Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2009, 19:58   #47
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Tzimisce są tacy... ograniczeni. Zamknięci w swoich ideałach wierzą w system feudalny. W sumie to jest jedyny system jaki uznają i to pod warunkiem, że są na samej górze. No ale cóż... Niech będą ograniczeni ale niech nie ograniczają innych?! Jakich innych? A chociażby Tristana.

***

Zelota właśnie jechał przez las. Las jak las, widział takich wiele a miał nadzieje zobaczyć jeszcze więcej. Droga od pewnego czasu była bezpieczna, dzięki podróżowaniu w dzień udało mu się uniknąć siepaczy Razkoli, no prawie... Kilku go doścignęło. Spotkała śmierć ostateczna. No ale taki już jest los głupców, którzy go zlekceważyli.
"Ktoś zawiódł, ktoś był szpiegiem! Ale kto... Kto z nas mógł zaprzepaścić szansę na prawdziwą utopię? Drugą Kartaginę... Nie! To Kartaginę by nazywano drugim Krakowem! Gdybym go dorwał..."
Ręce wampira kurczowo zacisnęły się na lejcach, twarz się ściągnęła a w wyszczerzonych ustach pojawiły się kły.
"Spokojnie! Nie jesteś zwierzęciem!"
Po chwili Zelocie udało się opanować. Jego twarz się wygładziły, kły schowały a dłonie rozluźniły chwyt.
-Dorwę Ciebie, kimkolwiek jesteś. Ale najpierw powstanie nowa utopia.
Groźba i obietnica zostały porwane przez wiatr.
Hubert jechał wozem trochę za wampirem, był już przyzwyczajony do tego, że jego pan czasem gada sam do siebie.
Koń zarżał niespokojnie, atmosfera tego miejsca była... dziwna... straszna. Brujah schylił by uspokoić wierne zwierze.
-Już niedługo Perun, już niedługo będziemy na miejscu. Pan na Strachowie pewnie ma wielkie stajnie, a w nich czeka mnóstwo dobrego, słodkiego owsa.
"...i wielkie sale tortur. Oby plotki o jego niechęci do Razkoli nie okazały się tylko plotkami."
Te nie za ciekawe myśli przerwał mu mrożący krew w żyłach krzyk. Gdyby tylko miał jeszcze własną krew w żyłach... Popędził konia, słyszał jak za nim Hubert popędza krzykiem konie ciągnące wóz.
Tristan był w miarę sprawnym jeźdźcem, bez problemu prześcignął wóz i znalazł się na miejscu walki. Dwa dziwne skrzydlate stwory atakowały grupkę wędrowców. Jeden chyba coś upolował, te coś właśnie krzyczało. Krew Tristana zaczęła żywiej krążyć dając jemu ciału nadnaturalna siłę i szybkość*. Uspokoił bestie, jeszcze nie czas... Zeskoczył z konia i szybko przywiązał jelce do najbliższego drzewa. Dopiero wtedy wydobył miecz.
Miecz był długi, chyba jeździecki. Klinga krótsza od klingi miecza dwuręcznego ale dłuższa od miecza charakterystycznego dla wojsk służących za panowania Karola Wielkiego. Szerokość brzeszczotu była podobna na całej linii, tylko nieznacznie rozszerzała się przy jelcu a zwężała ku sztychowi. Cała broń była prosta, w kilku miejscach lekko poszczerbiona ale w dobrym stanie. Krótko mówiąc broń, która służyła do zabijania a nie paradowania z nią, właściciel ewidentnie nie stronił od walki ale dbał o swoją broń.
Zaczął biec w stronę grupy, jego ruchy się rozmywały w oczach. Z gardła wydobył mu się krzyk, prosty krzyk, mówiący o prostych rzeczach, które każdy wojownik chce wydobyć z wroga.
-BLOOOOD! GUUUUTS!
Prosty krzyk wydobył się z jego gardła. Identyczny krzyk wydobywał się jeszcze z gardeł Anglosasów pędzących na najeźdźców. Nie był finezyjny, nie musiał być.

Tristan widziały jak puch rozrzucony przez kogoś powoli opada, zdecydowanie za wolno jak na tak lekki przedmiot. Nagle zawiał przenikliwy wiatr, szron ściął wszystko w okolicy a Zelota poczuł jak jego ruchy zwalniają, jak mięśnie są ściskane przez lodowaty chłód. Mimo to parł naprzód. Latające stwory pod wpływem wiatru były teraz bliżej ziemi.
Spostrzegł jak jakaś kobieta, prawie tak szybka jak on rzuca się z szablą na jednego stwora. Reszta Kainitów (lub orszak spokrewnionej) stała, tylko wilk powoli, ślamazarnie szedł w stronę gargulca, którego uczepiła się kobieta. Przynajmniej szedł z punktu widzenia Tristana.
W końcu dobiegł do drugiego latającego stwora. Ten wbił spojrzenie w rozmywającą się sylwetkę jaką był dla niego Tristan. Ruch, odgłos uderzenia i krzyk potwora. Odrąbane ramię upadło u stóp wampira gdy ten zamierzał się do następnego ciosu. Ostatnie zamrożone pióro opadło na ziemię.

*potencja i akceleracja
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline