Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2009, 16:53   #9
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Łaźnia przy świątyni Garlen, Travar


- Czy to symbol twojej rodziny?- orczyca pojrzała przez plecy na palec dziewczyny, dotykającej jej łopatki. Westchnęła z irytacją.- To symbol plemienia, do którego należy mój klan...mój były klan.
Damarri z lubością zanurzyła się wodzie, kontynuując opowieść z wyraźnie ironicznym tonem w głosie.- Plemię Złamanego Kła, dumni władcy ziem pomiędzy Lśniącymi Szczytami a dżunglą Liaj. Ślepcy.-
Przez chwilę zmarkotniała, jej place odwiązały czerwoną wstążkę rozplatając włosy, po czym nieco weselszym głosem dodała.- Rozumiem, że można lubić życie w jurtach, codzienne przemieszczanie się. A jazda z ukochanym na grzmotorożcu poprzez step w świetle zachodzącego słońca ma romantyczny urok. Ale ta ich duma dla orkowego stylu życia, ta ich pogarda dla innych...I z czego są dumni?! Ze śmierdzących jurt, z legend które tylko oni pamiętają?! Z tego, że gdy inni Dawcy Imion budują nowe jutro, oni siedzą na tym skrawku ziemi i nie obchodzi ich nic poza hurlgiem i quaalzem?
-Oni wszyscy mają w głowa tylko quaalz.- stwierdziła Damarri zanurzywszy się w wodzie, aż po szyję, a potem dodała.-Koniec końców, gdy miałam okazję...uciekłam stamtąd. I nie żałuję ani jednego dnia spędzonego z dala od klanu.
- Witam, szukam imienia, nie znalazły go panie przypadkiem gdzieś w pobliżu? -
rzekła wesoło dziewczyna dołączając do trójki nagich kobiet.
- No to masz coś wspólnego z Cesiorą...Ona zgubiła serce.- zażartowała pulchna blondynka chichocząc. A spąsowiała na twarzy elfka trąciła ją łokciem. A następnie rzekła śpiewnym głosem. –Jestem Cesiora El’tharan...a ona zwie się Khala Dunhan .
- Zgubiła serce?-
powtórzyła zdziwiona dziewczyna. A Khala rzekła.- Nie przychodzi tu by zostać głosicielką, nie chodzi jej o to, by Garlen ją wybrała... Tylko by wybrał ją Alweron.
Po czym dotknąwszy palcami swych dorodnych piersi rzekła.- Ale zapewne gustuje w bardziej rozwiniętych kobietach, bo dotąd na nią nawet nie spojrzał.
Cesiora zgromiła gadatliwą towarzyszkę wzrokiem. Zaś orczyca rozsądziła spór ostrymi słowami, zaganiając dziewczęta do roboty.- Nie jesteście tu dla zabawy dziewczęta, brać mydło i umyć moją podopieczną. A potem chyba macie iść do lazaretu, by opiekować się chorymi, nieprawdaż?
Khala wyszła z wody i wyjęła spod złożonych równo szat pudełko, a z niego mydła. Podawszy jedno elfce namydliła. Poczym obie kobiety stały po obu stronach dziewczyny i zaczęły mydlić jej ciało, i obmywać wodą. Cesiora miała szczupłe i delikatne dłonie, szybko i zwinnie przemykające po szyi i pośladkach dziewczyny. Natomiast pulchniejsze dłonie Khali obmywały brzuch i piersi podopiecznej orczycy. Próbowała co prawda protestować, zwłaszcza że w spojrzeniu Khali zauważyła zazdrość...i może coś jeszcze, czego zidentyfikować nie umiała. Ale Damarri ucięła wszelkie protesty słowami.- Dopiero co wstałaś, nie powinnaś się wysilać za bardzo, zwłaszcza wodzie. Poza tym to ich zadanie, opiekować się chorymi i rannymi.
Podczas tego mycia pacjentki Cesiora i Khala robiły to co robią wszystkie młode dziewczęta...Plotkowały, o nowej dostawie delikatnych jedwabi z tajemniczego kraju leżącego za morzem Arras, o nowym przystojnym pomocniku ze sklepu z przyprawami. O złotych zausznicach które można podziwiać w jednym ekskluzywnych sklepów, a ponoć zrobionymi przez samą promienistą Niss i o nowym stylu dotyczącej kroju sukni i szat, tak by odsłaniać lewe, a zakrywać prawie ramię. Owym ostatnim krzyku mody na Therze. O poselstwie t’skrangów z domu K’tenshin, które niedawno przybyło do Travaru...Ale przede wszystkim rozmowy dotyczyły Wielkiej Gry. Dziewczyny myjąc podopieczną Damarri prześcigały się w domysłach, dotycząccych tego co ma się na niej pojawić. Czy dzielni adepci zmierzą z smokiem o wielu głowach, czy też będą udawać muchy i walczyć z wielkim pająkiem na świetlistej sieci, czy też może będą popisywać tańcem wśród latających sztyletów? Każdy kolejny pomysł, wydawał się coraz bardziej odbiegać od rzeczywistości.

Słuchając ich wywodów jednym uchem...spoglądała na swe ciało, szukając czegokolwiek, tatuażu, symbolu, znamienia...czegokolwiek charakterystycznego. I znalazła...kilka kropek, malutkich jak główka szpilki. Czerwona, niebieska, żółtka i zielona. Nie tworzyły żadnej kombinacji, rozrzucone na ramieniu w losowych miejscach, ledwo dostrzegalne. gdyby uparcie nie szukała, to by ich nie znalazła. Miała...wrażenie...że coś jest nie tak. Że na ramieniu powinno być coś więcej niż malutkie plamki, ledwo dostrzegalne gołym okiem. Ale nie potrafiła sobie przypomnieć, co.

