Banned | *** Lili, Diego, Jednooki, Wulryk ***
- Yyy, to wy pewnie jesteście tym wsparcie? – zdziwił się starzec, jakby sobie próbowal coś przypomnieć. Zaczeli się do was przybliżać.
- Nie ważne w takim razie, musimy jak najszybciej zatrzymać tą grubą świnie, zanim nam umknie i wyjedzie z miasta. Widać, uzbrojeni jesteście, to się nadacie. – w pewnej chwili spojrzał się na kobietę, i chowańca.
- Hmmm, a niech mnie… Magów nikt się tutaj nie spodziewał, a pani nie uzbrojona jest, toć innymi zdolnościami pewno nadrabia. Przyda nam się, a teraz chyżo, zanim będzie za póżno! – ponaglił wszystkich, zbierając się do drog. *** Marius Luccareni ***
Po uzyskaniu informacji ruszyłeś wskazaną ulicą, by następnie skręcić w jedną, kolejną, jeszcze nastąpną… Ten pijaczek wcale nie mówił prawdy, i trochę się nachodziłeś, zanim dotarłeś do celu. Kto by pomyślał, że odległości w tym mieście są takie duże. W końcu dotarłeś, ale… nikogo nie było. Wyjąłeś ten liścik, i zauważyłeś swoją pomyłkę. Południowa strażnica, a nie północna brama. I ruszyłeś szybszym tempem, bo niedługo miała wybić północ. Tym razem podróż zajęła ci mniej czasu, bo miasto miało swoje charakterystyczne punkty odniesienia. Wyszedłeś z jednej uliczki w drugą, kiedy drogę przeszedł ci pies, kulejący na tylną łapę. Chwilę ci to zajęło, zanim się spostrzegłeś, że wpadłeś w zasadzkę, jednak twój instynkt, oraz chęć przetrwania rzuciła cię w bok. Dosłownie, gdyby nie to, bełt najpewniej przeszedłby przez twoje gardło na wylot. Gdy ogarnąłeś brud z twarzy, zauważyłeś, że nie ma już tych ciemnych sylwetek na końcu uliczki, a droga przed tobą jest pusta. Wtem, ktoś szarpnął cię do tyłu, a ty dobyłeś sztyletu, gdyż to jedyne, co mogłeś zrobić w tej pozycji. W blasku księżyca ujrzałeś jasnowłosą postać, klęczącą nad tobą, a wisiorek w kształcie kruka wisiał ci nad głową. *** Selirethinel lete Oterelith ***
Gaszenie pożaru tak naprawdę nic nie dawało. Minęło trochę czasu, zanim zdałeś sobie sprawę z bezsensowności tego pomysłu. Twój cel prawdopodobnie nie przebywał na ulicy i nie gasił wściekle pożaru. Zauważyłeś jednak biegnącą bandę zakapturzonych, zbrojnych mężczyzn, którzy wkrótce potem spotkali się z miejskimi strażnikami i rozpoczęli bój. Szczęk żelaza i krzyki rannych rozdarły powietrze na krótką chwilę, „powstańcy” wydawali się wygrywać, gdy nagle padła bełtów, zamiatając walczących na bruk. Kusznicy zmierzali od strony bramy południowej, a pośród nich było sporo konnych, w tym jakiś mężczyzna przy kości, odziany w zbroję płytową z bogatymi inskrypcjami, wykrzykiwał jakieś rozkazy i pognali w kierunku ratusza. *** Estella ***
Kiedy Marius opuścił twoje towarzystwo, w twojej głowie pojawiło się pełno różnych, niekiedy sprzecznych ze sobą myśli. Po wyjściu mężczyzny kilku zupełnie przypadkowych, obowiązkowo zakapturzonych ludzi wstało i ruszyło do wyjścia. Przeczuwałaś, że niedługo może stać się coś złego, przy czym nawet ręka cyrulika nie da rady. Chciałaś ostrzec Mariusa, ale on chyba doskonale o tym wiedział. Poza tym, z kim mógłby się spotykać o takiej porze? Poczułaś, jak sen zaczął morzyć ci oczy, więc udałaś się do oberżysty celem wynajmu pokoju. |