Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2009, 23:37   #16
Cosm0
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Gordron i zakupy...

Po wyjściu ze strażnicy kompani rozmawiali chwilę ze sobą zastanawiając się gdzie by się tu zahaczyć na jakiś posiłek i na nocleg, a zważywszy na ich wygląd - nawet pomimo brzęczącej sakiewki nie nadawali się raczej do pierwszorzędnych lokali. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że najlepiej będzie wybrać się do jakieś tawerny nie grzeszącej luksusem, ale jednocześnie potrafiącej zaoferować coś na co godzi się rozsupływać otrzymane przed chwilą sakiewki z monetami. Kiedy tak gadali napatoczyli się na małą tawernę o jakże oryginalnej nazwie "Przybramie" i korzystając z okazji postanowili, że ta będzie równie dobra jak każda inna. Gordron oznajmił wszystkim, że wybiera się jeszcze na zakupy, a zważywszy na późną już bądź co bądź porę musiał się wyjątkowo spieszyć, żeby udało mu się złapać jakiegokolwiek sklepikarza, który nie przekręcił jeszcze klucza w drzwiach swojego sklepu.

Gordron był już kiedyś w Suzail przejazdem i miał pewne pojęcie co do tego, gdzie może zakupić potrzebne mu rzeczy, nawet o tej godzinie - Zielarnia Melasy była tym gdzie pędem udał się wojownik. Jak się okazało nie było potrzeby do zbytniego pośpiechu, bo zielarnia okazała się czynna do późna i jedyne co trzeba było zrobić to pociągnąć za sznurek wiszący przy drzwiach, któremu wtórował głośny dzwonek wewnątrz. Po kilku minutach w okienku pojawiła się młoda, blond dziewczyna, całkiem jak na gust Gordrona atrakcyjna. Nie było jednak czasu na zbytnie spoufalanie się, gdyż kobieta będąca, sądząc po wieku, zapewne uczennicą starszej zielarki nie miała zbyt tęgiej miny.

- Dzień dobry. Poproszę sześć eliksirów leczenia lekkich ran i ładny uśmiech.

Kobieta spojrzała na spoconego po krótkim biegu i przybrudzonego po podróży wojownika z lekką pogardą w oczach po czym zniknęła pomiędzy pułkami, a po niecałej minucie wróciła niosąc zamówione eliksiry.

- Proszę eliksiry, tego drugiego dzisiaj nie ma w sprzedaży - rzekła chłodno podając mu zakorkowane flaszki i odbierając sporą zapłatę, a gdy wyszedł zamykając za nim z trzaskiem okienko, powodując, że wojownik zaczął się zastanawiać czy był to jeden z tych dni kiedy lepiej się do kobiet nie odzywać, czy po prostu jego osobisty urok wyzwalał takie wojownicze reakcje...

Zlewając w zasadzie sprawę i nie myśląc o niej zbyt wiele, schował flaszki do podręcznej torby i udał się do gospody, w której czekali pozostali towarzysze.


~*~


Paręnaście minut później w rzeczonej wcześniej tawernie...

Kelnerka słuchała Mesto początkowo ze znudzeniem jednak im dłużej go słuchała tym bardziej rozwierały jej się usta, a oczy niedługo niemal wyskoczyłyby z czaszki. Co do jej znudzenia robotą... można powiedzieć, że prysnęło jak bańka mydlana, która nadziała się na kolec. Kobieta najwyraźniej nie nawykłą do tego typu manier i takiego zamówienia stałą chwilę osłupiała nie wiedząc za bardzo co ma zrobić, a minę miała taką jakby zaraz miała się rozpłakać, że kolejny pijany biesiadnik zamierza robić sobie z niej podśmiechujki. Jakkolwiek kelnera nie byłaby zaskoczona i cokolwiek by sobie o Mesto myślała to jej światopogląd rąbnął w ziemię, a później przekręcił się o 180 stopni, gdy do jej dłoni powędrowało pięć złotych monet... Przekonawszy się, że nowy gość nie żartuje, albo przynajmniej że jest aż tak pijany, że pozbycie się dla żartów swojego tygodniowego zarobku nie stanowi dla niego problemu osłupiałej dziewczynie przywrócone zostało trzeźwe myślenie to też sięgnęła do kieszeni po wymiętolony kawałek papieru i ołówek, i zaczęła skrupulatnie notować zamówienie prosząc kilkukrotnie jegomościa o powtórzenie i sadząc przy tym niemałe ukłony. Spisawszy wszystko dokładnie i upewniwszy się czy Mesto nie pragnie niczego więcej poszła chwiejnym krokiem do kontuaru, za którym stał mały, niski i niewywrotny człowiek o rumianej twarzy acz hardym spojrzeniu. Szepnęła mu parę słów a z miny gospodarza można odczytać zaskoczenie co najmniej równe oszołomieniu kelnerki. Zmarszczył brwi, a gdy kelnerka wskazała mu stolik przy którym siedział niebywały gość, ukłonił się i zniknął za drzwiami za kontuarem szybciej niż koliber macha skrzydłami. I powiedziałby kto, że pieniądze nie czynią cudów - a jednak samo wyobrażenie rachunku jaki przyjdzie zapłacić zamawiającemu wyzwolił w pulchnym właścicielu przybytku niespożyte pokłady energii, które pozwoliły jego nogom ruszać się niczym wyścigowy koń na padoku.

