Olał ją, znowu. Olał jej przyjaźnie wyciągniętą rękę [jakkolwiek groźnie to brzmi]. Asael nie westchnęła nawet, odprowadziła go wzrokiem.
„Daj mu trochę czasu...”
Wspomniała znów te zabawne słowa. „Jesteś dla mnie nikim i ja dla ciebie mam pozostać nikim”. Miała teraz ochotę roześmiać się mu w twarz, ale nie byłoby to zbyt etyczne zachowanie. Mógł źle zrozumieć jej niewinnie rozbawienie.
„Nie musisz być ‘kimś’, abym uznała, że warto za ciebie walczyć. Skarbie, skąd pomysł że... Hihi, a to dobre! On myśli, że ja coś do niego czuję?! Że się zadurzyłam?! Friends forever?!”
Przygryzła wargę w krzywym uśmieszku, by nie prychnąć głośnym śmiechem.
„Nie mogę normalnie!”
Kusiło ją wręcz, aby pociągnąć tę grę dalej i zobaczyć jak groźny pan heretyk się zachowa i jak szybko pęknie wybuchając gniewem, ale przecież, na miłość wszystkiego co prawowite, nie wolno dręczyć rannego!
Asael miała prosty pogląd na życie - to co robi i mówi to tylko i wyłącznie jej wolna wola i gotowa jest w pełni ponosić konsekwencje swych działań. Jej dupas, ona ma prawo wystawiać go na kopy i ją boli w razie czego, więc uznawała, że wszelkie uwagi otoczenia na ten temat są zbędne. Nie słyszała pytań zaczynających się od „dlaczego”. Odpowiedź była zbyt banalna by wysilać się i jej udzielać. Bo tak. Bo to jej dupas jej kopas w jej dupas i jej sprawa. Rzeczą najbardziej wnerwiajacą na świecie było współczucie otoczenia i tłumaczenie związków przyczynowo-skutkowych kopas-dupas. Jakby sama nie wiedziała, że kopas w dupas boli. Wiedziała. No i? Robiła to, co uważała za słuszne i szanowała to, że inni robili to, co było słuszne dla nich. Dostawała, pouczali ją, rozumiała; kiedy inni dostawali wściekała się na nich z nadzieją, że i oni rozumieją. Nie mogło być inaczej.
Nikt nie lubi, kiedy przerywa się mu walkę. Kiedy ona padała pod butem wroga i ktoś przychodził z pomocą, wściekała się. Że wyszła na słabeusza, który potrzebuje wsparcia. I cieszyła się niemiłosiernie. Że takie wsparcie miała. Mieszanka wściekłości i radości zawsze towarzyszyła takim sytuacjom. Wiedziała, że Achrol musiał czuć coś podobnego. Tak naprawdę każdy woli zginąć niż zostać ocalonym i zranić dumę, ale każdy, kto został ocalony i rozumie dlaczego został ocalony, jest bardziej szczęśliwy niż wściekły. Ostatecznie. Achrol po prostu jeszcze tej ostateczności nie osiągnął. Czy wkurzyłaby się na kogoś kto wtrącałby się w jej walkę, nawet gdyby ona w tym momencie bezradnie leżała pod butem wroga? Oczywiście! Czy Achrol miał prawo się wkurzyć? Oczywiście! Rozumiała to. Taka była kolej rzeczy. Wściekłość i radość, zdolni zabijać dla pokoju, wojownicy tak żyli.
"Daj gościowi trochę czasu..."
Nie miała pretensji do innych, zaryzykowała wystawiając dupasa na kopasa no i dostała. Miałaby pretensje gdyby prosiła o wsparcie, a oni nic. Ale nie prosiła. Nie było zatem problemu. Ona w każdym razie takowego nie widziała.
Że chciał kuśtykać i cierpieć na uboczu, jego decyzja. Jego dupas. Ale ona i tak będzie własną wolną wolą maltretować go próbami niesienia pomocy. Bo to z kolei jej dupas. Jak ją kopnie to kopnie, zobaczymy co dalej. Póki co sytuacja w normie.
Wrócił Dirael. Ten to ma dobrze. Drużynowy dyplomata.
Asael nie interesowała się wozem, trupami, rzeczami z wozu. Wzięła swoją kuszę i szmatkę od Kurta, przyciskając se ją do nosa ruszyła w kierunku miasta [tam gdzie Direal wskazał]. Tudzież gdzie wskazał ten cholerny ślepy ptak.
"Jeśli w okolicy będzie jakiekolwiek zwierzę, człowiek, mamut, glizda, pchła, cokolwiek, powiedz mi o tym, zanim znów coś stojącego metr ode mnie rzuci się na moich towarzyszy, okej?!" - przekazała w myślach, wściekła.
- Rejnowiec chulerny! – warknęła, idąc już, zarzucając kurtkę na głowę w celu ochrony wątpliwej fryzury przed deszczem.
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |