Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2009, 00:52   #82
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Nadgniły mężczyzna wyciągnął papierosa z pudełka. Uderzył petem w wieczko, tak że to zamknęło się na głucho. Miast obserwować wchodzącego na arenę, przyszłego przeciwnika, para jego czarnych paciorków Przyglądała się reszcie towarzystwa na platformie, między innymi Astarte, który właśnie wchodził na ring obok.
- Ha! Gdzie nie spojrzysz konserwy i demony. Dla urozmaicenia jakiś pajac wprowadził jeszcze dwie wiedźmy, co by było weselej. Co ja tu właściwie robię?
Podrapał się po głowie, powodując lawinę łupieżu. Pożółkłe zęby zacisnęły się na papierosie, zaś ozdobna zapalniczka, którą wyciągnął z kieszeni odpaliła używkę. Nadgniły człowieczek inhalował toksyczne opary. Bronstein w tym czasie rozprostował z trzaskiem dłonie, zaciskając pewnie ręce na energetycznych mieczach, które właśnie powołał do egzystencji.
- Fiu…przydałyby mi się takie świetlówki w garażu.
<<< Uważaj, podobno bardzo drażnią oczy.>>>
Odpowiedział konstrukt, zamachnąwszy się mocarnie i gwałtownie. Goguś z trudem się uchylił, tracąc przy tym kosmyk swoich tłustych włosów. Wbijając parę paciorków w skróconą grzywkę przygryzł spękaną wargę i stwierdził:
- Hm. To spore niedopowiedzenie. Widzę właśnie że nie ma z nimi żartów.
Mimo to, krwawy uśmiech nie opuścił jego gęby, a i fajce nic się nie stało. Zaniedbany Dawid odszedł kilka kroków od metalowego Goliata, zapewne grając na czas i zastanawiając się jak właściwie poradzić sobie z nadpobudliwym, pordzewiałym problemem.
- Na pewno się nie dogadamy? Chodź, kupię ci oliwiarkę.
Mężczyzna w garniturze rozłożył ręce w zapraszającym geście i…omal nie stracił głowy kiedy świetlne wiązka minęła ją zaledwie o kilka milimetrów. Nie przewidział jednak, że kiedy powróci do pierwotnej pozycji, w jego stronę uda się metalowy łokieć. Coś chrupnęło i mężczyzna oddzielił się od parkietu, wyruszając w kierunku karmazynowej bariery ruchem jednostajnie przyspieszonym. Rąbnął o nią z całej siły i wydawało się, że zaraz wywali się na glebę. Ze złamanego nosa ciekła mu jucha, zaś cios zdawał się wgnieść go do środka czaszki.
<<<Lepiej zainwestuj w mydło, śmierdzielu!>>>
Odwarknął Bronstein triumfalnie, czując, że zyskuje przewagę. Biznesmen otrząsnął się i smarknął juchą z otworu w sposób sugerujący, że ten zachował swoją funkcjonalność.
- Zhepshułeś mi nhos bhandyto!
Wymamrotał w jakiś absurdalny sposób rozgniewany śmierdziel i zacisnął pięści wyraźnie rozzłoszczony, co w połączeniu z tupnięciem ze skórzanym butem wyglądało...bardziej komicznie niż groźnie. Jego papieros wypadł z gęby, upadając na glebę i został przydepnięty podeszwą. Bronstein przyjął pozycję obronną i ponownie zakpił.
<<<Nie martw się, zdewastuję coś jeszcze. Do kompletu!>>>
Nieudolny kombatant podrapał się w szczecinę na pożółkłej brodzie i uniósł dłoń w geście zapytania, trochę jak dziecko w szkole podstawowej, które chce pomęczyć nauczycielkę.
- Hrm…Tho…tho znaczy, żhe się nie dhogadamy?Bo whiesz, lhiczylem żhe oddasz walkowerem, halbo cho…
Na chwilę zapadła cisza i nastała przerwa w zadawaniu ciosów. Była oczywiście spowodowana ogromem nonsensu poprzedniego stwierdzenia w wykonaniu jednego z walczących. Bronstein postąpił niepewnie do przodu.
<<<Drwisz sobie ze mnie, czy co? Rozniosę cię za kilka chwil. I zrobię to bez pojedynczego zadrapania ty mały, śmierdzący śmieciu!>>>
Czarny pancerz rzucił się jak oszalały do przodu, zamachując się równocześnie parą bliźniaczych, szklących mieczy. Jakie było jego zdziwienie, kiedy tłusta makówka uchyliła się bez większych trudności, a żółta pięść uderzyła centralnie w brzuszne sploty pancerza, powodując ich natychmiastowe…rdzewienie i wyrwę w strukturze. Wojownik pośpiesznie i może nieco panicznie zwiększył dystans, nie wiedząc czego się spodziewać. Mały człowieczek wykrzywił się, jęknął z bólu i…eksplodował. Tak, właśnie eksplodował. Mieszanina wnętrzności, drogiej tkaniny i juchy zalała sporą część ringu, ukazując nową postać. Byt był niemal równie wielki jak metalowy konstrukt, choć znacznie chudszy. Jego skóra wpadła w głęboki pomarańcz i była pokryta tysiącami blizn z których wylewała się zielonkawa, śmierdząca ropa. Niektóre z owych ran były pokryte czarnymi plastrami. Para wielkich, skórzanych skrzydeł, czarne jak noc rogi i oczy tego samego koloru, z których niekontrolowanie lały się atramentowe łzy. Wielka, nie przypominająca ludzkiej szczęka, z nie mniejszymi zębiskami. Byt przytaknął sam sobie.
- Nazywam się Quasumenrai i jestem jednym z Upadłych. Kiedyś byłem aniołem odpowiedzialnym za tworzenie najwspanialszych dzieł i urządzeń.
Wychrypiał mieszanką żartobliwego żargonu z przed kilku chwil i jakiejś ponurej powagi wobec sytuacji która nastała. Ukłonił się przeciwnikowi, a para pękniętych łańcuchów na jego nadgarstkach gwałtownie zaszeleściła, zwiastując poważne kłopoty. Rycerz, nie tracąc werwy, przygotowywał się właśnie do kolejnego ataku.

 
__________________
You don't have to believe in me.
Just believe in the Getter.
Highlander jest offline