Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2009, 16:22   #14
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Gusin zaczynał mieć powoli dosyć tego, co robił Mesto. Zachowywał się jak jakiś szczeniak, a nie czarodziej, jakim podobno był. Rozpieszczony do granic możliwości, przyzwyczajony do tego, że wszyscy robią coś za niego, na jego rozkaz.

Krasnolud nawet nie skosztował soku, jakim uraczył ich dowódca. Grzecznie odmówił gestem. Nie wypadało wybrzydzać, skoro został poczęstowany, ale nie miał w zwyczaju brać do ust niczego, co nie miało w sobie choć odrobiny alkoholu, chyba, że była to zwykła woda.

Z zadowoleniem przyjął swoją działkę pieniędzy. Monety zabrzmiały miło w torebce, gdy nimi potrząsnął. Lubił ten dźwięk jak żaden inny. Chyba tylko krzyk przeciwnika rozpłatanego celnym ciosem mógł się temu równać. Pieniądze i bitwa, dwie największe przyjemności krasnoluda. Teraz, miał je obie na wyciągnięcie ręki. No, może na tą drugą musiał zaczekać…

Wojownik pozwolił sobie zignorować słowa dowódcy. Uważał się za znacznie lepszego od strażnika. Po pierwsze, władał bronią znacznie lepiej. Po drugie, miał większe doświadczenie bojowe. Najważniejsze jednak było to, że nie robił tego co robił dla pieniędzy. Dla niego była to słodka mieszanka przyjemności, obowiązku i ryzyka. Jakiekolwiek miał powody, by być poszukiwaczem przygód, dla niego nie był to jedynie zawód. Dla niego to była czysta esencja jego życia, a nie coś, co się kończy punktualnie o szesnastej każdego dnia.

Zaraz po wyjściu z budynku skierował się milczący za resztą towarzyszy. Tylko po zmarszczonym czole i nerwowo gładzonych wąsach można było poznać, że krasnolud gorączkowo nad czymś rozmyśla. Stan ten utrzymał się dość długo.

Ich sytuacja była nieciekawa. Nie mieli żadnej ochrony przed Ognistymi Nożami, a te mogły już wiedzieć, co się stało. Gusin nie miał nic przeciwko potyczce, ale na ubitej ziemi, z koniem pomiędzy nogami, galopującym na przeciwnika większego od samego Horderheka. Ale czekać w łóżku, oczekiwać w nocy skrytobójczego ataku? Jakby to wyglądało, gdyby zginął z poderżniętym gardłem, podczas snu, jak starzec? Przyniósłby hańbę nie tylko sobie, ale i swemu klanowi. A przecież wyruszył po to, by ocalić jego honor.

Jak Gusin nie cierpiał skrytobójców…

Kiedy jednak zasiadł do stołu, jego twarz rozjaśniła się w typowym, krasnoludzkim uśmiechu, zwiastującym dobrą zabawę.

- A ja sem myśliwa, żeśmy dobrą robotę dziś zrobili, no! I wiem ja, kurde, jak to uczcić!- krzyknął, wyciągając z plecaka trzy duże butle mocnego, krasnoludzkiego piwa.

- Kto z nas ma słabszy łeb, ten wypierdek gobliński! Pijta ze mną!- ryknął, otwierając swoją butelkę i łapczywie się do niej dobierając, pociągając spory łyk i ścierając złote krople płynu z brody.

Bo w sumie prosty chłop z niego był.
 
Kaworu jest offline