na Nibiru.


Ares

Zimny prysznic jak zwykle hartował ciało i budził umysł, przywracając jasność po nocnej popijawie z Dionizosem. Coby nie rzec o tym pijaczynie, pędził najlepszy bimber, jaki Ares kiedykolwiek pił. Nawet poranny kac był tego warty. Nibiryjczyk, który nie lubił mieć na sobie badawczego wzroku głównodowodzącego, zwykle stleniał się z Olimpu jeszcze przed 9:00. Tym razem niestety uwiązany był jakimś złotowłosym żołnierzykiem, którego kij wie po co Zeus mu doprawił. Pewnie z czystej złośliwości, ot stary dziad!

Ares stał oparty o wysłużony bok swego grawitrona, którzy wszyscy nazywali „trumną”, bowiem jego właściciel uparł się na kilka przeróbek „w razie potrzeby”, którymi były dodatkowe schowki czy wyrzutnie rakiet... bez rakiet.

Gdzieś przed niedaleko minął mu Hermes, zapewne czekający na Afrodytę.

„Oj, poczeka sobie chłoptaś.” – pomyślał z przekąsem Ares znając objętość porannego rytuału swojej kochanki.

- Apollo i Helios wylecieli już wcześniej. – nagle koło niego odezwała się Artemida, pakując do swojej maszyny jakieś przedmioty
- No i dobrze. Będzie spokój.
– burknął Ares, nie bardzo wiedząc jak podejść do kobiety, która nie jest zwykłą „dupą” choć jak „dupa wygląda.

***

Kiedy dotarł do swojego plemienia, zauważył, że sporo młodych, silnych mężczyzn kłębi się koło jaskini głównego wodza.
No tak, trafił im się kilkanaście lat temu wyjątkowy spryciarz. Ponieważ w plemieniu Orłów tradycją było, że to najlepszy myśliwy i wojownik zostaje wodzem, zwykle jedna osoba sprawowała urząd najwyżej 3-7 lat, jako że co roku wraz z przesileniem letnim przychodził czas sprawdzianu czy dalej jest najlepszy. Przywilejem wodza było jednak wybrać zadanie, w którym młodzi mierzyli się z nim i jeśli któryś pokonał championa, przejmował władzę. Zazwyczaj sprawdzianami były biegi, zapasy lub po prostu polowanie na określoną zdobycz. Ten ostatni sposób stosował właśnie obecny wódz Chubaka, zlecając młodym polowanie na... czerwononose kaczki. Jedyny taki gatunek żył w jeziorze na południowy wschód od osady i dotychczas nikomu poza Chubaką nie udało się nigdy złapać żadnego z tych zwierząt.
Trudno przypuszczać, aby i w tym roku szczwany lis nie wybrał tego zadania...


Artemida

Nie widząc powodów, dla których miałaby czekać na swojego brata, szczególnie po wczorajszych jego słowach, Artemida udała się do swojego plemienia Amazonek. Tutaj kobiety stworzyły własną społeczność i własne zasady. Żyły na drzewach i w jaskiniach, gdzie przebywały zazwyczaj tylko kobiety ciężarne, małe dzieci oraz staruszki. Mężczyzn w osadzie było zawsze od dwóch do pięciu i przetrzymywano ich w jednej z jaskiń – na uwięzi, a na noc wejście dodatkowo zagradzano ogromnym głazem. Męscy przedstawiciele gatunku nie mieli żadnych praw, byli więźniami, którzy służyli wyłącznie prokreacji.

Niegdyś pierwsze Amazonki były samicami mężczyzn, z których później Ares utworzył własną społeczność. Wrażliwa na szkodę niewiast Artemida, uczyniła wówczas to samo, nie myśląc nawet, że jej panie staną się tak autorytarne.

Wszedłszy na obszar plemienia, gdzie przebywały zdrowe, młode kobiety, uwagę Artemidy przykuła chuda, sina postać, trzęsąca się i tuląca do sobie kamień wielkości piłki.


W dziewczynie, Nibyryjka szybko rozpoznała Mukę, której ostatnio właśnie zbyt często nie widywała.

- Muka, co się stało? – zapytała dokładnie wymawiając słowa, bo tylko tak mogła zostać zrozumiana.
- Aghuuuu aghuuuułuuuułuuuu!

No tak! Muka była w ciąży i widać czas jej nadszedł, lecz... dziecko okazało się chłopcem, a ci byli zrzucani ze stoku góry przez królową Amazonek. Ponieważ w pobliżu nie dało się zauważyć władczyni, która zwykle pierwsza witała boginię, przypuszczać należało, że ów proceder właśnie się odbywał.


Atena, Hades

W jadalni, gdzie cywilizatorzy zwykli się pożywiać, Hades czekał już od jakiegoś czasu na pojawienie się Ateny. W ręku trzymał kilkanaście, starannie zapisanych kartek. Mimo że czekał już od szóstej rano, na jego twarzy nie dało się dostrzec zniecierpliwienia. Ostatniego wieczoru niestety nie umówili się o której rozpoczną rekonesans, a także w którym plemieniu wpierw to uczynią, dlatego Hades zamierzał czekać tyle, ile to konieczne.

Na szczęście jednak Atena nie była osobą, która późno wstawała czy trwoniła czas na upiększanie swojej fizjonomii, dlatego też zjawiła się i tak przed wieloma innymi członkami wyprawy.

- Witaj doktorze. – grzecznie przywitała mężczyznę i z lekkim zdziwieniem przyjęła w odpowiedzi plik kartek od niego.
- Witaj Ateno. To są statystyki mojego plemienia i przeprowadzone przeze mnie procedury mające na celu pobudzić inteligencję homo-sapiens. Wszystko zostało zatwierdzone przez UNEFFO oraz samego Zeusa.

