Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-04-2009, 22:25   #41
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Z niecierpliwością wyczekiwał odpowiedzi krasnoluda. Przyjmie jego ofertę, czy też rzuci się na niego urażony takim bądź co bądź bezczelnym podejściem do sprawy? Joachim był gotowy na obie ewentualności, trzymając dłoń w pobliżu rękojeści sztyletu. Snogar najwyraźniej nie należał jednak do tych, którzy są nadwrażliwi na punkcie honoru. Nie było to dziwne biorąc pod uwagę, że parał się handlem. Był co prawda lekko niezadowolony tym, że utknął tu na dłużej pomimo starań, ale na to już nic nie mógł poradzić. Krasnolud nie kłamał, świst wiatru za oknem aż nadto potwierdzał jeg słowa. Wyjazd w teraz rzeczywiście skończyłby się śmiercią wśród śniegu.
Cóż przynajmniej pozostaje mi liczyć, że mym wrogom wcale nie jest łatwiej. Nikt nie ma immunitetu na kaprysy przyrody.
Człowiek uśmiechnął się i mocno ścisnął prawicę nowego pracodawcy.

- Słusznie pokładałem nadzieję w twoją rozwagę. Wbrew pozorom potrafię odwdzięczyć się za przyjazne potraktowanie, nie pożałujesz swojej decyzji. Zwę się Joachim Heizenberg można mnie nazwać poszukiwaczem przygód, awanturnikiem lub po prostu najemnym ostrzem. Służę tym, którzy są skłonni zapłacić pieniędzmi lub pomocą. W gruncie rzeczy to, że tu utknąłem jest zrządzeniem losu. Co robiłem w faktorii do tej pory chyba nie muszę mówić po raz kolejny? Ten drobny incydent zdaje się być okoliczną atrakcją sezonu, ale cóż życie stawia nas w różnych rolach, które nie zawsze muszą się nam podobać. A teraz wybacz, ale muszę udać się do waszego kowala zapytać się go o coś. O ile dobrze usłyszałem poprzedniego wieczoru to nazywa się Pencroft, prawda? - widząc, że krasnal skinął głową uśmiechnął się chłodno, lecz szczerze -Świetnie. Jeszcze dziś odwiedzę ciebie, lub twego siostrzeńca, by odebrać klucz do kwatery, więc powiadom go jeśli możesz.-

Skinąwszy głową w niemym pożegnaniu mężczyzna wyszedł wprost w objęcia mroźnego wiatru, który momentalnie zdarł z niego poczucie ciepła. Joachim zacisnął zęby i ruszył w stronę kuźni. Po kilku minutach lawirowania między budynkami w końcu dotarł na miejsce. Z ponurą miną wpatrywał się w zamknięte na głucho wrota kuźni. Dym wydobywał się z komina, ale o niczym to nie świadczyło. Utrzymanie ognia było oszczędniejsze niż rozpalanie na nowo, poza tym to była swego rodzaju sprawa honoru dla ludzi z gór - ogień w domostwie oznaczał, że można się tam ogrzać i schronić. To nie chaosyci, mutanci czy zielonoskórzy zabijali najwięcej ludzi. Najobfitsze żniwa zbierało to co przychodziło po nich - głód, zaraza i zimno. jednak żadna z tych rzeczy nie zaprzątała teraz umysłu Joachima. Teraz myślał wyłącznie o jednym: "Gdzie do kurwy nędzy jest ten zawszony kowal?!"
Ze złością obrócił się na pięcie i ruszył ku karczmie.
"Jeśli go tam nie ma to nie mam pojęcia gdzie go szukać. Nie będę przecież łaził od chaty do chaty pytając: "Czy jest tutaj Pencroft?".
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 01-05-2009, 10:39   #42
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Faktoria "Czwarta mila" dwie godziny przed zmierzchem

Wszelkie rozmowy ucichły na wieść o zielonoskórych. Dla każdego było jasne, że jeśli karawana zostanie rozbitaprzeżycie w faktorii zimy będzie bardzo, bardzo trudne.
Przez sekundę trwała jeszcze cisza, a potem karczma wybuchła wrzawą, co chwilą trzaskały drzwi i ktoś nowy otrzepując śnieg z ubrania dołączał do zgromadzonego towarzystwa. Wkrótce zebrali się tu wszyscy ważniejsi mieszkańcy, poza dwoma strażnikami na wieży.

To ze trzeba pomóc Grobowi bylo dla wszystkich jasne, ale jak to zrobić gdy wzmaga się zadymka, ilu jest orków, ilu ludzi wysłać i wreszcie kto zostanie dowódcą ?
Stali mieszkańcy byli raczej myśliwymi irzemieślnikami i choc broni było w faktorii pod dostatkiem, to jednak brak doswiadczonego przywódcy i wyszkolenia żołnierskiego jego "wojska" mógl skończyc się fatalnie.

Ustalono w końcu, że wyruszą na pomoc ochotnicy, bardziej by zorganizować dywersję, niż rozbić siły zielonoskorych, oczekiwano też, że zgłosi sie jakis przywódca.

W końcu zapanował jaki taki spokój i mozna bylo przystapić do zapisu ochotników i ich dowódcy.


Fala goblinów na wilkach zbliżała się z niewiarygodną prędkością. Hugo zamachnął się swą procą i jeden z jezdców przewalił sie przez zad wilka z szeroko rozkrzyzowanymi ramionami. Zabrzmiało kilka strzałów, poleciało kilka strzał i bełtów i jeszcze kilka goblinów zwaliło sie na ziemię.
Reszta jednak otoczyła tabor i zalśniły ostrza, zabrzmiało upiorne wilcze wycie i krzyki ludzi i goblinów. Pierwszy atak udało się odeprzeć jednak przy stracie tylko dwóch ludzi, poległo tyrzy razy wiecej napastników i dwa wargi.

Yuri wystrzelił dwa razy z pistoletu i dwa orki zwaliły sie na ziemię. Reszta jednak, prawie dwie dziesiatki dobiegła już do rozbitych wozów. Zakłębilo sie na nich zabrzmiało kilka rozpaczliwych krzyków i masa orków zaczęła rabować wozy. Tylko temu Yuri zawdzieczał, że na razie dali spokój samotnemu jezdzcowi.


Josef Hulbringen zmierzał uparcie przez rzedniejaca tu zadymkę w stronę wylotu doliny, gdy przed nim pojawił sie jakis ciemny kształt. Przezornie przygotował broń, ale napastnik okazał się konającym od strzały wbitej az po brzechwę strzały.
Woznica z karawany wycharczał wiadomośc o ataku i skonał. Josef nie namyślając sie wiele ruszył z kopyta w kierunku z którego nadjechał ranny goniec.
Rozsądek nigdy nie był jego mocna stroną...
 
Arango jest offline  
Stary 01-05-2009, 12:07   #43
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nazwanie całego zamieszania paniką było przesadą, ale prawdę mówiąc niewiele do tego brakowało.
I trudno się było dziwić.
W końcu bez zapasów, jakie wiozła karawana, trudno było myśleć o spokojnym przeżyciu zimy. Powiedzmy - przegłodowaniu...

Rozmowy o niczym, głupoty w stylu zapisywania ochotników... Po co to? Żeby mieć co wypisać na nagrobkach?

- Chyba wolę zginąć w walce, niż z głodu - powiedział cicho Ekhard do siedzącej koło niego trójki. - I nie wiem jak wy, ale ja się zgłoszę.

Wstał i podszedł do Snogara i Paula, chyba po raz pierwszy od czasu założenia osady nie kłócących się ze sobą.

- Ile czasu zajmie dotarcie do tej karawany? Mam nadzieję - dodał nieco złośliwie - że znajdą się jakieś wierzchowce dla tych, co wyruszą?

- Gdyby popędzać wierzchowce - Snogar podrapał się po brodzie, z której posypało się na podłogę jakieś paprochy - to przed zmrokiem powinniście dotrzeć...

- Konie? Jakie konie? - obruszył się Paul. - W faktorii nie ma żadnych...

- Zamknij się grubasie! - Snogar pogroził Paulowi pięścią przed nosem. - Raz zacznij myśleć! Jak nie ocalą karawany, to co będzie? Zeżrą i twoje konie, i ciebie na dodatek- dodał złośliwie - boś tłuściutki.

Paul otworzył usta, najwyraźniej chcąc się odgryźć, ale po chwili namysłu najwyraźniej zmienił zdanie.

- No, parę koni się znajdzie - powiedział. - Ale nie macie pienię...

Walnięty przez Snogara w bok zamilkł.

- Dostaniecie te konie - powiedział krasnolud. - Potem oddadzą - dodał. Rzecz jasna słowa skierowane do Paula mogły się okazać obietnicą bez pokrycia, ale wtedy nie miałoby to zbyt wielkiego znaczenia.

- Czy ten, co przyniósł wieści o orkach wie, ile ich jest? Widział coś dokładniej? - spytał Ekhard.

Snogar machnięciem ręki przywołał Martina.

- Widziałeś coś dokładniej? Ilu ich jest? Same orki, czy jeszcze jakieś tałatajstwo?

Martin wzruszył ramionami.

- A skąd. Jakbym polazł bliżej, to by mnie zobaczyli. Grupka ich była, dość spora i tyle. Liczyć po jednym się nie dało.

Wiadomo było, że orki chadzają w grupach po kilkudziesięciu. Dwadzieścia to było minimum. Na karawanę szykowało się ich z pewnością wiecej.

- Gdzie te konie? - Ekhard zwrócił się do Paula. - I jakiś przewodnik by się zdał - słowa skierowane dla odmiany do Snogara - bo nikt nie ma zamiaru błąkać się po okolicy...

- Konie, konie... - mruczał Paul pod nosem. - Moje biedne konie... Zaraz przyprowadzę...

- Pójdę z tobą, pomogę ci - powiedział Ekhard. Osobiście sądził, że Paul schowa gdzieś najlepszego wierzchowca, lub dwa...

- Przewodnik? Tam ślepy by trafił - roześmiał się Snogar. - Nawet w zadymce. Ale Martin może iść z wami.

- Ja? - zdziwił się tropiciel. - Wszak ja na grzbiecie konia się nie utrzymam... Spowolniłbym tylko... Poza tym tam faktycznie łatwo trafić

Ekhard nie miał zamiaru tracić czasu na jałowe dyskusje. Wrócił na chwilę do 'swego' stolika.

- Idę po konie - powiedział cicho. - Zaraz wracam.

Nie czekając na odpowiedź ruszył za wychodzącym z gospody Paulem. Nie chciał, by niziołek nagle gdzieś się rozpłynął... A z nim obiecane, czy też raczej wymuszone, konie.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-05-2009, 00:18   #44
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
W ciszy, która zapadła po słowach Snogara, Francesca bez trudu mogłaby policzyć wyraźne uderzenia własnego serca. Kątem oka zerknęła na Ekharda, który zdusił w ustach przekleństwo. Tileanka zrobiła zmartwioną minę i żałośnie opuściła głowę. Cała nadzieja na opuszczenie tego miejsca zgasła niczym zdmuchnięta świeca… A może to i lepiej? Kto wie co czekałoby ją poza faktorią?
Krótka chwila szoku minęła bezpowrotnie robiąc miejsce nieopisanej wrzawie. Mieszkańcy faktorii wydawali się być tak przejęci, że zadawali setki niepotrzebnych pytań, na których odpowiedź albo była niejasna, albo niewiadoma. Tracili tylko czas.
- Chyba wolę zginąć w walce, niż z głodu – stwierdził szeptem Ekhard, gdy tylko zapadła jako taka cisza, w której zdołano cokolwiek ustalić. Francesca znała go dopiero od kilku godzin, ale w tym momencie jego słowa były dla niej tak oczywiste, jakby znali się całe życie. Chciała mu odpowiedzieć, że także nie ma zamiaru umierać z głodu, jeśli już na umieranie się nastawiają, ale głos uwiązł jej w gardle. Nie potrafiła nawet unieść ręki. Czuła się tak, jakby nagle ktoś zawładnął jej ciałem i nie pozwalał jej podjąć samodzielnej decyzji. Była w stanie obserwować tylko jak Ekhard odchodzi od stolika i podchodzi do Paula i Snogara. Widziała jakie wrażenie zrobił na obu mężczyznach postawa Webera. Jej nowy przyjaciel zacznie pewnie zdobywać szacunek wśród miejscowych. Uśmiechnęła się lekko, czując jak wypełnia ją niezrozumiałe uczucie - duma.
Nagły trzask pękającego w ogniu drewna sprawił, że podskoczyła na swoim krześle. Pozostała jej tylko chwila na podjęcie właściwej decyzji. Ryzykuje albo nie. Wóz albo przewóz.
Jeśli orkowie podejdą do faktorii nic ich nie uratuje. Francesca była pewna, że nie zadowolą się tylko towarem z karawany, że przyjdą i tutaj.
Ekhard powrócił z zaciętą miną. Nagle zdała sobie sprawę, że jej nowy towarzysz został właśnie niepisanym przywódcą ochotników z faktorii. Pewnie sam nie zdawał sobie z tego sprawy, zbyt zajęty myślą o nadchodzącej walce.
- Idę po konie - powiedział cicho. - Zaraz wracam.
Francesca wstała z krzesła i narzuciła płaszcz na ramiona.
- Idę z tobą – stwierdziła z poważną miną, wychodząc za mężczyzną z karczmy. – Przyda ci się pomoc. Ja też nie zamierzam się poddawać.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 05-05-2009, 09:06   #45
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kurt Flucher nie ruszył tyłka nawet o centymetr w stronę przełęczy i karawany. Był już za stary by słowo ochotnik wiązało się z czymś dobrym dla niego. Może 20 lat temu nie było tożsame z głupotą ale teraz… Jak większość za swoją robotę oczekiwał zapłaty. Za wiele widział wojen by wiedzieć, że ochotnicy to ci, którzy pozwalali na to by ktoś szafował ich życiem w imię czegoś bardzo mglistego. To byli z reguły ci, których trupy gęsto zalegały w zbiorowych mogiłach.

Stary najemnik nie zamierzał ryzykować życia ratując karawanę, aby potem móc kupić z niej towar. Dlatego z obojętną miną przyglądał się negocjacjom Ekharda z kupcami. Z równie obojętną miną patrzył jak wychodzi po konie z jednym z nich. Z równie obojętną patrzył jak znajduje się kilku ochotników, którzy nie różnili się bardzo od wielu innych ochotników, jakich widywał. Z prawdziwym żołnierzem to oni mieli tyle wspólnego, co koza z bojowym wierzchowcem. Zastanawiając się nad targami Ekharda malował mu się dziwny uśmiech na twarzy – wytargował to, czego mu brakowało do wydostania się stąd.

Natomiast nie mógł ukryć zdziwienia jak kolejna osoba odeszła od stolika. Nie bardzo próbował sobie wyobrażać jak ta krucha istotka dostaje się w ręce zielonoskórych i co się później z nią dzieje.

W końcu Snogar podszedł i do ich stolika. Krasnolud podrapał się w brodę i ignorując siedzącą niewiastę zwrócił się wprost do Kurta.

- Ty, wyglądasz na żołnierza, nie idziesz?

- Może i wyglądam na żołnierza, ale chyba nie na ochotnika. A ty panie krasnolud nie idziesz?

Tutaj jak zwykle w takich sytuacjach nastała chwila krępującej ciszy. Stary kupiec wiedział, że od tego, co powie może wiele zależeć. Jednocześnie miał zbyt wiele do stracenia, aby tak łatwo szafować swoim życiem. Miał na tyle pieniędzy i zapasów, aby się nie martwić o zimę. Owszem nie zarobi, wręcz straci, ale odkuje sobie w przyszłym roku, albo w kolejnym. A na przełęczy los niepewny – teraz jak jest tak blisko skarbu nie będzie ryzykował. Dosiadł się szybko tak, aby rozmowa nabrała bardziej prywatny charakter.

- A kto przypilnuje faktorii, a kto pomoże jak by spróbowały się tutaj te zielone ryje dostać? Poza tym przecież ryzykujemy naszymi końmi.

- Naszymi – zaśmiał się głucho Kurt. To ryzykujcie panie kupiec waszymi końmi. Ja nie ryzykuje swojego życia dla waszych towarów. Jestem najemnikiem nie głupcem.

- Inaczej będziesz mówił jak karawana nie dojedzie i zdechniesz z głodu.

- Panie krasnolud nie traktujcie mnie jak głupca. Gdy karawana nie dotrze do faktorii to nie ja nie będę miał, czym handlować, nie ja nie będę mógł zorganizować wyprawy po wielki skarb. Ja, panie krasnolud wolę zginąć próbując wydostać się z tego miejsca niż ginąć za czyjeś towary! Tedy albo traktujemy się poważnie albo nie mamy, o czym rozmawiać. Chcecie mojego miecza to musicie za niego zapłacić a nie jest on tani.


Snogar poczerwieniał na gębie. Począł sapać i stękać. Burkał i charkał. Ale wiedział, że jak z faktorii wyjdą tylko tamci to równie dobrze mogą zostać. Tak naprawdę to wyjście kogokolwiek jest nieomalże równoznaczne ze śmiercią. Chyba, że byłby to dobrze zorganizowany oddział. Ale i tak rozpoczął targi, dam ci sprzęt – broń czy pancerz czy co tam ci potrzebne. Wycharczał przez zęby, by po chwili jeszcze dorzucić

- Zapewnię ci nocleg i żarcie na zimę.

- Eh panie krasnolud. Moje usługi za złoto. Co mi sprzedajecie? Jedzenie, którego może nie być? Chaty, które jutro mogą spalić orki i gobliny?

Snogar jakby coś sobie w głowie kalkulował. Jakby próbował przypomnieć wszystko, co wiedział o swoim rozmówcy, o tym czy warto mu zapłacić.
 
baltazar jest offline  
Stary 05-05-2009, 14:24   #46
 
Scoiatael's Avatar
 
Reputacja: 1 Scoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetnyScoiatael jest po prostu świetny
Sytuacja zdecydowanie nie rysowała się dla Yuriego i dla reszty karawany w jasnych kolorach: orki właśnie kończyły mordować pechowców z rozbitych wozów i wkrótce dołączą do atakujących goblinów. Wtedy nawet okopany kwadrat wozów będzie miał małe szanse. Jedyne, co samotny jeździec mógł zrobić to próbować odciągnąć uwagę tej hordy czarnych orków. Było to o tyle trudne, że musiał jednocześnie być na tyle blisko żeby nie straciły zainteresowania, i o tyle daleko żeby nie trafiły go rzucając jakimś śmieciem, jak na przykład swoim toporem ważącym tyle co małe drzewko. Żeby dodatkowo utrudnić wszystko, przeładowywanie pistoletów podczas jazdy na koniu było praktycznie niemożliwe. Trzeba było bardziej uważać, kiedy próbowali go w Imperium uczyć walki z konia!

Jedyne, na co pozostawało liczyć to posiłki z faktorii, zakładając że ten woźnica wykonał zadanie... Bo w przeciwnym wypadku wszystko jest stracone...

Po chwili Yuri zebrał się w sobie na tyle, by podjąć jakieś działania. Póki miał czas nabił pistolety. Obrócił konia bokiem do orków, wymierzył spokojnie i oddał 2 strzały, mierząc w największe sztuki. Miał nadzieję, że zwróci tym na siebie uwagę orków i tak się stało: tłum orków, przypominający obecnie bardziej jakąś dziwną machinę krasnoludów, najeżoną kolcami i toporami i opancerzoną tarczami, wrzeszczącą co sił w płucach "WAAAAGH!" skierował się w jego stronę. Ten widok najwyraźniej nie podziałał zbyt dobrze na nerwy wierzchowca, który ruszył galopem, nie zważając wiele na jeźdźca próbującego go opanować, w stronę faktorii. Orki próbując dotrzymać mu tempa pognały za nim.
 
__________________
The only way of discovering the limits of the possible is to venture a little way past them into the impossible.
Scoiatael jest offline  
Stary 08-05-2009, 02:34   #47
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Wszedł do karczmy akurat w momencie największego rozgardiaszu i zamętu. Wszyscy zażarcie kłócili się o to co należy zrobić, nie zwracając zupełnie uwagi na jego ciche wejście. Nie trzeba było zbyt wiele czasu by dowiedział się co jest powodem całego zamieszania.
Zasadniczo niezbyt dziwił się lekkiej panice jaką dostrzec można było w oczach mieszkańców faktorii. Utrata towarów z karawany oznaczała co najmniej mocno utrudnione przetrwanie zimy o ile nie powolną śmierć głodową. Zimę zapewne przetrwała by zaledwie garstka, która zresztą po podobnych przeżyciach przypominała by bardziej watahę wilków niż ludzi.

Kiedy usłyszał stękanie Paula o pieniądze za konie zacisnął zęby ze złością. Ten pokurcz napsuł mu już sporo krwi, więc głupota i chciwość wyzierające z jego słów wybitnie podziałały mu na nerwy. Dłonie jakby z własnej woli zacisnęły się w pięści, a sam Joachim powoli zaczął zbliżać się do niziołka z paskudnym uśmiechem na twarzy.

Na szczęście dla kupca, Snogar chyba dostrzegł co się święci, bo spojrzał groźnie na mężczyznę i ponuro pokręcił głową.
Zgrzytając zębami Joachim zatrzymał się w pół drogi, zresztą Paul najwyraźniej już wypatrzył go spośród tłumu, bo na widok jego miny ze strachem w oczach uciekł gdzieś szybciej niż polany wodą kot.

Widok zwiewającego niziołka lekko poprawił mu humor, ale na tyle by odciągnąć go od ponurych myśli.

"Diabli nadali... Jak nie zaraza to przemarsz wojsk. Cholera, jeśli się zgodzę to jest spore ryzyko, że cało głowy nie wyniosę. Tylko, jeśli się nie zgodzę to będzie jeszcze gorzej. O ile uda im się uratować karawanę, a mnie nie będzie pośród grupy ratunkowej, będę mógł pożegnać się z obiecanym wierzchowcu. A jeśli zieloni wytłuką wszystkich, to czeka mnie nie mniej ciekawa perspektywa próby przebijania się do najbliższej wioski. A nie jestem tak głupi by nie wiedzieć jakie szanse ma samotny człowiek w czasie zimy... Szlag by to..."

Od tych niewesołych myśli odciągnęła go rozmowa toczona między Snogarem a wysokim mężczyzną, który jak się zdawało na ochotnika zadeklarował się ruszyć z odsieczą. Joachim spojrzał na niego cynicznie, przy czym lekko przekręcił głowę.

