Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-05-2009, 22:06   #81
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
<<Tego się nie spodziewałem>>
Generatory mocy zostały zdezaktywowane zaś Astarte musiał trochę bardziej poważnie podejść do oponenta. Wydaje się, że modliszka absorbowałą energię i przetwarzała ją... ogólnie rzecz biorąc na power up. Iście interesujące zjawisko.
<<Skoro trafia się okazja...>>
Nie wiedział czy zadziała - nigdy nie spotkał takiej istoty, do tego nie była mutantem a sam jeszcze za mało eksperymentował ze swoimi zdolnościami by być w stanie przewidzieć co się stanie, ale skoro jest okazja to trzeba to wykorzystać. Zbroja i włócznia zaczęły się mienić zieloną poświatą. Dziwnej aurze towarzyszyły zawirowania powietrza, które choć nie były w bezpośredniej interkacji z otoczeniem były dość... nieprzyjemne. Przyjął postawę obronną czekając na bestie a gdy ta podejdzie wystarczająco blisko... będzie próbował zablokować szpony włócznią i wymierzyć solidnego kopa w dup... solidnego kopa znaczy się. Wyglądało jednak na to, że obrona nie była najlepszą stroną łowcy mutantów. Stworzenie zaszarżowało gwałtownie…tylko po to aby odbić się od ziemi i przelecieć nad jego głową, zadając cios w plecy. Ponownie poszły iskry, zaś Astarte otrzymał bliźniaczą szramę do kompletu i musiał poświęcić chwilę czasu na odzyskanie koordynacji ruchowej.
<<Czyli brak efektów jednak.>
Dziwna poświata znikła a kontrukt zaszarżował w kierunku bestii trzymając włócznie gotową do pchnięcia. Atak był widoczny jak na dłoni, ale miał tak zwane... "drugie dno". Zamierzał przerwać pchnięcie w połowie i cisnąć orężem mimo małego dystansu a samemu doskoczyć do przeciwnika z lewej po to by wymierzyć serie ciosów pięścią. Drugie dno, czy też jego brak, początkowa przewaga Astarte zdawała się zniknąć jak za pacnięciem czarodziejskiej różdżki. Włócznia wystrzeliła gwałtownie do przodu tylko po to aby zostać odbitą i potoczyć się po ziemi z dala od walczących. Jej właściciel w tym momencie, został „zgarnięty” przez poprzeczny cios koszący, którego właścicielem było pazurzaste monstrum. Astarte mocarnie przygrzmocił facjatą o barierę, a fragment szkła z jego wizjera właśnie popękał w drobny mak. Kombatanci odskoczyli od siebie. Obecnie wydawali się oboje pokiereszowani w równym stopniu. Konstrukt tym razem nie ruszył by podnieść włócznię - wręcz przeciwnie przyjął pozycje przywodzącą na myśl jakieś sztuki walki choć ciężko powiedzieć jakie. "Wykorzystuj siłę przeciwnika przeciwko niemu - przekierunkowywuj ją tak by zaczęła działać na jego niekorzyść - jak powiedziała mu kiedyś jego Pani trener. Choć była workiem mięsa do w takich sprawach gadała nawet do rzeczy. Czekał na ruch bestii - planował w momencie ciosu złapać bestie za kończynę i wykorzystując siłę impentu rzucić nią o barierę, lub w ostateczności odskoczyć trzymając w miarę bezpieczny dystants. Krzyżówka zombie, Frankenstein’a i Freddy’ego zamiast zaszarżować walnęła dosadnie w parkiet, powodując erupcję kamienia i fragmentów kafelków, która porwana falą uderzeniową ruszyła wprost na Astarte. Ten oprzytomniał jednak w porę i szybko podjął odpowiednie działania, odskakując w bok bez jakiejkolwiek szkody. Astarte utrzymał pozycję obronną, odskakując jeszcze dwukrotnie, w podobny sposób. Unikanie tego typu emanacji nie robiło na nim jakiegokolwiek wrażenia Rozeźlona bestia nie mogąc go trafić, zdecydowała się w końcu na atak bezpośredni. Zawywszy przeraźliwie, ruszyła do przodu z niezwykłą prędkością. Trenerka pana konstrukta przekazała mu wiele. Jednak najwyraźniej nigdy nie atakował jej rozpędzony, pozszywany ochłap uzbrojony w przyduże wykałaczki. Potworność zanurkowała w będący uosobieniem dzikości sposób, przejeżdżając pod łowcą i ponownie waląc go z całej siły w plecy parą pazurów. Ten cios wszedł znacznie boleśniej niż poprzednio. Zakrzywione koniuszki naturalnej broni przekuły strukturę i wykreowały drogę do wnętrza. Astarte rzuciło do przodu, sprawiając, że ze zgrzytem zarył podłogę. Podniósł się dopiero po chwili. Osoby obserwujące walkę z zewnątrz, mogły zobaczyć zawirowania dziwnej energii we wnętrzu pozornie pustego pancerza. Konstrukt rzucił się w kierunku włóczni po czym natychmiast się podniósł. Wyrwa w strukturze ciała zaklepiła się, ale spadek energii pozostał. Przykucnął po czym zaszarżował - nie oderwawszy się za bardzo od ziemi wykonał bardzo długi bardzo szybki skok w kierunku maszkary. Celował włócznią w gardło. Wiedział, że bestia będzie próbować zablokować cios i wymierzyć kontratak. Dlatego blanował w razie takiego zdarzenia cofnąć nagle włócznie i ponownie ją pchnąć tak by przeciwnik nie miał czasu na reakcje. W najgorszym wypadku zawsze miał ręcę i nogi do obrony a było czego bronić... nie mógł dopuścić by bestia zaszła go od tyłu. Dostarczona siła wystarczyła aby w towarzystwie strzelających iskier przebić się przez zasłonę pazurów. Astarte trafił bezbłędnie w uszkodzoną wcześniej żuchwę i kontynuując napór przebił się przez podniebienie w kierunku mózgu. Szpic mózgu pokonał nawet czaszkę i skrząc z powodu kolidujących energii wbił się w karmazynową barierę otaczającą arenę. Przeciwnikiem targnęło po raz ostatni z powodu konwulsji, aby potem zawisł całkowicie statycznie. Walka dobiegła końca. Zawieszone na wbitej w ziemię włóczni ciało, przywodziło na myśl czasy brutalnych walk na arenie w wykonaniu Rzymian. Osłona rozwiała się całkowicie, a znajomy głos wysilił się na komentarz.
- Hm. Niezaprzeczalne zwycięstwo drużyny przeciwnej. Gratuluję wygranej.
Astarte nie słuchając wyrwał włócznię po czym zaczął... patroszyć pokonanego. Flaki i wnętrzności zaczęły uciekać z ciała bestii znajdując się na podłodze.
<<Nic specjalnego. Myślałem, że sprawi mi to większą przyjemność.>>
Rzucił truchło gdzieś za siebie po czym ruszył w kierunku reszty w glorii i chwale z wysoko uniesioną głową. W miejscu gdzie w zbroja była przebita można było dostrzec zielony pas energii, który zdawał się wnikać w Astarte.
 
Famir jest offline  
Stary 03-05-2009, 00:52   #82
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Nadgniły mężczyzna wyciągnął papierosa z pudełka. Uderzył petem w wieczko, tak że to zamknęło się na głucho. Miast obserwować wchodzącego na arenę, przyszłego przeciwnika, para jego czarnych paciorków Przyglądała się reszcie towarzystwa na platformie, między innymi Astarte, który właśnie wchodził na ring obok.
- Ha! Gdzie nie spojrzysz konserwy i demony. Dla urozmaicenia jakiś pajac wprowadził jeszcze dwie wiedźmy, co by było weselej. Co ja tu właściwie robię?
Podrapał się po głowie, powodując lawinę łupieżu. Pożółkłe zęby zacisnęły się na papierosie, zaś ozdobna zapalniczka, którą wyciągnął z kieszeni odpaliła używkę. Nadgniły człowieczek inhalował toksyczne opary. Bronstein w tym czasie rozprostował z trzaskiem dłonie, zaciskając pewnie ręce na energetycznych mieczach, które właśnie powołał do egzystencji.
- Fiu…przydałyby mi się takie świetlówki w garażu.
<<< Uważaj, podobno bardzo drażnią oczy.>>>
Odpowiedział konstrukt, zamachnąwszy się mocarnie i gwałtownie. Goguś z trudem się uchylił, tracąc przy tym kosmyk swoich tłustych włosów. Wbijając parę paciorków w skróconą grzywkę przygryzł spękaną wargę i stwierdził:
- Hm. To spore niedopowiedzenie. Widzę właśnie że nie ma z nimi żartów.
Mimo to, krwawy uśmiech nie opuścił jego gęby, a i fajce nic się nie stało. Zaniedbany Dawid odszedł kilka kroków od metalowego Goliata, zapewne grając na czas i zastanawiając się jak właściwie poradzić sobie z nadpobudliwym, pordzewiałym problemem.
- Na pewno się nie dogadamy? Chodź, kupię ci oliwiarkę.
Mężczyzna w garniturze rozłożył ręce w zapraszającym geście i…omal nie stracił głowy kiedy świetlne wiązka minęła ją zaledwie o kilka milimetrów. Nie przewidział jednak, że kiedy powróci do pierwotnej pozycji, w jego stronę uda się metalowy łokieć. Coś chrupnęło i mężczyzna oddzielił się od parkietu, wyruszając w kierunku karmazynowej bariery ruchem jednostajnie przyspieszonym. Rąbnął o nią z całej siły i wydawało się, że zaraz wywali się na glebę. Ze złamanego nosa ciekła mu jucha, zaś cios zdawał się wgnieść go do środka czaszki.
<<<Lepiej zainwestuj w mydło, śmierdzielu!>>>
Odwarknął Bronstein triumfalnie, czując, że zyskuje przewagę. Biznesmen otrząsnął się i smarknął juchą z otworu w sposób sugerujący, że ten zachował swoją funkcjonalność.
- Zhepshułeś mi nhos bhandyto!
Wymamrotał w jakiś absurdalny sposób rozgniewany śmierdziel i zacisnął pięści wyraźnie rozzłoszczony, co w połączeniu z tupnięciem ze skórzanym butem wyglądało...bardziej komicznie niż groźnie. Jego papieros wypadł z gęby, upadając na glebę i został przydepnięty podeszwą. Bronstein przyjął pozycję obronną i ponownie zakpił.
<<<Nie martw się, zdewastuję coś jeszcze. Do kompletu!>>>
Nieudolny kombatant podrapał się w szczecinę na pożółkłej brodzie i uniósł dłoń w geście zapytania, trochę jak dziecko w szkole podstawowej, które chce pomęczyć nauczycielkę.
- Hrm…Tho…tho znaczy, żhe się nie dhogadamy?Bo whiesz, lhiczylem żhe oddasz walkowerem, halbo cho…
Na chwilę zapadła cisza i nastała przerwa w zadawaniu ciosów. Była oczywiście spowodowana ogromem nonsensu poprzedniego stwierdzenia w wykonaniu jednego z walczących. Bronstein postąpił niepewnie do przodu.
<<<Drwisz sobie ze mnie, czy co? Rozniosę cię za kilka chwil. I zrobię to bez pojedynczego zadrapania ty mały, śmierdzący śmieciu!>>>
Czarny pancerz rzucił się jak oszalały do przodu, zamachując się równocześnie parą bliźniaczych, szklących mieczy. Jakie było jego zdziwienie, kiedy tłusta makówka uchyliła się bez większych trudności, a żółta pięść uderzyła centralnie w brzuszne sploty pancerza, powodując ich natychmiastowe…rdzewienie i wyrwę w strukturze. Wojownik pośpiesznie i może nieco panicznie zwiększył dystans, nie wiedząc czego się spodziewać. Mały człowieczek wykrzywił się, jęknął z bólu i…eksplodował. Tak, właśnie eksplodował. Mieszanina wnętrzności, drogiej tkaniny i juchy zalała sporą część ringu, ukazując nową postać. Byt był niemal równie wielki jak metalowy konstrukt, choć znacznie chudszy. Jego skóra wpadła w głęboki pomarańcz i była pokryta tysiącami blizn z których wylewała się zielonkawa, śmierdząca ropa. Niektóre z owych ran były pokryte czarnymi plastrami. Para wielkich, skórzanych skrzydeł, czarne jak noc rogi i oczy tego samego koloru, z których niekontrolowanie lały się atramentowe łzy. Wielka, nie przypominająca ludzkiej szczęka, z nie mniejszymi zębiskami. Byt przytaknął sam sobie.
- Nazywam się Quasumenrai i jestem jednym z Upadłych. Kiedyś byłem aniołem odpowiedzialnym za tworzenie najwspanialszych dzieł i urządzeń.
Wychrypiał mieszanką żartobliwego żargonu z przed kilku chwil i jakiejś ponurej powagi wobec sytuacji która nastała. Ukłonił się przeciwnikowi, a para pękniętych łańcuchów na jego nadgarstkach gwałtownie zaszeleściła, zwiastując poważne kłopoty. Rycerz, nie tracąc werwy, przygotowywał się właśnie do kolejnego ataku.

 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline  
Stary 03-05-2009, 21:50   #83
 
Ayame's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayame nie jest za bardzo znany
No proszę, proszę... Nasza nowa blaszanka poradziła sobie bardzo przyzwoicie. Ciekawe, kto przypadnie mi w udziale...?- zamyśliła się rudowłosa. Była niby w dobrej formie, ale kolejnego ultrona raczej nie chciała widzieć na oczy. Ostatnio trochę dużo się ich porobiło. Kobieta wyszła pewnym krokiem na środek areny, rozglądając się dookoła. Ktoś zdecydowanie naoglądał się za dużo "Gladiatora"... Z przeciwnej strony wyszedł do niej człowiek z parującą czaszką- dosłownie. Samantha uniosła brew do góry. Spostrzegła, że Omega Red także nie tracił czasu. Uważnie rozważył pozostałe mu możliwości. Zanim Bagman mógł się zdecydować, karmazynowy komunista skierował swoje kroki w stronę ringu ze starszą kobietą. Ciężko powiedzieć co właściwie nim kierowało. Może zobaczył w starszej pani łatwy cel, a może jego sadystyczne skłonności pobudzały jedynie ludzkie cele, nie zaś te przypominające sobą czarne kaktusy. Tak czy inaczej, zarówno Samantha jak i Omega Red zostali zamknięci pod wyjątkowo szczelną, energetyczną kopułą. Czarodziejka zapomniała o sojusznikach, skupiając się całkowicie na walce. Jej przeciwnik zdematerializował swój motor w wybuchu czarnego dymu. Ściągnął z barków wyjątkowo długi łańcuch i zaczął przygotowywać się do jego użycia. W przeciwieństwie do swoich kolegów po fachu nie odzywał się ani słowem do oponentki. Ta również, nie bawiąc się w szczegóły, przygotowała pierwsze zaklęcie- piorun. Była niezmiernie ciekawa, jak wytrzymały jest jej przeciwnik na zaklęcia- od tego zależeć będą jej dalsze kroki. Błyskawica wystrzeliła z koniuszków palców czarodziejki. Być może nie było to najbardziej kreatywne zaklęcie jakie kiedykolwiek wykreowała, jednak liczyła się skuteczność. Byt, który właśnie zmniejszał między nimi odległość został nieznacznie odrzucony, zaś jego pochód zatrzymany. Nie było widać jakichkolwiek obrażeń, o dyskomforcie świadczyło jedynie ciche mruknięcie niezadowolenia. Mocarnie okuty koniec łańcucha wystrzelił w kierunku Samanthy, jednak ta zdołała go bez żadnych problemów uniknąć, podtrzymując przy okazji zaklęcie. Kobieta zmarszczyła brwi. Wytrzymały skurczybyk. Czyli najperw trzeba mu ograniczyć ruchy- dziewczyna podniosła rękę a z ziemi wystrzeliły mocne pędy, oplatając się wokół jej przeciwnika. Kolejny krok- przypieczenie czaszkowatego obywatela, a pnącza powinny dodatkowo to ułatwić. Idąc tym tokiem myślenia- rozpętała wokół przeciwnika istne inferno.Choć nie był to zdecydowanie jeden z jej najlepszych pomysłów. Ogień nie tylko zdawał się nie robić jakiegokolwiek wrażenia na dziwnym typku, ale…zaczął układać się we wzory, których magini zdecydowanie nie planowała. Cała, skumulowana energia cieplna ukształtowała się w jedną, wielką kulę ognia, która zawisła kilka milimetrów nad dłonią z pieszczochem.
- Łap.
Fioletowy błysk wydobył się z oczodołów potwora, a jego ręka zamachnęła się gwałtownie, posyłając pocisk wprost na Samanthę, która nie zdołała uskoczyć. Płomienie uderzyły w kobietę, nadpalając jej ubranie, włosy i skórę. Siła uderzenia cisnęła nią o karmazynową barierę. Mocno odczuła ten cios.

- Skurwiel... To tak się traktuje kobiety?- zamruczała pod nosem, podnosząc się. Chcesz wojny? Będziesz ją miał. Nad głową uformowała sporą ilość olbrzymich sopli lodu a następnie wycelowała nimi wprost na mężczyznę. Następnym krokiem było zmoczenie nawierzchni, zmniejszając tym samym mobilność- w błocie trudniej się poruszać płynnie, tym bardziej, jeżeli nagle pod stopami ci się nieco ziemia osuwa... Tak... To był krok numer trzy. Lodowe sztylety poszybowały na kolosa i w przeciwieństwie do ognia, nie zdołał zawrócić ich do adresatki. Sople wbiły się w klatkę piersiową, ręce i nogi, zaś wojownik postąpił kilka kroków do tyłu i syknął z bólu, pośpiesznie wyrywając ustrojstwa. Nie było żadnej innej, zewnętrznej oznaki zadania mu obrażeń. Klon Ghost Rider’a poczuł jak ziemia staje się miększa pod jego stopami. To jednak nie przeszkadzało mu w zamachnięciu się łańcuchem. Samantha próbowała uniknąć, jednak metal zahaczył jej bark, przecinając skórę i powodując nienaturalnie piekący ból. Jak na razie walka zdawała się być wyrównana.
 
Ayame jest offline  
Stary 03-05-2009, 22:33   #84
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Ach taaa~k... A więc na ogień jest niewrażliwy, ale nie tyczy się to lodu... Trzeba zapamiętać. I wykorzystać... Na przykład do zrobienia z niego lodowej bryły... Na dobry początek. I to właśnie zrobiła. Zaklęcie zaczęło formować się wokół oponenta. Choć pierwsza wariacja polegająca na sztyletach zadziała bezbłędnie, to wróg, widząc co się dzieje, jakimś dziwnym sposobem zwiększył temperaturę swojego ciała. Samantha aż z odległości poczuła falę cieplną. Atak nie zadziałał a typek, brodząc w błocie, zaczął zmniejszać swoją odległość.
Spryciaż- przebiegło kobiecie przez myśl. Ale i ze mną nie będzie tak łatwo. Miała jeszcze dwie możliwości... Narazie zdecydowała się na tę mniej hardcorową- wywołała trzęsienie ziemi, powodując, że grunt pod nogami płonąco-czaszkowego dosłownie znikł. Powierzchnia areny nie dawała mu żadnej możliwości zaczepu, a zmniejszając prawdopodobieństwo, że typek zahaczy o nią, Samantha położyła się na ziemi, jednocześnie powodując ponowne zasklepienie się nawierzchni. Ziemia pochłonęła płonącego wojownika, zaś Samantha mogła spokojnie złapać chwilę oddechu. Nie minęło jednak wiele czasu, zanim czarna dłoń nie wystrzeliła z pod ziemi, a permanentnie łysy jegomość zaczął powoli się wygrzebywać. Wydawało się, że ta podziemna wyprawa nieco go wyczerpała, choć daleko mu było do ledwie trzymającego się na nogach. Nieudolnie rzucił łańcuchem w stronę dziewczyny, jednak ta przewidziała to i przeturlała się po ziemi, uchodząc pośpiesznie z trajektorii. Wydawało się, że posiadała przewagę. Przynajmniej na chwilę obecną. Należało więc ją wykorzystać i wcielić w życie plan B. W zasadzie jej- jako rzucającej zaklęcie nie powinno się nic stać- a przynajmniej na to liczyła wywołując tornado, które wessało wycieńczonego pseudo Ghost Ridera. Kierując wirem powietrza ruchami dłoni obijała przeciwnika z jednej ściany bariery do drugiej a dla spotengowania obrażeń zmniejszała stopniowo temperaturę wokół niego, tak, że przeszywające zimno osiadało na jego zbroi i ciele w postaci lodowych igiełek. Wojownik z płonącą czaszką został wyrwany do góry nim zdążył zareagować. Siła wykreowanej emanacji była zbyt duża by mógł się jej oprzeć. Odbijany bezwładnie od ścian, przeciwnik nie miał zbyt dużego pola do manewru, gdyż polegał jedynie na własnych nogach i w przeciwieństwie do innych zebranych na tym planie, nie mógł sobie pozwolić na lot, czy teleportację. W ostatnim, desperackim ataku, małomówny oponent zamachnął się po raz kolejny, zaś metalowe ustrojstwo minęło kobietę zaledwie o włos. To jednak było wszystkim co mógł zrobić. Zmrożony i sponiewierany, gigant opadł na ziemię i próbując się podnieść, zarył ponownie o powierzchnię. Czerwona bariera zniknęła, jak przy pstryknięciu palca. Samantha była całkowicie wolna. Odezwał się znajomy głos:
- Aha. To już drugie zwycięstwo. Wydaje mi się, że…nie doceniliśmy was, drodzy oponenci. Mam nadzieję, że…
Głos zamilkł. Tąpnięcie. Wielki, włochaty kolos w kolorze czerni, walnął pazurzastą nogą w powierzchnię swojej areny. Był wyraźnie rozzłoszczony tym co miało tu miejsce. Może po prostu nie umiał przegrywać, kto wie. Napiąwszy mięśnie, ryknął donośnie na cały plac boju.
- Dosyć tego! Dalej! Ty żałosny worku mięsa z papierową torbą na głowie! Chodź tu i walcz ze mną. Natychmiast. Bo inaczej ja przyjdę po ciebie!
Skrzyżowawszy ręce na piersi, walnął donośnie przydługim ogonem, wzbudzając tuman kurzu i wyładowując tym samym nadmiar powstałej frustracji. Samantha wzruszyła ramionami i ostatni raz zerknęła na przeciwnika. W sumie- dawno się tak dobrze nie czuła na jakieś zwycięstwo, więc należy mu się odrobina szacunku. Kiwnęła nieznacznie głową i wróciła do pomieszczenia- poczekalni.
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline  
Stary 04-05-2009, 20:53   #85
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
-HMMM.
Szło im całkiem nieźle. Jedno zwycięstwo więcej i puff, koniec turnieju. Chyba. Tak mówiły mu jego niesamowite zdolności matematyczne, a tym lepiej ufać wcale. Torbogłowy podrapał się po plecach i pokonał niesamowitą chęć powiercenia w uchu.
-NO DOBRZE JUŻ DOBRZE, ZŁOŚĆ PIĘKNOŚCI SZKODZI.

Bez większych oznak przejęcia się wyzwiskami skierowanymi pod adres jego, Bagman powoli, spacerowym krokiem doczłapał się na ring, przyglądając się podłożu i swojemu przeciwnikowi. Na to pierwsze składały się kamienie i jakieś marmurowe kafelki; ciekawe, czy można sobie jeden pożyczyć...dało się. Całkiem sympatyczne. No i miał tarczę, dzielny torbacz. Zamiast jednak trzymać ją jak pani Bozia przykazała, wycelował nią w przeciwnika, tak jakby tamten na niego zaszarżował, to by się na kafelka nadział. Przeciwnik Bagmana najwyraźniej był mocno zestresowany. Bo wobec wszystkich możliwości jakie posiadał, zdecydował się wybrać proste, łopatologiczne i iście mordercze podejście. W istocie, kiedy tylko karmazynowa kopuła zamknęła się nad ich głowami, czarny kolos zaszarżował na swojego przeciwnika. Bagman zapewne mocno odczułby masę ciała oponenta, gdyby nie jego kafelkowa tarcza, która wbiła się w żołądek giganta, skutecznie ograniczając jego ruchy do nieudolnych, choć nieco orzeźwiających zamachów pazurzastymi łapskami. Nim Bagman wykonał jakikolwiek plan mrocznej mroczności, czarna bestia wyrwała się i poczęstowała go uderzeniem w twarz, tak potężnym, że aż mu się torba odwróciła, a w uszach zadzwoniło; nie żeby pan Torbogłowy został w tym procesie ranny wielce, ale właśnie się zorientował, że ten tutaj dorównuje mu siłą.

-WOW.

Ogoniasty odskoczył od torbacza, który w tym momencie, kończąc poprawiać swoją torbę, odnotował, że ręce tamtego zaczynają się świecić, jakimś nieprzyjemnym, fioletowym blaskiem. I zanim Bagman zdążył zareagować, przyjął na klatę wiązkę fioletowych błyskawic, która…cóż. Ku zdziwieniu rywala nie zrobiła na nim najmniejszej reakcji.
- Do stu tysięcy piekieł!
Ryknął sfrustrowany gigant w stronę uciekiniera z supermarketu. Tenże zbieg mrugnął niekonspiracyjnie, najwyraźniej mając równie blade pojęcie o tym co się dzieje, co jego oponent, po czym bezceremonialnie odbił się od podłoża, doskakując do bestii i taranując ją swoim ukochanym kafelkiem. Towarzyszyła temu monstrualna erupcja ziemi, a wszystko się zatrzęsło; Torbogłowy wylądował na swoim przeciwniku, tłukąc go przy okazji kaflem po głowie. Ten ostatni (przeciwnik, nie kafel) nie wyglądał na zbyt zorientowanego w sytuacji, a socjalne zaloty Bagmana A WŁAŚCIWIE TO W KTÓRYM PIEKLE JESTEŚMY I JAKI JEST PIERWIASTEK Z DWUEDZIESTU PIĘCIU? wcale nie pomagały.