„Po co mi to dajesz” już miała zapytać kobieta, lecz szybko się domyśliła. Sam Hades nie potrafił zrozumieć przyczyn, dla których jego plemię rozwija się wolniej od innych, mimo iż Nibiryjczyk dobrał optymalne metody i trzymał się ich z typowym dla siebie pedantyzmem. Nic nie zostało zaniedbane, nic nie zostało pominięte, a jednak... coś było nie tak jak trzeba.


Hermes

Wszyscy już wylecieli. Wszyscy oprócz nich.
Na nibiryjskiego boga, jak tak dalej pójdzie, nie wyleci przed południem! A tak się spieszył, specjalnie wstał skoro świt, żeby jeszcze pogrzebać w systemie komputerowym. Jednak kartka, która została wczorajszej nocy wepchnięta w drzwi jego kwatery, miała jednoznaczną treść.

Cytat:
Proszę, czekaj jutro na mnie przy gravitronach.
Razem zrobimy rekonesans, aby móc poobserwować wzajemnie metody pracy i zintegrować się.
Życzę miłej nocy:
Afrodyta
A może ktoś mu zrobił kawał? Może to ten przepakowany skurczybyk Ares nagle zabłysnął poczuciem humoru?

Hermes już miał udać się do serca statku, by sprawdzić odczyty kamer, kiedy w drzwiach hangaru pojawiła się ONA.


- Przepraszam, że musiałeś czekać, ale jednak bogini musi o siebie zadbać. – perlisty śmiech.

No tak, doskonale o siebie zadbała: delikatny makijaż, skrzące się w blasku słońca złociste włosy, a do tego zwiewna sukienka, która pod światło nie zasłaniała nawet skrawka jędrnego, kobiecego ciała.

- To co? Zrobimy, co mamy do zrobienia i może wieczorem polecimy gdzieś popływać? Specjalnie wzięłam w torbie kostium.

O tak, doskonale było widać, że nie ma go na sobie.
Zapowiadało się iście upalne popołudnie!
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 21-04-2009 o 22:44. Powód: kololki :)
Mira jest offline  
Stary 02-05-2009, 14:33   #24
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Po spotkaniu u Zeusa Hermes wrócił do siebie. Przez dłuższą chwilę stał niezdecydowany w nieoświetlonej części pokoju i spoglądał na łóżko. W końcu usiadł do komputera i dotknął wyświetlacza – jakby niechętnie, jakby z jakimś ociąganiem...

. .

W końcu jednak uśmiechnął się i palce zaczęły przebiegać po klawiaturze. Sprawdził godzinę i użył nadajników Olymposa do podłączenia się do jednej z subsieci na Nibirze. Nawet nie musiał się pod nic podszywać... Wystarczyło wiedzieć, że system zarządzający budynkiem, w którym mieszkał codziennie o drugiej w nocy otwierał niechronione połączenie z centralną bazą konserwacji... Połączenie nie było otwierane na długo – zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale... to wystarczyło do przesłania do domowego komputera prostej sekwencji rozkazów. Rozłączył się gdy tylko komputer potwierdził odbiór. Teraz jego domowa maszyna zaczynała szukać danych o „szwendającym się wizytatorze”. Intersieć była jednym wielkim zbiorem danych, prawdziwych, nieprawdziwych, potrzebnych i zbędnych... Jutro odbierze wyniki... Przesiane i poukładane w zwartą notkę przez Dexxa – trochę podrasowaną sieć neuronową zamkniętą w jego prywatnym komputerze... Skoro ją projektował to czemu nie może mieć kopii? Tajne, wojskowe? Bezgłośny śmiech wypełnił pomieszczenie.

Hermes wstał od komputera i przeciągnął się; po chwili jeszcze napisał jedną informację: „Myślę, że powinniśmy porozmawiać; niekoniecznie w towarzystwie” określił nadawcę – Heliosa i godzinę wysłania na 8 rano z niewielkim groszem, aby zasymulować, że wysłał ją po przebudzeniu...
Zwalił się na łóżko. Starając się nie myśleć o Afrodycie i dziwnej decyzji Zeusa.

. .

Eqqus – jedyny gadget jaki przywiózł z Nibiru – mikrokomputer ukryty w kopercie zegarka - jedyna rzecz jaka przypominała mu o jego cyfrowej rzeczywistości z jakiej wyrwał się lecąc na Ziemię i za jaką coraz mocniej tęsknił... Pierwsze miesiące były świetne – urlop na beztechnologicznej wyspie. Potem zaczynała się zakradać rutyna i znudzenie... Zgorzknienie... Ziemianie byli totalnymi prymitywami, tysiące razy trzeba było im tłumaczyć najprostsze sprawy, a i tak – Hegannowi wydawało się, że ludzie zamiast starać się coś zrobić – czekają na boską interwencję; jakby licząc na to, że ktoś przyjdzie i wszystko podsunie im pod nos...
To wszystko razem zaczynało podłamywać morale.
Dodatkowo, na Olimpusie nie było lepiej – stara zasada mówiąca o tym, że jeżeli tylko przeprowadza się jakieś testy to zawsze wybiera się najmniej dopasowanych partnerów znów się sprawdziła... W lewej części mieszkalnej „badania są ważniejsze ode mnie! Już mnie nie kochasz!!!” w prawej części – „ach, ach... mocniej! Jeszcze... już... prawie.... Aaaaaah!!!”. I tak co noc – oszaleć można. Gdyby nie buczenie generatorów to najlepszym miejscem do spania byłaby maszynownia... Bo laboratoria okupowane są też całą dobę, a śpiewy w kambuzie – cóż – śpiewać każdy może, ale nie wszyscy powinni... Istny dom wariatów!
Eqqus był nieubłagany – minęło piętnaście minut i tym razem nie dało się skasować alarmu byle dotknięciem wyświetlacza... Hermes przestał gapić się w sufit i rozmyślać o otaczającym go wariatkowie i usiadł na łóżku. Po chwili stał już pod prysznicem starając się jakoś przygotować do dzisiejszego dnia... Wstał specjalnie wcześnie, aby załatwić rano wizytację w swoim „ogródku plemiennym”, wrócić po Afrodytę, jakoś wykpić się z bytności w jej plemieniu, obgadać co jest do obgadania, wykpić się z rozmowy „czy nadal uważasz, że mam rozdwojone końcówki? Może przyjrzysz się bliżej?”, porozmawiać z Heliosem i mieć wolne popołudnie.

