Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2009, 09:06   #45
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kurt Flucher nie ruszył tyłka nawet o centymetr w stronę przełęczy i karawany. Był już za stary by słowo ochotnik wiązało się z czymś dobrym dla niego. Może 20 lat temu nie było tożsame z głupotą ale teraz… Jak większość za swoją robotę oczekiwał zapłaty. Za wiele widział wojen by wiedzieć, że ochotnicy to ci, którzy pozwalali na to by ktoś szafował ich życiem w imię czegoś bardzo mglistego. To byli z reguły ci, których trupy gęsto zalegały w zbiorowych mogiłach.

Stary najemnik nie zamierzał ryzykować życia ratując karawanę, aby potem móc kupić z niej towar. Dlatego z obojętną miną przyglądał się negocjacjom Ekharda z kupcami. Z równie obojętną miną patrzył jak wychodzi po konie z jednym z nich. Z równie obojętną patrzył jak znajduje się kilku ochotników, którzy nie różnili się bardzo od wielu innych ochotników, jakich widywał. Z prawdziwym żołnierzem to oni mieli tyle wspólnego, co koza z bojowym wierzchowcem. Zastanawiając się nad targami Ekharda malował mu się dziwny uśmiech na twarzy – wytargował to, czego mu brakowało do wydostania się stąd.

Natomiast nie mógł ukryć zdziwienia jak kolejna osoba odeszła od stolika. Nie bardzo próbował sobie wyobrażać jak ta krucha istotka dostaje się w ręce zielonoskórych i co się później z nią dzieje.

W końcu Snogar podszedł i do ich stolika. Krasnolud podrapał się w brodę i ignorując siedzącą niewiastę zwrócił się wprost do Kurta.

- Ty, wyglądasz na żołnierza, nie idziesz?

- Może i wyglądam na żołnierza, ale chyba nie na ochotnika. A ty panie krasnolud nie idziesz?

Tutaj jak zwykle w takich sytuacjach nastała chwila krępującej ciszy. Stary kupiec wiedział, że od tego, co powie może wiele zależeć. Jednocześnie miał zbyt wiele do stracenia, aby tak łatwo szafować swoim życiem. Miał na tyle pieniędzy i zapasów, aby się nie martwić o zimę. Owszem nie zarobi, wręcz straci, ale odkuje sobie w przyszłym roku, albo w kolejnym. A na przełęczy los niepewny – teraz jak jest tak blisko skarbu nie będzie ryzykował. Dosiadł się szybko tak, aby rozmowa nabrała bardziej prywatny charakter.

- A kto przypilnuje faktorii, a kto pomoże jak by spróbowały się tutaj te zielone ryje dostać? Poza tym przecież ryzykujemy naszymi końmi.

- Naszymi – zaśmiał się głucho Kurt. To ryzykujcie panie kupiec waszymi końmi. Ja nie ryzykuje swojego życia dla waszych towarów. Jestem najemnikiem nie głupcem.

- Inaczej będziesz mówił jak karawana nie dojedzie i zdechniesz z głodu.

- Panie krasnolud nie traktujcie mnie jak głupca. Gdy karawana nie dotrze do faktorii to nie ja nie będę miał, czym handlować, nie ja nie będę mógł zorganizować wyprawy po wielki skarb. Ja, panie krasnolud wolę zginąć próbując wydostać się z tego miejsca niż ginąć za czyjeś towary! Tedy albo traktujemy się poważnie albo nie mamy, o czym rozmawiać. Chcecie mojego miecza to musicie za niego zapłacić a nie jest on tani.


Snogar poczerwieniał na gębie. Począł sapać i stękać. Burkał i charkał. Ale wiedział, że jak z faktorii wyjdą tylko tamci to równie dobrze mogą zostać. Tak naprawdę to wyjście kogokolwiek jest nieomalże równoznaczne ze śmiercią. Chyba, że byłby to dobrze zorganizowany oddział. Ale i tak rozpoczął targi, dam ci sprzęt – broń czy pancerz czy co tam ci potrzebne. Wycharczał przez zęby, by po chwili jeszcze dorzucić

- Zapewnię ci nocleg i żarcie na zimę.

- Eh panie krasnolud. Moje usługi za złoto. Co mi sprzedajecie? Jedzenie, którego może nie być? Chaty, które jutro mogą spalić orki i gobliny?

Snogar jakby coś sobie w głowie kalkulował. Jakby próbował przypomnieć wszystko, co wiedział o swoim rozmówcy, o tym czy warto mu zapłacić.
 
baltazar jest offline