"No to przynajmniej wiemy, że nie pójdą sami drwale i myśliwi. Zdaje się, że mój dylemat rozwiązał się jakby sam..."

Mężczyzna podszedł na moment do stolika, gdzie zamienił kilka słów z siedzącą tam kobietą. Joachim nie był w stanie usłyszeć co do siebie mówią, ale wyglądało na to, że oboje mają zamiar walczyć z orkami. Lekkie zaskoczenie szybko zakryła zwykła maska pospolitego zbira. Szermierz wzruszył lekko ramionami, po czym wyszedł w ślad za parą. Po paru krokach, kiedy już oddalili się odrobinę od karczmy zawołał w końcu zachrypniętym od chłodu głosem.
- Poczekajcie!- odchrząknął krótko i kontynuował już normalnym głosem - O ile dobrze słyszałem zamierzasz wyruszać razem z innymi, żeby uratować karawanę? - zmniejszył dystans do 2-3 kroków - Jeśli nie macie nic naprzeciw, pozwólcie, że się przedstawię. Joachim Heizenberg. Też zamierzam pomóc, więc chyba dobrze będzie znać choćby nasze imiona, nieprawdaż?-
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 08-05-2009, 13:44   #48
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wyszli wraz z Francescą.
Na szczęście Paul nie oddalił się zbytnio. Może uznał, że nie warto się chować, bo i tak w końcu ktoś go odnajdzie?
A może poddał się wyrokom losu i pogodził się ze smutną koniecznością. W każdym razie stał i czekał, z miną zdecydowanie nie sugerującą pełni szczęścia.

- Idziecie? - burknął i nie oglądając się na nich ruszył przed siebie.

W tym momencie otworzyły się i zamknęły z trzaskiem drzwi gospody.
Rzut oka przez ramię wystarczył, by zorientować się, kto za nimi wyszedł. Bohater afery z niziołkiem.
Na szczęście Paul, pewnie zajęty rozmyślaniem nad swoim nieszczęściem, nie zwrócił na niego uwagi, bo nie ruszył do panicznej ucieczki.

Ekhard obrócił się do nadchodzącego. Francesca okazała się bardziej przezorna - bez chwili namysłu zrobiła kilka kroków i złapała z całych sił Paula. Ten zatrzymał się i spojrzał na nią oburzony.

- Myślałem - powiedział niezadowolony - że wam się spieszy... Rozmyśliliście się? - W jego głosie oburzenie walczyło z nadzieją.

W tym momencie usłyszał i zobaczył Joachima. Gdyby nie silny uścisk Francesci, z pewnością pomknąłby przed siebie, by schować się w mysiej dziurze.

- On ci nic nie zrobi - zapewniła Francesca. Jej głos ociekał słodyczą. - Prawda?

Joachim wydał jakiś pomruk, który można było zinterpretować na różne sposoby.

Ekhard stłumił uśmiech. W postawie Paula widać było całkowity brak wiary w zapewnienia trzymającej go kobiety.

- Ekhard Weber - przedstawił się. - A tamta pani to Francesca Lombardi.

Wymieniona skinęła głową.

- Doszliśmy do wniosku, że głodowa śmierć nam nie odpowiada - kontynuował Ekhard - a to by nas czekało, jeśli karawana do nas nie dotrze. Poza tym... mam nieodparte wrażenie, że kto pierwszy, ten lepszy, w związku z czym mamy szanse wybrać sobie lepsze konie. Bo chyba są jakieś lepsze, a nie tylko szkapy, co padną nim przebędą choćby pół mili...

Paul skinął głową.

- Są, są... - wydusił z siebie. - Już was prowadzę...

Nie zwlekając ruszyli.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-05-2009, 13:11   #49
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Okrzyk radości towarzyszył upadkowi goblina trafionego kamieniem z procy Hugo. Uderzenie nie było zbyt groźne, lecz upadek powinien zniechęcić zieloną paskudę do dalszej walki. Tym bardziej, że goblinom na ziemi jakby wyparowywała odwaga, jaką odznaczali się na grzbietach swoich wielkich wilków.