Kartka, którą znalazł kiedy przebierał się w pokoju jednocześnie sprawdzając stan systemów statku ze swojej konsoli doprowadził go do... intrygującej mieszanki myśli zabójczych i samobójczych... Misternie ułożony plan dnia szlag trafił. Znając życie Afrodyta nie wstanie przed 10, znaczy będzie gotowa koło południa, znaczy po wizytacji będzie koło 17, znaczy...

- Cholera!
- Nie wypada, aby osoba na Twoim stanowisku i z Twoim pochodzeniem przeklinała – ciepłym i ociekającym sarkazmem głosem wyrecytowała SI Eqqusa.
- Pfff! – zdjął „zegarek” i rzucił nim o podłogę
- Przyspieszenie przy zderzeniu 19,98876Gx, siła uderzenia 2,38967 Kn, od ostatniego rzutu osłabłeś o 7,4578%.

Tym razem Hermes go zignorował – to naprawdę nie miało sensu...

Ubrał się, założył sandałki „ze skrzdełkami” zamiast zwykłych i poszedł do hangaru. Nie był pewien czy ta kartka to nie jest jakiś głupi żart, ale jedyny, który mógłby mieć jakieś „ALE” to był Ares, a on nie był na tyle inteligentny...

. .

Hangar był już pusty i dość duży, jak na wielkość samego Olymposa. Ustawił oświetlenie i przesunął wskaźnik na przy podeszwie buta. „Gravitation level 140%” – na chwilę zabłysło na wyświetlaczu. Powinno go to męczyć dużo szybciej niż normalnie... Spokojnym truchtem zaczął obiegać hangar mając dodatkowe 40% własnej masy na sobie. Po dwudziestu okrążeniach był mokry jakby właśnie wyszedł spod prysznica własnego potu... Przesunął wskaźnik i dalej biegał. Nawet jemu samemu „zapach Niberyjczyka” zaczynał przeszkadzać. W zasadzie to już zamierzał dać sobie spokój kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Dzieliła ich spora odległość i usłyszał słowa Afrodyty, kiedy zaczęli do siebie podchodzić:

- Przepraszam, że musiałeś czekać, ale jednak bogini musi o siebie zadbać. – perlisty śmiech wypełnił pomieszczenie. - To co? Zrobimy, co mamy do zrobienia i może wieczorem polecimy gdzieś popływać? Specjalnie wzięłam w torbie kostium.
Dokończyła kiedy stanęli może metr od siebie... No tak, doskonale o siebie zadbała: delikatny makijaż, skrzące się w blasku słońca wpadającego przez otwarte drzwi hangaru złociste włosy, a do tego zwiewna sukienka, która pod światło nie zasłaniała nawet skrawka jędrnego, kobiecego ciała.

- Nic się nie stało – z młodzieńczym uśmiechem 7D – „wow! Ale dupa!” odparł Hermes – postanowiłem trochę poćwiczyć czekając na Ciebie i chyba trochę się spociłem... mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to? Będziemy musieli polecieć jednym Grawitonem – mój jest zepsuty i Posejdon jeszcze do niego nie zaglądał... Oczywiście – jakby co, to wezmę szybki prysznic... – Katem oka sprawdził, czy widzi go któraś kamera. Jakby spoceni faceci podniecali Afrodytę to podrzuci kilka zdjęć... bynajmniej nie jej mężowi... A jeżeli pójdzie pod szybki prysznic – to szybki będzie znaczyło „jakieś 90 minut”...

„No Malutka... Ball’s on Your court side! Tudzież: jaja po twojej stronie sądu” – siłą woli zwalczył szyderczy uśmiech jaki wykwitał na jego twarzy...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 03-05-2009 o 12:27. Powód: literki
Aschaar jest offline  
Stary 02-05-2009, 19:23   #25
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Po męczącym dniu Atena nie miała zbytnio ochoty by dodatkowo ślęczeć nad materiałami znajdującymi się na dysku jej komputera. Na chwilę obecną jej plemię zdawało się być w dość dobrej kondycji i nie wymagało już tak wiele kontroli jak na początku. Długi, gorący prysznic zmył z niej resztki złego humoru. Na wpółprzytomna dowlokła się do łóżka, po czym z przyjemnością wtuliła twarz w poduszkę. Nie czekała długo, sen nadszedł już po chwili…
Wsłuchując się od dłuższego czasu w ostry dźwięk budzika, w końcu wstała nie mogąc go dłużej znieść. Lekko pacnęło przyrząd dłonią uciszając go. Wskazywał dokładnie 7.01… Zwlekanie się z łóżka przez minutę stanowczo nie było w jej zwyczaju, toteż widok ten wywołał na jej twarzy krótki grymas zirytowania. Chwilę później zmywała z siebie resztki senności przy pomocy chłodnej wody. Krótka toaleta i ubranie się zajęło jej nie więcej niż kwadrans, więc już o 7.35 opuszczała swój pokój z komputerem pod pachą.
Wchodząc do jadalni bez zdziwienia dostrzegła samego Hadesa. Pracowitość i chirurgiczna dokładność nawet ją potrafiły wprawić w zdumienie. Osoby tak poukładanej o dokładnie rozplanowanym dniu nie zdarzają się zbyt często więc dziękowała w myślach temu, kto wytypował go do grupy kolonizatorów.

- Witaj doktorze. – grzecznie przywitała mężczyznę i z lekkim zdziwieniem przyjęła w odpowiedzi plik kartek od niego.
- Witaj Ateno. To są statystyki mojego plemienia i przeprowadzone przeze mnie procedury mające na celu pobudzić inteligencję homo-sapiens. Wszystko zostało zatwierdzone przez UNEFFO oraz samego Zeusa. -

Tylko po co mi to dajesz?” Na swoje szczęście powstrzymała się z tym pytaniem. Zamiast tego spojrzała pobieżnie na dane zebrane na kartkach. Zgodnie ze słowami Hadesa, wszystko było zgodne z normami i powinno przynieść wymierny efekt… ale tak się nie stało.
Usiadła naprzeciwko swego towarzysza i jeszcze raz w skupieniu przejrzała otrzymane raporty. W zamyśleniu przeczesała włosy palcami, po czym w końcu powoli odezwała się ostrożnym i spokojnym tonem.

- Coś hamuje ich rozwój, ale tego zapewne sam się domyśliłeś. Hmm… jak na razie do głowy przychodzi mi jedynie kilka czynników, ale większość można będzie łatwo wykluczyć. Najpierw proponuję polecieć do Twojego plemienia, zobaczyć jak się sprawy mają. Po drodze chciałabym ci zadać kilka pytań, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
Spojrzała pytająco na mężczyznę po drugiej stronie stołu.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 03-05-2009, 19:27   #26
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
H.A.D.E.S.

Pierwszy na nogach, pierwszy w pracy. Nikt nie był bardziej restrykcyjny w swoim dziennym kalendarzy niż Hades, który wypełniał każdy zaplanowany wcześniej punkt co do joty. Jeżeli zdarzało się jakieś obsunięcie czy niewypełnienie założonego celu, mężczyzna zwykle chodził jak struty. Niestety takie zachowanie nie przysparzało mu wielu zwolenników, szczególnie wśród osób preferujących spędzanie czasu w sposób dość rozrywkowy.

Nie dbał o opinie innych, wiedział, że to co robi jest słuszne…tak mu się przynajmniej zdawało.

- Coś hamuje ich rozwój, ale tego zapewne sam się domyśliłeś. Hmm… jak na razie do głowy przychodzi mi jedynie kilka czynników, ale większość można będzie łatwo wykluczyć. Najpierw proponuję polecieć do Twojego plemienia, zobaczyć jak się sprawy mają. Po drodze chciałabym ci zadać kilka pytań, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?

- Również uważam, iż powinniśmy najpierw odwiedzić moje plemię.
– odpowiedział biernym głosem.– Będziemy mogli dzięki temu spróbować ocenić różnicę między danymi osobnikami. Proszę za mną, nie ma co marnować cennego czasu…

Razem z Ateną udali się do hangaru, gdzie czekał na niego przygotowany uprzednio jego osobisty Grawiton, wyposażony jako jedyny w bardzo przydatne mini-laboratorium. Zaprosił grzecznie panią do środka i sam zasiadł za sterami pojazdu. Nawet w obsłudze wehikułu działał mechanicznie jak robot, nie zastanawiając się ani sekundy nad następną czynnością.

Lecieli w milczeniu, oboje wszakże cenili sobie zabieranie głosu w chwilach, kiedy miało się coś istotnego do powiedzenia.

- Co sądzisz o tej całej rozgrywce między Zausem o Heliosem? – zapytał niespodziewanie przerywając niewygodną ciszę. – Nie jestem całkiem pewien o co w niej chodzi, a Ty jako najbystrzejsza osoba powinnaś się we wszystkim orientować. Czy może to mieć negatywny wpływ na nasza misję?


Wysłuchawszy odpowiedzi nie pytał więcej o nic, analizując wszystko w odpowiednim tempie.

***

Rozwój plemienia Arikara pozostawiał wiele do życzenia. Hades z całą swą skrupulatnością i upartością próbował wpoić im w początkowej fazie, podstawowe zasady higieny. Ku swojemu zdziwieniu i wielkiej niechęci musiał przyznać, że nie przebrnął fazy pierwszej…

- Sama widzisz, że nie jest dobrze. - wskazał ręką na grupę jaskiniowców przyrządzających posiłek przy ognisku. Wyraźnie na widok swojego boga zbili się w ciaśniejszy krąg. Hades nie słynął z brutalności, jednak jego fascynacja śmiercią nie uszła uwadze ziemian, którzy się go zwyczajnie bali.


Atena również musiała zauważyć jak grupa trzech owłosionych mężczyzn gapi się bezczelnie na nią śliniąc się obficie. Był to wyjątkowo niesmaczny widok, lecz wystarczyło jedno spojrzenie Hadesa, aby napalone dzikusy przynajmniej ograniczyli swoje wyjątkowo jawne zamiary.

Nie rozumieją większości rzeczy, które próbowałem ich nauczyć, a jedynie potrafią powtarzać o ile dostatecznie długo będzie się z nimi ćwiczyło daną czynność. – bóg wyglądał na wyjątkowo zakłopotanego. – Sama widzisz, kierują się dalej instynktami…obawiam się, że powinniśmy przeprowadzić na przedstawicielach każdego plemienia dokładne badania laboratoryjne…
 
mataichi jest offline  
Stary 04-05-2009, 17:02   #27
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Kiedy Helios wraz z Apollem dotarli do plemienia, zaczynało już dobrze świtać. Faeton posiadał szereg kamer i czujników rejestrujących wszystko, co działo się wokół pojazdu, dlatego Ioso mógł zobaczyć pierwszą ziemską kolonię jeszcze przed lądowaniem. Wpatrywał się w milczeniu w holozdjęcia społeczności Utero. Chociaż Apollo był jego sojusznikiem, a i uważał go za inteligentnego człowieka, to miał szczerą nadzieję, że nie przekazał on swoim podopiecznym niektórych swoich cech charakteru. Na przykład tej lekko zadufanej w sobie teatralności. Hel, jak każdy socjotechnik, lubił ludzi prostolinijnych, takich, którzy nie starali się niczego udawać. Wolałby więc, żeby i Ziemianie wykazali się taką umiejętnością.

Zaskoczyło go zaawansowanie techniczne społeczności - ale utwierdziło też w przekonaniu, że to nie wina braku rozwoju technicznego leży w przyczynie stagnacji ewolucyjnej Ziemian.
"Cóż, Hefajstos się pewnie rozczaruje" - pomyślał.
Co prawda za wcześnie było nawet na wstępne wnioski, ba, trzeba i tak będzie zrobić krzyżowe badania porównawcze - ale wszystko na razie wskazywało na to, że "słabość" Ziemian leży w ich rozwoju społecznym, nie technologicznym, czy biologicznym.

Oczywiście, pytanie leżało jeszcze, w jakim stopniu Apollo pomagał Ziemianom; ergo, co dostali gotowego na tacy, a co jest ich własną inwencją twórczą. Dopiero znając odpowiedzi na wszystkie te zagadki, można było stwierdzić z całą stanowczością, gdzie leży problem.

-Dysze manewrowe: aktywne. Automatyczna procedura lądowania. - zameldowała AI. Okręt bardzo delikatnie osiadł na gruncie; jego przypominające owadzie odnóża stabilizatory w całości zamortyzowały lądowanie.
-Dehermetyzcja... W toku... - zewnętrzna śluza statku otworzyła się, wpuszczając do środka oślepiające promienie Słońca.
Helios gestem zaprosił Apolla do wyjścia. Do ich uszu dobiegły łagodne dźwięki.

- Cóż to? – zapytał Ioso.
- Ach, to moje muzy - dziewice, które przemieniły się już w kobiety, lecz jeszcze nie maja samców, śpiewają poranną pieśń na powitanie nowego dnia. Posłuchamy?
Helios zaśmiał się kręcąc z niedowierzaniem głową. Już wcześniej zauważył, że charakter Apolla jest dosyć ekstrawagancki, lecz nigdy nie podejrzewał go o posiadanie własnego haremu.
Chociaż - z drugiej strony, kto mógł być bardziej godną zaufania osobą niż fanatyczna kapłanka? Prawda była taka, że jeśli trafiło się na prawdziwie wierzącą (czy też - fanatycznie wierzącą) kobietę, to była ona gotowa skoczyć za swoim obiektem uwielbienia w ogień. Mężczyźni zbyt często przeżywali chwile wahania. Oczywiście, od każdej reguły były wyjątki, niemniej harem Apolla z początku będący dosyć dziwnym pomysłem, zrazu nabierał zupełnie innego charakteru.
- W takim razie, prowadź - rzekł do Apolla Ioso.

Zasłuchawszy się w osobliwe dźwięki, Helios poczuł, jak jego umysł, uparcie powraca do "buntu", do którego mniej lub bardziej świadomie doprowadził. Przez chwilę poczuł ukłucie wstydu; być może zniszczył porządek sprawnie działającej ekspedycji. Wstyd jednak szybko został zastąpiony przez gniew - gdyby ekspedycja działała dobrze, to jego "bunt" nie trafiłby przecież na podatny grunt, prawda? Tymczasem w ciągu dwudziestu czterech godzin, udało mu się zwerbować pierwszego wspólnika... No chyba, że Apollo był podstawiony - w to jednak Ioso wątpił. Zeus nigdy nie potrafił zbyt dobrze udawać i ukrywać swoich zamiarów - takie posunięcie byłoby zupełnie nie w jego stylu.

<<„Myślę, że powinniśmy porozmawiać; niekoniecznie w towarzystwie”>> - wiadomość, podpisana przez Hermesa za pomocą "Słonecznej Korony" trafiła wprost do mózgu inspektora.

Hel wciągnął powietrze ze świstem. Hermes był dosyć tajemniczą postacią. Niewątpliwie na chwilę obecną stał po stronie Zeusa; chociaż nie - Hermes stał po stronie Hermesa. Po prostu jego wewnętrzne kalkulacje wskazywały na to, że na razie nie warto angażować się po stronie niepewnej rebelii. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie był on bezmózgim fanatykiem - i być może da się go przekonać do swoich racji. Oczywiście uważając przy tym, żeby zbyt wiele nie udało mu się wyszpiegować - bo pewne było, że będzie on próbował wyciągnąć z Iosa jak najwięcej informacji.

Najpierw jednak, Hel musiał dokończyć sprawę z Apollem; mieć pewność, że ten front został należycie zabezpieczony.

<<"Spotkajmy się o dwudziestej w mesie Olymposa">> - Helios wysłał odpowiedź Hermesowi. Korciło go, żeby spotkać się z nim w maszynowni, gdzie nie byłoby raczej podsłuchów; jednak po pierwsze, musiałby się wpierw pozbyć z niej Hefajstosa, po drugie spotykając się w takim miejscu zasugerowałby Hermesowi, że ma nieczyste sumienie. A przy negocjacjach lepiej nie dawać przeciwnikowi żadnej przewagi i zachować iście pokerową twarz.