- Zamilknij, impertynencki głupcze!
Stwór ryknął wściekle i zamachnął się na odlew wielgachną łapą, jednak…no właśnie. Całkowicie spudłował, ponieważ Bagman dwoił i troił mu się w karmazynowych oczach. Bagman uniósł swoją ostateczną broń kafelkowej śmierci + 12 do góry i zadał cios prosto w szyję Blackheart’a. Głowa i część tułowia demona zostały wbite w parkiet, czemu towarzyszyło ponowne, miniaturowe trzęsienie i erupcja ziemi. Chociaż ten nie miał płuc, to zdecydowanie otrzymał cios w punkt witalny i zarzęził donośnie, otwierając szeroko oczy. Tego było już za wiele. Torbogłowy poczuł jak coś owinęło się wokół jego pasa. Następnie perspektywa zza papierowej torby uległa radykalnej zmianie, kiedy demon dosłownie wbił torbogłowego w ziemię, wykorzystując do tego swój ogon, a na koniec rzucił nim o ścianę. Bagman miał poważne problemy z odzyskaniem równowagi i czuł, cos lepkiego spływającego właśnie po jego skroni. Widział również pięciu czarnych potworów, co niezwykle go zaskoczyło. Klonowanie? Czy może gra na kodach? A może w ten substelny sposób pokazuje mu odpowiedź na pytanie z matematyki?! Niezwykłe. Chociaż prawda była taka, że ośrodek równowagi Bagmana poszedł oglądać kreskówki i chwila minie, zanim wróci. Zanim to nastąpiło, wielkie ciemne stworzenie wstało i zaczeło biec na oszołomionego Torbogłowego. Zamachnął się, a jego łapa przeszyła powietrze w ruchu, który mógłby rozbijać wieżowce na dwoje, mijając Raya i uderzając potężnie w podłożę, wywołując dudnienie którego niezauważenie równoznaczne byłoby minimum niemożliwe. Drake w tym czasie kończył swój prawie-jak-zgrabny unik, zabierając się za kontrę wymierzoną w tylnią część ciała wroga. Bagman zacisnął chwiejnie łapy na swoim oponencie. Ten prawie mu się wyrwał, jednak żelazny uścisk był nie do zdarcia. Torbogłowy poderwał się wraz z ofiarą do góry, zaś samym wyskokiem powołał krater. Być może Blackheart coś krzyczał, jednak mężczyźnie o papierowej łepetynie wciąż dzwoniło w uszach. Bagman na chwilę zawisł w powietrzu, szykując się do zakończenia w postaci epickiego, wrestlingowego manewru. Ukierunkowawszy oponenta głową do dołu i trzymając go za pas, ruszył ruchem jednostajnie przyśpieszonym do celu. Tąpnięcie jakie towarzyszyło prezentacji, rozeszło się echem po połowie planu. Wszystko pod karmazynowym kloszem ziało kurzem, niczym burza piaskowa. I wtedy…drobiny opadły. Blackheart trzymał się chwiejnie na nogach, podobnie jak i dyszący ciężko Bagman, zdawało się, że obaj walczący są na granicy wyczerpania, choć zapewne mogli ciągnąć ten spektakl jeszcze wiele godzin. I wtedy…mały, karmazynowy świat uber-silnych gladiatorów, rozpadł się na dwoje. Dosłownie.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline  
Stary 06-05-2009, 17:54   #86
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
<<<Wyrwę ci te skrzydełka, maszkaro. >>>
Bronstein uderzył w ziemię okutą stopą, posyłając w stronę upadłego anioła salwę gruzu. Ten zasłonił się wspomnianymi przez żywą zbroję skrzydłami. Tym samym dał konstruktowi czas na dalsze działanie, a Bronstein nie zrezygnował z okazji. Dopadłszy demona od boku, ciął w poprzek, gwałtownie i bez litości. Wbił ostrza pod żebro maszkary i przeciągnął ku górze. Ta rzygnęła czarną breją i gwałtownie odskoczyła do tyłu, ciężko dysząc.
- Phh…hhh…niedopatrzenie…z mojej strony…zapomniałem, że…operujesz energią.
Na dobrą sprawę nie miał racji, jednak Bronstein nie zamierzał wyprowadzać go z błędu. Ba, nie wdawał się nawet w dalszą polemikę. Dezaktywował swoje ostrza, dopadając rogacza, łapiąc go za łeb, który następnie nawiązał znajomość z jego kolanem. Donośnie trzasnęło a rogacz padł na glebę. Jednak tego nie było dość. Rycerz skoczył mu na plecy i złapał rękoma za wystające skrzydła. Pociągnął z całej siły. W niepamięć odeszły wiązania mięśniowe i skóra. Z trzaskiem i plaskiem błoniaste fragmenty oddzieliły się od reszty ciała. Upadły anioł zawył przeraźliwie i…padł na pysk, bez żadnej innej reakcji. Być może zemdlał z bólu, choć takie istoty raczej tego nie robiły. Tak, czy inaczej, czerwona bariera zgasła. Tajemniczy speaker nie odzywał się ani słowem, zaś chodząca puszka zadowolona zeszła z areny. Bronstein udał się do reszty.
<<<Macie, to dla was. Zawieście sobie nad kominkiem, albo co.>>>
Wydawał się zadowolony z siebie, chociaż w przypadku ożywionej konserwy ciężko było stwierdzić aktualne nastawienie względem świata.


Rossovich ukłonił się kobiecie. Była to jakaś maniakalno-psychopatyczna forma żartu, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w niedługim czasie zamierzał urwać jej głowę u samej…zadniej części ciała. Tajemnicza starsza pani przytaknęła mu nieznacznie, mówiąc:
- Przykro mi, jednak nie mogę dopuścić do tego aby fragmenty Kuli pozostały w waszym posiadaniu. Mój potomek dokonał złego wyboru sprzymierzając się z wami. Cechowała go naiwność, której nie zdołał pozbyć się z…
- Skończyłaś? To dobrze. Zaraz cię zabiję. A zrobię to powoli i boleśnie…

Powiedział blondyn w karmazynowym pancerzu, uśmiechając się „zalotnie” i idąc do przodu z rozłożonymi rękoma, kiedy tylko powłoka czerwieni zamknęła się nad jego głową. Kobieta faktycznie przestała paplać, ale za to Omega Red otworzył oczy w nie udawanym zdziwieniu gdy nagle zasklepiła się wokół niego kula sprężonej energii kinetycznej, posyłając go na przeciwległą ścianę, na której to, niemal dosłownie, się roztrzaskał. Arkady natychmiast poderwał się do góry, wydawszy z siebie ryk wściekłości. Kobieta zachowała całkowity stoicyzm. Nie ruszyła się także ani na chwilę ze swojego miejsca.
- Arogancki głupcze. Nie jesteś w stanie mnie pokonać.
Komunista potrząsnął głową, odrzucając gruz ze swojej fryzury. Ruszył ponownie na cel, tym razem odbijając się od ziemi w zawirowaniu kurzu. Już miał zamiar zamachnąć się macką gdy…klosz ponownie zamknął go w środku i rąbnął nieświadomym położenia wojownikiem prosto o glebę, rzeźbiąc krater podobny do tych, które właśnie tworzyli Blackheart i Bagman na sąsiednim ringu. Czerwone oczy łypnęły groźne, kiedy Omega próbował desperacko wygrzebać się na zewnątrz. Coś niewidzialnego właśnie uderzyło go prosto w facjatę, powodując ponowny upadek i zbroczenie juchą podłogi.
- Doprawdy nie wiem, jak przedstawiciel mojego rodu mógł obcować z kimś takim. Jesteście żałośni. Niczego sobą nie reprezentujecie i…
- Skoro tak bardzo ci na nim zależy…ty stara wywłoko…zaraz cię do niego wyślę!

Kobieta usłyszała metaliczny chrobot, jednak było już za późno. Biała macka, będąca mieszaniną materii biologicznej i metalu, wystrzeliła niespodziewanie z pod ziemi, owijając się wokół jej kostki. Na tym jednak się nie skończyło, och nie. Towarzyszyła temu erupcja reszty segmentów, których trasę można było prześledzić do prawicy, która tak niewinnie opierała się o ziemię, próbując zapewnić właścicielowi oparcie. Ten zaraz się podniósł, bez problemów. Zwyczajnie udawał, szukając otwarcia w obronie. Starsza pani została natychmiast oderwana od podłoża. Poszybowała w stronę czerwonej tafli, co nie różniło się zbytnio od samobójczego skoku z wysokości. Mnoga ilość kości trzasnęła równocześnie, łamiąc się jak zapałki. Żebra przebiły płuca, a z ust starowinki trysnęła krew. Kobieta została ciśnięta na ziemię, dygocząc. Jednak…ku zdziwieniu wszystkich obserwujących walkę, zaczęła się chwiejnie podnosić. Arkady uniósł lewą brew, choć był raczej zaszokowany uporem, niż zagrożeniem. Splunął przez lewe ramię i kontynuował marsz w kierunku ofiary. Kobieta uniosła chwiejnie rękę i ponownie wystrzeliła niewidzialną energią. Blondyn musiał zaprzeć się w ziemi aby utrzymać równowagę, jednak udało mu się bez większych problemów. Macka z lewej ręki wystrzeliła i owinęła się wokół szyi starowinki. Uniosła ją do góry i rozpoczął się ohydny spektakl. Przedłużenie dłoni zaczęło…osuszać rywalkę z soków życiowych. Jej skóra stała się cienka i pożółkła niczym papier, włókna mięśniowe skarłowaciały jak za pstryknięciem palca, zaś żyły i oczy niemal wyszły na wierzch. Kobieta miotała się dobrą chwilę, lecz bez żadnego efektu. Kilka sekund później była martwa. Kości i wysuszone ograny wewnętrzne zostały upuszczone na gruzy, bez żadnego śladu rozterek moralnych ze strony Rossovich’a. Robił to już wiele setek razy. Miał wprawę. Co ciekawsze, zadrapania które poniósł, zniknęły od zaraz. Nie został po nich najmniejszy ślad, podobnie jak po osłonie ringu. Omega Red uśmiechnął się z wyższością i zszedł z areny. Lub zrobiłby to, gdyby nagle nie zatrzęsła nią erupcja. Zwłoki kobiety eksplodowały niewidzialną siłą, która dosłownie rozłupała ring w pył, zmuszając komunistę do zaczepienia swoimi „hakami” o inną półkę skalną – tą na której stała reszta gromady. Jakby tego było mało, siła jakimś cudem przebiła się przez jedyną pozostałą, karmazynową barierę – tą należącą do Areny Bagmana i Blackheart’a. Ring rozłupało na dwoje, zaś czarny demon, nie posiadając udogodnienia w postaci połączenia z innymi półkami skalnymi jak część ringu należąca do Bagmana, zaczął niekontrolowanie spadać na dół, miotając przekleństwa w stronę rywala. Było je słychać jeszcze długo nim zniknął pośród czarnych, smogowych chmur.
-PRAWIE JAK BALROG Z WŁADCY PIERŚCIENI.
Trafnie podsumował Bagman.
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline  
Stary 10-05-2009, 21:06   #87
 
Ayame's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayame nie jest za bardzo znany
Omega Red wygrzebał się z nieciekawej sytuacji, niemal jak komunistyczna podróbka Tarzana. Powstał z klęczek i schował swoje metaliczne macki. Wydawał się niezwykle zadowolony z siebie, co patrząc na to czego przed chwilą dopuścił się względem starszej kobiety mogło budzić pewne kontrowersje. Podszedł do reszty gromady. W tym momencie zmaterializowała się sylwetka w szarej szacie z obszernym kapturem. W dłoni trzymała dwie, niezwykle znajome gladiatorom kule – fragmenty artefaktu.
- Hmm. Gratuluję. Cztery wygrane i…jeden remis. Cóż, zwycięstwo niewątpliwie jest wasze, chociaż wydaje mi się, że Lord Blackheart nie będzie zadowolony z tego obrotu spraw. Niemniej jednak, oto wasza nagroda.
Postać podała kule Samancie, przyglądając się uważnie reakcjom zwycięzców.
Samantha przyjrzała się z początku niepewnie wyciągniętej ręce, jakby za chwilę miała zamienić się w jakąś mackę lubo inne dziwo, ale wyciągnęła swoją w kierunku istoty , pozwalając by kulka spadła jej na dłoń. Amulet błyszczał jej jak szalony- nie było wątpliwości, co do oryginalności przedmiotów. Kiwnęła z aprobatą głową, po czym kołysząc biodrami oddaliła się parę kroków w tył.Bagman, który skończył wpatrywać się w otchłań (nie żeby ta go zbytnio pochłonęła; przezornie wolał nie spoglądać tam zbyt długo, bo jeszcze coś spojrzy na niego, zaczynającego się na B a kończącego na t), jak zwykle stoicki i zrelaksowany, postanowił zostać wujkiem dobrą radą.
-MYŚLĘ, ŻE ZANIM SIĘ WDRAPIE TUTAJ Z POWROTEM, POWINNIŚCIE UGOTOWAĆ DUŻO JEDZENIA I SPROWADZIĆ WIELE ŁADNYCH PAŃ. OCZYWIŚCIE TE OSTATNIE PO TO, BY GRAŁY KOJĄCĄ MUZYKĘ, NA FLECIE CHOCIAŻBY. TO GO NA PEWNO USPOKOI.
Przytaknął sam sobie, pokazując, że jego dźwigacz jest w dobrym stanie.
- Jeżeli jednak chodzi o mnie, to wolałabym przystojnych kelnerów... Oczywiście po tym, jak doprowadzę się do porządku.- dodała kobieta. Tajemniczy osobnik, nie skomentował wywodów grupy, ale najwidoczniej uczta na cześć zwycięzców nie była tym co planował. Pokręcił głową w zaprzeczeniu.
- Cóż. Nie wydaje mi się. Mogę jednak…
Eksplozja siły kinetycznej, oraz gwałtowny podmuch wiatru zatrzęsły całą kamienną „poczekalnią”. Nieopodal przedstawicieli grupy pojawiła się niebieska tafla, której…chyba wszyscy mieli już dość jak na jeden dzień. Przeklęte portale i ich zastosowania.
- Przyzwać astralne drzwi, które zaprowadzą waszą grupę do domu, lub przynajmniej do miejsca, z którego wcześniej tutaj przybiliście.
Postać zrobiła kilka kroków do tyłu i odwróciła się, oceniając stan należącego do niej placu boju. Zniszczenia nie były ogromne, ale do stanu idealnego także brakowało wiele.
- Hyph!- prychnęła rudowłosa, poprawiając sobie włosy do tyłu. No to tyle z flirtu i patrzenia na seksowne męskie pośladki. Szlag by to. Spojrzała na towarzyszy, to na postać.
- Skąd mamy mieć pewność, że zaprowadzi nas tam, gdzie powinien?
Pan Bagman podrapał się po torbie, po czym z milczeniem supermarketów podszedł do międzywmiarowego otworu, penetrując go pierwej swoją dłonią, a następnie konspiracyjnie wystawił przez nią głowę; po chwili oglądania wrócił do piekła.
-PROPONUJE POCZEKAĆ PÓŁ GODZINY, BO ZAGONIĄ NAS DO SPRZĄTANIA PO ULTRONIE.
<<Nie jestem pewien... Pan udaje worek mięsa o niższych walorach intelektualnych czy po prostu pod tym aspektem natura nie była zbyt hojna względem Pana...>>

Istota w zbroi rzuciła beznamiętny komentarz w kierunku Bagmana po czym przeszedła przez portal bez "owijania w bawełnę" nie zwracając już więcej uwagi na wielkoluda.
 
Ayame jest offline  
Stary 10-05-2009, 21:53   #88
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Stan pomieszczenia nie poprawił się zbytnio od momentu kiedy wędrowcy opuścili je kilkadziesiąt minut temu. Roboty naprawcze wciąż trwały, Mandaryna nie było nigdzie widać. Grupę przywitała jednak znajoma kobieta w czarnych szatach, która uczynnie odebrała kule od Samanty. Na jej niezbyt widocznej, bladej twarzy dało się odczytać zadowolenie.
- Doskonale się spisaliście! Mistrza Mandaryna nie ma teraz w pałacu, jednak jestem przeświadczona, że zasłużyliście na pochwałę i odpoczynek. Natychmiast poproszę służbę aby przygotowała wam coś do jedzenie. Jednak…nie tutaj, bo to pomieszczenie wciąż wymaga napraw. Osobiście dawno nie była w hali balowej, ale jestem przekonana, ze jest utrzymana w idealnej czystości. Poproszę kogoś aby pokazał wam drogę.
Kobieta skinęła na jednego z anonimowych, wyglądającego identycznie jak pozostałych roboli, który posłusznie się przybliżył. Szepnęła mu coś na ucho, ten zaś przytaknął, prowadząc walecznych wojowników przez system korytarzy. Wreszcie mieli czas na odrobinę odpoczynku.
<<Odpoczynek i jedzenie są zbędne w moim przypadku. Nie jestem jakimś workiem mięsa bym potrzebował takich rzeczy.>>
Ciężko stwierdzić czy mówił bezpośrednio do sługi czy do ogółu... powiało trochę chłodem od tej wypowiedzi i sposobie w jaki padła.
<<Muszę jednak naprawić osprzęt. Zaprowadź mnie szybko do jakiegoś labolatorium. I nie próbuj nawet mówić, że nie macie tutaj żadnego - moje procesy poznawcze nie są ograniczone jak w przypadłu Pana Bagmana.>>
- Niestety, jest to prywatna pracownia Mistrza Mandaryna, zaś bez jego zgody nie mogę udzielić takiego pozwolenia. Przykro mi.
Odpowiedziała szorstko i sztucznie kobieta w czerni, która najwyraźniej poczuła się obrażona wcześniejszym komentarzem Astarte na temat jej „mięsnej” osoby.
<<Skoro nie masz autoryzacji do dawania takich zezwoleń zaprowadź mnie do Mandarina. Bez sprawnie działającej zbroi w czasie następnej misji moja efektywność może znacznie spaść a to może narazić w mniejszym lub większym stopniu "dobro" naszego zadania. Jeśli trzeba będzie czekać to zaczekam - teoretycznie mam całą wieczność.>>

Odpowiedział patrząc na nią z góry - za kogo ona się ma? Kolejny worek mięcha który nie wie gdzie jego miejsce. Astarte pozwolił sobie aż na westchnięcie względem sługi jego pracodawcy.

- Być może to pańskie „procesy poznawcze” są ograniczone, gdyż najwidoczniej nie zwrócił pan uwagi na fakt, iż mówiłam, że Mistrza Mandaryna nie ma teraz w pałacu.
Założyła na siebie ręce w wyrazie buty. Jak na osobę piastującą tak wysokie stanowisko na dworze cytrusowego władcy, łatwo było ją sprowokować do kłótni.

Bagman tylko zaczepił jednego z mroczniaków, pytając PSS, KTÓREDY PO POPCORN, BO ZARAZ ŁADNIE KŁÓCIĆ SIĘ BĘDĄ I TARZAĆ W BŁOCIE, na co ten mu tylko głową pokręcił, wskazując kierunek.

Rudowłosa zwężyła z dezaprobatą oczy. "Worek mięsa?" Ja ci zaraz puszko dam "worek mięsa"....- tak myśląc posłała w stronę Astrate pomniejszy piorun.

- Nazwij mnie jeszcze raz "workiem mięsa" a następnym razem zaboli bardziej. Hymph!- po chwili jednak zwróciła się do zakapturzonej kobiety.- To ja poproszę w takim razie pełną odnowę biologiczną... Towarzystwo przystojnych panów mile widziane- puściła do niej zawadiacko oczko. Pomniejszy czy nie, wyładowanie elektryczne walnęło Astarte o jedną z kolumn, zostawiając ślad naruszonej struktury. Może bólu nie odczuł, jednak zawirowania przestrzenne już t zdecydowanie tak. Omega Red i Bronstein patrzyli na zebranych trochę jak na wariatów i mimo niechęci do siebie nawzajem, komunista nieznacznie przytaknął konstruktowi, z kolei ten kiwnął do Bagmana. Ten cofnął się tylko i mruknął swojemu mrocznemu pracusiowi na ucho DOBRZE ŻE NIE, "TŁUSTE WORKI MIĘSA", WTEDY TO BY BYŁO!, ale na tyle głośno, by czerwonka i zbrojna usłyszeli.
<<Irracjonalne zachowanie. Dawać się ponieść emocjom... kolejny defekt gatunkowy.>>
Zbroja podniosła się jakby jej nic nie było ignorując czarodziejkę.
<<Odnośnie Mandarina... powiedziałem przecież, że poczekam. Może pojmuję czas na wyższej płaszczyźnie od was, ale wydawało mi się że wyraziłem się w miarę zrozumiale.>>
Odpowiedział słudze bo bez różnicy jakiej by pozycji to coś nie miało było ciągle tylko słógą. Jego wizjer następnie skierował się na Bagmana.
<<W pańskim przypadku co najwyżej ogromny zmutowany worek mięsa, ale w żadnym wypadku nie tłusty... choć wciąż tylko worek miesa.>>
Zielonooka obrzuciła mężczyzn morderczym spojrzeniem.
- Sugerujesz, Bagman, że jestem gruba?- powiedziała głosem mogącym rozpętać nową epokę lodowcową. W jej dłoni pojawiła się mała kula ognia, która powoli zaczynała rosnąć.Wywołany do zamrożonej tablicy spojrzał na nią spojrzeniem będącym krystalizacją żadnej konkretnej emocji, by po chwili schować twarz w dłoni.

-MAM TYLKO NADZIEJE, ŻE TO NIE TEN CZAS, GDY BRAK IM TEGO CZEGO TAK DUŻO W CZEKOLADZIE.
 
Highlander jest offline  
Stary 10-05-2009, 22:19   #89
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
- A masz przez to namyśli...?- kula ognia przybrała już spore rozmiary.

-JA PODOBNO NIE MYŚLĘ, WIĘC ŁADNIE I ZGRABNIE UNIKAM ODPOWIEDZI.

Samantha podniosła brew do góry i momentalnie odechciało jej się spalać go żywcem. Nad bezmózgami trzeba się przecież litować. Pomachała ręką w powietrzu rozwiewając zaklęcie i zwróciła się do zakapturzonej, wzdychając ciężko:

- No to prowadź, gdzie masz prowadzić...