Niedługo później do stolika ponownie przyszła kelnerka, która nadal nie potrafiła ukryć zaskoczenia, gapiąc się na Mesto bardziej niż pozwalałaby na to przyzwoitość, niosąc ze sobą dużą, zakurzoną butelkę.

- Gospodarz mówi, że to najlepsze co ma... że na pewno Panu zasmakuje.

Zaskoczenie kelnerki powiększyło się jeszcze bardziej na widok sposobu w jaki jegomość zabrał się do wina. Z pewnością była nawykła raczej pośpiesznego odkorkowania butelki i wychylenia całej jej zawartości przez szyjkę prosto do gardłą - stali goście zwykle nie cackali się zbytnio z degustacją. Stali goście zresztą prędzej poszliby na ilość i siłę, a nie w jakość zakupionego trunku i samo to stanowiło już dla tej kobiety rzecz niebywałą. Zdarzali się co prawda czasem tacy jak Mesto jednak najwyraźniej ostatni był tutaj jeszcze zanim dziewczyna zaczęła w tym miejscu pracować.

- Możesz powiedzieć karczmarzowi, że jestem zadowolony, i że on także będzie kiedy przyjdzie do płacenia. Niech przygotuje mi jeszcze, ze dwie butelki tego wina lub jeśli to jedyna butelka, niech wybierze coś podobnego, zdam się wtedy na jego gust, pokazał już, że wie co dobre.

- Ttta-tak jest Panie... - zajęczała blondyneczka po czym czmychnęła ponownie w stronę kontuaru tym razem również znikając za drzwiami, zza których szef tego przybytku nie zdążył jeszcze wyjść.

Mesto nie zdążył wychylić jeszcze nawet połowy swojego kielicha kiedy przy stoliku zjawił się drobny, milczący chłopak w lekko przybrudzonej kamizelce, obcisłych bryczesach i znoszonych, bardziej praktycznych i zdatnych do pracy, niźli ozdobnych butach. Malec nie odzywał się nie chcąc przeszkadzać tajemniczemu pracodawcy i czekał, aż jegomość sam go zobaczy. Mesto odstawił delikatnie szklany kielich i patrząc głęboko w brązowe oczy piegatego chłopaka powiedział:

- Przed stajnią czeka mój koń, dowiedz się od kelnerki, jaki lokal wybrała dla nas na nocleg i zaprowadź tam konia, powiedz właścicielowi, że Mesto de'Estevaro i trójka jego towarzyszy zatrzyma się u niego na kilka dni. Zadbaj aby nas oczekiwał.

Podobnie jak na kelnerkę i na gospodarza - złoto dane chłopakowi na zachętę zadziałało jak jakiś pobudzający narkotyk - chłopak szybko schował monety do kieszeni swoich pasiastych spodni z błyskiem w oku licząc swój zarobek.

- Aha, pilnuj konia, odpowiadasz teraz za niego, zadbaj żeby go dobrze nakarmili i wyczesali, a zasłużysz na moją wdzięczność. - powiedział, za odchodzącym chłopcem choć trudno było powiedzieć czy młodzik zdążył go jeszcze usłyszeć, gdyż pobudzony niebywale przez małą fortunę, którą zarobił tego wieczora za prozaicznie prostą czynność, malec niemal wybiegł z budynku tratując przy tym niemal wchodzącego właśnie mężczyznę z blizną na twarzy i wywołując tym samym jego głośny, nienależący do najpoprawniejszych politycznie protest.

Na jadło nie trzeba było długo czekać - zostało przyniesione przez trzy kelnerki, które zaniedbywały w ten sposób pozostałych gości - aż sam gospodarz przyszedł zapytać czy aby wszystko jest w najlepszym porządku, zostawiając za sobą nieobsadzony kontuar i, ku niezadowoleniu czekających przy ladzie na piwo gości, beczki ze złocistym trunkiem.