Niemniej, godzina dwudziesta była w tej chwili odległą przyszłością. Teraz trzeba było skoncentrować się na Utero i osobie Apolla. No i wprowadzić się do panteonu bóstw. Helios wyprostował się i uśmiechnął do promieniejącego dumą Apolla.
Przedstawienie musi trwać.
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline  
Stary 04-05-2009, 19:17   #28
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Pieśni, które rozległy się w momencie, kiedy znaleźli się w osadzie. Jak zwykle przyjemnie zaskakiwały Apolla. Sam niespecjalnie nadawał się na krytyka. Trzeba jednak przyznać, że na samym Nibiru rzadko spotykał artystów, którzy trafiali w jego - najwyraźniej - nader wysublimowany gust. Ziemianie o dziwo byli dla niego jak najbardziej znośni.

- Doprawdy, z każdym dniem brzmią coraz lepiej - jego duma w znacznie większym stopniu sztuczna, posiadała w sobie jednak pierwiastek prawdy. Jak to jednak mówią, dobry rodzic to ten, który ma dobre dzieci.

Inaczej nie potrafił wytłumaczyć takiego postępu. Choć ten nie był zbyt porażający. Nadal wykraczał poza to co osiągnęli pozostali kolonizatorzy. Wiele razy zastanawiał się, czy większe zaangażowanie z jego strony zaowocowałyby poprawą wyników. Zawsze dochodził do najprostszego wniosku, że robienie czegoś na siłę, nie przekłada się na lepsze rezultaty. Zwłaszcza w przypadku tego zadania, tu kluczowy jest czas. Ekspedycja, która osiągnie wybitny wynik będzie miała po prostu szczęście. Trafi na moment największego rozwoju i tyle. Wszystko dokonuje postępu na drodze rewolucji, niespodziewanego wybuchu, który rozpędza jego autorów do niesamowitej prędkości. Dzięki niej pokonują drogę, która normalnie strawiłaby tysiące lat. Nieważny czy Olimp byłby pełen jemu podobnych, czy też może załoga składałaby się z charakterów pokroju Hadesa czy Ateny. Lepiej byłoby więc po prostu tu zostać.

Pokręcił głową oddalając myśli na dalszy plan. Muzy postanowił zostawić na później. To zdecydowanie nie był czas na zabawę. Ruszył w stronę pól uprawnych, tam też zatrzymał Heliosa.

- Wielu twierdzi, że to wada - dodał nieco znudzony, ruchem głowy wskazując pracujących ludzi. - W każdym innym plemieniu znajdziesz starszych mieszkańców, którzy zajmują się brudami. Czasem czymś mniej żałosnym. Tutaj mają swoje miejsce. Co więcej, sami wytwarzają dla siebie pokarm, nie odbierają mięsa bardziej potrzebującym go młodszym osobnikom - podrapał się po głowie. - No i dzięki temu nie wychowuje plemienia rolników. Daję im możliwie jak najwięcej perspektyw. Sami dokonują wyboru. Kiedy spotkasz się z Aresem, zrozumiesz jak żałosne wyniki osiąga się, poprzez próbę leczenia niespełnionych ambicji.

To był najlepszy moment by przejść od prawienia mądrości do działania i tak też postanowił uczynić. Kucnął i nakreślił sztyletem krąg na ziemi. Wokół niego umieścił dodatkowo proste linie, które miał być niczym innym jak tylko promieniami słonecznymi. Tam też polecił stanąć Heliosowi. Sięgnął po swoją Harmonię i przejechał dłonią po jej strunach. Ten dźwięk był tak niespotykany, każdy wiedział kto jest jego autorem. Wszyscy zaczęli gromadzić się wokół Nibiryjczyków, pozdrawiając swego boga pieśniami i pokłonami. Apollo kontynuował grę, choć melodia zdecydowanie traciła na intensywności. W końcu przestał, tylko po to by jedną dłoń skierować w stronę Słońca. Chwilę później opuścił ją i położył na ramieniu Heliosa.

- Samo słońce zesłało wam swego syna - jego głos był donośny, słowa wypowiadał zaś powoli. Ostatecznie wyciągnął swego Głuszaka i wystrzelił w powietrze. Bez fajerwerków nie mogło się obejść, gdyby tylko go rozumieli, pewnie wystarczyłyby słowa. Tutaj musiał niestety polegać na oprawie.

Ludzie byli zdecydowanie poruszeni. Apollo jeszcze jednak nie skończył. Raz jeszcze sięgnął po swój instrument. Zamknął oczy i wziął większy wdech. Kiedy zaczął grać wszyscy, łącznie z inspektorem otępiali. Melodia była niesamowita, oddziaływała na wszystkie zmysły. Z pewnością nawet gdyby nie nietypowe właściwości przedmiotu spoczywającego w dłoniach "boga", ta muzyka potrafiłaby hipnotyzować.

Nie mogła być jednak inna. To właśnie od niej miało zależeć, jak będą postrzegali go jego ludzie. Musiał zrobić wrażenie, znacznie większe niż jakiś tam wystrzał ze zwykłej zabawki. Był pewien, że mu się udało. Ta melodia zostanie w umysłach jego podopiecznych na długi czas. Ci natomiast nie dostaną pewnie kolejnej okazji oglądania swego nowego bóstwa.Apollo otrzymał to, czego oczekiwał - swe upragnione miejsce w pierwszym rzędzie. Jedyne co mu pozostało, to po prostu czerpać radość ze zbliżającego się przedstawienia. Kurtyna bowiem poszła już w ruch.

Uzbroił się w cierpliwość i zacisnął zęby. Niechętnie pogodził się z koniecznością załatwienia swoich spraw - Artemida i jej plemię. Czuł, że to nie skończy się dobrze. Bo i niby jak miał pomóc ludziom, którzy mężczyzn, więc tym samym również jego. Traktują jak zwykłe konie rozpłodowe? "Cóż za absurd!" - wrzasnął jakiś poirytowany głos w jego głowie, nim zdołał na dobre zamknąć mu usta. Obrócił się i spojrzał na inspektora.

- Z mojej strony to wszystko. Teraz zabierz mnie do Artemidy. Sam musisz udać się do osady Aresa. Amazonki znajdziemy po drodze - gdzieś uleciała ta przyjacielska aura, którą jeszcze przed momentem wokół siebie roztaczał. No ale skoro każdy dostał to czego chciał, można było darować sobie niepotrzebne aktorstwo.
 
Rusty jest offline  
Stary 04-05-2009, 22:54   #29
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Jak zwykle obudziła się dwie godziny przed „godziną 0”, czyli 9:00. Przez chwilę leżała w mroku swojego pokoju kontemplując szarość sufitu. Po kilku minutach z lekkim westchnieniem zwlekła się z łóżka i po ciemku ruszyła w stronę łazienki gubiąc po drodze bieliznę. Wczorajszego wieczoru wcisnęła sukienkę w kąt łazienki i nie miała zamiaru jej stamtąd zabierać… w każdym razie do następnego sprzątania.
Letni prysznic uprzyjemniła sobie przeglądając w myślach plany na dzisiejszy dzień. Od kilkunastu dni zastanawiała się czy zahamowanie rozwoju Amazonek nie jest spowodowane autokratycznym zachowaniem obecnej przywódczyni i bardzo rygorystycznych zwyczajów dotyczących mężczyzn. Poniekąd to była jej wina – pozwoliła Amazonkom samodzielnie kreować swoją tożsamość kulturową i to chyba był jej błąd. Jednakże nie chciała narzucać swoim podopiecznym żadnego światopoglądu ani dogmatów. Wyszło, co wyszło i trzeba było zastanowić się, jak to zmienić.
Pokój opuściła krótko po godzinie ósmej, niosąc ze sobą naręcze potrzebnych jej rzeczy w tym jej ulubiona broń – łuk zaprojektowany specjalnie na potrzeby tej ekspedycji. Teraz włosy spięła tak, by nie opadały jej na ramiona i nie przeszkadzały.
Hangar przywitał ją cichym pomrukiem maszynerii i chłodnym powietrzem poranka. Grawitron Apolla stał na swoim miejscu, ale maszyny Heliosa nie widziała. Zacisnęła lekko usta. Miała niemiłe przeczucie, że jej irytujący bliźniak wpakuje się w coś nieprzyjemnego. Pokręciła lekko głową. „Niby jest starszy a zachowuje się jak gówniarz” – pomyślała. – „Mężczyźni. Oni nigdy nie dojrzewają.” Przy swojej trumnie stał już Ares, który prawdopodobnie czekał na tego ich całego inspektora. W jej mniemaniu Zeus równie dobrze mógł zamknąć Heliosa w jednym z pokoju z jadowitą żmiją.
- Apollo i Helios wylecieli już wcześniej – stwierdziła nie odwracając się do mężczyzny. Pakowała do swojego pojazdu przyniesione rzeczy, więc nie zauważyła nawet wyrazu twarzy Aresa.
- No i dobrze. Będzie spokój.
Burkliwy ton podpowiedział jej, że nie miał ochoty na dłuższe wywody. Artemida dopięła pokrowiec łuku i wskoczyła do swojego pojazdu.
- Spróbuj nie zrzucić tego całego Heliosa z urwiska, nie chcemy więcej gości z domu – dodała neutralnym tonem, sprawdzając wskazania wszystkich wskaźników. Gdy upewniła się, że wszystkie są prawidłowe wycisnęła na panelu guzik rozruchu i z radością w oczach przywitała cichy pomruk silników. Nareszcie wracała tam, gdzie było jej najlepiej.
Plemię Amazonek zamieszkiwało gęsty las u podnóża pasma górskiego. Miejsce było idealne na pierwszą osadę – zasobne w zwierzynę łowną i różnorakie słodkie owoce. Niestety zbieractwo nie było ulubioną drogą zdobywania pożywienia wśród Amazonek. Robiły to tylko dzieci, bardziej dla przyjemności jedzenia słodkich malin niż z głodu. Artemida bardzo dbała o zdrowie Amazonek, często samodzielnie dodając do ich posiłków bogate w witaminy odżywki.
Z czasem Amazonki z jaskiń przeniosły się na drzewa. Była to sfera kobiet zdrowych i silnych Największe drzewo zajmowała królowa Amazonek, która zwykle witała Artemidę, gdy ta przybywała do wioski. Dzieci, ciężarne i staruszki wciąż przebywały w jaskiniach.
Gdy weszła na „teren drzew” zauważyła młodą, ale przeraźliwie chudą postać, tulącą do siebie kamień wielkości piłki. Bogini zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się gdzie ją widziała ostatnim razem. „Ah, to Muka” – przypomniała sobie – „była w ciąży i widocznie jej czas nadszedł pod moją nieobecność. Mam nadzieję tylko, że wszystko przebiegło bez komplikacji i dobrze się nią zajęły. Ale gdzie…”
- Muka, co się stało?Artemida podeszła do dziewczyny. Przeczuwała jaka będzie odpowiedź, ale wolała się upewnić. Odpowiedź wcale jej nie zaskoczyła, ale bardziej zasmuciła. Zrzucanie nowo narodzonych chłopców nawet dla nieprzepadającej za towarzystwem mężczyzn Artemidy było zbyt okrutne. Ale w myśl swojego postanowienia o niewtrącaniu się w kulturę nie interweniowała, choć widziała, że wiele matek reagowało podobnie do Muki. Ale w końcu im to przechodziło, bo szybko znajdowały się małe sierotki, których matki umarły podczas porodu, a którymi trzeba było się zająć. Jednakże tylko Muka w ostatnim czasie spodziewała się dziecka.
Artemida pokręciła głową energicznie. „Nie, tak nie może być” – pomyślała, odwracając się na pięcie i wbiegając na ścieżkę prowadzącą na szczyt urwiska. – „Trzeba z tym skończyć. Znajdę inne rozwiązanie.”
Ścieżka była długa i kręta. Wiła się wśród paproci i mokrych mchów, ale taka odległość nie była dla Artemidy czymś trudnym do pokonania, ot po prostu bieg na rozgrzewkę.
Szczyt urwiska zalany był światłem pogodnego poranka. Był nagi, jakby na tej przeklętej skale nie rósł nawet najprostszy plechowiec. Królowa Amazonek właśnie ujmowała niemowlę w ręce by cisnąć je w przepaść. Artemida przyspieszyła kroku.
- Stój! – krzyknęła rozkazującym tonem. – Zabraniam ci tego robić!
- Oddaj mi je - dodała już łagodniej, ale wciąż zachowując swój autorytatywny ton.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 05-05-2009, 22:36   #30
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Afrodyta okazała się jednak dobrą graczką, czym od razu zyskała u Hermesa kilka punktów. Z grymasem mającym symulować uśmiech powiedziała:

