Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-03-2009, 13:08   #61
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Rebeka spokojnie słuchała tego co mówiła jej przyjaciółka. Już sama obecność młodej magini ukoiło nieco nerwy zrozpaczonej matki.
Pani Aitken wzięła kilka głębszych wdechów by zapanować nad sobą. Wprawdzie powietrze w klubie dla dżentelmenów nie można było uznać za orzeźwiające, jednakże zbawienny wpływ tlenu dostarczonego do organizmu pozwolił na opanowanie nerwów. Chwilę później Lukrecja przystąpiła do sznurowania gorsetu. Ta część damskiej bielizny miała za zadanie usztywnienie korpusu, uwydatnienie biustu oraz podkreślenie i wysmuklenie talii. Jednakże w rzeczywistości były prawdziwą udręką dla noszących je kobiet, mężczyzn zresztą też. Spłycały oddech, krępowały narządy wewnętrzne, krępując je i nienaturalnie rozmieszczały je w organizmie. Powodowało to trudności z oddychaniem, krwotoki wewnętrzne i przedwczesne zgony. Jednakże czego nie robił się by być piękną i atrakcyjną.

- Wiem, moja droga Lukrecjo. Wiem. - Dodała smutno Rebeka wciągając brzuch, by ułatwić zadanie pannie Whitehous.
Gdy obie kobiety już uporały się z doprowadzeniem do porządku ubioru starszej z kobiet, do ich uszu dobiegły dziwne odgłosy z sąsiedniego pokoju.
Widok był niecodzienny. Nagi mężczyzna. Zdziwiony doktor i pełzający pianista.
Niestety purytańskie zwyczaje panujące w wiktoriańskiej Anglii były mocno zakorzenione w mentalności ludzi. i. Rebeka odruchowo zasłoniła ręką oczy pannie Whitehous. Jednakże już po chwili zdała sobie sprawę z absurdalności swoich poczynań. Na tworzy kobiety pojawił się uśmiech.
A już słowa doktora, choć pełne słusznego oburzenia, spowodowały iż starsza z kobiet nie mogła przez dłuższą chwilę powstrzymać się od śmiechu. Wprawdzie takie zachowanie nie było godne damy, ale w tej chwili Rebeka nie zwracała na to uwagi.
Po pewnej chwili udało się kobiecie opanować się. Odchrząknęła, wygładziła maleńką fałdkę na sukni i dodała
- Bardzo Państwa przepraszam. -
Aby nie zaśmiać się ponownie pani Aitken zaczęła kaszleć, zakrywając przy tym usta gustowną białą chusteczką z wyhaftowanymi inicjałami.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 07-03-2009, 22:43   #62
 
Kyouri's Avatar
 
Reputacja: 1 Kyouri nie jest za bardzo znany
Czuł się nienajlepiej.
Miało to zapewne związek z nadal obolałym od uderzenia żołądkiem. I tym, że przed chwilą wymiotował. Sam wolał nie wiedzieć czym dokładnie. Kiedy ten nieznajomy elegancik ciągnął swoje przemówienie, Raymond łypnął na niego spode łba. Dobra, to mógł mu przyznać, parę w łapach miał. Nie wyglądał na takiego, ale pozory mylą.
Spróbował powoli usiąść, pozornie całkowicie skupiając się na tej czynności. O tak, zmiana pozycji była dobrym pomysłem. Przynajmniej czuł się nieco bardziej... godnie, jakkolwiek smród który czuł od siebie, zdecydowanie go z owej godności obdzierał.
- Uwielbiasz słuchać swego głosu, co? - stęknął wreszcie, kiedy nieznajomy skończył. Zasadniczo Ray mógł go już uznać za znajomego, w końcu poznał jego imię. Zasady dobrego wychowania nakazywały przedstawić się również, ale chwilowo mężczyzna postanowił je zignorować. Zamiast tego spróbował się nieco skupić. - Musisz być adwokatem albo nauczycielem, bo masz ten, no, niezły słowotok.
To ostatnie wyrażenie zapożyczył od Arthura. Nie był wprawdzie pewien, czy użył go w dobrej sytuacji, ale pod tym względem zaufał intuicji. W myślach spróbował odtworzyć większość przemowy.
- Wyobraź sobie, że doskonale wiem o tym, że jestem niewinny. Tak samo również doskonale wiem, kto w moją niewinność uwierzy i gdzie mógłbym wrócić. Poza tym, że jestem wolny, jestem też cuchnący i chwilowo głównie o tym myślę. A ciało znalazłem przypadkiem. Nie wiem, jaki to ma związek z jakimiś tam pułapkami na jakichś tam magów.
Żołądek przestał wreszcie boleć, lecz zamiast tego zaczęła go boleć głowa. Raymond machinalnie odszukał na dłoni odpowiednie miejsce i zaczął je uciskać. Czuł, jak działanie akupresury dobroczynnie wpływa na stan jego organizmu. Westchnął z zadowoleniem i niemal natychmiast skrzywił się, czując smród moczu.
- Jestem prostym robotnikiem, kapujesz? - rzucił do Albrehta. - Nie wiem, jakim cudem mnie wyciągnąłeś z pudła, ale chyba nie chcę wiedzieć. Musiałem mocno oberwać w łeb przy okazji. Nawet nie wiem, o jakiej gnidzie mówisz. I jak ją znaleźć. Chociaż jeśli nadal będzie robić to - na moment wyraz bólu pojawił się na jego twarzy - kobietom, to z chęcią go dopadnę. Ale wpierw muszę się umyć, przebrać i zjeść coś więcej niż te pomyje, które dawali w celi.
Podniósł się wreszcie z ziemi i stanął naprzeciwko Albrehta. Oszacował go wzrokiem.
- Nazywam się Scott - powiedział wreszcie. - Raymond Scott. Ale chłopaki wołają na mnie Ray. I po raz ostatni tak się rozgadałem, jak coś - dodał z równie krzywym uśmiechem, co jego towarzysz.
 
__________________
My dreams create whole worlds... would you like to be a part of them?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Konkurs literacki wydawnictwa UGUISU - pierwszy w którym formalnie nie mogę brać udziału ^^'
Kyouri jest offline  
Stary 10-04-2009, 20:12   #63
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Gdy pierwszy z Magów wysapał coś o nie rozpoznawaniu tytułów Indianin przekręcił głowę na prawą stronę, w typowym dla psów i wilków geście zainteresowania. Następnie spuścił wzrok na własne dyndające swobodnie przyrodzenie i cmoknął z dezaprobatą. Po czym odwrócił się w stronę lustra eksponując obu mężczyzną własne pośladki.
- Hmm srebro - to wiele wyjaśnia. - burknął pod nosem, po czym zwrócił się do McAlpina
-Dziwi mnie za to Twoja ignorancja w kwestii mojego pochodzenia o Przebudzony...- stwierdził z przekąsem.
Nie zdążył z wyjaśnieniami, gdyż kątem oka dostrzegł wchodzące do pokoju kobietę i dziecko.
Uniósł brew w zadumie po czym zasłonił dłońmi kroczę.
- Cóż, proszę o wybaczenie tak wulgarnego i bezceremonialnego zajścia. Jednakże w moich stronach nie przebieramy w środkach, gdy ścigamy złodziei- odezwał się nadto patetycznie i ironicznie czerwonoskóry.

Spojrzał w stronę eksponatów zgromadzonych w pokoju
-Jesteście w posiadaniu mojej własności i przyszedłem ją odzyskać ! To w tej kwestii liczy się najbardziej !- wskazał na fajkę o prymitywnym wzorze na długim ustniku i zdobnej w dwa pióra.

Widząc niezrozumienie na twarzach zgromadzonych westchnął i dodał:
-Jest to mój plemienny fetysz, skradziony mi wraz z częścią bagażu ze statku, którym tu przybyłem - dodam, że z Francji a nie Nowego Świata, by nie mącić Szanownym Państwu kolejnymi "mistycznymi" nazwami w głowach- prychnął.

Był już tak blisko, czuł wibracje uwięzionego w fajce ducha. Wyobrażał sobie jakie sny mógłby wraz ze swym fetyszem odnaleźć w tym fascynującym miejscu. Bał się jednak, że Magowie nie będą chcieli oddać go zbyt łatwo. Miał jednak póki co niewielką przewagę - najwyraźniej jeszcze nie odgadli jego prawdziwej natury. Mimo, że z lustra wyskoczył jeszcze w wilczej formie.

Matu w napiętym oczekiwaniu podszedł i osłonił swoje nogi krzesłem stojącym przy biurku. Jednocześnie położył dłonie na oparciu, wyczuł niegdyś żywe drewno z którego było zrobione. Czuł mrowienie w palcach, czuł moc Daru jaki zesłała mu Matka...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 08-05-2009, 20:15   #64
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Edwardzie! Szlafrok! –głos doktora Brendana był tak donośny ze nie tylko na pewno dotarł do uszu nieszczęsnego, leczącego się do tej pory na nerwy po ostatnich przeżyciach służącego, ale wprawiał też w drżenie szyby w gabinecie. Kulawemu mężczyźnie zostało jeszcze sporo krzepy, choć jego coraz bardziej zaokrąglająca się z wiekiem postawna sylwetka wyraźnie świadczyła o nieubłaganym postępie lat.

