Kontynuację spaceru Risha odbyła już we względnym milczeniu - a zrobiła tak z wyboru, kierując się bowiem przekonaniem, że po dniach spędzonych w hałasie ciągłego trajkotania, bezsensownej paplaniny i nadmiernie optymistycznego usposobienia ich niziołczych przewodników należało jej się kilka chwil spokoju, charakterystycznej harmonii w połączeniu z otoczeniem. A w każdym razie czegoś zdecydowanie z daleka od "Ferdiego" i jego wesołej kompanii. Swobodnym krokiem tropicielka więc podążała za pogrążonymi w pogaduszkach Ruliusie i Rivielli, od czasu do czasu puszczając w ich stronę lekko rozbawione spojrzenie i w duchu z uśmiechem przyznając, że półelf sam sobie łóżko ścielił, ale do dyskusji się nie wtrącała. Nie wtrącała się też w interes, jaki przechodni mieszkańcy mieli, kiedy niemal z wyłupionymi oczami wpatrywali się w spacerujących najemników - z tak samo rozbawionym grymasem na twarzy dziewczyna po prostu ich ignorowała. Wydawało się, że w tych kilku chwilach tropicielki nie ruszało wręcz nic - tak, jakby swobodnie, bez pytań, wątpliwości i problemów dryfowała sobie po bezkresnym oceanie cierpliwości. I widać było, że czuła się w tym dryfie nad wyraz wspaniale.
Chłodne powietrze nad istotnie pięknym jeziorem więcej cudów w nastroju Rishy zdziałać by nie mogło, ale łagodziło zaś wrażenia, jakie tropicielka miała na widok czujnie wypatrującej zagrożeń paladynki. Na zbytnią powagę w podchodzeniu do życia można było tylko pokręcić głową.
- Im dalej będziesz tak wyciągać szyję, tym skuteczniej jeszcze ci się uda wywołać wilka z lasu - Risha posłała elfce luźny, szeroki uśmiech, ale nie oczekiwała odpowiedzi. Od razu wygodnie ułożyła się na trawie. W zasadzie po prostu się na niej położyła, jakby demonstrując podejście wręcz przeciwne do tego, którym kierowała się paladynka. Podłożywszy dłonie pod głowę, tropicielka zamknęła oczy i z błogim wyrazem na twarzy wsłuchała się w kojące dźwięki natury. Spokojny głos starego Norberta delikatnie przemykał do jej świadomości; tak samo nieszkodliwie, a rytmicznie, jak łagodne, kocie mruczenie.
Takiego spokoju dziewczyna potrzebowała i takim spokojem napawać by się mogła jeszcze o wiele, wiele dłużej, gdyby nie wdarł się do jej uszu nagły donośny huk. Na jego dźwięk Risha wpierw jedynie szeroko otworzyła oczy, lecz gdy sprawa okazała się poważna, żywo podniosła się i ona. Na miejsce dotarła więc ostania, ale z widoku rozgrywającej się przed ich oczami bitwy nie straciła ani ułamka. Akurat ułamek wystarczył, by w postaci pięciu gnolli i trzech hien zaangażować ją w to starcie. Nie powstrzymała się jednak od komentarza, który puściła z mrugnięciem do Rivielli:
- Hieny, nie wilki. A byłam tak blisko - uśmiech w tej sytuacji nie wydawał się na miejscu, ale już dwa wyciągnięte wraz z nimi ostrza, owszem. Mimo wszystko nie od razu Risha ruszyła do ataku. Złożyć się na to mógł chociażby fakt, że po usłyszeniu rozkazów, jakie wydała paladynka, dziewczyna pytająco uniosła w górę brwi, jakby chciała się jeszcze upewnić, że się nie przesłyszała. Ostrzał jak na życzenie zapewnił elfce Rulius - pomijając Babcię, której refleks okazał się niezawodny - lecz Risha wcale nie była taka skora do pójścia w jego ślady. Przede wszystkim dlatego, że nie uważała hien za ich podstawowe zagrożenie - głupie bestie szły po prostu za głupim rozkazem jeszcze bardziej bezmyślnych gnolli. Jak ona nie cierpiała tych niewyżytych żarłoków... Z grymasem na twarzy zdecydowanym krokiem ruszyła zatem w ich kierunku, mijając po lewej Riviellę i gotując się na zamachnięcie na czworonożnego padlinożercę, jeśli tylko taki stanie jej na drodze. Ale to nie hieny były jej głównym celem. Poranione magicznymi pociskami Babci i ognistymi strzałami półelfa gnolle - a w każdym razie na pewno jeden z nich, taki najbardziej z krawędzi - były jak dla Rishy idealnie przygotowane pod cięcia jej ostrzy... |