Gdy posyłał kolejny kamień w stronę nacierających zielonoskórych, w burtę wozu i worek z obrokiem, za którymi się chował, wbiły się krótkie, niedbale wykonane (co nie zmniejszało zbytnio ich śmiercionośności na tak małym dystansie) goblińskie strzały. Widać paskudy potrafiły strzelać nawet podczas szaleńczego galopu na grzebietach brunatno-szarych drapieżników.
Hugo przez chwilę spoglądał na wciąż drgający pocisk sterczący z deski, z jakich zbudowany był wóz. Olchowych, jak już zdołał zauważyć wcześniej. Z kontemplacji wyrwał go brutalnie wyglądajacy oszczep, czy też krótka włócznia ciśnięta przez jednego z napastników, którzy, ku zaskoczeniu niziołka, byli już prawie przy wozach.
Halfling zdołał jedynie pisnąć, gdy przykryła go wonna chmura mieszanki słomy i traw, jaka uniosła się w powietrze z rozdartego worka.
Pachnie całkiem, całkiem... - stwierdził. A gdyby tak spróbować przyprawić tym pieczeń? - pomyślał.

Gdy drażniąca oczy chmura nieco się rozrzedziła, ujrzał groźnie wyszczerzonego goblina, znajdującego się tuż przy wozie, na którym siedział niziołek.
Na mgnienie oka odgłosy potyczki, kwiki zwierząt, powarkiwania napastników i ich wierzchowców, zawołania bojowe krasnoludzkich woźniców i odgłosy uderzeń metalu o metal przysłoniła jakaś tłumiąca dźwięki zasłona. Wydawało się, jakby w okolicy był tylko goblin i niziołek, mierzący się nawzajem spod przymrużonych powiek. Było pewne, że z tego starcia żyw wyjdzie tylko jeden. Napięcie rosło, a oponenci wyglądali niczym dwaj rewolwerowcy z jakiegoś fantastycznego innego świata. Kto pierwszy wydobędzie broń... kto pierwszy naciśnie na cyngiel... kipiący nienawiścią do wszystkiego co żyje, groźny i pewny siebie goblin, czy kochający cały świat (a najbardziej jedzonko), przyprószony pachnącą ziołami sieczką, niziołek...

No właśnie - robiący groźną minę malec, którego już w nosie zaczynało kręcić od tego pyłu, poczuł, że coś go uwiera między zębami. Splunął. Zrobił to tak nieszczęśliwie, że ziarno owsa trafiło porosto w pysk wilka, na którym siedział zielonoskóry. Zwierz, którego wcześniej Hugo nie raczył zauważyć, otworzył paszczę, z której dobiegł złowieszczy pomruk.
No to mam przerąbane... - stwierdził niziołek, nie bezpodstawnie zresztą.

Czas znowu przyśpieszył. Okrzyk goblina biorącego zamach ściskanym w garści ostrzem zamienił się w skrzek, gdy z siodła zmiótł go toporek ciśnięty przez pobliskiego krasnoluda. Uwolniony spod ciężaru jeźdźca, szykujący się do skoku wilk wybił się zbyt mocno co sprawiło, że przeleciał nad zdziwionym niziołkiem i wylądował wewnątrz kręgu wozów. Zdołał co prawda ugryźć jednego z najemników, lecz zaraz został rozniesiony na ostrzach ochrony karawany.

A Hugo? Cóż, atak wilka pozostawił jedynie przekrzywioną czapkę na jego głowie tak, że wyglądał niczym jednooki pirat. Zaraz potem kichnął potężnie i czapka zsunęła się również na drugie oko. Niewidzący zaplątał się o materiał z rozprutego worka i wyłożył kolejny raz tego dnia na glebę. Jego zaskoczone i nieśmiałe "Aaaa..." zostało podchwycone przez broniących karawany, gdy pierwszy atak zielonych pokrak został odparty.
Gromkie "Huraa!" uniosło się w niebo, a Hugo odniósł pierwszą tego dnia ranę.
- Auć! - pożalił się światu, rozmasowując rosnącego na czole guza.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 11-05-2009, 21:44   #50
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Po chwili wydukał wreszcie zaklęcie pozwalające na kontynuowanie tej rozmowy. Oczywiście z odpowiednim rytuałem, spokojnym ściszonym głosem:

- Ile chcesz?

Krótko i na temat – stary kupiec nie próbował się wstrzelić z propozycją. Najpierw wolał poznać cenę usług by móc ją zbić. Jeszcze raz rzucił spojrzenie na boki czy ktoś nie podsłuchuje ich rozmowy. Upewniwszy się, że niepowołane uszy tego nie usłyszą i nie popsują naboru ochotników sam skoncentrował się na słowach rozmówcy.

Kurt kontynuował negocjacje według określonej etykiety. Zabiegi, które za każdym razem musiał powtarzać. Wychodził z zawyżoną ceną by mógł coś obniżyć tak, aby wilk był syty a owca cała. Tym razem też.

- Jak chcesz, żebym ruszył dupsko na przełęcz w taką pogodę to trzeba będzie wysupłać 15 Karli.

- Piętnaście koron! Nieomalże wykrzyknął poczerwieniały na twarzy krasnolud. Tyś chyba ocipiał! Piętnaście za przekazanie informacji karawanie? Ty pewnie zielonego ścierwa nie powąchasz… ba nawet nie zobaczysz. Mogę dać 5.

- Pięć to możesz zaproponować Amelii, żeby ci kuśkę obrobiła, a nie mnie. Za mniej niż 13 nie mam zamiaru się uganiać po górach i narażać rzyci w spotkaniu z czarnymi orkami.

- Siedem i to moje ostatnie słowo. Bierz, co ci dają bo jak nie to takie ceny będziesz miał w zimie, że tygodnia tu nie przeżyjesz!

- Siedem? Nie obrażaj mnie. Siedem, to nawet więcej by chciał ten wszędobylski halfling - Dankan. Popatrzył w stronę szynkwasu i krzyknął do gospodarza – Piwa grzanego, a żeby było dobrze zaprawione bo kurewska zawierucha się tam szykuje. Aż mi kości mrozi.

Snogar przez chwilę wpatrywał się w najemnika, przeliczając ofertę i czas jaki będzie potrzebny na to by złoto z powrotem wróciło do jego sakiewki.

- Dobra niech będzie dziesięć, ale dorzuć płótno opatrunkowe, lampy, oliwę jakiegoś spirytusy no i pół litra przepalanki na drogę.
Zaproponował w końcu Kurt.

- Niech będzie! Pieniądze dam ci w składzie. Ale o naszej umowie nikt nie wie, jasne? Jeszcze tego mi brakuje, żebym wszystkim musiał płacić! Powiedział nieomalże szeptem krasnolud.

Kurt kiwnął tylko głową na zgodę.

- A niech mnie panie krasnolud, macie słuszność. I ja się piszę na tą wyprawę – w końcu to w naszym wspólnym interesie, aby karawana dotarła bezpiecznie. Możesz mnie wpisać na listę ochotników. Powiedział tak by jego słowa były słyszane przy sąsiednim stoliku.

- To jak – zakrzyknął już w kierunku reszty zebranych – kto jedzie z nami, pomóc Grobowi? Co nikt więcej? Nie ma chętnych panienki? Na piczę Carycy Katarzyny chcecie tu czekać, aż ten stary krasnolud będzie się wam jawił jak smakowity prosiaczek na ruszcie?

- Ot masz ci los, już nikt więcej nie ma w tej gospodzie na tyle twardych jajec aby na wieść o zielonoskórych wyjść poza palisadę, hę? No myślałem, że w tych stronach są odważni ludzie, a nie baby poprzebierane w hajdawery!

- Kurt, naszykuj mi prowiantu na 4 dni. A i podaj przepalankę, chętnie się napiję z kimś walecznym w tej gospodzie… jak się taki jeszcze znajdzie, a ty panie Snogar przekonuj i szukaj pomocy dla twego ziomka.

To powiedziawszy udał się po schodach do swojego pokoju, aby przygotować ekwipunek do drogi. Spakowanie swoich manatków nie zajęło mu wiele czasu. Ot stare przyzwyczajenia dawały o sobie znać. Nigdy nie wiedział, kiedy mu przyjdzie wyruszyć w dalszą drogę dlatego zawsze był do niej gotowy. Gdy ponownie pojawił się na schodach pobrzękiwał kolczą zbroja i ostrogami. O bok obijał się długi miecz. W rękach trzymał dwa toboły, z których wyróżniał się kształt kuszy.

Gdy spojrzał na swój stolik zauważył mężczyznę raczącego się jego przepalanką. Na pierwszy rzut oka wydawał się niezbyt wysoki, chociaż może tak wyglądał tylko z góry. Za to od razu było widać siłę w barkach. Na lewym oku nosił opaskę, a na jego twarzy była zapisana historia nie jednej bójki. Wytarta skórzana zbroja nosiła ślady niejednej reperacji, pewnie gdyby nie kolcze wzmocnienia już dawno by się rozleciała. Bojowy topór leżący na blacie stołu też nosił ślady częstego używania.

Idąc w jego kierunku Kurt nie wiedział jeszcze czy ma przed sobą kolejnego narwańca, który zdecydował się iść na przełęcz. Czy może kolesia z jajami wielkimi jak kule armatnie lubującego się w mocnych trunkach. I skąd do ciężkiej cholery się on tu wziął - czy to był ten owinięty w stary płaszcz jegomość co prawie dwa dni przespał w kącie sali...
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 12-05-2009 o 07:02.
baltazar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172