Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2009, 20:15   #64
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Edwardzie! Szlafrok! –głos doktora Brendana był tak donośny ze nie tylko na pewno dotarł do uszu nieszczęsnego, leczącego się do tej pory na nerwy po ostatnich przeżyciach służącego, ale wprawiał też w drżenie szyby w gabinecie. Kulawemu mężczyźnie zostało jeszcze sporo krzepy, choć jego coraz bardziej zaokrąglająca się z wiekiem postawna sylwetka wyraźnie świadczyła o nieubłaganym postępie lat.

Kiedy w drzwiach zrobiło się małe zamieszanie, gdyż służący zmaterializował się nad wyraz szybko, co było oznaką wielopokoleniowego doświadczenia zawodowego zdobywanego w jego rodzie i przekazywanego z spuściźnie z ojca na syna. Jego siwa głowa pojawiła się mało uprzejmie tuż nad Lukrecją i momentalnie poczerwieniała. Przez moment nawet sam przyłączył się do zasłaniania dłonią wzroku młodej dziewczynie, jednak szybko odzyskał rezon.

-Sir Brendanie, nie wnikam! –z nuta konsternacji w głosie pośpiesznie wycofał się w głąb korytarza. Po kilku sekundach ciszy, przerywanej tylko cichym tykaniem zegara, dało się usłyszeć odgłosy nad wyraz szybko pokonywanych przez starszego służącego schodów.

-Ekhm… dobrze panie ekhm.. Matu...- Brendna odchrząknął, odstawiając pośpiesznie butelkę absyntu, którą podczas zaistniałego zamieszania powąchał sprawdzając czy aby na pewno wszystko jest w porządku z zawartością, mając wątpliwości czy wszystko to nie jest wynikiem halucynacji wywołanej piołunem. W ostatnim momencie zanim wszyscy zwrócili się powrotem w ich kierunku zdążył pociągnąć głębokiego łyka na odwagę…

-Co prawda wszedłem w posiadanie wszystkich tych przedmiotów… legalnie… to myślę że możemy tę sprawę przedyskutować. Przede wszystkim, może się pan ubierze, usiądzie, porozmawiamy…-doktor starał się zyskać na czasie. Po części by Edward zdążył z przyodzianiem dla nagusa, z drugiej licząc że ściągnie on „dżentelmenów” do ewentualnej pomocy w wcale nie uniknionej walce intruzem... -

-Przepraszam…-Edward ponownie zjawił się w gabinecie, ponownie zaskakując osiąganą prędkością swoich poczynań.-Oto szlafrok dla naszego niespodziewanego gościa panie doktorze. Pan wybaczy, ale ja pochodzę z dobrej, katolickiej rodziny i te wasze postępowe, anglikańskie obyczaje zmuszają mnie do wzięcia na to popołudnie wychodnego. Do widzenia państwu… -drzwi za stojącymi przy nich kobietami zamknęły się. Indianin uprzejmie wziął szlafrok z gablotki na której służący w pospiechu go pozostawił.

-I na litość boską niech ktoś pomoże temu nieszczęsnemu kalece i podniesie go! –rzucił jeszcze Edward, przez lekko uchylone drzwi, zamykając je gwałtownie za sobą…

To było na tyle, jeśli chodzi o pomoc starego dobrego lokaja. Jedyne co pozostało doktorowi McAlpinowi, to porozumieć się z wilkołakiem. Podszedł więc do gabloty i otworzył ją. Próbował sobie przypomnieć, czy przedmiot do którego prawa rościł sobie likantrop przedstawiał jakąś faktyczną wartość, pomijając sentymentalną. Niestety, chodziło o jego ulubiona fajkę, przywiezioną z jego jedynej wyprawy do Nowego Świata. Z drugiej strony, nigdy nie mógł jej efektywnie wykorzystać jako rekwizyt magyi i stosował ją tylko do celów relaksacyjnych.

-Zjawia się pan w szczególnie niesprzyjających okolicznościach, liczyłem że właśnie dziś przyda mi się do… osiągnięcia bliskości z światem duchów. Może jednak wstrzyma się pan z roszczeniami i po tym fakcie rozwiążemy sprawę polubownie? –w głębi ducha doktor liczył jednak na coś więcej. Podczas swoich wypraw na daleki wschód miał okazję słyszeć nieco o likanropach. Wiele informacji wskazywało na to, że wbrew obiegowej opinii nie wszyscy należeli do bezmózgich bestii rozszarpujących bezbronnych ludzie zagubionych na bezdrożach. Ba! W Indiach poznał szamana twierdzącego że jego rodowi patronował duchowy przodek, czasem zapewniając mu dar zmiany postaci. Mężczyzna twierdził że tacy jak on liknatropi kierowali się mądrością swych przodków. Ten tu obecny na pewno nie sprawiał wrażenia jakby do tej pierwszej grupy należał…. Skoro więc tajemniczy morderca którego ścigali tak dobrze zawoalował swoje tropy przed magami, może pomocy trzeba było szukać u innych istot?
 
Ratkin jest offline