Kiedy w drzwiach zrobiło się małe zamieszanie, gdyż służący zmaterializował się nad wyraz szybko, co było oznaką wielopokoleniowego doświadczenia zawodowego zdobywanego w jego rodzie i przekazywanego z spuściźnie z ojca na syna. Jego siwa głowa pojawiła się mało uprzejmie tuż nad Lukrecją i momentalnie poczerwieniała. Przez moment nawet sam przyłączył się do zasłaniania dłonią wzroku młodej dziewczynie, jednak szybko odzyskał rezon.

-Sir Brendanie, nie wnikam! –z nuta konsternacji w głosie pośpiesznie wycofał się w głąb korytarza. Po kilku sekundach ciszy, przerywanej tylko cichym tykaniem zegara, dało się usłyszeć odgłosy nad wyraz szybko pokonywanych przez starszego służącego schodów.

-Ekhm… dobrze panie ekhm.. Matu...- Brendna odchrząknął, odstawiając pośpiesznie butelkę absyntu, którą podczas zaistniałego zamieszania powąchał sprawdzając czy aby na pewno wszystko jest w porządku z zawartością, mając wątpliwości czy wszystko to nie jest wynikiem halucynacji wywołanej piołunem. W ostatnim momencie zanim wszyscy zwrócili się powrotem w ich kierunku zdążył pociągnąć głębokiego łyka na odwagę…

-Co prawda wszedłem w posiadanie wszystkich tych przedmiotów… legalnie… to myślę że możemy tę sprawę przedyskutować. Przede wszystkim, może się pan ubierze, usiądzie, porozmawiamy…-doktor starał się zyskać na czasie. Po części by Edward zdążył z przyodzianiem dla nagusa, z drugiej licząc że ściągnie on „dżentelmenów” do ewentualnej pomocy w wcale nie uniknionej walce intruzem... -

-Przepraszam…-Edward ponownie zjawił się w gabinecie, ponownie zaskakując osiąganą prędkością swoich poczynań.-Oto szlafrok dla naszego niespodziewanego gościa panie doktorze. Pan wybaczy, ale ja pochodzę z dobrej, katolickiej rodziny i te wasze postępowe, anglikańskie obyczaje zmuszają mnie do wzięcia na to popołudnie wychodnego. Do widzenia państwu… -drzwi za stojącymi przy nich kobietami zamknęły się. Indianin uprzejmie wziął szlafrok z gablotki na której służący w pospiechu go pozostawił.

-I na litość boską niech ktoś pomoże temu nieszczęsnemu kalece i podniesie go! –rzucił jeszcze Edward, przez lekko uchylone drzwi, zamykając je gwałtownie za sobą…

To było na tyle, jeśli chodzi o pomoc starego dobrego lokaja. Jedyne co pozostało doktorowi McAlpinowi, to porozumieć się z wilkołakiem. Podszedł więc do gabloty i otworzył ją. Próbował sobie przypomnieć, czy przedmiot do którego prawa rościł sobie likantrop przedstawiał jakąś faktyczną wartość, pomijając sentymentalną. Niestety, chodziło o jego ulubiona fajkę, przywiezioną z jego jedynej wyprawy do Nowego Świata. Z drugiej strony, nigdy nie mógł jej efektywnie wykorzystać jako rekwizyt magyi i stosował ją tylko do celów relaksacyjnych.

-Zjawia się pan w szczególnie niesprzyjających okolicznościach, liczyłem że właśnie dziś przyda mi się do… osiągnięcia bliskości z światem duchów. Może jednak wstrzyma się pan z roszczeniami i po tym fakcie rozwiążemy sprawę polubownie? –w głębi ducha doktor liczył jednak na coś więcej. Podczas swoich wypraw na daleki wschód miał okazję słyszeć nieco o likanropach. Wiele informacji wskazywało na to, że wbrew obiegowej opinii nie wszyscy należeli do bezmózgich bestii rozszarpujących bezbronnych ludzie zagubionych na bezdrożach. Ba! W Indiach poznał szamana twierdzącego że jego rodowi patronował duchowy przodek, czasem zapewniając mu dar zmiany postaci. Mężczyzna twierdził że tacy jak on liknatropi kierowali się mądrością swych przodków. Ten tu obecny na pewno nie sprawiał wrażenia jakby do tej pierwszej grupy należał…. Skoro więc tajemniczy morderca którego ścigali tak dobrze zawoalował swoje tropy przed magami, może pomocy trzeba było szukać u innych istot?
 
Ratkin jest offline  
Stary 19-05-2009, 01:34   #65
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Spoczywający w niedbałej, na wpół leżącej pozie starszy mężczyzna w skupieniu wysłuchał młodego Eutanatosa. Jego jasne, przenikliwe oczy mówiły wszystko. Z uśmiechem na ustach zwrócił się do Karima, jak ojciec zwraca się do nieświadomego oczywistych faktów dziecka.

- Komisarz równowagi oraz osoby reprezentujące stronnictwa, mają objąć władzę w fundacji powiadasz... - mężczyzna skinął dłonią, dopiero teraz młodzieniec zauważył śniadego służącego w turbanie, skrytego za udrapowaną, jaskrawoczerwoną kotarą - Rajat, fajka...

- Palisz młodzieńcze...? - nie czekając na odpowiedź Sir Watt kontynuował - Pozwól, że zadam Ci dość filozoficzne pytanie...a czym, że jest Fundacja bez swojej siedziby, czym jest bez Węzła?

- Niczym -stwierdził twardo odbierając z rąk Hindusa tytoń oraz fajkę i zaczął ją starannie nabijać.




- Nasz Marabout, nasze serce znalazło się w rękach tej... kobiety, żony Henrego - zapalił, po pokoju rozszedł się przyjemny, ciężki aromat tytoniu i kamfory - Czy według ciebie ta niewiasta zaakceptuje szarogęszącego się w jej domu komisarza i przedstawicieli Tradycji?

- Nie sądzę - stary Eutanatos, nagle jakby przestał zauważać Karima, sam stawiał pytania i sam udzielał na nie odpowiedzi - Może sprawa byłaby o wiele łatwiejsza, gdyby świętej pamięci hrabia Fox poślubił pierwszą lepszą Śpiącą, a nie córkę jednego z najpotężniejszych i najbardziej enigmatycznych Oświeconych w Londynie, dlatego może zdradzisz mi przebieg twojej rozmowy z hrabią Berkley?

- Czy zechce zaopiekować się swoją, owdowiałą córką i przekona ją do sprzedaży, poleconym osobom posiadłości, odziedziczonej po mężu? - mężczyzna utkwił spojrzenie przenikliwych, jasnych oczu w młodym magu, na te pytania niestety nie mógł sam udzielić sobie odpowiedzi.

***

Albreht spojrzał z pewnym niesmakiem na wyciągniętą w jego kierunku umorusaną, krzepką dłoń Reya.

- Parweniusz - skwitował w myślach Moroui, jednak mimo pewnego wewnętrznego oporu uścisnął szorstką, spracowaną prawicę mężczyzny.

Do na wpół zalanych podziemi kamienicy, przez wąskie, piwniczne okienka z wolna zaczynało sączyć się jasne światło poranka. Albreht zaklął siarczyście pod nosem, w jakimś nieznanym Raymondowi języku, spoglądając na kieszonkowy zegarek zawieszony na na długim, złotym łańcuszku. Jego kopertę zdobiła misternie wygrawerowana waga. Na jednej szali spoczywało oddane z dbałością o anatomiczne szczegóły serce, a na drugą z wolna opadało pióro.

- Masz - Moroui rzucił Scottowi czyste, suche ubranie - Ubieraj się, porozmawiamy w powozie.

Widząc malującą się na topornej twarzy robotnika dezorientację, mieszającą się z zakłopotaniem, Albreht westchnął zrezygnowany.

- Wytłumaczę ci wszystko po drodze - rzucił nie oglądając się za siebie, żwawo maszerując do wyjścia - Za niecałe dwie godziny mam bardzo ważne spotkanie, na które spóźnić się byłoby w bardzo złym tonie, w końcu nie możemy pozwolić by dama czekała.

W tak zagadkowy sposób Albreht zakończył rozmowę, a właściwe monolog. Echo jego słów dudniło jeszcze długo, mieszając się z odgłosem kroków, odbijającym się od arkadowych sklepień piwnicy.


 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 17-06-2009 o 10:59.
MigdaelETher jest offline  
Stary 21-05-2009, 10:44   #66
 
Fanael's Avatar
 
Reputacja: 1 Fanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodze
Tik, tak, tik, tak... Stuk... Stuk... Stuk...

Brwi kontessy von Teufelmann powędrowały do góry. Patrzyła na zegar szafkowy stojący na środku przestronnego hallu. W pewien sposób podobał się jej – wysoki, elegancki, stanowiący replikę zegara, który widziała kiedyś w rodzinnych stronach. Różnica była taka, że ten który widziała działał bez zarzutu. I w przeciwieństwie do tego, który właśnie miała przed sobą, bił o pełnych godzinach, a nie stukał denerwująco.
- Proszę się nie dziwić milady. Książę miał dość ciągłego wysłuchiwania denerwujących kurantów. Zapraszam do pokoju. - gentleman stojący w progu miał urzekający uśmiech. Skłonił się lekko i delikatnym gestem zaprosił ją do środka.
Gabinet Księcia nie był imponujący, ale nie to było celem. Pałac miał setki sal wzbudzających zachwyt, w których dało się zastraszać niewygodnych gości, albo robić wrażenie na innych wpływowych personach. Spartański wystrój wnętrz miał być funkcjonalny. Znalazło się tam wygodne i ogromne biurko, na którym leżały schludnie ułożone papiery, kilka wygodnych foteli rozstawionych po całym pomieszczeniu i kilka biblioteczek zawierających bliżej nieokreślone opasłe woluminy. Dwa fotele pozostawały wolne. Książe wstał i wskazał jedno z miejsc najbliżej biurka.
- Zapraszam kontesso. Dziękuję bardzo za przybycie w tak krótkim terminie.
- Dziękuję za zaproszenie Książę. Z wielką chęcią służę mojemu suwerenowi w miarę skromnych możliwości. - Anna świadomie łechtała książęcą próżność - Mam jedynie nadzieję, że będę w stanie sprostać oczekiwaniom.
- Na pewno da sobie Pani radę. Od razu ostrzegę, że zadanie jest nieco trudniejsze niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Jak tam interesy kontesso, nikt nie kopię pod panią dołków?
- Jak na razie idą świetnie. - kobieta nie dała po sobie poznać, że książę zaskoczył ją wiedzą o jej... inwestycjach. - Sądzę, że jak na razie nikomu jeszcze nie wadzę i stąd ten spokój. Poza tym przyjechałam do Londynu odpocząć od natłoku spraw. Aczkolwiek ta wspomniana przez Księcia wydaje się intrygująca.
- Cieszę się,że wszystko się układa jak należy. Muszę przyznać, że po remoncie Pani kamienica wygląda nadzwyczaj urokliwie. Wybija się z tłumu można powiedzieć - szelmowski uśmiech księcia podkreślał ukryty sens zdania.
- Ależ Książe, nie mogę wychylać się za bardzo. Nie uchodzi osobie o moim wychowaniu wychylać się ponad swoje miejsce. Ktoś taki na pewno przeszkadzałby w tak kulturalnej społeczności.
- Pani uroda jest aż nadto ponadprzeciętna, by wychylać się z tłumu, ale na szczęście ma to bardzo pozytywny wydźwięk. Nie tak jak w przypadku co poniektórych. Proszę spojrzeć na te pisma - książe wyciągnął spod biurka plik dokumentów.
Anna powoli przerzucała kartki. Wyglądało to jak dziennik obserwacji, daty godziny opisy... i portret. A więc do tego potrzebuje mnie książę, przemknęło jej przez myśl.
- Zadziwiająca skrupulatność prowadzenia rachunków. Ale tu widzę księgowego, który chyba popełnił błędy. Chyba potrzeba go trochę przeszkolić. Podejrzewam, że popełnił też i grubsze błędy.
- Księgowy jest niejako bez winy droga kontesso - Książe wydawał się zadowolony ze słownych gierek, które prowadzili - jest tylko narzędziem, które zostało nauczone czynić, jak czyni. Ważniejsze jest pokazanie nauczycielowi, że nie może tak kształcić swoich uczniów. Mnie jako księciu nie wypada osobiście zajmować się finansami. Potrzebuję kogoś, kto przypilnuję ich za mnie.
- Rozumiem Książe - zalążek planu już powstawał w głowie Niemki - Potrzebne mi będzie dostęp do odpowiednich ksiąg i odrobina czasu.
- Ależ oczywiście. Lord McManam skontaktuje się z panią by zapewnić odpowiednie wsparcie z naszej strony. - książe rzucił okiem na wiszący zegar - Niestety obawiam się, że muszę zakończyć na dziś naszą rozmowę. Mam jednak nadzieję, że dane będzie nam spotkać się wkrótce, w nieco bardziej nieformalnym miejscu.
- Proszę się mną nie kłopotać. - Anna wstała i skłoniła się księciu. Skinęła głową pozostałym osobom w pokoju - Liczę, że szybko uda mi się naprawić błędy w rachunkach. Do widzenia Książe, panowie.

***

Stuk... stuk... stuk...

Obsadka pióra co chwila uderzała o brzeg kałamarza. Papier zapełniał się równymi liniami liter. Pisanie pamiętnika, o ile było ryzykowne ze względu na możliwość jego kradzieży, było bardzo pomocne do zbierania myśli. Cały czas zastanawiała się, dlaczego padło na nią... Miała kontakty wystarczające, by zapewnić, że ktoś zniknie z ulic, ale miał też je każdy w uczestników spotkania. Chodziło więc o odsunięcie od siebie podejrzeć. Przyjezdnej nie będą tak bardzo podejrzewać, ale z drugiej strony, ktoś może dojść do wniosku, że książe sam ściągnął ją tutaj do wykonania zadania. Oczywiście nikt nie spodziewa się, że wykona je osobiście. Rzuciła okiem na plik papierów zabrany z pałacu. Do mnie należy bycie lalkarką, która na razie musi znaleźć odpowiednie kukiełki. A później znaleźć odpowiednio głęboki kufer, by je ukryć. Pióra ponownie wróciło do podróży po papierze. I ponownie, w ciszy spokojnej nocy, po domu unosiło się ciche...

stuk... stuk...stuk...
 
__________________
Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę.
Fanael jest offline  
Stary 17-06-2009, 12:01   #67
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Evelyn nie mogła zasnąć tej nocy. Przewracała się z boku, na na bok, by po chwili wstać z łóżka. Kilka razy przemierzyć pokój. Rozsunąć ciężkie, aksamitne kotary, wyjrzeć za okno na spowity mrokiem ogród i znowu położyć się spać. Noce o tej porze roku były już chłodne i po mimo rozpalonego, przez służącą w wielkim, marmurowym kominku ognia, młoda kobieta odczuwała dojmujący chłód. Przykryła się szczelniej miękką, puchową pierzynką i utkwiła wzrok w jakimś, migoczącym na nocnym niebie, punkcie za oknem. W końcu zmęczona walką z samą sobą Evelyn zapadła w płytki, niespokojny sen.

Kryształ... migotliwy kryształ otaczał ją ze wszystkich stron. Nad jej głową, na złotym łańcuszku zwieszono niewielką lampkę oliwną. Jej mały płomień w magiczny sposób oświetlał całe pomieszczenie, ciepłym, jasnym światłem. Było jej dobrze, po raz pierwszy od dawna czuła się bezpieczna. Wyciągnęła się leniwie na stercie aksamitnych, misternie haftowanych poduszek, które piętrzyły się u jej stóp. Jej ciało rozluźniło się, ogarnął ją błogi spokój. Leżąła tak dłuższą chwilę, gdy nagle coś boleśnie zakuło ją w bok. Evelyn sięgnęła dłonią, po chwili poszukiwań jej palce zacisnęły się na jakimś niewielkim, twardym przedmiocie. Wyciągnęła go i spojrzała. Na jej drobnej, bladej ręce spoczywała para osobliwych, biało-czarnych kości do gry. Na wpół zdziwiona, a na wpół zirytowana dziewczyna cisnęła dziwnym znaleziskiem w kąt kryształowej komnaty. Wtem rozległ się głuchy grom...
Ściany, sufit...
Zaczęły pękać z przeraźliwym jękiem...
Evlyn zasłoniła głowę ramionami i skuliła się w przerażeniu oczesując na koniec, który nieuchronnie musiał nadejść.
Nic się jednak nie stało. Po chwili, nieufnie, pełna złych obaw otworzyła oczy. Już nie otaczał ją skrzący się tysiącem barw, jasny kryształ, teraz siedziała pośrodku wielkiej, mrocznej groty. Jedyne co zostało z poprzedniego pięknego miejsca to niewielka, złota lampka, która teraz stała koło niej. Niestety jej płomień stracił swoją magiczną moc. Światło które dawał było mizerne i chybotliwe, a unoszący się z niej przykry zapach spalanego łoju drażnił delikatny nos kobiety. Evelyn niepewnie ujęła uszko lampki, wstała i spróbowała rozejrzeć się nieco po spowitym mrokiem pomieszczeniu. Sięgające w nieskończoność ciemne, zimne, głuche ściany, uwięziły ją w swoich kamiennych objęciach i nie zamierzały wypuścić. Młoda kobieta krążyła po przerażającym pomieszczeniu, desperacko szukając wyjścia, co chwila potykając się na pokrytej nierównościami podłodze. Upadała raniąc się boleśnie o ostre jak brzytwa kawałki skał. Nagle do jej uszu dobiegł odgłos miarowego kapania. Jakby zahipnotyzowana, dziewczyna zaczęła za nim podążać, wąskim, zdawałoby się wykutym w litej skale, korytarzem. Po długiej, usianej przeszkodami drodze, dotarła do następnej komnaty.





Na środku której, emanując wewnętrznym, zimnym światłem znajdowało się podziemne jeziorko. Jego gładka powierzchnia co jakiś czas marszczyła się i falował, kiedy kolejna kropla uderzała o jego ciemną taflę. Wzrok Evlyn powędrował w górę do miejsca, z którego skapywała woda. Dziewczyna cofnęła się odruchowo, przydeptując fałdy sukni, prawie upadła. Nad powierzchnią wody górował ogromny posąg, sądząc po szczegółach anatomicznych, gigant musiał być mężczyzną. W wyciągniętej dłoni trzymał wielką, stalową wagę, z której drobnymi kroplami skapywała woda. Głowa monumentalnej rzeźby ginęła gdzieś w ciemnościach. Przyświecając sobie lampką dziewczyna ruszyła w kierunku kobaltowego lustra wody, coś ją przyciągało, wzywało. Nagle coś w wodzie poruszyło się... Ciemna toń jeziora pękła na pół, a z mrocznych odmętów, wprost na przerażoną dziewczynę rzucił się wielki, pokryty oślizgłą łuską gad...

Evelyn obudziła się z krzykiem.

***

Koszmarna noc pozostawiła piętno na pięknej twarzy hrabiny. Cienie pod oczami, zapuchnięte powieki wszystko to Evelyn postanowiła ukryć przed światem pod misternie utkaną, czarną woalką. Mecenas Rozepour okazał się niezbyt przyjemnym, oślizgłym typkiem o małych, wiecznie rozbieganych, wodnistych oczkach.

- Witam hrabino. Prossszę przyjąć moje najssszczersze wyrazy wssspółczucia, łączę sssię z panią w bólu - wysyczał, miętoląc i obśliniając w niezgrabnym pocałunku dłoń kobiety - Prossę ussiąść droga pani, mussimy chwilunię zaczekać na sir Albrehta, drugiego spadkobiercę.

Pomna wczorajszej obietnicy jaką sobie złożyła Evelyn mocno zacisnęła karminowe wargi, by nie dać poznać po sobie, jak bardzo jest zdziwiona.

Kim był ów Alhreht? Co to wszystko miało znaczyć? Przecież Henry miał rodzinę? Dlaczego tylko ona i ten tajemniczy mężczyzna zostali zaproszeni na otwarcie testamentu jej świętej pamięci małżonka? - pytania mnozyły się w nieskończoność.




- Dziękuję, jeśli pozwoli pan postoję. - odpowiedziała grzecznie, acz stanowczo kobieta oswobodziwszy dłoń ze spoconych, lubieżnych łapsk mecenasa, podeszła do okna.

Tętniąca życiem londyńska ulica, zdawała się kpić z jej rozterek. Ludzie pośpiesznym krokiem zmierzali przed siebie, konie stukając kopytami o bruk ciągnęły wozy i dorożki, grupka obdartych, małych żebraków próbowała wyłowić coś z mulistej, wartko płynącej wody w rynsztoku. Życie toczyło się jakby nigdy nic, przemykało obok niej, przelatywało jej między palcami niczym piach z rozbitej klepsydry.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(
MigdaelETher jest offline  
Stary 17-06-2009, 15:45   #68
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Karim uśmiechnął się z nutą ironii pobłyskująca na twarzy. Pochylił się, oparł dłonie o swą laskę i zaczął mówić.

-Jeśli tutejsi Powołani są tak puści duchowo, że liczy się dla nich tylko proch i skała to będę się modlił o to stalowe miasto. Mo naród trwał mimo utracenia Arki Przymierasz. Arka, jedyne miejsce gdzie można było zmawiać z samym Panem. Nasza wiara pozostała mimo tego niezachwiana. Powołani miasta Londyn rozpaczają nad utratą skały. Co przetrwa więcej obrotów Wielkiego Koła, skala czy idea?

Pozwolił sobie na za dużo. Stanowczo za dużo. W ostatnim odruchu samokontroli powstał, skłonił się i żwawo ruszył do drzwi.

”Do was więc zwracam się, władcy,
byście się nauczyli mądrości i nie upadli.
(Mdr 6,9)”
Tak, niewecowanie tak.
-Zsssabij!
-Cóż to?


Odezwał się avatar Karima i zaczął na przemian ryczeć i szeptać jak nieokiełznana bestia. Mag przyśpieszył kroku, a za nim ciągnęła się metafizyczna woń niczym mod topielca. Wskoczył żwawo do powozu i skrzywił się.

-Jak ja śmierdzę....

Mahomet był niezwykły. Bez trudu wyczuto, co mogli poczuć tylko przebudzeni i skrzywi się lekko lecz nie skomentował. Tymczasem arabski książę nie kazał jeszcze odjeżdżać. Utopił twarz w dłoniach ciągłe słysząc ryk gdzieś w oddali. Nie chciał go słyszeć, a jednocześnie pragnął jego gniewu. Pragnął gdyż gniew wydawał się mu słuszny, zasłony i... Sam już nie wiedział co.

-Mahomecie, gdybyś musiał zdobyć określone miejsce i byłby problemy z kupieniem go?

-Namówił kogoś kto może kupić i potem odkupił.

Karim wpatrzy się w swego siedzącego naprzeciw sekretarza. Obydwoje popadli w zamyślenie, a Karim zacisnął pieść. Jego jaźń pozostała teraz niczym morze po sztormie. Westchnął.

-Mahomecie, każ zrobić przejażdżkę i sprząc mi listę person z którymi powinienem odświeżyć znajomość.

Kropelki potu galopowały po czole araba. Zbladł, oparł se wygodniej i przymrużył oczy. Sprawiał wrażenie wielce zmęczonego człowieka, nie tylko fizycznie lecz i życiem.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 18-06-2009 o 10:55.
Johan Watherman jest offline  
Stary 18-06-2009, 11:13   #69
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Sir Watt wysłuchał pełnej patosu wypowiedzi Karima, jego blade wąskie usta wykrzywiły się w delikatnym uśmieszku. Rzez chwilę pieścił mahoniowy cybuch fajki w szczupłych, zadbanych dłoniach. Stary Eutanatos upajała się w równym stopniu ciężki, słodkawym zapachem kamfory co rezonansem bijącym od młodego maga jaki wypełnił pomieszczenie. Słońce delikatnie prześwitywało przez pomarańczowe zasłony wykonane z lekkiego muślinu.




Watt przez chwilę jeszcze napawał się tą specyficzną atmosfera po czym skoncentrował swoją uwagę na Karimie.

- Pięknie młodzieńcze, naprawdę pięknie - siedzący na szezlongu mężczyzną teatralnie zaklaskał w dłonie Pozwól że przytoczę przypowieść jednego z wielkich mędrców twego narodu, otóż powiedział on tak do słuchających go uczniów:

- Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki -

- Czy ja w twoich oczach jawię się jako głupiec Karimie? - pytanie wypowiedziane szorstkim, chrapliwym głosem zawisło nad głową Karima.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(
MigdaelETher jest offline  
Stary 20-06-2009, 19:23   #70
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Słowa starego Eutanatosa dotarły do Karima dopiero w kolejnym wdechu w swym powozie. Zatopił swe oczy w powozie. Pycha była grzechem którego trzeba było się wystrzegać, monstrualna pycha doprowadzała do niezachwianego przekonania, że ma się zawsze racje i tylko własną wizja rzeczywistości jest tą słuszną To zaś prowadziło albo do walki o nią, albo szaleństwa własnego świata. Karim dziwił się, że dopiero teraz to zrozumiał i usłyszał. Jednocześnie był zlękniony bardzo do czego doprowadził go gniew? Przestał dostrzegać całościowy obraz, gniew zaślepil oczy.

-Panie...

Zamilkł. Teraz nie potrafiło przejść mu przez usta, że mimo wszystko i tak miął racje, że tamte fragment był symbolem, że dom był nadzwyczajna metafora dla ludu tułaczy. Mając w sercu poprzednie ześle pinie, nie mógł wydusić ani słowa.

”Wracać? Ale po co? Jak dziecię?

Ścieżki oświecenia były kręte. Pycha i znajomość własnej wartości mieszały się w jedna, szarą barwę przed oczyma araba i żyda zarazem. Spojrzał na swoje recie i tatuaże na nich. Zwiąż i rozwiąż.

”Stać pośrodku Wielkiego Koła mając po jednej dłoni początek i po drugiej koniec...Może moim przeznaczeniem jest obserwować?'

Olśnienie, promyk jutrzni przybył wraz z dawno widzianym przez Eutanatosa sokołem który kołował nad Londynem. Mag wychylił się, spojrzał na niebo w zadumie.

Panie?

To głos Mahometa wyrwał araba z zamyślenia.

-Tak, jestem. Kim?

Karim znaczyło hojny. Mag jeszcze w ostatnim geście woli, zwalczył przemożną chęć powrotu i zrobienia awantury, że w Arabii głos szlachcica i osoby uprawnionej do interpretacji Koranu jest głosem którego podważyć nie można, można sugerować. Zwalczył w sobie tą pyszna myśl, rozsiadł się wygodniej.

-Jedźmy.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172