Damarri wstała wycisnęła wodę ze swych warkoczów ruszyła do ukrytej w ścianie skrytki w której znajdowały się czyste ręczniki. Otarłszy się podała jeden dziewczynie i rzekła do myjących ją kobiet. –Khala Cesiora, dość już pogaduszek. Chorzy w lazarecie czekają na opiekę.
Następnie rzekła do dziewczyny.- A ty...moja droga czas już wybrać sobie imię. My orki zawsze zmagamy się z życiem twarzą w twarz. I ty też powinnaś zacząć. Poza tym, pewnie głodna i ja też. To dobrze...Bo orkowe jedzenie najlepiej spożywać na pusty żołądek.
- A jeszcze lepiej, po uprzednim upiciu się.-
rzekła żartobliwym tonem Khala zakładając szatę, podobną do noszonej przez orczycę, tylko bardzo obcisłą, przez co dumnie prezentowała dwa atuty jej urody. Cesiora zaś dyskretnie chichotała będąc na wpół ubraną.

Wkrótce Damarri wraz ze swą podopieczną wyszły ze świątyni. Świątynia z zewnątrz prezentowała się wspaniale. Duży marmurowy budynek z szerokimi wrotami i szerokimi schodami do nich prowadzącymi. Na schodach kręcili różni osobnicy, straganiarze, matki z dziećmi, uzdrowicielki w różnym wieku w szatach takich jakie nosiły Damarri i ona. Były też dwie osoby, które szczególnie przykuły uwagę dziewczyny. Krasnolud w zbroi łuskowej ćmiący fajkę, o niezbyt imponującej brodzie.

Ów krasnolud rozmawiał z gładko ogolonym człowiekiem o rzednących czarnych włosach, i bogatych szatach o ciemnoczerwonej barwie. Człowiek dobiegał czterdziestki, a może już ją przekroczył. A i krasnolud miał już młodość za sobą. Rozmawiali, człowiek dość energicznie i energicznie gestykulował, zaś krasnolud był bardziej spokojny.
To oni właśnie znajdowali się za drzwiami gdy Alwaron z nią rozmawiał. Pewnie nigdy jej nie widzieli, bo gdy przechodziła z orczycą tuż obok nich, nawet nie zwrócili na nią uwagi. Pewnie wzięli ją za jedną z uzdrowicielek. W końcu była ubrana identycznie jak Damarri. Orczyca jednak nie dała jej czasu na przemyślenia, czy na podsłuchanie obu mężczyzn, tylko zaciągnęła do obskurnie wyglądającej z zewnątrz i równie obskurnej w środku, karczmy znajdującej przy placyku świątynnym.
Karczmy o nazwie „Ognisty Kufel”
- Damarri.- warknął ork za kontuarem.- znowu jakąś koleżankę sprowadzasz. To nie miejsce dla ujnortów, nawet tak ładniutkich jak ona.
W karczmie było dość ciemno, panował zaduch...nawet lekki smród. A sam ork do przystojnych nie należał. Masywna kwadratowa szczęka, spory nochal i duże kły, w dodatku siwiejąca i rzednąca czupryna, i sporo zmarszczek. To wszystko nie czyniło go przystojnym. Ale dodatkowo twarz miał pokrytą kilkoma paskudnymi bliznami, a w miejscu lewego oka była dziura oczodołu. Oprócz niego, w karczmie były inne orki...Cztery, o twarzach bardziej przyjaznych i strojach robotników. Oraz kolejna orczyca...o wygolonej czaszce, z tatuażem przypominającym upierzonego węża, tuż za uchem, w skórzanej zbroi osłaniającej jej muskularne ciało i z krótkim mieczem . Pieszczotliwe wcierała coś w cięciwę sporego łuku, a pod jej stolikiem leżał kołczan ze strzałami. Ostatni osobnik...siedział ukryty w cieniu, ale dziewczyna zdążyła jedynie stwierdzić, że był większy...od orka. Musiał mieć conajmniej dwa metry wzrostu ciało znacznie bardziej muskularne, niż którykolwiek z orków.
I choć ciemność spowodowana półmrokiem karczmy, i tym, że sam osobnik wybrał zacienione miejsce, nie pozwalała dojrzeć twarzy. To dziewczyna miała dziwne wrażenie, że jego oczy przewiercają ją na wylot.
- Czepiasz się Hrall.- Damarri podeszła do kontuaru, ona i ork nachylili się do siebie i dość mocno ugryźli się nawzajem w kark. Następnie oboje się cofnęli, a głosicielka kontynuowała.- Dość długo nie jadła, potrzebuje mięsa i tłuszczu, to najszybciej przywróci jej siły.
-To więc, co zamawiacie? -
rzekł Hrall. A Damarri rzekła.- Dla mnie kufel hurlgu, tylko dobrze sfermentowanego, do tego słoninę z quaalzem z gęstym sosem. A dla mej przyjaciółki, kumys i polędwicę grzmotorożca z skwarkami...I nie żałuj skwarek.
-U mnie jest tylko dobrze sfermentowany hurlg.-
odparł Hrall po czym zwrócił się do towarzyszki orczycy.- Zgadzasz się z jej zamówieniem? Mam jeszcze trochę pasty z rzepy, którą karmię brodaczy, jak który przypadkiem zapuści nochal do mojej karczmy. A właściwie...to jak cię mam zwać?
- Ona nie będzie jeść krasnoludzkiej rzepy...zrobię z niej prawdziwą orczycę.-
rzekła wesoło Damarri.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-05-2009 o 13:11.
abishai jest offline