- Cóż... Chyba nie mamy czasu... na prysznic. Lećmy...


Przeszła szybko do Grawitona i otworzyła pojazd. Pół godziny później znaleźli się w okolicy skalnych jaskiń w jakich mieszkali Partowie

. .


. .

Partowie zawsze wystawiali warty i Hermes wiedział, że obecnie wszyscy ukryli się w jaskini, zwłaszcza, że, jak zwykle robił wiele hałasu zbliżając się do nich.

- Jak widzisz usiłowałem ich przekonać do budowy pomieszczeń tuż przy jaskiniach, może za szybko chcąc pominąć etap szałasu... – zastanowił się – Mam wrażenie, że dawanie im czegoś prowadzi do nieodpowiednich skutków... Tak było z szałasami. Kiedy je zbudowaliśmy – przyjęli je jako dar, ale zupełnie o nie nie dbali. Więc wkrótce zniszczyły się i wtedy wrócili do jaskiń... Usiłuję ich zainteresować budową trwalszych szałasów na podbudowie kamiennej, ale na razie mam tylko murki przed jaskinią – uśmiechnął się kwaśno. – Chodź. Jaskinie są bardzo czyste i przewiewne. Oni są jacyś tacy nieśmiali – otworzą się szybciej kiedy nie będziesz na nich bezpośrednio zwracała uwagi...
„Oni na ciebie zapewne wręcz przeciwnie” –
pomyślał wchodząc do jaskini.

Partowie jednak zachowali się na poziomie – co mile zaskoczyło Haganna. Tak jak on starał się nie gapić na ich kobiety, tak oni starli się nie gapić na Afrodytę... No, przynajmniej się starali... To była cenna obserwacja... Może zamiast mówić trzeba było po prostu tylko pokazywać? Zadanie do odrobienia – nauka używania narzędzi i budowy szałasu...

Zwyczajowy posiłek Hermes sprytnie pominął grzecznie, acz stanowczo informując Partów, że Bogini przyszła tylko podziwiać obrazki.

. .
. .
. .

Obejrzeli więc, prace Partów i udali się do plemienia Afrodyty.

Tu sytuacja była podobna. Choć zachowanie Ziemian było znacznie bardziej... frywolne. Wizytacja przebiegła szybko i dość sprawnie, choć tym razem nie obyło się bez poczęstunku, na szczęście składającego się głównie z owoców... Hagann kilkakrotnie dał się namówić na to całkiem krwiste mięso z rusztu, ale... to nie był dobry pomysł...

Afrodyta opisała pokrótce swoje metody i osiągnięcia. Jej plemię w kilku punktach było lepsze niż Partowie, w innych Partowie wiedli prym...

W końcu obowiązki zostały zaliczone i... Afrodyta ponowiła propozycję wypadu na plażę. Nie za bardzo było jak odmówić, zresztą Hermes zaczynał mieć siebie dosyć...

. .

Zatoczka wśród skał była urzekająco piękna. Zapewne Afrodyta była tutaj nie po raz pierwszy. Zostawił ją sam na sam z przebieraniem się w kostium zręcznie tłumacząc się bliskością wody. Po kilku chwilach, kiedy spojrzał w końcu na brzeg... Jako mężczyzna rozumiał dlaczego się podobała... Przez chwilę jego umysł walczył sam z sobą – z jednej strony wiedział, że jest niepłodny (co nie znaczyło, że nie odczuwał popędu), więc spokojnie mogli... Z drugiej – jednak – wychowanie, konwenanse, poprawność... Podpłynął do brzegu i wyszedł z wody na tyle, aby nie musieć krzyczeć:

- Woda jest wspaniała... – wychwycił to jej spojrzenie – Fakt mamy świetny środek antykoncepcyjny, ale z dwoma to się bić nie chcę... To tylko o to chodzi.

Odchylił się do tyłu i wpadł w wodę, której chlupot zagłuszył jej odpowiedź... jeżeli odpowiedziała. Afrodyta przepłynęła kilkaset metrów typowo dla rozrywki i rozsiadła się na skałce w promieniach słońca. Hermes po jakimś czasie też miał dosyć i „przycumował” przy skale. Rozmowa potoczyła się w kierunku ogólnego życia zarówno kolonizatorów, jak i kolonizowanych i oczywiście wizyty wizytatora. Oboje byli dość powściągliwi w opiniach, ale Hermes wyczuł, że zgadzają się w głównych kwestiach...

Coś trzeba zrobić z całą tą sytuacją...

Dzień powoli chylił się ku zachodowi i oboje postanowili, że czas już na powrót. Kilkanaście minut później Hagann był w swoim pokoju...

Tak, coś trzeba zrobić z całą tą sytuacją...
 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172