Omega Red jedynie warknął coś o kompletnych idiotach i stanął przy drzwiach, założywszy na siebie ręce. Widocznie poziom idiotyzmów zaczynał go irytować. Gdyby była to cecha charakterystyczna jednej osoby, ta zapewne przestałaby już oddychać. Bronstein nic nie mówił, ale zdawał się uważnie obserwować robotycznego konstrukta, z mieszanką politowania i niedowierzania.
- Mistrz Mandaryn wróci za jakieś kilka godzin. Do tego czasu może pan poczekać tutaj, albo iść z innymi. Szczerze mówiąc, być może pierwsza jest nawet bardziej wskazana.
Rzuciła kobieta i przytaknęła zakapturzonemu, anonimowemu przewodnikowi aby kontynuował pochód. Tak też, w krótkim czasie, dotarli do bogato zastawionej komnaty, która wręcz uginała się od nadmiaru jedzenia. Zawierała także znajomego Samancie osobnika, który wydostał ją ze szpitala. Być może niezbyt przyjemnie wyglądało ich pierwsze spotkanie, ale chwilowo nie miała ochoty siadać za blisko Bagmana. Podeszła do stołu i zajęła szczytowe miejsce. Chwilkę popatrzyła na wybór potraw, po czym nałożyła sobie trochę sushi z łososiem. Kończąc tę porcję wzięła sobie dla odmiany trochę sałatki z krewetkami i popijała ją białym winem. Torbogłowy zaś włączył swój detektor pożywienia dobrego acz niezdrowego, który zaczął monstrualnie wyć, gdy dojrzał część stołu, na której dominowało jadło chińskie, spaghetti, kubełki oraz PIZZE. Och tak, oczy Bagmana świeciły przez otwory w jego torbie, gdy torował sobie drogę do jadłodajni obiecanej, po drodzę podwędzając zapas szpinaku. Przy okazji zerknął na to co sobie poczynia komunista CIEKAWE CZY ZAJADA KREWETKI, PASOWAŁYBY DO JEGO STYLU, ale ku jego rozczarowaniu, ten sobie drzemał. Z gorejącym entuzjazmem, Ray dotarł do swojego celu, rozpoczynając konwersacje z jego panem i władcą, hrabią na pizzowczyźnie.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline  
Stary 14-05-2009, 21:49   #90
 
Ayame's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayame nie jest za bardzo znany
O Matko Kulinario! O cudzie wspaniały! Jakeż cię trzeba cenić- nikt się nie dowie póki nie zgłodniał! Rudowłosa kobieta wsuwała w najlepsze po kolei swoją porcję... i była nią zachwycona. Jedzenie rozpływało się w ustach. Teraz pozostało tylko doprowadzenie się do porządku. Kąpiel, balsam do ciała, odżywka na włosy i zmiana ciuchów. Koniecznie. Teraz. Zaraz.
Wstała i nie mówiąc ani słowa ruszyła do swojego pokoju, aby odbyć rytułał przywracający ją do stanu poprzedniego, czyli do płomiennowłosego bóstwa. Łysy zakapior jedynie spojrzał na Bagmana i machnął ręką jakby nigdy nic. Co więcej, zdawał się być z czegoś niezwykle zadowolony, co nie pasowało do jego standardowej mimiki Frankenstein’a. Skinął torbaczowi głową, dając gest przyzwolenia kiedy ten pałaszował żarecko, po czym powiedział doń następująco:
- Jasne, nie krępuj się. W końcu trzeba jakoś uczcić to, że udało nam się zebrać, resztę tych cholernych, artefaktów – koralików. Niunia w czerni wam mówiła, że mamy zebrane wszystkie świecidełka? Black Dragon i Hurricane nie próżnowali. Heh, zakute łby.
Bronstein łypnął z pod przyłbicy, jakby upewniając się czy to nie o nim, po czym wyszedł z pomieszczenia. Najwyraźniej nudziło go patrzenie jak inni jedzą, skoro on nie może. Może Omega Red kreował silną wolę? Cholera go tam wie. Chociaż oglądanie tego, jak wygląda obiad w wykonaniu Bagmana było i tak przedstawieniem wartym obejrzenia. W końcu ten człowiek nie ściągał swojej torby nawet podczas spożywania, umieszczając danie w ustach poprzez niewielką przestrzeń pomiędzy materiałem a skórą. Właściwie, to o co chodziło z tą torbą?

-DZIĘKUJE. I NIE, NIE MÓWIŁA. MOŻE TO MIAŁA BYĆ NIESPODZIANKA I ZEPSUŁEŚ JEJ INTRYGĘ? KTÓRĄ LUBISZ NAJBARDZIEJ? Gestykulacja nie-takiego-już-giganta, z którego jakby niedawno zeszło powietrze wskazywała, iż pyta się o pizze, a nie intrygi czy niunie w czerni -A GHOST JESZCZE ŻYJE? AH, WSPOMNIEŃ CZAR. DNI MOJEJ MŁODOŚCI ZAPACH ŚWIEŻYCH CYTRYN... W stoickim głosie Bagmana zabrzmiała lekka nuta melancholii.

- Ta. Żyje. Takie zawistne sukinsyny jak on ciężko umierają.
Machnął ręką, widocznie tracąc swój entuzjazm. W tym czasie, Astarte usłyszał kroki. W swojej nieomylności sądził, że to Mandarin wrócił właśnie ze swojego tajemniczego pochodu, jednak…nieco się przeliczył. Oto do pomieszczenia wszedł jeden z anonimowych akolitów. Nieco kulał, ciągnąc za sobą lewą nogę i zmierzając w stronę mechanoida.
- P-panie? P-anie...
Jego głos był niezbyt pewny swego i roztrzęsiony. Konstrukt nie zareagował - ba, nawet nie uraczył go spojrzeniem. Nie ruszył się o milimetr jakby osobnik był powietrzem którego nie widać - czymś niegodnym jego osoby. Nie interesowało go jaki był jego stan fizyczny ani co go spowodowało - to problem tego wora mięsa a nie jego. Ignorowanie worka mięsa okazało się nierozważne. Może gdyby Astarte poświęcił mu więcej uwagi, zauważył by, że oczy człowieka są mętne i że ledwo idzie. Że nie ma bladego pojęcia do kogo mówi, z jego ust cieknie delikatna stróżka krwi a w plecach, na wysokości torsu, tkwiły dwa, lśniące noże. Noże, które zdecydowanie nie należały do amatora. Kultysta rąbnął na glebę w tym samym momencie, w którym padły słowa.
- I panowie! Here’s Johnny!

Odwracając się, Astarte zobaczył…zobaczył jasność i usłyszał trzask pękającego szkła. Szkła swojego hełmu. Gdyby był człowiekiem, już by nie żył, ale tak jedynie cofnął się gwałtownie, rozsiewając kawałki szkła, zaślepiony momentum uderzenia. Nóż, wykonany z jakiegoś niezwykle twardego stopu utkwił w nadłupanej szybce i gdyby mechanoid miał mózg, właśnie by w nim utkwił. Astarte odzyskał ostrość. Właściciel broni był ubrany na czarno, z białymi wstawkami. Na jego głowie znajdowała się, biało-czarna tarcza strzelnicza. Uśmiechał się demonicznie, jak rasowy socjopata, przy którym Omega Red wyglądał jak dziecko z przedszkola. W rączętach ściskał jeszcze parę noży. I powoli zmierzał do przodu.
 
Ayame jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172