Wydawało się, że cała obsługa gospody została zaprzężona do pracy dla Mesto i Gusina, co wywoływało wyraz zadowolenia na twarzy czarodzieja i lekko strapioną minę wyrażającą zakłopotanie krasnoludzkiego wojownika. Mesto zrobił zdecydowanie wrażenie tego wieczoru, jednak zrobił tego wieczoru dokładnie to samo za co łajał wcześniej swoich towarzyszy - oczy wielu gości gospody były zwrócone na nich. Gdyby Mesto był bardem to zrobiłby jak najlepszą rzecz ściągając na siebie uwagę gawiedzi, jednak jak na kogoś kto zapolował na nocne maski autoreklama byłą raczej mizernym pomysłem, przynajmniej w przypadku gdy chciało się nie przyciągać zbyt dużej uwagi to swojej przepełnionej sakiewki. Po takim 'wejściu' można było być niemal pewnym, że przynajmniej kilka osób będzie o tym paplać na prawo i lewo, a przekazane w ten sposób opowieści niechybnie trafić mogły nocną porą w niewłaściwe uszy.

Bądź co bądź - jedzenie było na prawdę smaczne a sposób jego podania również mógłby konkurować z lepszymi nawet lokalami, więc trzeba było korzystać z luksusów, za który przyjdzie w końcu zapłacić.

Gusin znając już czarodzieja od jakiegoś czasu i jako, że w przeciwieństwo do świeżo poznanego Caraewna, zdążył poznać już jego nawyki i dziwactwa - nie dziwił się wielce jego rozrzutności i choć nie pochwalał tego, zachowywał milczenie aby bez skrupułów móc spijać śmietankę po wystąpieniu towarzysza i korzystać z jego zamówienia.

- A ja sem myśliwa, żeśmy dobrą robotę dziś zrobili, no! I wiem ja, kurde, jak to uczcić!- krzyknął rozwiązując supeł przy plecaku i wyciągając z towarzyszącej mu w ostatnich podróżach torby, trzy duże butle mocnego, krasnoludzkiego piwa.

- Kto z nas ma słabszy łeb, ten wypierdek gobliński! Pijta ze mną!- ryknął, otwierając swoją butelkę i łapczywie się do niej dobierając. Pociągnął spory łyk tak, że kropelki złotego płynu o cudownym, głębokim chmielowym zapachu rozlały się po jego brodzie. Gusin, jak zresztą większość krasnoludów prostym był chłopem i, gdy nie skrępowany etykietą przesiadywał z towarzystwem w knajpie, pokazywał swoje iście dla jego rasy charakterystyczne usposobienie.

Wtedy też dołączył do nich Gordron dzwoniąc flaszeczkami ukrytymi w torbie.

- Odrobina magii przyda się nam wszystkim - powiedział szczerząc się do kompanów i sięgając już po tłuściutkie, opieczone na złocisty kolor udko kurczaka i obgryzając je szybciej niż zdołałby wymruczeć długie 'mmmmhhm' dając wyraz zadowoleniu z darmowego posiłku. Wyglądało na to, że tego wieczora wszyscy postanowili skorzystać z rozrzutności Mesto, gdyż nawet małomówny Caraewn zabrał się do jedzenia i bicia na koszt Aglarondczyka.

Nikomu nie była nawet w myśl przejmować się takimi drobiazgami jak Ogniste Noże, albo dalszym planem na życie skoro tego wieczoru mogli poczuć się jak szlachta, w ich rozumieniu tego słowa...


~*~


W drodze do gospody...

Skończywszy posiłek czy raczej trafniej określając ten wieczór - biesiadę i uregulowawszy rachunki z gospodarzem składając mu przy tym obietnicę rychłego powrotu oraz instruując co do ewentualnych następstw ich wizyty, drużyna opuściła gospodę o wymownej, mało oryginalnej nazwie 'Przybranie' pozostawiając karczmarza borykanego mieszaniną radości z zaprawdę godziwego zarobku i zarazem zmartwionego sugestiami czarodzieja, co do ewentualnych pytań o jego dobrych klientów. On był prostym biznesmenem co to prowadzi niewielki, średnio-dochodowy przybytek jakich pełno w mieście takim jak Suzail to też narażanie się komukolwiek było mu wyjątkowo nie w smak. W każdym razie drużyna została gorąco pożegnana z szerokimi uśmiechami na twarzy obsługi i pod uważnym okiem reszty karczemnego towarzystwa. Pora była już późna, a księżyc zdążył już wzejść wysoko na niebo lecz na szczęście do wynajętej dla nich przez chłopaka na posyłki gospody było zaledwie kilka przecznic to też nie zapowiadało się na zbyt długi spacer. Noc nie była zbyt ciemna jednak w mieście, na uliczkach otoczonych ze wszystkich stron budynkami przysłaniającymi światło gwiazd i nawet samej Selune, każdy zakamarek stwarzał cienie, a każdy gobelin rzucał długi cień. Miasto było czyste, zadbane i podobno nawet każda ulica w mieście byłą nawet idealnie wybrukowana, tak by nie było na niej nierówności. Wszystko było jak na koronne miasto przystało i w tak ciepły, przyjemny wieczór po doskonałym jedzeniu byłoby na prawdę urokliwe gdyby nie widmo Ognistych Noży grasujących nocami po jego kątach. O ile okolice przylegające bezpośrednio do królewskiego smoczego dworu i do bogatej dzielnicy Suzail było całkiem bezpieczne, jako że było prawie non stop patrolowane przez oddziały Purpurowych Smoków i Straży Miejskiej, o tyle aktywność złodziejskiej gildii w Dokach czy Przybramiu była znacznie wyższa i jeśli nie było się pewnym swoich umiejętności, bądź nie było brzydką dziewką z pryszczatą twarzą, albo spłukanym z pieniędzy biedakiem - lepiej było nie wybierać się nocną porą w mniejsze uliczki.

Chcąc skrócić sobie odrobinę drogę Gordron poprowadził ich 'skrótem' przez mniejsze, ale biegnące prostszą drogą uliczki, bardziej ocienione niż główne trakty za to skracające drogę. Miał chłopina dobre zamiary chcąc ulżyć zmęczonym ciałom kompanii doprowadzając ich szybciej do upragnionych bali z wodą i łóżek. Skąd mógł wiedzieć, że ich zabawa w straż nie umknęła uwadze Ognistych Noży... Cienie przylegające do ścian budynków wokół nich zadrgały i poruszyły się, po to by chwilę później wynurzył się z nich chudy człowieczek o spiczastym nosie i małych złośliwych oczkach szczerząc się do nich podrzucając jednocześnie mały sztylet. Za nim wyszedł z kąta bardziej barczysty mężczyzna mający, sądząc po posturze robić za fizycznego. Skąd Gordron skąd mógł wiedzieć, że rozrzutność Mesta sprowadziła na nich większą uwagę niż powinna? Cóż... wiedziałby o tym każdy rozsądny człowiek i powinni wiedzieć o tym również Ci poszukiwacze przygód, którzy cenili sobie własne życie. Tym razem jednak nie wiedzieli - w końcu nie panoszyli się za bardzo po dzielnicach będących pod kontrolą gildii, więc nie sądzili aby jedno aresztowanie mogło rozsławić ich w szeregach zabójców. Ku ich szczęściu, jak się miało okazać, było to jednak całkiem nieoczekiwane spotkanie.

- Aaah witajcie drodzy podróżnicy. Stójcie, musicie odpowiedzieć na kilka pytań - rzekł ten mniejszy mierząc was wzrokiem od góry do dołu - Jesteśmy yyy agentami celnymi - dopowiedział mały człowiek wyglądem przypominający lisa i wywołując tym stwierdzeniem chichot mięśniaka za nim.

- Naszym obowiązkiem jest dbać by podróżni przybywający do królewskiego miasta posiadali odpowiednie papiery na posiadaną przez siebie broń i wyposażenie. Jak sami widzicie musimy zatem rzucić okiem na to co macie ze sobą i odpowiednio to... hmm... zaklasyfikować - oznajmił 'lis'.

Za sobą usłyszeliście ciche szuranie dwóch kolejnych par butów oznajmiające, że wasza współpraca jest wysoce wskazana. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że to spotkanie było najprawdopodobniej całkowicie przypadkowym napadem rabunkowym, a nie zaplanowaną egzekucją, a więc mieliście w zanadrzu pewien element zaskoczenia, jako że zbiry nie wiedziały za bardzo z kim mają do czynienia.



________________

Wszyscy macie oczywiście full hp. Rozkład przedstawia się następująco:
1. Caraewn
2. Gordron
3. Gusin
4. Mesto

Przeciwnicy:
a - 'lis'
b - mięśniak
c, d - pozostałe zbiry
 
Cosm0 jest offline